Pokazywanie postów oznaczonych etykietą USA 2010 epki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą USA 2010 epki. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 12 września 2010

Atmosphere - To All My Friends, Blood Makes The Blade Holy

Ostatnimi dniami jakoś nie miałem zbytnio Weny jak ten raper na pisanie i mówiąc szczerze dzisiejszy tekst piszę bardziej, aby się przełamać niż z czystych chęci. Kilka dób temu pojawiła się już w rapidshopie najnowsza płyta, a w zasadzie epka od Sluga i Anta. Dziś postanowiłem w końcu rzucić ją na słuchawki. Ja tam lubię Ślimaka i Mrówkę, więc oczekiwałem solidnego materiału. W ogóle to dopiero dnia dzisiaj jak Kononowicz przystałem na trochę dłużej przy ksywach obydwu artystów i doszło do mnie, jak śmieszne są one, gdy się je przetłumaczy. Wcześniej nie zwracałem na to kompletnie uwagi.

Tak naprawdę to chyba nie powinienem nic pisać na temat warstwy lirycznej, bo przecież wiadomo, że Atmosphere nie mają chyba żadnego normalnego kawałka tylko pierdolenie o tym, jak kocha laskę, ale ona ma go w dupie, bo poszła do kina z innym. Może i bym w to uwierzył, gdybym albo nie znał muzyki chłopaków, albo angielskiego. Zacznę od raczej bez wątpienia najlepszego numeru na ,,To All My Friends, Blood Makes the Blade Holy”, a więc ,,The Major Leagues”. Jest to pomysłowy storytelling, w którym Slug przedstawia pewnego gościa, swojego znajomego z dzieciństwa, który koniecznie chciał być KIMŚ, ale skończył pechowo. Jak już jestem przy historiach to warto wspomnieć o ,,Scalp”. Tym razem głównym bohaterem jest Sean, którego kolega poprosił, aby odebrał za niego paczkę. Finał opowieści jest dość zaskakujący i niezbyt pozytywny. Można usłyszeć także track o zabarwieniu społeczno-
politycznym ,,Americareful”. Raper udowodnił, że porządna zabawa słowem (nie mam na myśli gier słownych) również nie jest mu obca, co widać w ,,Hope”. No by wbić jeszcze jeden gwóźdź do trumny ludziom twierdzącym, że Atmosphere to TYLKO (bo nie mówię, że Slug nie nawija często na temat, ale bez przesady) Girls, Girls, Girls jak Jay-Z, to dodam, iż ,,The Best Day” to nuta optymistyczna, podnosząca na duchu z pozytywnym przekazem. Miałem już nie wbijać gwoździ, ale co mi tam. Na epce znajduje się TYLKO jeden kawałek na temat dziewczyny.

now here we are two decades later
I’m curious to see what the kingpin’s days made of
you never got to be Scarface
caught between a rock and a hard place
maybe he got something to say to me
I have to patiently wait and see
hoping that heaven has a vacancy for dope fiends
cause I know he never made it to the major leagues

O teksty to ja się nie martwiłem, bo Slug to sprawdzona i pewna marka. O brzmienie tak samo się nie martwiłem, bo wiedziałem, że skoro odpowiedzialny za nie jest Ant, to będzie dobrze. Ja ogólnie nadal żałuję, że to nie on wyprodukował Felt 3, a Aesop Rock, ale cóż, Życie jak Reno. Wspominałem, że najlepszym trackiem na ,,To All My Friends, Blood Makes the Blade Holy” jest ,,The Major Leagues”. Bit jest imponujący, bo słuchacz dostaje świetnie złożoną sekwencję pianina i zapadający w pamięć jakiś dźwięk, którego nie umiem nazwać, bo jestem ułomny. Tak ogólnie na epce słychać sporą dawkę żywych instrumentów. Ciężko byłoby mi wybrać bardziej ulubione podkłady, bo wszystko trzyma równy, bardzo wysoki poziom. Nie ma wypełniaczy, a Ant po raz kolejny udowodnił, że nie wychodzi z formy i jest jednym z najlepszych producentów w rapie obecnie. Flow, jakie cechuje Sluga praktycznie od początku kariery można różnie charakteryzować, ale w tej charakterystyce nie może zabraknąć jednego określenia – idealnie oddające emocje. Tak właśnie jest, było i jestem pewny, że nadal będzie. Dodatkowo zawsze lubiłem dykcję rapera, która jest bardzo czysta.

Materiał jest w sumie pozbawiony wad. Szeroki wachlarz tematyczny, bardzo starannie zrobiona warstwa muzyczna, świetna, uczuciowa nawijka Sluga. Po prostu Prawdziwy Rap jak Venio & Pele. Na pewno jest to najlepsza epka spośród tych, które miałem okazje słyszeć w bieżącym roku, ale maksimum nie dam.

9/10

czwartek, 19 sierpnia 2010

Sadistik & Kid Called Computer - The Art Of Dying

Kiedy ponad 2 lata temu poznałem Sadistika po ksywie, to pomyślałem sobie, że koleżka pewnie nagrywa horrorcore. Wiele osób zachwycało się jego scenicznym debiutem ,,The Balancing Act”, ale ja nigdy nawet nie sprawdziłem jednego jego numeru. Żyłem w błędnym przekonaniu, co do rodzaju rapu, jaki artysta nagrywa, do wakacji, kiedy za namową jednego ziomka zdecydowałem się posłuchać jego albumu. Spodobał mi się, ale na kolana nie byłem powalony, mimo wszystko to na pewno najlepszy debiut, jaki ujrzał światło dziennie w 2008 roku. Nie, nie żaden Ace Hood. Sadistik pochodzi z Seattle, a obecnie, jak się nie mylę, mieszka w Waszyngtonie. 2010 rok przyniósł wyczekiwaną już ponad półtora roku kolaborację z producentem Kid Called Computer, który reprezentuje Chicago.

Kto miał przyjemność (lub nieprzyjemność, ale to chyba tylko fani Soulja Boya) słuchania ,,The Balancing Act” doskonale wie, czego można się spodziewać pod względem tekstów na ,,The Art Of Dying”. Artysta jest bardzo uczuciowy w swoich lirykach. Jeżeli ktoś kiedyś chciałby, aby mu podać definicje dziennikarskiego tworu o nazwie emo-hop, to Sadistik idealnie tutaj pasuje. Sprawy, które są poruszone na materiale mają oczywiście często charakter osobisty, co doskonale widać np. w ,,Black Rose”. Raper na pewno nie jest człowiekiem, którego muzyka poprawia humor czy podnosi na duchu. Treści przekazywane raczej nie zmuszają do samobójstwa, ale artysta ma wystarczającą siłę liryczną, aby słuchacz, jak oczywiście się skupi na epce, był tym wszystkim poruszony. Mówiąc krótko, wersy są naładowane szeroką gamą praktycznie tylko negatywnych emocji, które w połączeniu z innymi elementami, o których napisze poniżej, tworzą mocną mieszankę smutku, bezradności, osamotnienia, a nawet złości.

if you think life’s a bitch
you should give her some respect
maybe she’s a genie fallen victim of neglect
and the impotence you have is just a symptom of the stress

Zastanawiałem się, jak spisze się na bitach Dzieciak, o którym usłyszałem pierwszy raz oczywiście, jak przeczytałem, że Sadistik zamierza z nim współpracować. MC bardzo chwalił swojego przyszłego producenta i zapewniał, że brzmienie pomiesza w sobie elementy ambientu będzie bardzo osobliwe, przytłaczające, narkotyzujące. Jakich by tutaj nie użyć przymiotników, określając warstwę muzyczną, to wyszła ona naprawdę świetnie. Kapitalnie komponuje się z niezbyt pozytywnymi tekstami. Tworzy niesamowitą, ciasną, minimalistyczną, niezbyt porywczą, refleksyjną, lekko depresyjną atmosferę. W takim klimacie Sadistik czuje się doskonale. Jest to jeden z najlepszych raperów pod względem wkładania uczuć i emocji w rapowanie. Potrafi świetnie zaakcentować, raz leci spokojnie, innym razem nawija z ikrą i złością. Głos jest także jego wielkim walorem. Ma przebicie, a czasami można odnieść wrażenie, że raper nawija, jakby płakał. To tylko pokazuje, jak naładowany emocjami jest Sadistik.

Podsumowując, ten materiał zawierający zaledwie sześć pozycji, trwa ponad 30 minut. Numery są długie i każdy jest bardzo konkretny. Oczywiście, że pozostał mi pewnego rodzaju niedosyt, bo chciałbym więcej, ale i tak mam się z czego cieszyć. Lubię rap w takiej konwencji, bo zarówno teksty, brzmienie, jak i melodeklamacja stoją na wysokim poziomie. Z uwagi, że jest to bodajże chyba już piąta i raczej nie ostatnia epka, którą słucham w tym roku, będę oceniał je w osobnej skali, nie biorąc pod uwagę, że nie jest to long play. Zrobię też na pewno pod koniec klasyfikacje najlepszych EP 2010 roku. Jak na razie ,,The Art Of Dying” to ścisła czołówka.

8/10

piątek, 13 sierpnia 2010

The Tones - Dreamwalk: The Free EP

The Tones to zespół, który poznałem kilka dni temu. Bardzo zachęciło mnie do sprawdzenia ich to, co przeczytałem na ich myspace. Byłem praktycznie pewny na sto procent, że idealnie trafią w moje gusta i tak faktycznie było, ale na razie trochę informacji o ekipie. Chłopaki (jest ich dwóch) reprezentują miasto Stockton w Kalifornii. To zalicza się do Bay Area i są kolejnym dowodem na to, że Zatoka i jej okolice to nie tylko gangsta-rap, ale także sporo alternatywnego nurtu można tam znaleźć. Działalność artystów, a więc rapera producenta Retro oraz rapera śpiewaka Suhn’a sięga 2001 roku. Zadebiutowali jednak dopiero 7 lat później albumem ,,Dreamtalk”, którego niestety nie mogę znaleźć, a bardzo bym chciał. Prezentowany materiał jest drugim wydawnictwem w dyskografii The Tones.

Tematycznie płyta prezentuje się mniej więcej następująco. Mowa jest, aby nie zapomnieć o tym, kim się jest, że dużą wartością jest pozostanie prawdziwym, a świat, który nas otacza, jest pełny fałszywców - ,,That Real”. Refleksja na temat życia oraz tego, co ono ze sobą niesie (bezrobocie, bieda, niesprawiedliwość) plus manifestowanie chęci wyrwania się z ponurej rzeczywistości i ucieknięcia od bólu i tragedii - ,,Fly Away”. Zwrócę uwagę jeszcze na kawałek ,,Times Moves Slowly”, który także pojawia się na albumie Kero One’a z 2010 roku. Widać, że artystom tak się on spodobał, że postanowili, iż znajdzie się on na obydwu materiałach. Ciekawa opcja. W każdym razie track porusza kwestie nieuniknionego pędzenia czasu na przodu, a wszystko wyrażone w dość poruszający i osobisty sposób. To oczywiście nie koniec kwestii, które zostały poruszone na ,,Dreamwalk: The Free EP”, ale więcej na ten temat pisał nie będę, bo to w końcu jest tylko Extended Play, a recenzja ma być zwięzła.

i got the world on my shoulders now I’m letting it go
in a world where we were raised to hate on wise
and niggaz on a corner stay late on nights
the police roam the streets try to take our lives


Jeżeli chodzi o warstwę muzyczną to mogę się wypowiedzieć tylko w samych superlatywach. Doskonała mieszanka rapu z soulem i jazzem. Brzmienie jest generalnie łagodne, bardzo przyjemne dla ucha, rzekłbym że wręcz aksamitne. Jak to mówią, że muzyka łagodzi obyczaje, to bity na tym materiale na pewno świetnie mogłyby posłużyć jako lekarstwo na ranę. Znajduje się nawet jedna nuta, która jest instrumentalem, ale szkoda, że trwa niespełna 1,5 minuty. Retro pływa po tych podkładach jak wieloryb w oceanie. Czuje się bardzo swobodnie, nie śpieszy mu się nigdzie, odwala po prostu kawał dobrej roboty, czyniąc ze swojego flow bardzo dobre narzędzie przekazu niebanalnych treści. Śpiew Suhn’a, mówiąc szczerze nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, ale nie przeszkadza mi, nie traktuje go za wadę, a na pewno wprowadza urozmaicenie.

Podsumować wszystko można w sposób następujący – The Tones to grupa, która jest wierna najczystszej, nieskazitelnej, ciepłej, nawiązującej do korzeni formie rapu i przynosi na myśl twórczość takich ekip jak A Tribe Called Quest czy Little Brother. Natomiast przedstawiona EPka jest solidna, ale do wybitnych się nie zalicza.

8/10

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Greenhouse (Blueprint & Illogic) - Electric Purgatory Part Two

Greenhouse Effect to jakby nie patrzeć dość ciekawa nazwa, jak na grupę. Efekt Cieplarniany powstał w 1996 roku, a pierwszymi członkami byli Blueprint, Inkwel i Manifest. Chłopaki poznali się w koledżu. Ekipa wydała, jak do tej pory 3 (co najmniej przyzwoite moim zdaniem) pełnowymiarowe oficjalne albumy, a jej skład na przestrzeni lat z różnych powodów się kurczył. Na dzień dzisiejszy zespół tworzą Blueprint, który jako jedyny się ostał do końca (jak na razie), oraz Illogic. Obydwaj panowie mają na koncie kilka solówek i szczególnie rap Illogica mi się spodobał, bo lirycznie jest bardzo mocny. W każdym razie obecnie grupa nazywa się Greenhouse (Blueprint & Illogic), a reprezentuje Columbus w stanie Ohio, a więc Mid-West na rapowej mapie Stanów Zjednoczonych. Prezentowany materiał to follow-up do epki wydanej rok wcześniej.

W tekstach artyści mówią między innymi, że totalnie nie obchodzi ich bycie stawianymi w negatywnym świetle przez media, że bardzo ważną wartością jest rodzina, że będą dokładać wszelkich starań, aby utrzymać hip hop przy życiu - w tym wypadku twierdzą, iż wyprzedzają epokę i namawiają, aby słuchać ich muzyki podczas jazdy samochodem. Znajduje się też interesujący numer ,,The Snip Cycle”, w którym przedstawiony jest obraz współczesnego świata, zahaczający kwestie społeczne oraz muzyczne, natomiast druga zwrotka opisuje los zagubionej jednostki. To oczywiście nie koniec, bo warto wyróżnić jeszcze chociażby zaangażowane kawałki ,,Smile” czy ,,Babylon”. W każdym razie generalnie teksty na ,,Electric Purgatory Part Two” mogę nie okazać się przystępne dla niektórych słuchaczy nawet za tym drugim czy trzecim razem. Jednakże, kto słyszał jakieś dokonania chłopaków wcześniej nie powinien być bardzo zdziwiony. Lekka próbka, ale wybrałem te łatwiejsze:

now it’s a movement, the people still falling asleep
who give a fuck about MTV? Not me
who give a fuck about BET? Not me
who give a fuck what the press write about me?

so next time you in your whip taking a drive
bump this and keep it alive


Jeżeli chodzi o produkcję, to należy wspomnieć przede wszystkim, że nie jest typowa. Śmiało można nazwać ją lekko eksperymentalną. Jestem ogólnie otwarty na różne zabawy z brzmieniem, ale oczywiście nie znaczy to, że wszystko mi się zawsze podoba. No i materiał ma jeden strasznie denerwujący swoim połamanym wydźwiękiem podkład. Chodzi mi o ,,Only You”, w którym na dodatek w refrenie babka śpiewa, używając jakiejś pochodnej autotune’a. Nie razi mnie to jakoś niesamowicie, ale ogólnie te dwa czynniki sprawiają, że dobry track wersowo staje się najsłabszą pozycją na płycie. Tak to bity są dobre, a moim faworytem jest ,,The Snip Cycle”. Moim zdaniem najbardziej klimatyczny i po części mrocznawy podkład. Skomputeryzowany ,,Step Aside” także się ładnie prezentuje. Chociaż w zasadzie prawie wszystkie bity można by określić tym mianem, ale jakoś ten najbardziej mi pod owe miano podchodzi. Illogic ma łagodniejszy głos od Blueprinta, który ma pełniejszy i nie trudno ich odróżnić, jak rapują. Chociaż są momenty, w których ich nawijki się mogą zlewać, szczególnie jak się człowiek zamyśli. Dla mnie obydwoje dobrze do siebie pasują i tworzą zgrany duet.

Podsumowując to wszystko, nie mogę powiedzieć, że się zawiodłem, ale to głównie dlatego, iż nie miałem jakiś wielkich oczekiwać, co do jakości epki. Chciałem sobie po prostu ją sprawdzić i liczyłem na coś ciekawego i tak właśnie było. Bardzo fajna produkcja (oczywiście poza jednym wyjątkiem), konkretne, momentami zaskakujące, ale niekoniecznie łatwe teksty plus poprawna nawijka. Wywaliłbym jeszcze tylko Aesop Rocka z ,,Keep It Alive”. W każdym razie jest do dobry materiał, ale powracał do niego nie będę raczej na pewno, a szans, aby znaleźć się nawet w top 20 nie ma szans.

6/10


niedziela, 25 lipca 2010

Prof - Kaiser Von Powderhorn 2

Dość ciekawa ksywa, bo oczywiście na pierwszy rzut oka kojarzy się z innym artystą rapowym o pseudonimie Proof. Różnica polega na tym, że Prof nadal żyje, a Proof już nie. Oczywiście nie tylko na tym. Bohater tej notki pochodzi z Minneapolis w stanie Minnesota, a więc Mid-West, panowanie Mid-West. To tak jak Slug z Atmosphere, ale jedyne podobieństwo między tymi panami ogranicza się do koloru skóry. Zapodał mi go ostatnio mój internetowy koleżka Dyndum, a jak on coś zapodaje, to musi być niezłe. Pomijam już tego Curren$iego, ale wyjątek potwierdza regułę. Tak więc przedstawiony materiał to nie pierwsze uderzenie sceniczne artysty, bo wcześniej wydał jeszcze płytę ,,Recession Music” z gościem o ksywie St. Paul Slim (sprawdzę ją, bo mam na dysku), mixtape ,,Kaiser Von Powderhorn”, album wspólnie z Rahzwellem ,,Project Gampo” i chyba jeszcze coś, ale pewny nie jestem.

Prof w tekstach jest swawolny, bezpośredni, wulgarny, pewny siebie, przebojowy, arogancki, zabawny, a czasami nawet można by rzec, że infantylny, ale owa infantylność jest celowa, aby przyciągnąć słuchacza. Ten artysta ma po prostu taki styl. Nierzadko zahacza o temat dziewczyn. Widać, że lirycznie stawia w stu procentach na radosny (niekoniecznie w znaczeniu pozytywny i łagodny) rap i nie zależy mu, aby przekazać jakieś głębsze wartości. Nie jest to oczywiście minus, bo w końcu, jak nawinął Tede, ,,dlaczego każdy ma się dołować, rap to także muzyka rozrywkowa”. Oczywiście chodzi o jakąś dobrą rozrywkę, a nie wybryków natury pokroju Gucci Mane’a, Soulja Boya, Lil Jona i innych tego typu ,,gwiazdeczek”. Mała próbka:

bitch, i’m completely fucking retarded
swerving through the lanes of the game like a carsick
rose up myself with no misstep
they tell me I’m the best and I ain’t even rich yet


rules don’t apply to me
a good dude? I ain’t even try to be

Warstwa muzyczna na epce jest niecodzienna. Nie łatwo będzie mi ją opisać, ale można usłyszeć sporo dziwnych, szalonych, porywających dźwięków. Tak się zastanawiam, jak w skrócie określić bity na tym wydawnictwie i postanowiłem, że nazwę je po prostu połamanymi. Są szybkie jak ,,Elephant”, trochę przeciągające się ,,Figured Out” czy też z mocnym uderzeniem ,,Terminator”. Reprezentant Minneaopilis ma urozmaiconą nawijkę. Często zmienia tempo rapowania, zaskakując przy tym słuchających. Flow ma taki sam jak teksty – nieokrzesany. Tak, właśnie ten przymiotnik najlepiej chyba określa jego szalone pływanie po bitach. Jak zabawa, to zabawa pełną gębą. Można znaleźć również momenty, w których artysta podśpiewuje, przeciąga wyrazy itd. Narzekać na monotonie pod tym względem nie da rady, choć nie musi to każdemu przypaść do gustu.

Podsumowując ten materiał, muszę powiedzieć, że miałem uśmiech na twarzy go słuchając. Nie mogę powiedzieć, że mnie porwał, ale była to niesamowita odskocznia od tego, co słuchałem sobie dzisiaj oraz ogólnie nowość, bo jeszcze takiego czegoś nie miałem okazji słuchać. Że tak się wyrażę ,,Kaiser Von Powderhorn 2” jest bekowe. Prof to człowiek, który ma swoją wizję rapu i tak bardzo jak jest szalona jest także innowacyjna. Każdy może oceniać różnie, ja natomiast biorę poprawkę na fakt, że to tylko EP oraz że wielkim fanem takich klimatów nie jestem, mimo że jak już mówiłem, to wydawnictwo jest oryginalne na tle innych produkcji. Epka jest na maksymalnie 3 przesłuchania dla mnie i nie sądzę, abym kiedykolwiek do niej wrócił już, ale doceniam pomysłowość i jazdę, jaką ma raper i dlatego nisko nie ocenię, ale też nie mogę przesadzać, a ocenę zawsze przecież można zmienić i na ten moment jest 6/10, ale to było wczoraj... Jednak złapałem większą zajawkę i dokonuje korekty:

7/10


niedziela, 6 czerwca 2010

KRS One - Back to the L.A.B. (Lyrical Ass Beating)

Krisa nie trzeba nikomu przedstawiać. Ja go niesamowicie lubię i mimo że ostatnia kolaboracja z Buckshotem nie spodobała mi się, nadal wierzę, że jest w stanie nagrać bardzo dobrą płytę. Tutaj akurat mamy krotkę epkę, która lepiej byłoby, jakby w ogóle się nie pojawiła. Do rzeczy.

Mówił, że rozliczy się ze wszystkimi, którzy go dissowali i coś do niego mieli, a więc na pewno celem był Canibus. W każdym razie zawiodłem się podwójnie, bo KRS nawet nie wymienia ksywy Caniego ani też jakiegokolwiek innego rapera, ale jedzie po wack MC’s, którzy są potwarzą tej kultury. Oraz druga część zawodu to fakt, że skoro owe ,,Liryczne Spranie Dupska” miało być wymierzone w Canibusa, to była to po prostu żenada. Wracając do tych chujowych raperów pozostaje kwestia, kim są ci wack MC’s? 50Cent, Lil Wayne, Soulja Boy? – trójka tych panów nie została wymieniona przez przypadek, Kto Ma Wiedzieć To Wie jak Peja na Ski Składzie, a kto nie wie, to będzie miał rozkminkę. W każdym razie teksty są dla mnie głównie zbyt banalne i co najgorsze, że ja to już słyszałem u Krisa nie raz – krytyka słabych raperów, podkreślanie swojej pozycji, wychwalanie umiejętności. Ratuje to wszystko ciekawy tematycznie ostatni track. Generalnie no jest kilka fajnych linijek na epce oraz wordplayi, bo nie jest tak, że cała warstwa tekstowa mi się kompletnie nie podoba i je przytoczę:

I keep teaching
cats be like ,,how you still eating?”
cause I’m build on skills that never weaken
I ripped the club just last weekend
y’all sitting around playing X-Box and internet freaking

I bring life to your dead crew
my real name is love and love gonna get you

tu miał być drugi wordplay z spitting raw i cooking it more
ale nie mogę go wychwycić, a nie chce mi się słuchać tej
epki, aż go znowu wychwycę.

Produkcja nie porwała i nie potrafiła zapomnieć zbytnio o niezbyt udanej i nowatorskiej warstwie lirycznej. Tak naprawdę to podkłady, które mnie usatysfakcjonowały w stu procentach znajdują się w ostatnich dwóch numerach. Reszta wydaje się mi być niedopracowana i po prostu trochę nudna. Plusem niewątpliwie jest flow artysty. Jest ono off-beatowe (Dyndum kilka lat temu uświadomił mnie w sumie, że KRS One jedzie off-beatem i mu przyznałem rację), raper dodatkowo ma bardzo wyraźną dykcję, kontrola oddechu od lat na poziomie, głos mi się podoba, więc ogólnie wokalnie jest na plus.

W sumie jakoś nie spodziewałem się niczego niesamowitego. Mogłem olać tę epkę i nic o niej nie pisać, ale tego nie zrobiłem, więc nie ma co gdybać. Generalnie niewypał i na pewno do niej już nie wrócę z wyjątkiem może, może i jeszcze raz może dwóch ostatnich kawałków, którymi się miło zaskoczyłem.

3/10

piątek, 12 marca 2010

Grieves - The Confessions Of Mr. Modest

Kolesiem jaram się od niedawna, a jest świeży na rap scenie, bo zadebiutował w 2007 roku. Urodził się w Chicago, dorastał w Seattle, a obecnie mieszka na Brooklynie. Owy materiał jest trzecim w karierze, a pierwszą epką. Miałem wysokie oczekiwania odnośnie niego, bo 2 poprzednie krążki mnie zdeklasowały. No i się nie zawiodłem.

Teksty Grievesa są refleksyjne, osobiste, poruszające i po części przygnębiające – taki truskulowy C.O.S.. Robi muzykę ambitną, otwartą dla ludzi, nie boi się bezpośrednio opowiadać o swoich emocjach, uczuciach oraz problemach. Artysta to prawdziwy poeta na mikrofonie, który niebanalnie potrafi przedstawiać sytuację, używając przy tym nierzadko przenośni. Oto kilka ciekawych linijek, które wywarły na mnie wrażenie z ,,The Confessions Of Mr. Modest”:

i live for the moment, never let dark clouds change me
or make me be a person that I'm not
cuz if I gonna die now, then I'd rather die proud for the fact
that i went out and gave everything I got

this whole thing is like a knife in the back I can't grasp it
I feel like I'm flooding alone, it's my casket

the rain came down like a blanket
and insulated the streetlights, turned the gutter to rivers

Muzycznie epka również spisuje się wyśmienicie. Brzmienie jest organiczne, urozmaicone i doskonale pasujące do dołującego klimatu wersów. Muszę dodać, że raper również potrafi zaśpiewać. Na tym materiale serwuje nam jeden taki utwór i mimo że na początku trochę jego wykonanie zajeżdżało mi autotune’m, to po kolejnym przesłuchaniu bardzo mi się podoba. Co ciekawe, to fakt, iż tematyka tej nuty odbiega od ogólnego klimatu ,,The Confessions Of Mr. Modest”. Predyspozycje wokalne u artysty są także na wysokim poziomie.

Kończąc, dodam, że jestem pod niebotycznym wrażeniem twórczości Grievsa i bez problemu ląduje w moich pięciu najlepszych białych raperach globu. Przedstawiona pozycja to zdecydowanie najlepszy materiał, jaki miałem przyjemność słuchać w 2010 roku i chciałbym postawić ocenę maksymalną, ale należy pamiętać, że to niestety jest jedynie epka…

9/10

Mój ulubiony track: