czwartek, 29 kwietnia 2010

Podsumowanie Ligi Mistrzów 27 i 28 kwiecień

Wtorek

Olimpique Lyon – Bayern

3 minuta mogła przynieść gościom prowadzenie, ale Muller spudłował w idealnej sytuacji, która była konsekwencją błędu Crisa. Potem nadarzyło się jeszcze kilka okazji dla obydwu stron, ale z czasem było ich mniej, jednak żadna z ekip nie przejęła inicjatywy. Bawarczycy jednak od 20 minuty zyskiwali przewagę, którą udokumentowali gole Olica z 26 minuty. 4 minuty później Bayern miał szczęście, bo Bastos spudłował z pięciu metrów. Monachijczycy poczynali sobie na murawie naprawdę bardzo dobrze. Górowali nad Francuzami, którym po prostu nie szła gra, praktycznie pod każdym względem. Doskonale grali m.in. Contento oraz Altintop. Lyon był w potwornie trudnej sytuacji, bo nie dość, że przegrywali do przerwy 0:1, to nic nie skazywało na to, iż ich gra się polepszy.

Na drugie 45 minut w miejsce Van Buytena pojawił się Demechelis, natomiast Puel wzmocnił siłę ofensywną, zdejmując Cissokho, a wprowadzając Gomisa. W pierwszych 10 minutach okazje mieli Gomis oraz Schweinsteiger, ale bramki nie padły. W 57 minusie fantastycznie interweniował Lloris po uderzeniu Robbena. 3 minuty później Cris ujrzał drugą żółtą kartkę i osłabił szeregi Lyonu. Chwilę potem Govou przetestował niebezpiecznym strzałem Butta. W 67 minucie Olic zamknął grę jak Eis na swojej płycie. Było 2:0 dla Bayernu i nikt ani nic nie mogło już Niemcom odebrać finału. Strzelali jeszcze Robben i Olic… a kiedy Chorwat uderzał tego wieczora, to padały gole i tak też było w 78 minucie – 3:0. Mogło być wyżej, szczególnie wyśmienitą okazję miał Altintop i szkoda, że nie strzelił, ale i tak wynik i styl gry robią wrażenie.

Bayern Monachium jest w finale Ligi Mistrzów. Takie stwierdzenie, które teraz jest faktem, na początku sezonu czy chociażby w jego połowie można by traktować jako oksymoron. Piłka nożna jest nieprzewidywalna. Bawarczycy zasłużyli sobie na ten awans i może być tylko lepiej!

Środa

Barcelona – Inter

Krótkie podsumowanie tego spotkania. Gospodarze mieli gigantyczną przewagę posiadania piłki, która w pewnym momencie wynosiła nawet 80 – 20%, więcej oddali strzałów, zdecydowanie częściej gościli pod bramką Julio Cesera, który przy okazji po raz kolejny potwierdził, że jest najlepszym bramkarzem świata, ale to nie wystarczyło, aby zdobyć dwie bramki i awansować do finału. Dodatkowo gracze Guardioli grali z przewagą jednego zawodnika, kiedy w 28 minucie drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę ujrzał Motta. Barcelona, mimo ataków, była naprawdę bezradna wobec świetnie zorganizowanej obrony Włochów. Rzeczywiście niebezpiecznie być zaczęło po tym, jak w 84 minucie piękną bramkę dla Hiszpanów zdobył Pique. Katalończycy poważnie zagrażali bramce Interu i nawet Bojan zdobył gola 2:0, ale wcześniej była ręka i sędzia słusznie tej bramki nie uznał. Wynik 1:0 oczywiście promował gości do wielkiego finału, w którym zmierzą się z Bayernem.

Lepszego rozstrzygnięcia półfinałów wyobrażać sobie po prostu nie mogłem. Bayern w ładnym stylu rozbił w dwumeczu Lyon, a znielubiona doszczętnie przeze mnie Barcelona okazała się być bezradna w dwumeczu z ekipą Jose Mourinho, który załatwił ich taktycznie w sposób iście genialny. Mógłby jeszcze wiele napisać, ale myślę, że rzeczą lepszą niż jakiekolwiek słowa będzie to:

Brak komentarzy: