Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rap. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rap. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 12 sierpnia 2025

Tech N9ne - 5816 Forest (2025)


Tech N9ne wydał niedawno płytę - półtora miesiąca temu, ale recenzję zacząłem pisać już na początku lipca. Po bliższym zapoznaniu się z jego twórczością rok temu (mimo bycia do tego nawianym już od 2007 roku) śmiało umieszczam go w TOP 15 lirycznych raperów na świecie, a także bez wątpliwości w TOP 15 pod względem flow. No i na najnowszym albumie udowodnia w obydwu tych kwestiach swoją klasę i pokazuje niesamowite umiejętności.

Technicznie mamy tutaj po prostu masakrę. Podwójne, potrójne, poczwórne - "pod chuj mnie nie weźmiesz", follow-upując pewnego słupskiego rapera. Gdyby tego było mało, to nierzadko te rymy są dodatkowo wielokrotne, więc poziom iście kosmiczny. Tematycznie również jest ciekawe i różnorodnie, bo dostajemy trochę bragga, puncze, bangery, a także poważniejsze, bardziej przemyślane i refleksyjnego numery. Tekstowo jest idealnie. O taki jeden przykład - potrójny wielokrotny rym:

Street lights hit, I gotta skeet right quick
To 5816, least try to get more time at
The party for my peeps, I'm lit
When they said it's ok, I holler peace, I split

Słowo "get" Tech nawinął specjalnie w inny sposób, aby się rymowało z pozostałymi.

Pod względem flow też jest idealnie, a może i idealniej? Tech N9ne świetnie balansuje, przyśpiesza, zwalnia, zmienia tempo, podśpiewuje. Raz nawija agresywniej, raz spokojniej, a innym razem buńczucznie. Mamy cały repertuar i pokaz chyba każdego możliwego sposobu rapowania. Po prostu mistrz.

Jedynie, co na tej płycie jest niepotrzebne i psuje to obecność Lil Wayne'a w kawałku "Yoda", mimo że zwrotki gospodarza jak i cały album są genialne. 

środa, 9 lipca 2025

Ghostface Killah - Ironman (1996)

Kiedyś twierdziłem, że Wu-Tang Clan to obiektywnie najlepszy (nie będący jednak nawet w moich top 10 ulubionych) zespół rapowy na świecie, a "Enter The Wu-Tang Clan" to najlepsza płyta w historii. Czy nadal tak uważam? Niekoniecznie, ale na pewno to kawał historii i spora ilość utalentowanych np. GZA czy Raekwon i tych mnie utalentowanych np. Ol Dirty Bastard czy Method Man raperów. Wśród członków Wu jest także Ghostface, którego po występach na płytach Clanu zaliczałem do grupy tych utalentowanych, jednak nie słuchałem nigdy jego solówek.

Postanowiłem to nadrobić i jakiś czas temu zabrałem się za jego debiutancki album z 1996 roku "Ironman". Materiał trwa ponad godzinę i zawiera 17 pełnych numerów bez skitów. Za produkcję odpowiada RZA i dostarczył naprawdę kawał dobrej muzyki. Klimatyczne brzmienie łączące soulowe sample z brudnymi nutami tworzy doskonałe tło do treści poruszanych na krążku. A mamy tutaj do czynienia w większości z elementami przestępczości, ulicy, zbrodni, storytellingami. Może Ghostface nie wchodzi tak głęboko w tę rzeczywistość mafioso rapu jak Raekwon na debiucie, ale wyraźnie o nią zahacza. Także treści bardziej osobiste jak w kawałku "All That I Got Is You" się znajdą.

Ogólnie album ma swój klimat, który trzeba poczuć i zapewniam, że niekoniecznie następuje to po jednym przesłuchaniu. To nie jest muzyka do biegania ani samochodu, a do spokojnego posłuchania w skupieniu i delektowaniu się, a jest czym. Jedynym moim zdaniem minusem jest zbyt duża ilość featuringów. Raekwon oczywiście umie rapować, ale jego obecność na 12 z 17 piosenkach i 1 solo! to przesada.  

wtorek, 1 lipca 2025

O$ka - W Tych Klubach feat. Cayra, Teka (2004)

Miałem już w zeszłym roku w planach rozpocząć serie wpisów, w której pokrótce przedstawiam jeden kawałek, który ostatnio zrobił na mnie duże wrażenie. No i tak rok temu zacząłem od Bonsona i na nim skończyłem. Zmienia się to dzisiaj. Postanowiłem posłuchać sobie płyt O$ki i zatrzymałem się na "W Tych Klubach" z drugiej producenckiej płyty z 2004 roku. I non stop od wczoraj słucham tego numeru.

Dziś na tropie Tomek
Na topie Tomek

Takimi wersami Teki zaczyna się ten kawałek, które wgniatają mnie ziemie. Zdecydowanie jedne z najlepszych rozpoczęć zwrotek w polskim rapie, jakie słyszałem. Mamy podwójny rym z błyskotliwą grą słów (dla niekumatych w drugim wersie nie jest to nawiązanie do imienia) nawinięte to z niesamowitą pewnością siebie. 

Ogólnie numer jest utrzymany w ostro imprezowym, hedonistycznym klimacie idealnym na melanże. Byłbym na pewno jednym z motywów przewodnich obok "Drin Za Drinem" czy "W Klub Idziemy", jakby znał go w latach 2007-2010. O$ka dostarczył również świetny, bujający bit, a Teka zrobił swoje nawijką. Dodatkowo doskonałą robotę robi wokalistka Cayra z wpadającym w uchu refrenem i podśpiewywaniem, ale w stylu imprezowym nie wyjcowym, wiadomo to stare czasy. Cayra znana najbardziej z refrenu "Przestroga" kawałka nagranego z Teką, jego zdecydowanie najbardziej znanego. 
Do teraz widziałem, że ona nagrywa coś, ale nie wczuwałem się.

W każdym razie idealnie wypadło w "W Tych Klunbach". Sam Teka także wspiął się na wyżyny swoich umiejętności. Pierwsze dwa wersy, które tutaj przytoczyłem są preludium do jego lirycznych popisów. Tak popisów, bo rymy podwójne, wewnętrzne, krzyżowe, holorymy, gry słów, niezłe porównania czy barwne budowanie narracji to są popisy, które należy mega docenić, biorąc pod uwagę, że to był rok 2004.

Postanowiłem przypomnieć sobie nagrania Teki czy on też na swoich płytach taki poziom techniki prezentował, bo nie pamiętałem, a 20 lat temu aż tak nie zwracałem na to uwagi. Jednak nie. Szkoda, ale ten numer polecam, bo to przespana perełka imprezowa. 

sobota, 21 czerwca 2025

It's mostly the voice...

it's mostly the voice that gets you up
it's mostly the voice that makes you buck
a lot of rappers got flavor and some got skills
but if your voice ain't dope then you need to chill

Taki wersami zaczyna się kawałek Gangstarr "Mostly the Voice" z ich wg mnie 2 najlepszej płyty "Hard to Earn" wydanej w 1994 roku. I właśnie ten fragment będzie stanowiłem podstawę rozważania w tym wpisie. Pytanie jakie stawiam brzmi:

Guru - czy słuszne jest uważanie go za jednego z najlepszych raperów?

Najbardziej charakterystyczną cechą Guru był jego głos. Zapadający w pamięć, świetnie pasujący do przekazywanych treści pod różnorodne bity robione przez Premiera czy samego siebie na solówkach na przestrzeni bogatej kariery zarówno solowej i jak zespołowej. Sam raper był doskonale świadomy mocy swojego głosu i jak będziemy rozpatrywali rap jako muzykę mającą nieść mądry przekaz, który ma trafiać do słuchaczy i nieść naukę, to Guru ze swoim głosem byłby chyba najlepszym nauczycielem. No ale właśnie czy to się broni i wystarczy, aby uznać członka Gangstarr jednym z najlepszych?

Pomijam już fakt, że spotkałem się z opiniami, że niektórym jego głos kompletnie nie odpowiadał, a nawet ci którzy uznawali go za ciekawy, to totalnie nie byli w stanie słuchać jego muzyki przez całkowity brak flow. No właśnie jak jest z tym flow lub jego brakiem u Guru? Wg mnie całą karierę nawijał w praktycznie ten sam sposób, jak najbardziej słuchalny i akceptowalny, ale nic ponad przeciętność. Kiedy próbował w niektórych momentach przyśpieszać np. na albumie "Moment of Truth" wychodziło to słabo. Chociaż miewał też pod tym względem przebłyski na pierwszym Jazzmatazie w numerze "La Bien Le Mal".

Tak więc flow średni, ale sposób nawijania i odbiór jego nawijki potęgował właśnie jego niepowtarzalny głos. Gdyby Guru miał inny głos, powiedzmy sobie że zwykły, to mógłbym uznać słuchanie go na dłuższą metę za męczące, a nawet nie do zniesienia. I biorąc pod uwagę sposób rapowania, to ratuje go głos, a więc zdanie it's mostly the voice ma tu zastosowanie. Jednak to zdecydowanie za mało, aby uznać go za jednego z najlepszych na mikrofonie.

Spójrzmy teraz na teksty i tutaj Guru plusuje u mnie jeszcze bardziej niż ze względu na głos. W twórczości wykonawcy dominują trafne obserwacje, trudne tematy (ubóstwo), zmagania, mądre życiowe rady, refleksje i rozważania nad problemami egzystencjalnymi oraz społecznymi, a także można znaleźć chełpienie się, hołdowanie czterem elementom, tematy kobiece czy trochę naleciałości ulicznych. Można śmiało powiedzieć, że jego teksty zawsze miały przekaz i wartość. Guru pod względem przekazu to wg mnie zdecydowanie jeden z najlepszych raperów na świecie i potrafię zrozumieć, jak ktoś umieszcza go w 15 najlepszych lirycznie raperów na świecie. Co do techniki, to mniej więcej od 1998 roku zaczął stosować bardziej złożone rymy.

Biorąc pod uwagę powyższe, zadam pytanie jeszcze raz i udzielę odpowiedzi:

Czy słuszne jest uważanie go za jednego z najlepszych raperów?

NIE

Bardzo lubię i cenię jego muzykę, zarówno płyty Gangstarr jak i solówki. Lubię wracać do wielu kawałków, a "Skills" był moim osobistym hymnem motywacyjnym kiedy prawie 20 lat temu stawałem przed zadaniem, które wydawało mi się naprawdę trudne jak na tamte czasy. Jednak wiadomo, że 19 latek ma zupełnie inną mentalność i postrzeganie świata. 

Ogólnie nazwałbym Guru dobrym raperem i w skali szkolnej dałbym mu 4 - czyli dobry. Do 5 bardzo dobrego jednak mu brakuje, a do oceny 6 - wybitności to nie mamy nawet o czym mówić. Jest to bez wątpienia legenda i jeden z najważniejszych raperów Nowego Jorku i Wschodniego Wybrzeża, ale na pewno nie jeden z najlepszych na świecie. W notce z 2010 roku dotyczącej jego śmierci napisałem, że był dla mnie znakomitym artystą, którego muzyka zawsze niosła wartość. Nazwanie go znakomitym było zapewne podyktowane burzą emocji, jak dowiedziałem się o jego śmierci. Był po prostu dobry.

Wielka szkoda, że nie żyje, bo liczyłbym że w 2025 roku dołączyłby do Grand Puby i Lords of the Underground, którzy pokazują, że da się zrobić porządny klasyczny hip hop obecnie. Chociaż Guru w 2009 roku na ostatniej solówce romansował z autotunem i ciekawe czy nie poszedłby z złą stronę? No nic, tego się już nigdy nie dowiemy. Było Big L rest in peace od Gangstarr, to teraz ode mnie Guru rest in peace! (skrecze)

niedziela, 15 czerwca 2025

Lords of the Underground - So Legendary (2025)

Lords of the Underground to zespół pochodzący z New Jersey, ale przeze mnie trochę zapomniany. Odkryłem ich w 2007 roku, sprawdziłem całą dyskografię oraz najnowszą jak na tamte czasy płytę z 2007 roku. Ich muzyka bardzo przypadła mi do gustu. Debiut z 1993 roku chyba najlepszy, drugi album wydany rok później także dobry natomiast trzeci krążek z 1999 roku już był w zupełni innej stylistyce szczególnie pod względem brzmienia. Jednakże jest to moja ulubiona od nich pozycja obfituje w numery, które najbardziej wchodziły do głowy i zapadały w pamięć. Album z 2007 raczej średni w porównaniu do poprzednich, ale nadal warty sprawdzenia.

Byłem mega zaskoczony, kiedy na youtubie kilkanaście dni temu pojawił mi się w propozycjach ich numer. Okazuje się, że wydali w kwietniu płytę, a w zasadzie należałoby rzec epkę, bo trwa 27 minut. No i ten materiał to jest po prostu esencja tego, co w rapie najlepsze. Lordsów cechuje ta charakterystyczna, co w latach 90-tych nawijka - raperom zdarza się nie rapować po całych zwrotkach, ale po kilka wersów na przemian. Przynosi to na myśl odsklulową, klasyczną tradycję obecną w latach 80-tych najczęściej w nagraniach Run DMC. 

Na "So Legendary" mamy świetne bity dostarczone przez Snowgoons, bo to w zasadzie wspólny projekt. Podkłady są naprawdę mocne, dopracowane i najlepiej słuchać na słuchawkach lub dobrym głośniku i podkręcić bas. Brzmienie idealnie pasuje do rapujących Mr. Funky oraz DoItAll, a nawijają poprawnie. Żadnych innowacji pod względem flow czy akrobacji nie ma, ale nie tego po tych raperach się oczekuje.

Tekstowo dostajemy to, czego można było się spodziewać po chłopakach. Trochę refleksji, poważniejszych rozważań o problemach, follow-upy do raperów oraz nagrań z przeszłości np. do Rakima z wersem "check out my melody", lekko prześmiewczy do Atmosphere "I don't know Lucy but I know Merry", pomysłowy do zespołu Phonte i Nicolay'a "this is a call for change, I'm taking Foreign Exchange" a także błyskotliwe wersy np. "Asalamalekun Sheik let's get it shaking" (chociaż Bedoes za taki wordplay by pojechał tak jak zrobił to z jednym gościem w tym żałosnym Rhythm & Flow, ojej), bragga i manifestowanie swojej pozycji "I killed your favourite rapper and it ain't even hard" - Właśnie tak, Lordsi dają naprawdę RAP.

To wydawnictwo jest dla mnie dużym zaskoczeniem. Mamy Grand Pubę i Lordsów. Ciekawe ile jeszcze ekip/raperów w tym roku powróci i pokaże klasę? Oby jak najwięcej

środa, 28 maja 2025

Grand Puba - The Origin (2025)


Zupełnie przypadkowo przeczytałem ostatnio na popkillerze, że Grand Puba wydał nową płytę. Mówię sprawdzę oczywiście, bo od zawsze lubiłem tego wykonawcę, mimo że czysto umiejętnościowo jest raczej na średnim poziomie poza przekazem, który zawsze był jego bardzo mocną stroną. Ciekawostką jest dla mnie fakt, że solowo Grand Puba ma niewiele mniej odsłuchań niż Brand Nubian jako zespół. 

Materiał ma 25 minut, więc to jest po prostu epka, ale raper jak zapowiedział w intrze, to pierwsza część łącznie z trzech, więc całkowicie będzie jak pełny long play. No i tutaj mały szok, bo wcześniej nie widziałem tej okładki, którą wkleiłem i nie doczytałem do końca - ale ten 3 epkowy projekt to pożegnanie rapera z tym biznesem. Szkoda, ale trzeba się cieszyć tym co jest teraz, a jest z czego.

Nie sądziłem, że ta produkcja tak mi siądzie, że będę słuchał jej kilkukrotnie i nawet powrócę do całej dyskografii solowej wykonawcy. Treściowo na tym materiale dostajemy to, do czego Puba przyzwyczaił słuchaczy przez całą swoją karierę. Food for thought, w którym obecne są treści afrocentryczne, społeczno-polityczne rozważania oraz luźniejsze tematy dotyczące kobiet. Nic odkrywczego i w zasadzie to samo, co 35 lat temu, ale co z tego? Słucha się tego mi dobrze, a wszystko podane na takich bitach i zarapowane w taki sposób, że śmiało można powiedzieć by, że to album nagrany w latach 90-tych.

No właśnie, bo Grand Puba to stary Grand Puba. Stary, bo ma już 60 lat i stary w swoim sposobie robienia muzyki. Można przytoczyć jego słowa:

listen to this but i don't think you will undestrand, it's Kool Keight and Grand

No właśnie nowoczesny słuchaczu - nie zrozumiesz. Zaskakujący występ Kool Keitha, człowieka legendy alternatywnego rapu dodaje smaczku, tworząc najlepszy numer z materiału. Świetny występ i fantastyczne kolabo. Jak i cała epka świetna, czekam na kolejne części. 

środa, 7 maja 2025

Ice Cube - War & Peace Vol. 1 (The War Disc) (1998)

Ice Cube to raper, który nie dysponował nigdy wybitnym flow, świetną techniką składania rymów ani nigdy nie uważałem go za jednego z najlepszych wykonawców nawet z samego Zachodu. Jednak zawsze go lubiłem i darzyłem szacunkiem. Trzech rzeczy Cubowi nie można odmówić. Pierwsza to wkład w rozwój gangsta rapu, bo z N.W.A. był zdecydowanie najlepszym pod względem umiejętności raperem. Druga to charyzma, którą ma niewątpliwie dużą i pod jej względem w N.W.A. jedynie może ustępował Eazy-E, ale to kwestia dyskusyjna. Trzecia to buńczuczność na mikrofonie.

I na płycie wydanej w 1998 roku, która jest pierwszą częścią podwójnego albumu, pokazuje wyżej wspomniane rzeczy. To w jaki sposób porusza się na bicie, wręcz ujeżdżając go bezkompromisowo i z jakim przytupem akcentuje słowa nie dość, że przyciąga moją uwagę, budzi podziw to niesamowicie buja. Nie mam na myśli, że ma genialne flow, bo jak już wspomniałem na początku - nie ma, ale on gra pierwsze skrzypce na bitach, pokazując że nimi rządzi. 

Ice Cube jest pewnym siebie, twardo stojącym na ziemi, pełnoprawnym i szanowanym człowiekiem z samego środka getta. Raper wykracza poza konwencje zwykłego gangsta rapu na albumie. Mamy uliczne bragga, społeczne obserwacje prosto z getta, szkodliwość pieniądza, kwestie niesprawiedliwości, świetny storytelling w "Once Upon A Time In The Projects 2" czy ciekawy koncept w "Dr. Frankenstein". Oczywiście Cube jak przystało na gościa z getta nie stroni od bezpardonowego często wulgarnego języka.

Tak trochę śmiejąc się, to raper utarł mi ładnie nosa co do techniki składania rymów, którą nazwałem (dość łagodnie), że nigdy nie była świetna. Chodzi o kilka początkowych wersów z "Greed":

We be stackin chips, packin clips, mackin chicks
Laugh at tits, slappin dick, in yo' bitch (bitch!)
Makin hoes, take these clothes, from these sto's
Walkin slow, there go the po', now here we go

Godne podziwu. Ciekawym jest też fakt, że własnie w powyższym numerze w pewnym momencie nawija jak Biggie, a w "Ask About Me", który jest pierwszy na płycie tak jak Tupak. Powodując, że Big and Pac żyją :) Brzmieniowo jest mocno, ostrawo, bujająco, a momentami gładziej. 

Płyta trwa grubo ponad godzinę, ale w żadnym wypadku nie jest zrobiona na siłę, nie ma zapychaczy, niepotrzebnych skitów (tylko jeden) jak u Masta Ace'a (chociaż tam był koncept album, ale nie mniej męczące to było). Bierze się ją od początku do końca i słucha z przyjemnością. Oczywiście są kawałki lepsze oraz gorsze. Do moich faworytów należą "Ghetto Vet", "War And Peace", "Greed", "Ask About Me" oraz "Extradition". 

niedziela, 4 maja 2025

Mistah F.A.B. - Once Upon a Sideshow (2025)

Współczesne Bay Area - te gangsta rapowe jak i nie gangsta rapowe, jakie ono jest? Nie mam pojęcia. Natknąłem się ostatnio na temat na forum ślizgu, gdzie rozmawiali właśnie o tym. I jeden człowiek polecił 3 płyty z tego roku, a wśród nich własnie kolaborację Mista F.A.B. z DJ'em Idea, mówiąc że ta najbardziej mu się podoba. Wykonawcy nigdy nie słuchałem poza jakimś numerem z 2007 roku, ma dużo płyt na koncie, jest z Oakland, a solowo działa od 2002 roku. Pomyślałem, że posłucham, zobaczę, bo osobiście sympatyzuję z Bay od zawsze - zarówno z tą uliczną jak i nie uliczną stroną.

Łącznie materiał trwa około 30 minut i nie wiedziałem czego można się spodziewać. Jednak już po 1 numerze widać w jakiej stylistyce będzie cały album. Mamy rok 2025 i mamy do czynienia z hyphy na poziomie którego absolutnie nie powstydziłbym się Mac Dre czy Kean Da Sneak. Charakterystyczne bity z tzw tłuczeniem, brzmienie imprezowe, trochę na pograniczu crunku, ale zupełnie nim nie będące, bo bym tego nie zniósł. Przyspieszanie, wariactwa na bicie, charakterystyczne akcentowanie, przeciąganie słów - to jest klimat! 

W żadnym wypadku wycie czy stękanie, ale do tego wrócę na koniec jeszcze. Sposób nawijania Mista F.A.B. przynosi skojarzenia z wypadkową Mac Dre, Kean Da Sneaka, Too Shorta i E-40 (szczególnie naleciałości z tego ostatniego są widoczne w "99,999"). Nie jest to w żadnym wypadku kopiowanie, a oddanie hołdu tym raperom jako jednym z głównych reprezentantów i pionierów hyphy. Treściowo jest to czego można się spodziewać, a więc sporo slangu Bay Area, tematy pimpowe, hajsowe, dragowe, chillowe czy representing.

Podsumowując, bardzo ciekawa pozycja, sam jestem zaskoczony, że mi się tak wkręciła. Chociaż zdarzają się niechciane momenty jak np refren z "Mehicle" i kilka innych drobnych spraw, ale jest tu tyle świetnych rzeczy, że wybaczam.

sobota, 19 kwietnia 2025

Yukmouth - The City Of Dope (2007)

Yukmouth to postać, która osobom interesujących się rapem na pewno nie jest obca. Raper pochodzi z Zachodniego Wybrzeża, reprezentuje Oakland, nagrywa od lat 90-tych, bujał się z Tupakiem, ma szacunek w tym biznesie, rapować potrafi też całkiem nieźle, a na pewno charakterystycznie. 

Jednak ja nie o tym dzisiaj, bo wczoraj naszła mnie myśl czy Yuk jest doceniony na tle innych gangsta raperów z West Side, a raczej że jest po prostu niedoceniany. No i jak zerkniemy na statystyki odsłuchań na last.fm to moje przypuszczenia się potwierdzają. Oczywiście last.fm nie jest wyznacznikiem prawdy w stu procentach, ale śmiało można na nim bazować, aby mieć statystyczny pogląd jak i czy dany raper jest doceniany na tle innych. Porównanie odsłuchań Yukmoutha z bardzo znanymi postaciami z Zachodu jak Snoop Dogg, 2Pac czy Ice Cube (pierwszą dwójkę znają zapewne osoby, które rapu nie słuchają na codzień) mija się oczywiście z celem. 

Weźmy jednakże pod lupę postacie mniej znane dla przeciętnego człowieka, ale znane już dla słuchaczy rapu, reprezentujące Zachód i nagrywające stylowo podobny rap, a więc Spice1, MC Eith, E-40, Brotha Lynch Hung, Rapping 4 Tay, DJ Quik, Too Short, Mac Dre czy MC Ren. I nie chcę tutaj mówić o ich wkładzie w rap, bo wiadomym jest, że pod tym względem Yuk nie ma podjazdu do chociażby Too Shorta czy E-40 (i w sumie nawet może i połowy lub ponad połowy z nich), ale chcę poruszyć kwestię ogólnego poważania i popularności wśród słuchaczy. Nie ma sensu przytaczać konkretnych danych dla każdego z tych wykonawców i analizować ich. Powiem tylko, ze Yukmouth ma trochę ponad 600tys przesłuchań, a trzeba wziąć pod uwagę że płyt oraz mixtapów ma nie mało.

W porównaniu do niego, wymienieni wyżej raperzy mają od 3 do 10 razy więcej przesłuchań i mało który z nich ma bogatszą dyskografię niż Yuk. W większości mają podobną albo mniejszą. Oczywiście Too Short czy E-40 mają pomiędzy 20-30 solówek na końcie, ale Yukmouth ma też bardzo dużo mixtapów. Yuk może na dłuższą metę jest męczący, szczególnie jego krzykliwy i charakterystyczny sposób rapowania, ale to go wyróżnia. Jego twórczość to głównie uliczne numery, w których przedstawia się jako twardziela. Ulica, strzelaniny, samochody, gangsterka, dilerka, nieustraszoność, niezłomność, jechanie po fałszywych ludziach. Takie rzeczy przemyca w swojej muzyce i właśnie taki jest też mixtape "The City Of Dope", który słucham sobie od wczoraj. Ogólnie jest to niezła płyta, kilka kawałków wrzuciłem do ulubionych, ale jako całość nie powala, jednak słucha się tego dobrze i dostaje się taki materiał, do którego raper już nas przyzwyczaił. 

Yukmouth to postać znana w świecie rapowym, ale w swojej lidze jest jednak niedoceniana. Z czego to może wynikać? Słaba promocja? Nie wiem. Nie najwyższych lotów flow, który przykrywany jest przez zadziorną nawijkę? Może, ale Too Short również niezbyt ma dobre flow. A może brak solowego hitu i definiowanie kariery poprzez Luniz i "I Got 5 On It"? Szczególnie, że Luniz, biorąc pod uwagę odsłuchania na last.fm jest paradoksalnie przeceniane moim zdaniem. 

Niemniej jednak Yuk na tle pewnej grupy raperów z Zachodu jest zdecydowanie niedoceniany. Czy jest w pierwszej 10 czy 20 ogólnie niedocenianych raperów czy w odniesieniu do całego rapu można określić go jako niedocenianego? Wg mnie nie, ponieważ mimo wszystko to postać rozpoznawalna, ale nie wyróżniająca się szczególnie wyjątkowymi umiejętnościami. I tak dorzucę osobiście coś co do Yuka - dożywotni szacunek za "Still Ballin'", dedykację dla Tupaka i jak idealnie opisał sytuację żerowania na nim i się jej sprzeciwiał.

środa, 9 kwietnia 2025

Kaffel

Kaffel, a obecnie już KaFF KaFF-L (swoją drogą słaba ksywa wg mnie), to raper, którego znam już dość długo, bo od 2005 roku, a więc równo dwie dekady. Właśnie w tamtym roku ściągnąłem z internetu nielegalną płytę producenta o ksywie Kula, gdzie występowali podziemni raperzy. Niektóre kawałki mi się bardzo podobały, mimo że obiektywnie rzecz biorąc umiejętności, a raczej brak umiejętności większości raperów był słyszalny. Natomiast numer z Kafflem "Skafflowane Dźwięki" się wyróżniał. Nie tylko ciekawym bitem "bębny, bębny, Kula dzięki pozdrawiam", ale przede wszystkim raperem. Miał głos, flow i był dobry wajb. 

Zainteresowałem się tym raperem na tyle, że pobrałem jego epkę z 2005 roku "Skafflowane Dźwięki EP". Bardzo solidny kawałek rapu, Kaffel wyróżniał się głosem, flow oraz niezwykłą charyzmą na mikrofonie. W latach 2006-2007, gdzie bardzo mało słuchałem polskiego rapu (w 95% amerykański) Kaffel był jednym z niewielu polskich wykonawców, których poważałem. W 2007 roku znienacka wydał luźną epkę pt "4 numery", gdzie pojawił się jeden z moim zdaniem jego najlepszych i zdecydowanie mój ulubiony numer "Bezsenny Music", gdzie Kaffel oddaje hołd wielu wykonawcom zza oceanu. Następnie przestałem już śledzić jego karierę i "Czarna Krew" z 2009 mi umknęła. 

Myślałem szczerze mówiąc, że przestał już po 2007 roku nagrywać. Nic o nim nie słyszałem aż do 2023 roku, kiedy pewnego razu przeglądając youtuba pojawił mi się teledysk wykonawcy o ksywie Kaff Kaff-l i byłem w ostrym szoku, jak okazało się, że to jest ten Kaffel, którym jarałem się kiedyś. Byłem pod gigantycznym wrażeniem jego umiejętności i progresu, który poczynił, porównując ze starymi latami, w których i tak prezentował niezły poziom. Jeszcze bardziej dopracowany flow, charakterystyczny głos, mega charyzma i pewność siebie, bragga no i świetnie złożone pod względem technicznym wersy. 

Wydał w 2018 roku album "Chcemy Wszystko", w 2021 "Black Moses" i w 2023 Epkę "Epka Roku". Każde z tych wydawnictw potwierdza klasę rapera. Wydaje on również regularnie od kilku lat single, w których niestety ostatnio coraz bardziej idzie w stronę, która mi się zupełnie nie podoba (wycie, autotuny itd), ale i tak z ciekawością sprawdzam wszystko, co się od niego pojawi nowe, bo skille ma i to nie małe. 

niedziela, 6 kwietnia 2025

Lilu - Outro (2015)


Nigdy nie byłem fanem kobiecego rapu. Nie mam na myśli, że babki nie umieją rapować, ale nigdy się żadną nie jarałem na tyle, aby sprawdzić coś więcej niż pojedyncze kawałki. Lilu poznałem w 2008 roku poprzez jednego internetowego ziomka, który polecił mi jej epkę, a szczególnie numer z Wankejem, który długo katowałem. Epki całej nie sprawdziłem. Do posłuchania jej muzyki natknęła mnie ostatnio moja żona, która stwierdziła, że Lilu to najlepsza polska raperka i puszczała właśnie numery z tej płyty. Zaciekawiły mnie na tyle, że postanowiłem sprawdzić cały album na spokojnie.

Materiał wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Lilu potrafi rapować, ale także bardzo fajnie podśpiewuje, co czyni ją wszechstronną artystką. Lirycznie jest luz, pewność siebie, zadziorność, błyskotliwość, optymizm, a także ironia. Są podwójne, akcentowane czasami w chamski, perfidny sposób, ale mi to w ogóle nie przeszkadza - w tym przypadku, Panie Jimson, perfidne podwójne nam pomagają! Poza tym mega szacunek za ciekawe nawiązanie do wersu Mac Dre "life's a bitch... and then you die" w "Miłość". Ciekawe ilu słuchaczy w ogóle wyłapało ten follow-up. Genialność.

Goście są także nie byle jacy bo m.in. Mes, Peerzet, Te-Tris, Wankej czy Zeus. Jest także Fokus, ale jego występ wg mnie słaby. Produkcyjnie ten album jest naprawdę bardzo dobry. Z każdym przesłuchaniem doceniam coraz bardziej klimat bitów, które jakby miał określić jednym słowem, to byłoby to klasyczne rapowe brzmienie. Wystarczy posłuchać chociażby "Miłość" czy "Słodkich Snów", aby wiedzieć o co chodzi.

Album wyszedł dekadę temu i był pożegnaniem Lilu z rapem i faktycznie to jej ostatnia płyta w takiej stylistyce. Kawałek dobrej roboty i to jest rap, a nie srabmbi czy srang leosia. 

niedziela, 30 marca 2025

Człowień - Człowiek Z Krwi i Kości (2009)

Planowałem, aby napisać coś o debiucie Pete Rocka i CL Smootha, ale mówiąc szczerze średnio mi siadł. Kiedyś się nim bardziej jarałem, ale może po prostu nie siadł mi teraz, bo okazał się niezbyt dobrym towarzyszem do spaceru z psem. Napiszę jednak coś na temat rapera o ksywie, którą kiedyś uważałem ze wkurzającą, którego znalazłem, ale nigdy nie słuchałem. Ostatnio przeczytałem na Popkillerze o jego najnowszej płycie i postanowiłem, że niedługo sprawdzę jego dokonania i tak własnie zacząłem od debiutu.

Płyta prezentuje wysoki i przede wszystkim równy poziom. Człowień jest charakterystycznym raperem o trafnych, mocnych, bezpardonowych tekstach oraz ciekawych obserwacjach. Tematycznie nie jest jednowymiarowy, bo poza typowym bragga są naleciałości osiedlowe, a także trochę refleksji i przemyśleń. Znalazło się też trochę follow-upów do polskiej sceny - Eisa (tysiak brutto), Mesa (do utworu "My") czy Bez Cenzury (o cofaniu czasu). Co by nie mówić na temat Bez Cenzury, to w roku 2006 wydali oni album, który reprezentował naprawdę solidny poziom ulicznego rapu w Polsce. 

Pod względem technicznym jest bardzo dobrze. To rok 2009, gdzie w podziemiu już od kilku lat przykładano szczególną uwagę do budowania rymów, a Człowień ma podwójne, a czasami nawet podwójne wielokrotne. Nie występują one co wers, ale najważniejsze że nie są składane na siłę. Jeżeli chodzi o głos oraz flow jest nieźle, a nawet więcej. Powiedziałbym, że to mieszanka Jimsona i Gurala. Oczywiście nie jest lepszy od tej dwójki razem wziętej (co byłoby raczej nierealne w Polsce) ani też chociażby na tym samym poziomie co jeden z nich, ale kojarzy mi się pod względem nawijki oraz głosu z tymi raperami. 

Album naprawdę świetny i sprawdzę chętnie jego inne dokonania. 

czwartek, 13 marca 2025

Bi-Polar Bear - When Ledge Is Home (2012)

Bi-Polar Bear to kolejny "wynalazek", który znalazłem na tym blogu i bardzo zaciekawił mnie swoją nazwą oraz okładką. Pod nazwą Bi-Polar Bear kryją się dwaj biali MC's - Ug Orwell i August. Nie ma o nich zbyt dużo informacji w internecie, ale z tego co doczytałem reprezentują Nowy Jork, a konkretnie Brooklyn. Opisywany krążek jest drugim w ich dyskografii, ponieważ w 2009 roku wydali debiut "Today I Found Happy". Miałem wstępnie go przedstawić, ale nie porwał mnie aż tak bardzo, jednakże zaciekawił na tyle, aby sprawdzić drugą płytę, która zrobiła na mnie większe wrażenie.

Ogólnie muzyka Bi-Polar Bear jest dość specyficzna, można by nawet ich śmiało zaliczyć do szeroko pojętego eksperymentalnego rapu. Odchyłów jak u Dr. Octagona tutaj nie znajdziemy, ale materiał wyraźnie wyróżnia się na tle typowych rapowych płyt. Szczególnie, co rzuca się w oczy, to nawijka raperów. Poza rapowaniem, w którym MC's się dobrze odnajdują, ponieważ mają dobre głosy i dykcje, znajdziemy tutaj sporo śpiewania, podśpiewywania, różne tempa nawijania, trochę zaskakujących, nagłych przerw w nawijce czy przeskakiwania bitu w danym numerze. Sposób w jaki przemycają emocje w tekstach nie powstydziłby się nawet sam Onar, który jak wiemy w 2012 stał się przemytnikiem emocji :D

W lirykach pojawia się sporo treści osobistych, szczerych przemyśleń o życiu, refleksji oraz poetyckich wersów. Takie food for thought podane w przystępny sposób. Warto zwrócić uwagę na kawałek "Fuck Her II" (na debiucie jest "Fuck Her"), który nie dotyczy dziewczyny, a walki z depresją o czym raper wspominał w wywiadzie. Porównuje się ich do Atmosphere - produkcyjni i lirycznie. Sami się temu bardzo dziwią i zaprzeczają, że ich muzyka jest podobna do dokonań Sluga oraz Anta. Mi tak samo nie skojarzyli się zbytnio z Atmosphere, a jakbym miał powiedzieć, jaki zespół przyszedł mi do głowy, słuchając Bi-Polar Bear, to byłby to CunningLynguistic z domieszką The Let Go - ale to zupełnie luźne skojarzenie. Warstwa brzmieniowa robi spore wrażenie, oparta w wielu miejscach na instrumentach, żywym, organicznym brzmieniu doskonałym zarówno pod refleksje jak i relaks.

Podsumowując, jest to bardzo ciekawy projekt i zapewne sprawdzę jeszcze kolejny album zespołu z 2015 roku (aktualizacja po 45 minutach - sprawdziłem płytę "Bear" z 2015 - to już jest jednak za daleki odlot jak dla mnie, nie wrócę do niej) Przyjemnie posłuchać ich muzyki w skupieniu na słuchawkach, leżąc na kanapie albo podczas spokojnego spaceru. O (nie, nie kotek), nawet jest teledysk:

piątek, 7 marca 2025

Scribbling Idiots - The Have Nots (2008)


Przeglądając swoje stare posty na blogu, natknąłem się na komentarz jednego gościa pod notką o płycie The Let Go z kwietnia 2010 roku. Ten gość zapytał, czy mógłbym wysłać mu link do ich płyty i oczywiście to zrobiłem. Umieściłem go w komentarzu na jego blogu, gdzie recenzował kiedyś płyty. Nie pamiętam czy te 15 lat temu zagłębiłem się w jego bloga, ale zacząłem to robić teraz i polecam bloga (szkoda, że już nie pisze), bo nasze gusta są zbieżne, a przeglądając wpisy zaciekawiło mnie, aby sprawdzić kilka produkcji, których nie znałem.

Tak więc dotarliśmy do grupy Scribbling Idiots, która reprezentuje Cincinnati, a więc Mid-West. Ekipa została założona przez białych raperów o ksywach JustMe oraz Cas Metah, którzy poznali się w 2002 roku. Potem doszło jeszcze kilku innych raperów (większość białych poza Theory Hazit i na pewno Ruffianem) i z okładki wynika, że "The Have Nots" nagrali w piątkę, ale na płycie występuje ich jeszcze więcej np. MotionPlus czy Ruffian (który w wieku 29 lat zmarł w 2012 roku) i nie są oznaczeni jako featuringi, więc stanowią część zespołu. W obecnym składzie jest ich chyba 15. 

Płyta nie jest ich pierwszym krokiem na scenie, ponieważ JustMe oraz Cas Metah wydali pierwszy album w 2004 roku, a opisywany krążek jest pierwszym oficjalnym LP w poszerzonym składzie. Dostajemy równo godzinę tego, co ze stu procentowym przekonaniem nazwę, posługując się wersem z refrenu numeru "Over Here" KRS One'a, a więc "THE REAL HIP HOP IS OVER HERE!". Tak naprawdę tym zdaniem mógłbym zakończyć i po więcej informacji zachęcić do posłuchania albumu, ale powiem coś więcej.

Jest to genialna pozycja. Świetne, żywe, jazzowe, oparte w wielu przypadkach na samplach podkłady. Dostajemy cały przekrój brzmienia od skocznego, weselszego przez neutralne klasyczne do refleksyjnego, wręcz smutnego opartego na motywie pianinka. W tekstach chłopaki poruszają treści typowo truskulowe hołdujące elementom kultury hip hopowej przeplatane refleksjami, radami życiowymi oraz bystrymi obserwacjami rzeczywistości. Nierzadko wersy nacechowane są humorem i ironią np. nazwanie USA "divided states of mass hysteria" czy początek kawałka "Publicity Stunt Doubles", a szczególnie wers "2Pac never did die, he is really Ja Rule!".

Duża ilość MCs nie nudzi, a wręcz przeciwnie fajnie się tego słucha, wnosi to dużo urozmaicenia, mimo że jeden z nich wyraźnie odbiega od reszty pod względem flow, a raczej cechuje go kompletny brak flow. Reszta natomiast nieźle jedzie (szczególnie dwójka założycieli), a ten jeden naprawdę kuleje, ale nie rzutuje to na ogólną ocenę. Warto wspomnieć także o fantastycznej gościnnej zwrotce Masta Ace'a w "Told You So". Podsumowując, "The Have Nots" to perła. 

środa, 5 marca 2025

Jay Royale - Criminal Discourse (2023)

Jeżeli ktoś puściłby mi ten album, nie mówiąc skąd pochodzi raper ani w który roku wyszła płyta, to od razu bym powiedział, że to jest coś z Nowego Jorku z lat 90-tych - klasyczne brzmienie. I pomyliłbym się o praktycznie 3 dekady, ponieważ materiał wyszedł w 2023 roku, a Jay Royale reprezentuje Baltimore. 

Klimat jest niesamowicie uliczny, zahaczający wręcz o mafioso rap szczególnie przez sporo odwołań do różnych postaci z gangsterskiego zarówno tego prawdziwego jak i filmowego świata. Słuchając albumu, czuję się jakbym znalazł się na ponurych, przepełnionych przestępczością ulicach Nowego Jorku lat 90-tych, a wszystko co porusza Jay Royale dzieje się dookoła mnie. Jego teksty są w swojej prostocie przekazu nieprawdopodobnie dosadne i wbijające się w głowę. Mówiąc o prostocie przekazu mam na myśli, że raper porusza typowo uliczne wątki, a więc nic odkrywczego, ale w robi to w tak genialny sposób, że w połączeniu z wyborną warstwą muzyczną sprawia, że przed oczami mam obrazy.

Warto zwrócić uwagę na szczególny dobór gości, ponieważ Kool G Rap, Havoc czy AZ są uosobieniem ulicznego rapu ze Wschodniego Wybrzeża i świetnie wpasowują się w atmosferę płyty. Brzmienie jest równie mocne jak warstwa tekstowa - wystarczy posłuchać chociażby "Dial Tone", "Slot Time" czy "Civilian Phones" (ale wszystkie bity są mega), aby odnieść wrażenie, że to podkłady z świetnych numerów z lat 90-tych, które jakimś cudem nie znalazły się na wydanych w tamtych czasach albumach. Genialna sprawa.

Czegoś takiego w 2023 roku bym się nie spodziewał usłyszeć, ale nie siedzę w rapie tak jak kiedyś i zdaję sobie sprawę, że takich perełek jest więcej, to i tak jest to ogromne zaskoczenie. Wyrazy uznania dla rapera, producentów oraz gości, kawał dobrej roboty.

wtorek, 24 grudnia 2024

Big Tone - Tell Me featuring A-Wax, Dee Cisneros & Analise

Będzie kilka słów o tym, co wczoraj usłyszałem i zobaczyłem szukając różnych numerów na youtubie, a mianowicie chodzi o rapera A-Wax'a. Reprezentant Pittsburga, biały gangsta raper z Bay Area, mający szacunek wśród latynosów, który zadebiutował w 2001 roku płytą Savage Timez, którą recenzowałem w lutym 2020 na blogu. Bardzo mocna (w sensie gangsterska) płyta, gdzie A-Wax zaprezentował się z bardzo dobrej strony, na pewno jeżeli chodzi o street cred oraz naleciałości uliczne. Umiejętnościowo? No cóż należy pamiętać, że 99% tych, którzy rapują i są z Bay Area (tych mniej znanych), to bardziej gangsterzy niż raperzy i fajerwerków skillsowych nie można się spodziewać, to mimo to A-Wax na debiucie te umiejętności i tak pokazał. 

No więc patrzę ciekawie zapowiadający się teledysk, bit świetny, śpiew Analise niezły, będzie klimat. No i tak słucham sobie i oglądam pół na pół bacznie, leci zwrotka Big Tone'a, refren śpiewany, jakieś potem podśpiewywanie i niby rap dziwnego typka, no okej niech leci. No i tak czekam, kiedy wjedzie A-Wax swoim charakterystycznym agresywnym stylem (bo tak go zapamiętałem), no i leci ostatnia zwrotka i mówię, musi teraz być A-Wax, ale minęła i  myślę kurde chyba nie było A-Wax'a w ogóle.. Potem słucham jeszcze raz, bardzo uważnie i ten dziwny typek, co sobie podśpiewywał, to własnie jest A-Wax, a raczej słysząc to powiem, że A-Wack... Zachciało się być Drejkiem srejkiem. 

Nie jestem przeciwnikiem próbowania nowych rzeczy w rapie, ale od gangstera z Bay, co zaczynał z grubej mocnej rury (fakt, kolejny płyt nie słuchałem ani kariery nie śledziłem, ale jak teraz sprawdziłem te ostatnie lata , to właśnie stał się miękką fajką), co bujał się z Woodiem, nie można oczekiwać czegoś tak żałosnego. Woodie chyba się w grobie przewracał, słysząc takiego A-Wax'a. Ogólnie numer bardzo dobry, ale...


Brotha Lynch Hung - Season of da Siccness 2: Kevlar (2024)

 Traklista wklejona, ponieważ nie ma sensu pisać:










Brotha Lynch Hung, jeden z najlepszych raperów pod względem flow w rapgrze (moje top 15 na bank i napiszę o tym za jakiś czas), autor chorych tekstów, fotograficznych opisów, mrożących krew w żyłach historii. Ostatnie solo wydał w 2013 rok, a więc rok po tym jak moja zajawka na rap wygasła, a więc nie słuchałem. Poprzednie jeszcze dwa albumy z 2011 i 2010 roku były naprawdę mocne. Teraz zaskoczenie, bo po ponad dekadzie solowej ciszy raper wydaje Season of the Siccness 2. I o ile nie było raczej szans, aby osiągnął poziom jedynki, to jednak jest możliwe oddanie klimatu prequela, jak ktoś zdecyduje się nagrać sequel. Udowodnił to chociażby Cormega ze swoim The Realness II. 

Niestety Lynch zawiódł na całego. Nie oddał klimatu jedynki ani tym bardziej nawet nie zbliżył się do jej poziomu. Co prawda są naprawdę dobrze sklejone wersy, budzące grozę (np w I Can Be A Killa, ILL, czy Bang Bang), ukazujące Lyncha jako bezwzględnego psychopatycznego morderce bez serca (a raczej z twoim sercem wyrżniętym z klatki piersiowej), momentami niezłe flow, to jakoś całościowo brzmi to bez ikry i wyrazu. Czasami odnoszę wrażenie, że Lynch nawija jakby miał 80 lat - co prawda jest Lynchem, ale z zadyszką, bez polotu, nie robiącym dobrego wrażenia. Są też momenty wręcz komiczne, chociażby refren z Smoke i tu można zacytować TDF'a "weźmiesz sobie jakiegoś wyjca, co chuja jest nie artysta".

Byłem pełen nadziei i zajarany jak zobaczyłem ostatnio na youtubie ten album, ale przesłuchanie mnie zawiodło, a dałem 3 próby. 17 numerów, długość płyty 40 minut, kawałki w większości poniżej 3 minut. Reprezentant Sacramento dał ciała. Produkcyjnie także brak pazura, a zapewne bity robił sam Lynch. Nie ma żadnego podkładu, który by hipnotyzował, co nierzadko zdarzało się na poprzednich produkcjach. Słabo to brzmi, a dodatkowo brak C.O.S.'a na featuringu, co byłoby truskawką na torcie... w sumie chyba ten brak jest dobry, bo to byłaby truskawka na zgniłym torcie jakim niewątpliwie jest Season of the Siccness 2.

piątek, 13 grudnia 2024

15 najlepszych lirycznie raperów (stan na rok 2024)

Oto lista 15 wg mnie najlepszych lirycznie raperów, jakich kiedykolwiek słyszałem z krótkim uzasadnieniem w kolejności przypadkowej:

1)K-Rino – punche, koncepty, technika, nieszablonowe pomysły, błyskotliwość, różnorodność tematyczna.

2)GZA - gry słowne, kondensacje znaczeniowe, technika.

3)Vakill - dosadne punchliny, podwójne, podwójne wielokrotne, mocne wersy.

4)Common - błyskotliwe gry słowne, dwuznaczności, podwójne rymy, podwójne odwrotne (u żadnego rapera się z czymś takim nie spotkałem), porównania.

5)Chino XL - niesamowite punche, szeroki zasięg odwołań w bragga, ogromna ekspresja, podwójne.

6)Canibus - słownictwo, ciekawe historie, zadziorność i bitewność.

7)Kool G Rap - historie, najlepsze podwójne wielokrotne w historii, słownictwo. 

8)Rakim - technika, szerokie słownictwo, przenikliwość i błyskotliwość.

9)Gift of Gab - przede wszystkim genialna technika składania rymów oraz koncepty.

10)Biggie - punche, opowieści wręcz fotograficzne, wersy bijące po banii.

11)Big L - mistrz ulicznego braggadacio - rymy, punche potężne.

12)MF Doom - wyborna technika, dużo hiperboli oraz ironii.

13)Nas - Illmatic i wszystko jasne, przenikliwość, technika, dobitność przekazu.

14)Tech N9ne - świetne rymy, podwójne, potrójne, wielokrotnie itd. 

15)Eminem - nie lubię, ale pominięcie go byłoby ignorancją. 


Tak więc miejsce O.C., Big Daddy Kane'a oraz Pharoahe Moncha zajęli K-Rino, Tech N9ne oraz Eminem.


sobota, 12 października 2024

Peerzet

Mówiłem w jednej z poprzednich notek, że Bonson jest polskim Kool G Rapem pod względem techniki. Aczkolwiek zapomniałem o kimś, kto jest co najmniej na jego poziomie, a po przypomnieniu sobie części jego twórczości, mogę śmiało stwierdzić, że przewyższa Bonsa pod tym względem.

Jest to nie kto inny jak Przemek z Krakowa, a więc Peerzet. Raper nagrał dość sporo kawałków i w wielu z nich udowadniał swoją klasę pod względem niesamowitej techniki, mocnych punchy oraz trafnych porównań. Przytoczmy chociażby numer "W skrócie" z 2017 roku, gdzie Peerzet zastosował bardzo ciekawy koncept, wplatając w wersy skróty od różnych słów/wyrażeń. Oczywiście mamy także świetną technikę składania rymów połączoną z punchami. Raper idealnie balansuje między skrótami odnoszącymi się do wielu dziedzin, ale mających na celu jedno - wychwalanie jego osoby. Bragga w pięknej, czystej postaci z genialną techniką. 


Bonson jest fantastyczny pod względem techniki, ale Przemuś jest poziom wyżej, nieosiągalny dla nikogo w Polsce. Szczególnie wielką klasę techniki pokazywał na różnych mixtapach czy też występach gościnnych. Oczywiście "Hipocentrum" z 2008 roku jest dobrą płytą, ale tam Peerzet nie pokazał jeszcze wszystko co najlepsze. To właśnie wydawane później mixtapy, single, nielegalne wydawnictwa udowadniały jego klasę.

Wydał dwie wg mnie bardzo dobre solowo, legalne płyty, gdzie pokazał się o wiele wszechstronniej tematycznie, nadal utrzymując świetną technikę, ale trochę jakby zatracając pazura, mimo ciekawych eksperymentów z flow na drugim krążku. Jego kariera niestety nie potoczyła się tak jak powinna. To co osiągnął jest totalnie nieproporcjonalne do umiejętności. Po płycie z roku 2014 (drugim solo legalnym) tak naprawdę wydał numer "W skrócie" w 2017 roku oraz w grudniu także w 2017 roku wraz ze swoimi kolegami m.in Kojotem czy Oxonem, wydali album "Snap" jako zespół Hipocentrum. W numerze "Mogłem" Peerzet w swojej zwrotce wyjaśnia dlaczego skończyła się jego przygoda z legalnym rapem, wytwórniami oraz mainstreamem:

Mogłem być mamony więźniem, ścigać ją nawet we śnie
Kupić sobie szczęście, na Insta byś napisał "nieźle!"
Jak Ci co jadą po korpo, że tam brata sprzeda brat
A byle się nachapać sami Ci tu wepchną pusty rap
Mogłem pójść tą drogą, mieć markę albo logo
Jak co drugi DJ Bobo dziś liczyć hajs jak robot

Mogłem nie przejmować się tobą, pchać Ci tani syf
Byle zysk zgadzał się, nie istotny skilli sznyt

Potem zrobił coś na Hot 16 Challange w 2020 roku, następnie w 2021 wrócił jak Pan Przemek z kilkami numerami już bardziej na luzie. Był wtedy już innym człowiekiem w stu procentach żyjącym z czego innego niż rapu, mającym rodzinę i traktującym rap jako zwykłą zajawkę. Jego ostatni występ to świetna zwrotka z kawałka "Bomby" Trinity z 2023 roku, gdzie nawinął:

Kiedyś se tam zjadłem scenę i byłem wtedy naj

Co jest w stu procentach prawdą, bo tak było, ale teraz ma na to wyrąbane. No i idealnie, używając oczywiście mocnego eufemizmu, nawiązał do kondycji "obecnego, nowoczesnego rapu":

Nic nie mogę w nim znaleźć jak u żony w torebcę.

W czym się z nim zgadzam do tych obydwu rzeczy :)

sobota, 3 sierpnia 2024

15 najlepszych lirycznie raperów (stan na rok 2007)

Pamiętam, jak właśnie w 2007 roku założyłem taki temat na forum. Każdy wpisywał swoje typy i był to wg mnie jeden z ciekawszych tematów do przeglądania. Kilka miesięcy temu naszło mnie na przypomnienie sobie, jakich raperów wtedy wytypowałem i jakby wyglądała lista na rok obecny. Jak wiadomo moja ogromna zajawka rapem skończyła się w roku 2012, ale od momentu stworzenia listy w 2007 do roku 2012 poznałem trochę nowych raperów i pytanie czy któryś z tych poznanych znalazłby się na liście 15 najlepszych tekściarzy? Czy wszyscy wymienieni na liście sprzed 17 lat utrzymaliby się w niej? Odpowiedzi brzmią kolejno: tak i nie, więc będą zmiany.

Zanim wymienię swoje top 15 lirycznych raperów obecnie poruszę dwie kwestie. Po pierwsze co rozumiem poprzez temat, a po drugie jak wyglądała lista w roku 2007. Tak więc wybierając 15 najlepszych lirycznie raperów brałem pod uwagę takie kryteria jak: technika składania rymów, punchliny, gry słowne storytellingi, słownictwo, koncepty. A teraz lista na rok 2007, która (kolejność przypadkowa) na 95% wyglądała tak:

1)GZA
2)Vakill
3)Common
4)Chino XL
5)Canibus
6)Big Daddy Kane
7)Kool G Rap
8)Rakim
9)Notorious B.I.G.
10)Gift of Gab
11)Big L
12)O.C.
13)Nas
14)Pharoahe Monch
15)MF Doom

Napisałem na 95%, ponieważ nie jestem pewny czy nie umieściłem w niej Ras Kass’a zamiast kogoś. Co do listy na rok obecny, to niektórych raperów byłem pewny na sto procent, że zostaną, natomiast kilku zostało podjętej weryfikacji. To znaczy posłuchałem ich muzyki, aby zobaczyć czy się utrzymają. No i aby było ciekawie już powiem, że weryfikacji nie przeszło 3 raperów.

Co do listy na rok 2024 to umieszczę ją w osobnym wpisie, a mam już ją praktycznie gotową. Tylko pozostaje ją przygotować. Dam do każdego wyboru moje krótkie uzasadnienie.