wtorek, 31 sierpnia 2010

Tede - A/H24N2

1)Intro
2)Peja Vu
3)Promomix (remix)
4)A.N.T.Y. II
5)Psychooo (N2E)
6)Eeej Pokolenie Endwa!
7)Kolesie Z Innej Bajki
8)X (remix)
9)Czas Honoru
10)Za X (remix)
11)Dzień Z Durniem W TVN
12)El' Cztery feat. Jaman
13)Japa Chamie
14)Pey'Ja
15)Rewolucja feat. Mrozu
16)Mam Beef
17)Słowa Na Wiatr + Bonus - Peja Hejter
d
Tede to niezwykła postać na polskiej scenie. Jest na niej praktycznie od początku, nagrał wiele płyt, z których kilka ma już status kultowy i legendarny. Ma poza tym liczne zasługi, o których często ludzie zaślepieni nienawiścią zapominają. Jednak to nie jest odpowiednia pora i miejsce, aby pisać o zasługach Fiodora dla polskiego rapu. W tym momencie chcę poruszyć kwestie projektu o nazwie ,, A/H24N2”, który miał premierę 24 grudnia 2009 roku, a więc można go traktować jak prezent pod choinkę. Oczywiście ta płyta jest odpowiedzą na 5 dissów Ryszarda Andrzejewskiego, z którym bohater notki prowadził najdłuższy w historii rodzimej muzyki rapowej beef. Nie będę tutaj pisał o tym, co było przyczyną konfliktu i jak on się rozwijał i co ja ogólnie o tym wszystkim sądzę, ponieważ chcę w najbliższej przyszłości napisać o tym osobny artykuł/notkę/felieton – nazwij to sam.

Na odpowiedź Warszawiaka przyszło czekać trochę czasu, ale opłaciło się, gdyż przygotował prawdziwą bombę. Tede zawsze zaskakiwał mnie oryginalnością i pomysłowością. Czasami się zastanawiam, skąd ten człowiek bierze te wszystkie niesamowite pomysły dotyczące promocji, prowadzenia beefów czy też tworzenia tekstów. Wyróżniłbym pod tym względem dwa kawałki. ,,Dzień Z Durniem W TVN” oraz ,,Ludzie Z Innej Bajki”. Pierwszy numer przedstawia różne programy, które lecą (ewentualnie leciały) w TVN np. W-11, Sędzia Anna Maria Wesołowska, Najsłabsze Ogniwo itd. Ich bohaterem jest naturalnie Peja, a Tedzik świetnie płynie z perfidną nutą ironii w głosie, robiąc z Rycha totalnego durnia i idiotę. Natomiast drugi track jest także konceptową nutą. W niej przedstawione są trzy sytuacje z życia Tedego, gdzie ludzie, którzy zupełnie nie siedzą w rapie, a przynajmniej nikt by ich o to nigdy nie podejrzewał, popierają działania (dissowanie Pei) członka Warszafskiego Deszczu.

widzę Cię właśnie w wieczornym paśmie
nikt nie ma takiej mordy jak Ty w W-11
jest taka prosta, należy Ci się Oskar
kiedy obok siedzi sędzia Anna Maria Wesołowska
rola prokuratora oskarżasz innych
jesteś winny grasz patola w Sądzie Rodzinnym
Twoja morda krzywa widzę ją w Detektywach
znowu wracam z Peją do Najsłabszego Ogniwa

Jak już jesteśmy przy ciekawych patentach, jakie zostały wdrożone w wirus świńskiej grupy, to nie mogę nie wspomnieć o ,,Pej’Ya” oraz ,,Peja Hejter”. Nie trzeba być niesamowicie ogarniętym w rapie, aby dojść do wniosku, że tytuły przynoszą na myśl pewne dwa kawałki zza oceanu. Oczywiście mowa jest o ,,Hey Ya” Outkast i ,,Playa Hater” Notoriousa B.I.G. Tedeusz je po prostu przerobił. W ,,Pej’Ya”, który jest humorystyczny i zabawny, naśmiewa się z faktu, że Ryś odwołał mu koncert. Szydzi sobie z Poznaniaka i naprawdę bardzo fajnie to wszystko brzmi. Drugi track jest już treściowo poważniejszy. Tede m.in. wypomina mu, że zachował się nieodpowiedzialnie na koncercie w Zielonej Górze i tak dalej. Jednak jest jedna rzecz w tym numerze, co deklasuje. Mianowicie słowa (a przynajmniej ich większość, bo może faktycznie nie wszystkie) rymują się z oryginalnymi wersami, które zapodał Notorious! Genialny zabieg, więcej nie trzeba dodawać.

Tak wspominam o nowatorskich zabiegach i interesujących rozwiązaniach, o które zatroszczył się Warszawiak, a przecież nie można zapominać o czystych bitewnych kawałkach, których nie brakuje czy też tracków z argumentami przeciwko Ryszardowi. Tego można by przytoczyć dość sporo, ale ja za najbardziej wartościowe uważam następujące: ,,Rewolucja”, ,,Mam Beef” oraz ,,Czas Honoru”. W pierwszym Tede wytyka Pei m.in., że teraz uważa go za słabego rapera, wytyka mu bycie babanowcem, a przecież kiedyś DJ Decks zapraszał go na płytę oraz że doniósł na niego w kawałku, mówiąc, że jak Tedzik był w Poznaniu, to dzwonił do Rycha w wiadomej sprawie. Drugi track uważam za najbardziej skillsowy (chociaż wkurwia mnie to słowo) na całym albumie. Jest tutaj wiele jadowitych i mocnych linijek, a najmocniejszy to oczywiście punch o sznurówkach w butach na rzepy. Ktoś mógłby zarzucić, że zbyt dużo tutaj inwektyw, ale beef to beef i bluzgi także muszą być. Natomiast trzeci numer jest chyba najbardziej wartościowym ze wszystkich. Tede przedstawia zasługi jakie ma na koncie, które czynią z niego wielką postać (założenie wytwórni, DJ Buhh, ,,Sport”, ,Mam Tak Samo Jak Ty” itd.) i w świetle których Peja jest przy nim kimś małym.

Całkiem Nowe Oblicze odpalone znicze
i to ten moment zacząłeś się kurwić z Delisiem
po Blokersach komercja nie dotknęła Elda
wiesz czemu Peja? im potrzebny był tępak
jedziemy dalej co wniosłem o to pytałeś?
wniosłem postęp idioto tamtym nielegalem
jak Kozakowi przestały schodzić twoje taśmy
kolejny cios straszny, nagraliśmy Nastukafszy

Na ,,A/H24N2” znajdują się także remixy trzech nut pochodzących z ,,Notes2”. Są to ,,X”, ,,Promomix” oraz ,,Za X”. Nie ma w nich żadnych bezpośrednich wersów, które uderzają w Ryśka, ale są to kawałki, które bardzo dobrze wpasowują się w konwencje albumu z dissami. Nie będę oczywiście pisał o wszystkich pozycjach z prezentowanego krążka, ale wspomnę jeszcze o dwóch - ,,Anty II” oraz ,,Słowa Na Wiatr”. Trzeba przyznać, że tytuł pierwszego ewidentnie przynosi na myśl sławny diss nagrany 15 lat temu przez Peję oraz Nagły Atak Spawacza na Liroya. ,,Anty II” oczywiście także uderza w ojca chrzestnego polskiego rapu i jest jeden wers prawdopodobnie na temat Borixona. Scyzoryk skrytykował i wyzywał Tedego w filmiku na youtubie, a ten drugi nie pozostał mu dłużny. Zniszczył doszczętnie kieleckiego rapera. Użył oczywiście tego samego sampla co sprzed 15 lat Rych i NAS, który oczywiście oryginalnie pochodzi z ,,G’z And Hustlaz” Snoop Dogg’a. Zwrócę też uwagę, że słowa refrenu rymują się z słowami Snoopa z powyżej wspomnianego kawałka.

Co do ,,Słów Na Wiatr” to jest to numer zamykający krążek. Warszawiak daje do zrozumienia, że dla niego to jest koniec beefu (i tak jak w przypadku potyczki z Płomieniem – dla niego wygrał Hip Hop), że zajmie się nagrywaniem kolejnej zwykłej płyty, a dodatkowo składa życzenia na święta Pei i gratuluje mu znalezienia miłości życia. Niesamowicie zaintrygowały mnie linijki na temat ostatecznego rozwiązania. Tede nawinął, że chciał zrobić ostateczne rozwiązanie, ale zrezygnował z tego, bo wtedy to faktycznie by przegiął. Jestem bardzo ciekawy, co miał na myśli i czym owe rozwiązanie tak naprawdę było. Pamiętam, że 17 października pojawiła się w necie okładka, na której był Fiodor ubrany w czarny, skórzany płaszcz i kapelusz (przypominało to ubiór gangstera z starych lat) z gazetą w ręku.

witam w nowych czasach w czasach moich
a cos ty kurwa się zrobił taki hip hopowy
chcesz mi wlewać do głowy olej
najpierw twoja kolej, usuń pajaca ze swojej
i weź mnie dziadku od lamusów nie traktuj
lamusem to ty jesteś z nas dwóch
ty i ten pastuch co chciał mnie brać na łańcuch
jak słyszycie nas tu to obaj macie zastój

Wszystkie podkłady wyprodukował Sir Michu, który jest bardzo utalentowanym producentem. Nie będę się zbytnio rozwodził nad nimi i po prostu wymienię tylko moje ulubione. ,,Słowa Na Wiatr”, ,,Dzień Z Durniem W TVN”, ,,Czas Honoru” i ,,Japa Chamie”. No i też w sumie ostatnio wkręcił mi się ,,Mam Beef. Jeszcze nigdy nie użyłem epitetu ,,skurwysyński” do określenia bitu, ale w przypadku ,,Mam Beef” taki mu bardzo pasuje. Generalnie produkcja jest bardzo dobra. To, że Tedeusz umie rapować jest wiadome, więc nie trzeba chyba nawet pisać, że odnalazł się na każdym podkładzie i pokazał klasę. Teksty pod względem techniczym są solidne, bo sporo wewnętrznych i trochę podwójnych się znajdzie. Ogólnie wirus świńskiej grupy jest budzącym respekt materiałem. Miesza humor, szyderstwo, ironię, mocne punche, trafne argumenty, ciekawe koncepty. Muszę też zaznczyć, że ten projekt doceniłem dopiero po czasie, a z tym związane są pewne okoliczności, które poruszę kiedy indziej.

Jakby nie patrzeć Tede po raz kolejny zmienił scenę. Może się to komuś podobać lub nie podobać, może się jarać lub hejtować, ale jeszcze nikt w Polsce nie wydał płyty z dissami. Bez względu na to, czy to jest stawianie na ilość, a nie na jakość. Chociaż dla mnie oczywistym jest, że w tym przypadku wraz z ilością jakość jak najbardziej idzie w parze. ,,A/H24N2” to przemyślany, pomysłowy i bardzo zaskakujący materiał, który udowodnił po raz kolejny, że Jacek G. to niekwestionowanie najlepszy polski raper pod względem stylu, charyzmy, nietuzinkowości i kreatywnego podejścia do tworzenia muzyki. Co do kwestii, czy wygrał beef, to w tym momencie wstrzymam się z odpowiedzią. Nie ze względu, że się waham z decyzją, bo podjąłem ostateczną po ochłonięciu ostatnio i jej nie zmienię już, ale chcę po prostu na temat konfrontacji Tede – Peja, jak już zaznaczałem na początku, zrobić osobną notkę.


poniedziałek, 30 sierpnia 2010

2 kolejka Bundesligi i trochę więcej

Piątek

Zaczęło się tak jak przed tygodniem, a więc od meczu Bayernu, który wybrał się w podróż, aby zmierzyć się z Kaiserslautern. Wydawało się, że będzie to łatwa przeprawa dla mistrzów kraju, bo w końcu grali z beniaminkiem. Nic bardziej mylnego. Gra Bawarczyków była bardzo bezbarwna, brakowało jakiegokolwiek pomysłu na rozgrywanie i przebicie się przez defensywę gospodarzy. Idealną okazję mniej więcej w 25 minucie zmarnował Muller, bedąc sam na sam z golkiperam FCK. To się zemściło, bo ekipa gospodarzy zdobyła dwie bramki w odstępie 2 minut. Nie popisała się obrona podopiecznych Van Gaala i Bayern schodził na przerwę, przegrywając 0:2. Trzeba podkreślić, że trafienie na 1:0 dla Kaiserslautern niebywałej urody. W drugiej połowie niewiele się zmieniło. Mistrzowie Niemiec próbowali coś tam grać i atakować, ale zupełnie nic z tego nie było. Wprowadzenie Kroosa i Pranjica też na niewiele się zdało. Monachijczycy grali po prostu beznadziejne spotkanie. Gomez pojawił się dopiero w 75 minucie. Wynik meczu nie uległ zmianie. FCK wygrywa drugi mecz z rzędu w Bundeslidze, a Bayern ponosi pierwszą porażkę.

W sumie cieszę się, że tak to się potoczyło, bo może w końcu otworzą się oczy zarządowi i Van Gaalowi i zrozumieją, że transferów trzeba dokonać. Środkowo obrońca i to klasowy, a nie jakiś tam pionek musi przyjść. Co najmniej jeden transfer i nawet jak będzie trzeba zapłacić 30 milionów, to po prostu trzeba, a klub jest stać, by tyle wydać, to nie ulega wątpliwości. Ja pamiętam, jak mówiłeś, że mamy kompletny skład panie Van Gaal i to była żenada. Bayern Monachium prezentuje się bardzo słabo na początku rozgrywek tak jak przed rokiem. Liczę, że tak jak rok temu zarząd coś z tym zrobi i sprowadzi klasowego zawodnika, a najlepiej dwóch, którzy wzmocnią blok defensywny. Kto na lewą flankę? Cissokho, Taiwo, Emanuelson, Kolarov, Vargas. Fajne nazwiska, ale problem polega na tym, że trójka pierwszych nawet, jakby się zdecydowała przyjść, to i tak nie mogłaby grać w Lidze Mistrzów. Czwartego pozyskał już Manchester City, a piąty nie ma zamiaru opuszczać Fiorentiny. Kto na środek? Chiellini, Bruno Alves, David Luiz, Mertesacker, Tasci. Jednak pojawiają się kolejne problemy związane z transferami tych zawodników. Będzie ciężko pozyskać teraz jakiś wartościowych obrońców.

Sobota

Schalke, które niezbyt dobrze zaczęło sezon od porażki z Hamburgiem, Schalke, którego kibice domagają się jeszcze kilku transferów, mierzyło się przed własną publicznością z Hannoverem. Mówiąc delikatnie, gospodarze nie zachwycili i przegrali 1:2. Gracze Slomki zagrali naprawdę bardzo dobre spotkanie i jakby byli bardziej skuteczni, to strzeliliby więcej bramek. Niedobrze się dzieje w ekipie wicemistrza Niemiec, a Liga Mistrzów zbliża się wielkimi krokami i Magath ma o czym myśleć. Hannover zaczął sezon wyśmienicie, bo maja na koncie komplet punktów.

Eintracht Frankfurt gościł ekipę HSV, która była faworytem w tej konfrontacji i nie zawiodła. Przyjedni wygrali 3:1, prezentując niezwykłą skuteczność, gdyż oddali jedynie 3 celne strzały na bramkę. Kolejne trafienie zaliczył Van Nistelrooy. Może sezon 2010/2011 będzie należał wreszcie do Hamburga, bo potencjał ten klub ma nie mały, a w poprzednich rozgrywkach, mówiąc łagodnie nie popisali się.

Wilki dokonały kilku solidnych wzmocnień i jeszcze przed drugą kolejką spotkań doszedł do nich Diego, który królował na boiskach Bundesligi w barwach Werderu, który został sprzedany z Juventusu, ale to jest temat na dłuższą rozmowę. Przeciwnikiem Wolfsburga było Mainz. Ten mecz jest kolejnym dowodem na to, że liga niemiecka jest chyba najciekawszą i najbardziej wyrównaną ligą w Europie. Gospodarze prowadzili już 3:0, aby w ostatecznym rozrachunku ulec 3:4. To było coś więcej niż piłkarskie widowisko, to był prawdziwy futbolowy horror.

Festiwal goli oglądali kibice także na Weserstadion w Bremie, gdzie miejscowy Werder podejmował Kolonie. Bremeńczycy przegrali w pierwszej kolejce w fatalnym stylu 1:4 z Hoffenhaim, ale udało im się odzyskać twarz, pokonując FC Koln 4:2. Od pierwszej minuty w ekipie Schafa grał Sebastian Boenisch, a kontuzji doznał Pizarro i musiał opuścić przedwcześnie boisko. Warto odnotować pierwsze dwa trafienia nowego nabytku Werderu Arnautovica.

Ekipa Freiburga wybrała się do Norymbergii, gdzie czekał na nich zespół gospodarzy. Przyjezdnym udało się wygrał 2:1, ale czy byli tak naprawdę zespołem lepszym, to kwestia bardzo sporna, bo Norymberga miała lepsze posiadanie piłki, więcej sytuacji podbramkowych i dodatkowo oddała jeden strzał w poprzeczkę.

Spotkaniem, które zamykało sobotnią serię spotkań w najwyższej klasie rozgrywkowej w Niemczech był pojedynek beniaminka FC Sankt Pauli z Hoffenheim. Wieśniaki po imponującym starcie i rozgromieniu Werderu przed własną publicznością podtrzymali passę i ograli zespół gospodarzy 0:1. Skromne, uzyskane w samej końcówce zwycięstwo pozwala Hoffenheim utrzymać pozycję lidera na spółkę z FCK1.

Niedziela

Takiego strzelania, jakie miało miejsce w spotkaniu, które rozpoczęło się o 15:30 na Bay Arena pomiędzy Bayerem Leverkusen z Borussią Moenchengladbach nie mógł się spodziewać nikt. Padło aż 9 bramek, z czego, co jest kolejną wielką niespodzianką, aż 6 dla przyjezdnych, którzy zwyciężyli 6:3. Nie przypominam sobie, aby taki grad goli spadł w Bundeslidze od czasów pamiętnego spotkania w sezonie 2005/2006 pomiędzy Schalke i Leverkusen, gdzie gospodarze wygrali 7:4. Dla takich wyników i spotkań się żyje i ogląda Bundesligę.

Hitem kolejki był mecz w Stuttgarcie, gdzie VFB podejmowało Borussie Dortmund. Obie ekipy zaliczyły wtopy w pierwszych swoich spotkaniach, więc miały okazje się zrehabilitować. Christian Gross na pewno nie był zadowolony, bo jego podopieczni do przerwy przegrywali już 0:3 i to Dortmundczycy byli zespołem zdecydowanie lepszym. Stuttgart nie przegrał bez honoru, bo w drugiej połowie jedyną bramkę dla gospodarzy zdobył Cacau. Po raz kolejny w zespole Jurgena Kloppa Piszczek jak i Lewandowski zaczęli od ławki rezerwowych. Stuttgart gra naprawdę słabo i to nie tylko w krajowych rozgrywkach, ale także w Lidze Europy.

Tabela, oczywiście w przypadku równej liczby punktów decyduje różnica bramek.

1)Hoffenheim – 6 punktów
2)Kaiserslautern – 6 punktów

3)Mainz – 6 punktów
4)Hamburg – 6 punktów
5)Hannover – 6 punktów
6)Borussia M. – 4 punkty
________________

14)Wolfsburg – 0 punktów
15)Schalke – 0 punktów
16)Eintracht – 0 punktów
17)Kolonia – 0 punktów
18)Stuttgart – 0 punktów


Liga Mistrzów, Eliminacje Ligi Mistrzów, Liga Europejska, Baraże, Spadek.

Strzelcy

Dzeko – 3 gole, Wolfsburg
Lakic – 3 gole, Kaiserslautern
Cisse – 3 gole, Freiburg
Van Nistelrooy – 3 gole, Hamburg

Inne

Inaugurowały w ten weekend ligi włoska i hiszpańska. Falstart zaliczył przebudowany praktycznie od podstaw Juventus, który pojechał do Bari zmierzyć się z tamtejszym beniaminkiem i wrócił na tarczy. Stara Dama przegrała 0:1 i nie pokazała praktycznie nic ciekawego pod względem piłkarskim. Sądzę, że Juve może mieć kłopoty, bo w końcu wymiana ponad połowy składu nie zawsze idzie na dobre. Z drugiej strony, jakby nie było personalnych zmian, to też byłoby źle, mając na uwadze, co ten klub prezentował sezon temu. Za to Milan, który wypożyczył Ibrahimovica z prawem pierwokupu po roku za 25 milionów (pozdro dla świetnej polityki transferowej Guardioli), rozbił 4:0 Lecce. W sumie transfer Ibry raczej przekreśla jakiekolwiek szanse Huntelaara na grę w Milanie i mam nadzieje, że ten chłopak nie zrobi głupstwa i odejdzie.

Barcelona bez żadnych problemów rozprawia się na wyjeździe z Santander 3:0. Warto nadmienić, że Valdes obronił karnego. Natomiast Jose Mourinho nie powinien być raczej zadowolony z wyniku, który uzyskał Real. Remis 0:0 z Mallorką nie jest tym, czego oczekiwali kibice Królewskich. Ciekawi mnie, co zrobi Van Der Vaart, który nie znalazł się nawet w kadrze meczowej na to spotkanie. To piłkarz nieprzeciętny, który w innym klubie byłby bez problemu postacią pierwszoplanową. Grając dalej w Madrycie, będzie tylko się marnował. Nie ma co owijać w bawełnę, bo na jego pozycję są m.in. Ozil czy Kaka, więc o pierwszy skład będzie niesamowicie ciężko.

Rozlosowano także grupy Ligi Europy. Lech Poznań trafił do grupy A, w której będzie mierzył się z Manchesterem City, Juventusem i Salzburgiem. Piekielnie mocni rywale stoją na drodze mistrzów Polski, ale ja jestem zadowolony, bo przyjazd takich firm jak ManCity czy Juve do naszego kraju to wielkie wydarzenie. Ja, jak się tylko uda mi dostać do Poznania, to nie odpuszczę i na pewno pójdę chociaż na jeden mecz. Nawet, jakbym musiał dać za bilet ponad 100 złoty, to nie odpuszczę zobaczenia na żywo Juventusu czy Manchesteru City.

niedziela, 29 sierpnia 2010

KRS One & True Master - Meta-Historical

KRS One to postać legendarna, która w tym biznesie jest już ponad 2 dekady. Opinie, co do ostatnich kilku lat scenicznej działalności Nauczyciela są podzielone ze wskazaniem na te negatywne. Ludzie zarzucają, że tylko pogrąża się, rozmienia na drobne dorobek przeszłości i powinien przestać nagrywać. Ja mam inne zdanie. Słuchacze mają także pretensje o monotematyczność, ale pretensje o nią czasami przybierają rozmiary jakiejś fobii, bo nikt mi nie powie, że na ostatnich trzech płytach Krisa (pomijam ten twór ,,Back to L.A.B.” oraz ,,Maximum Strenght”, bo pierwsze to pomyłka, a drugi materiał został nagrany, jak się nie mylę, pod koniec lat 90-tych) nie można znaleźć co najmniej 10 kompletnie różnych tematycznie kawałków. Osobiście liczyłem na rap niekoniecznie z najwyższej półki w zaskakującej konwencji, ale takiego KRS jak na ,,Hip Hop Lives” czy ,,Adventures In Emceeing”.

Parker generalnie porusza się po mniej więcej tych samych tematach, do których zdążył już przyzwyczaić słuchaczy w swojej karierze. Nie brakuje więc manifestowania swojej pozycji, niezłomności, kreowania się na zbawcę rapu, wytykania wad i szydzenia z obecnej kondycji rapu, odwoływania się do korzeni i starych czasów i tak dalej. Ja naprawdę nie widzę w tym nic złego (pomijając już, że wieczną zagadką pozostaje dla mnie, kim są ci wack rappers, o których The Teacha od paru lat tak nawija), jeżeli jest to przekazywane z werwą, pomysłowością, zacięciem, mocą i na dobrych bitach. KRS One nie spełnia tych kilku warunków w stu procentach, co zresztą nie powinno nikogo dziwić, ale nie jest fatalnie. Jakbym skończył na tym etapie, to ludzie, którzy zarzucają Blastmasterowi ciągłą powtarzalność tematów mogliby uznać swoje zwycięstwo. Jednak ja nie kończę, bo na płycie nie ma tylko i włącznie odgrzewania kotletów pod względem tematycznym i można dostrzec trochę oryginalności. Kiedyś napisałem, że faktycznie ten raper tworzy kawałki w taki sposób, że wdraża w nie swoją filozofię i charakterystyczny sposób myślenia. Idealnie na tym materiale widać to chociażby w ciekawych numerach ,,Palm & Fist”, ,,Meta-Historical” oraz częściowo w ,,Unified Fields”.

everything you see is a molecular structure
your home, you, your mother, your brother
molecules make up everything we sense is matter
everything’s molecular even you rappers
molecules are made by atoms coming together
some molecular structures are soft others tougher than leather, whatever
the molecular structure of things come from the atomic structure of things
now you gotta hear what I bring and what I sing clearly
we’re going through levels of string theory


Muszę przyznać, że jakbym nie wiedział, że krążek powstał w 2010 roku, to powiedziałbym, że są to chyba lata 90-te. Oczywiście mówię w tym przypadku o warstwie muzycznej, która mi przypomina nowojorski, dość minimalistyczny i stonowany klimat lat 90-tych. Pisałem w powyższej części recenzji, że jak artysta przekazuje nawet podobne treści, a robi to z werwą i na dobrych bitach, to naprawdę nie mogę uznać tego za coś słabego. Współpraca z True Masterem Krisowi wyszła tylko na dobre, bo bity, jakie wysmażył ten związany z Wu-Tangiem i muszę przyznać nieznany wcześniej przeze mnie producent, są solidne. Taką wisienką na torcie jest podkład do kawałka ,,He’s Us”, w którym uwaga swoją zwrotkę zarapował sam True Master. Pod względem flow jest cały czas dobrze. KRS One ma charakterystyczny mocny, pewny siebie styl nawijania i akcent. Nie można zarzucić, że ciągle jedzie na jedno kopyto, bo chociażby w ,,Murder Ya’” urozmaica rapowanie, wprowadzając jamajskie naleciałości w melodeklamacje.

Też, o czym nie wspomniałem wyżej, ciekawym zabiegiem, na który zdecydował się Kris, jest spora ilość skitów. Wliczając w to intro z outrem jest aż 9 skitów na 20 pozycji na całym albumie. Nie ździwie się, jak ktoś uzna ten zabieg za niepotrzebny i potraktuje skity jak zapychacze. Ogólnie też bym tak pewnie powiedział, ale w tym przypadku sytuacja jest inna. Skity tworzą dla mnie świetne przerywniki pomiędzy normalnymi trackami, które można potraktować jako przerwy na krótkie, nie rapowane i nie rymowane wykłady. Kończąc, powiem tylko, że ,,Meta-Historical” to dość dobra płyta, ale Nauczyciela stać na więcej.

6/10


sobota, 28 sierpnia 2010

ShinSight Trio - Somewhere Beyond the Moon

Jak wskazuje nazwa, w skład zespołu wchodzi trzech ludzi. Są nimi producent Shin Ski, raper Insight oraz DJ Ryow zwany także jako Smooth Current. Zadebiutowali w 2006 świetnym albumem ,,Shallow Nights Blurry Moon”, który śmiało można uznać za jeden z najlepszych łączących jazz z rapem. Insight to bardzo wszechstronny artysta, który także zajmuje się produkcją oraz djing'iem i ma na koncie kilka projektów solowych. Pochodzi z Bostonu. Shin Ski, co pewnie nie trudno się domyśleć, pochodzi ze wschodu, a konkretnie z Japonii. Tak samo sprawa wygląda z DJ Ryow’em. Liczyłem na po prostu solidny materiał, bo w końcu to nie jest ekipa bez potencjału.

Treści, które można usłyszeć na krążku są różnorodne, ale charakteryzują się tym, że są głównie zaangażowane. Zresztą sama ksywa reprezentanta Bostonu zobowiązuje do przekazywania w tekstach wartościowych rzeczy. W numerze ,,Teamwork” poruszona jest kwestia siły zespołu. W kupie zawsze jest raźniej, lepiej, są większe możliwości i można o wiele więcej osiągnąć. Jeden drugiego wspomoże i mimo przeciwności losu da rade dosięgnąć zamierzonych celów. Bardzo dobrze pasują tutaj cuty z Brand Nubian ,,One For All”. Track ,,Only As Serious As You Make It” zabiera słuchacza w podróż po przeszłości Insighta. MC opowiada o różnych etapach swojego dorastania i wydarzeniach z nimi związanymi. Nie jest to tak naprawdę dołujący numer, bo ogólnie niesie pozytywne przesłanie. Interesującym kawałkiem jest także ,,Where’s There a Moon That Is Mine”, który jest głęboką refleksją, która moim zdaniem mówi, że każdy ma jakieś miejsce i funkcje w życiu tylko musi tego poszukać. Tak to można usłyszeć miłosny ,,R&B Song” czy braggagowy ,,You Got Soul”. Oczywiście na tym zawartość liryczna płyty się nie kończy, ale kończy się moje pisanie o niej.

unique qualities single out this individual
up late at night doing things so original
painting, innovating, writing rhymes

never find me waiting for a wave of popularity
whenever in a zone, there’s no other who can challenge me
casually, as vocabulary spills, I write what others may bite


Warstwa muzyczna jest dopracowana, przesiąknięta jazzem, miękka, przyjemna dla ucha i naprawdę można po ciężkim dniu odprężyć się przy niej. Jest momentami tak fantastyczna, że rapowanie schodzi na drugi plan i człowiek zachwyca się brzmieniem. Nie ma tutaj nawet średniego bitu, chociaż ,,You Got Soul” niezbyt mi podchodzi. Tak to szczególnie genialne są ,,Cool Mellow”, ,,Wheres There a Moon That Is Mine” oraz ,,Teamwork”. Odnoszę wrażenie, że rapująca część ShinSight Trio leciuteńko sepleni. Nie jest to tak widocznie jak u Cormegi czy Kool G Rapa i w żadnym stopniu nie przeszkadza mi w słuchaniu. Co więcej, czyni je o wiele przyjemniejszym, bo artysta ma charakterystyczny flow przez to. Wydawało mi się, że w ,,You Got Soul” Insight próbował polecieć po bicie w stylu Rakima, ale nie wiem, czy naprawdę było to zamierzone, czy tylko takie błędne wrażenie odniosłem. W każdym razie, jak to było celowe, to niezbyt wyszło. Jednakże ogólnie MC spisuje się co najmniej dobrze.

Materiał bardzo przypadł mi do gustu i sądzę, że jeszcze kilka razy go posłucham. Co najważniejsze jest równy, na razie żaden numer nie znudził mi się, a przesłuchałem trzy razy i nie sądzę, że jakiś usunę z tracklisty. Nie wiem, czy jest to lepszy album od poprzedniego, ale na pewno nie można stwierdzić, że chłopaki obniżyli loty. Fajna płyta i na pewno jedna z lepszych, jakie miałem okazje słuchać w bieżącym roku, ale raczej nie wróże jej wejścia do czołowej dziesiątki na koniec roku. Insight to ciekawy zawodnik i może skuszę się, aby ściągnąć jakieś solowe projekty od niego.

8/10


piątek, 27 sierpnia 2010

Faza grupowa Ligi Mistrzów 2010/2011

Wczoraj o godzinie 18 w Monaco miało miejsce losowanie grup nadchodzącej edycji Champions League. Przyznano też nagrody dla najlepszego bramkarza, obrońcy, pomocnika i napastnika poprzedniej edycji. Zwycięzcami w poszczególnych kategoriach byli Julio Cesar, Maicon, Sneijder i Milito, a więc sami piłkarze Interu. W sumie to nie mam problemów z tym, bo niewątpliwie ci zawodnicy na to zasługiwali. Jednak niesprawiedliwym była dla mnie nieobecność Olica w trójce nominowanych do najlepszych napastników. W każdym razie mniejsza o to, a tak przedstawiają wyniki losowania:

Grupa A – Inter, Werder, Tottenham, Twente

Niewątpliwie mocne zestawienie. Faworytem jest obrońca tytułu, ale walka o drugiej miejsce powinna być bardzo zacięta. Ciężko mi wskazać, kto awansuje oprócz Włochów, bo wszystko może się zdarzyć. Najmniejsze szanse teoretycznie ma Twente, bo odeszło dwóch kluczowych napastników, a Tottenham ma ciekawą kadrę, natomiast Bremeńczycy mają o wiele większe doświadczenie od rywali.
Awans: Inter, Werder.

Grupa B – Lyon, Benfica, Schalke, Hapoel

Uprzedzając już fakty, ta grupa jest zdecydowanie najbardziej wyrównana ze wszystkich. Jedynie mistrz Izraela tutaj wydaje się być chłopcem do bicia, ale nie można go w żadnym wypadku lekceważyć. Walka o dwa pierwsze miejsce może rozgrywać do ostatniej kolejki. Nie ma tutaj żadnego wielkiego potentata europejskiego, ale Lyon, Benfica i Schalke to nie są marne firmy.
Awans: Lyon, Schalke.

Grupa C – Manchester, Valencia, Rangers, Bursaspor

Wydawać by się mogło, że tutaj wszystko jest już jasne. Czerwone Diabły i Nietoperze stoczą walkę o miejsce pierwsze, a mistrzowie Szkocji i Turcji o miejsce trzecie. Nic bardziej mylnego, bo o ile Manchester tutaj jest niewątpliwie najsilniejszy, to osłabiona Valencia może mieć kłopoty. Dodatkowo Rangersi są głodni sukcesów, a potrafią grać w piłkę, natomiast Bursaspor to wielka niewiadoma.
Awans: Manchester, Rangers.

Grupa D – Barcelona, Panathinakos, Kopenhaga, Rubin

W sumie niezbyt wymagający zestaw rywali dostali Katalończycy, którzy powinno bez żadnych problemów awansować z pierwszego miejsca ze sporą przewagą na drugim zespołem. Panathinakos powraca po kilku latach przerwy do elitarnego grona, mając na szpicy będącego w wysokiej formie Cisse, Kopenhaga raczej dużo tutaj nie zdziała, a piłkarze z Kazania na pewno nie popuszczą, bo grupa łatwiejsza niż sezon temu.
Awans: Barcelona, Rubin.

Grupa E – Bayern, Roma, Basel, Cluj

Chciałem, aby Niemcy trafili na Real Madryt w grupie i mielibyśmy klasyk Ligi Mistrzów już w początkowej fazie. Roma to ekipa z potencjałem, ale nie sądzę, aby Rzymianie byli w stanie pomścić Juventus i zrobić jakąś krzywdę Bayernowi. Trenerem Basel jest był piłkarz Bawarczyków Thorsten Fink, więc będą to ciekawe starcia. Natomiast rumuński Cluj, który kilka sezonów temu grał dopiero w drugiej lidze, już po raz drugi gra w Lidze Mistrzów. W sezonie 2008/2009 ograli m.in. Romę w Rzymie, więc może historia się powtórzy?
Awans: Bayern, Roma.

Grupa F – Chelsea, Marsylia, Spartak, Zilina

Trzeba powiedzieć otwarcie, że jest The Blues mają chyba teoretycznie jeszcze słabszych przeciwników aniżeli Barcelona. Mistrz Francji jest niewątpliwe nie słabą ekipą, ale jednak nie ma podjazdu do Chelsea. Moskiewski Spartak powinien powalczyć o awans, ale nie sądzę, aby byli w stanie coś tutaj zdziałać. Zilina debiutuje w Lidze Mistrzów i raczej będą tutaj dostarczycielem punktów.
Awans: Chelsea, Marsylia.

Grupa G – Milan, Real, Ajax, Auxerre

W zasadzie wystarczyłyby tutaj dwa słowa – grupa śmierci. Nieprawdopodobnie mocne zestawienie. Jakby zsumować liczbę zwycięstw w rozgrywkach o Puchar Europy pierwszych trzech klubów, to mielibyśmy liczbę dwucyfrową, podchodzącą pod 20. Niezwykle utytułowane zespoły. Należy także pamiętać o Auxerre, w którym gra Jeleń. Tutaj może być imponująca walka do samego końca o wszystkie miejsca.
Awans: Real, Milan.

Grupa H – Arsenal, Szachtar, Braga, Partizan

Kanonierzy są tutaj murowanym faworytem do wygrania grupy. Nie sądzę, aby było inaczej, ale też nie uważam, że wygrają więcej niż 4 spotkania. Pozostałe ekipy mają mniej więcej równe szanse na zajęcia drugiego miejsca, no może trochę w cieniu stoją piłkarze z Belgradu. Należy także bacznie obserwować poczynania portugalskiego Sportingu Braga, który może być czarnym koniem Ligi Mistrzów.
Awans: Arsenal, Braga.

czwartek, 26 sierpnia 2010

4 runda eliminacji Ligi Mistrzów (mecze rewanżowe)

Od dobrych kilku tygodni niektóre wtorki i środy obfitowały w spotkania eliminacyjne do elitarnej Champions League. Należy zwrócić uwagę, że nie obyło się bez pewnych niespodzianek, gdyż awanse mołdawskiego Sheriffu i szwajcarskiego Young Boys do nich zdecydowanie się zaliczają. 25 i 26 sierpnia miały miejsce już ostatnie mecze z serii eliminacyjnej do fazy grupowej Ligi Mistrzów i także było bardzo ciekawie.

Jeżeli chodzi o wtorek, to wydawało się, że Anderlecht jest na bezpiecznej pozycji po wywiezieniu remisu 2:2 z Belgradu, jednakże Partizan prowadził w stolicy Brukseli w pewnym momencie 2:0. Fiołkom udało się doprowadzić do remisu w drugiej połowie, a fantastycznego gola zdobył Gillet. Konieczna była dogrywka, która nie przyniosła rezultatu i o awansie miały zdecydować jedenastki. Lepiej karne egzekwowali goście, a tutejsi oddali aż 3 strzały w trybuny, ale należy podkreślić, że Lukaku zdobył prawidłową bramkę na 3:2 pod koniec drugich 45 minut, która nie została uznana. Jakby nie patrzeć, to Anderlecht Bruksela żegna się z Ligą Mistrzów, zostając po prostu oszukanym. Niesamowite spotkanie rozegrało się w Sewilli, gdzie gospodarze podejmowanie niedoceniony zespół Sportingu Bragi. Padło aż 7 goli i kiedy Portugalczycy prowadzili 2:0 jasnym było, że gospodarze muszą strzelić 4 bramki, aby awansować. Ta sztuka się nie udała, a 4 trafienia na swoim koncie miała za to Braga. Ostatecznie skończyło się 3:4 na niekorzyść zespołu hiszpańskiego, który nie zagra w fazie grupowej, co jest sporą niespodzianką. Pozostałe wyniki wtorkowe:

Anderlecht 2:2 Partizan, karne 2:3
Sheriff 0:3 Basel
Hapoel Tel Aviv 1:1 Salzburg
Sampdoria 3:1 Werder, 3:2 po dogrywce
Sevilla 3:4 Braga


W środę głównie interesowało mnie, czy Ajax Amsterdam po paroletniej przerwie i po zmarnowaniu 2 doskonałych szans na awans do Ligi Mistrzów w sezonach 2006/2007 i 2007/2008, a także nie zagraniu w jej eliminacjach w sezonie 2008/2009 przez niesprawiedliwe zasady panujące w Eredivisie (które na szczęście już nie obowiązują), będzie w stanie w końcu znaleźć się tym elitarnym gronie. Mierzyli się z niełatwym rywalem, bo z Dynamem Kijów, mając jednak remis 1:1 osiągnięty na Ukrainie. Udało się zwyciężyć 2:1, a bramki strzelali El Hamdaoui oraz Suarez. Dla gości honorowo z karnego trafił Shevchenko. Nie ulega wątpliwości, że wicemistrz Holandii był w tym dwumeczu lepszą drużyną i zasłużenie awansował. Ciekawe też było w rywalizacji Auxerre, w którym cały mecz rozegrał Jeleń, z Zenitem we Francji. Gospodarzom udało się wygrać 2:0, a drugiego gola zdobył polski napastnik. Emocji i nerwów nie brakowało, czego dowodem są dwie czerwone kartki dla dwóch piłkarzy z Petersburga. Malafeev za zagranie ręką poza polem karnym i Hubocan za faul. Gospodarze zagrają w fazie grupowej i po długiej przerwie będzie można w końcu oglądać Polaka w pierwszym składzie w Champions League w niesłabym klubie. Podkreśliłbym jeszcze, że nie pamiętam, czy kiedykolwiek widziałem gol po rzucie z autu w pole karne i strąceniu piłki głową, a taki padł w rywalizacji Kopenhagi z Rosenbergiem. Komplet wyników środowych:

Ajax 2:1 Dynamo Kijów
Auxerre 2:0 Zenit
Kopenhaga 1:0 Rosenborg
Tottenham 4:0 Young Boys
Zilina 1:0 Spart Praga


Już za około 10 minut rozpocznie się losowanie fazy grupowej, o którym napiszę parę słów jutro.

środa, 25 sierpnia 2010

Paski - Leniwe Lato

Mało co pojawia się przeglądów polskich produkcji, które wychodzą w 2010 roku. Generalnie nie wychodzi tego zbyt dużo, a jak już wychodzą to są dla mnie niezbyt znane rzeczy, których jakoś nie mam ochoty sprawdzać. Nie chodzi mi o to, że z góry zakładam, iż będą słabe i nie trafią w moje gusta, ale po prostu jakoś wolę poświęcić czas na słuchanie kolejnego rapera zza oceanu, który jest dla mnie nowy niż z Polski. Wczoraj natrafiłem na prezentowaną płytę i zaciekawił mnie tytuł, więc postanowiłem przetestować. Paskiego oczywiście nie znałem wcześniej nawet z ksywki. Z tego, co czytałem to chłop nagrał prawie 10 nielegali i pochodzi z Krynicy Zdrój. Obecnie jednak (przynajmniej z tego, co usłyszałem na albumie) siedzi w Anglii i nie zamierza wracać. Nie miałem żadnych oczekiwań, więc mogłem się tylko pozytywnie zaskoczyć i tak właśnie było.

Bardzo podoba mi się warstwa liryczna materiału. Fakt, Paski nie jest wielkim technikiem i nie stosuje rymów podwójnych, ale to przecież w rapie nie jest najważniejsze. Oczywiście są fajnym dodatkiem, który czyni tekst bardziej zaawansowanym technicznie, ale nie można popadać na ich punkcie w paranoje, bo przecież - poczwórne rymy - proste, tylko po co? by truskulowcy postawili mi posąg? W każdym razie linijki są złożone naprawdę solidnie. Muszę przyznać, że ciekawe i różnorodne tematy są poruszone na ,,Leniwe Lato”. Od totalnie chilloutowego tytułowego kawałka, przez dość ironiczny i zabawny, ale bez kitu prawdziwy ,,Niewinny”, który traktuje o tym, że w dzisiejszym świecie ludzie mają często chorobliwe podejrzenia wobec działań innych i sądzą, że prawie każdy ma jakiś ukryty niepozytywny zamiar w swoich działach, po poruszający ,,Nie Wiem”, będący dedykacją dla Friza (nie, nie tego z jasnej i ciemnej strony od Volta), 20 letniego rapera, który odszedł 20 grudnia 2009 roku. Wielkim plusem numerów jest fakt, że każdy jest na konkretny, inny temat.

moi znajomi pewnie też są w IRA
narobią szkody, więc do nich nawet nie zaczynaj
moja dziewczyna ma też lewe ID
jak każda inna, bo pracuje dla Al-Kaidy
moja babcia robi wszystko, aż boję się myśleć
przemyca nitroglicerynę za granice
a ty chcesz ustawić się na fajkę
co chcesz znaleźć na mnie? węszę tutaj jakąś konspirację


Produkcja jest idealna na lato. Może i można zarzucić, że większość bitów jest do siebie podobnych, bo praktycznie to samo spokojne tempo i brak wielkiej różnorodności dźwięków, ale to mi w żadnym stopniu nie wadzi. Bity niosą sobą świetny klimat, przy którym można się wyluzować i odpłynąć. Dominują przede wszystkim sekwencje klawiszy, a dla mnie to jest wielki plus, bo bardzo lubię pianina w podkładach. Warstwa muzyczna jak najbardziej na plus, ale warto byłoby, aby nie została zmarnowana przez flow Paskiego. No i nie została w żadnym stopniu zmarnowana. Czuć względny luz w płynięciu po bitach rapera. Potrafi bardzo fajnie i dość skocznie czasami zaakcentować wyraz rymowany. Świetnie nadaje się do spokojnych, chilloutowych klimatów. Chyba aż za bardzo, bo uważam, że trochę za mało emocjonalnie pojechał w ,,Nie Wiem”.

Podsumowując jestem bardzo zadowolony, że zdecydowałem się pobrać ten krążek. W sumie to ma tylko 9 pozycji i raczej powinien być traktowany jako epka, ale mniejsza już o to. Reprezentant Krynicy Zdrój ma bardzo charakterystyczny sposób melodeklamacji i ciekawe, niebanalne podejście do opisywanych problemów. Raczej nie ściągnę żadnych wcześniejszych dokonań Paskiego, ale ,,Leniwe Lato” to interesujący kawałek rapu.

7/10


poniedziałek, 23 sierpnia 2010

1 kolejka Bundesligi i trochę więcej

20 sierpnia rozgrywki rozpoczęła Bundesliga, więc moja ulubiona liga. Tytułu broni oczywiście Bayern Monachium, a nowymi twarzami są Kaiserlautern oraz St. Pauli. Miało miejsce kilka interesujących transferów, a nawet kilka niespodziewanych jak np. przyjście Raula do Schalke czy powrót Ballacka do Leverkusen. Ligę opuścili m.in. Ozil, który poszedł do Realu Madryt czy Kuranyi, ktory powędrował do Dynama Moskwa. Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o polskim akcencie czyli o transferze Lewandowskiego do Borussi Dortmund za 4,5 miliony, co jest naprawdę niesamowitą sumą, jak na Polaka. Jednakże ja uważam, że nową gwiazdą Bundesligi będzie sprowadzony także do BVB Japończyk Shingi Kagawa.

Piątek

Bayern dobrze wszedł w mecz, miał przewagę, która została udokumentowana już w 8 minucie po bardzo pięknym golu Mullera z równie ładnej asysty Kroosa. Potem gospodarze mieli kilka niezłych okazji, ale gola nie udało się zdobyć. Wilki nie miały zbytnio nic do powiedzenia w pierwszej połowie, ale też nie można rzec, że Bawarczycy totalnie dominowali w każdym aspekcie. Świetne spotkanie rozgrywał Franck Ribery, który kręcił obroną gości jak chciał. Na początku drugiej połowy Dzeko miał pięć świetnych okazje, ale raz trafił w słupek, drugi raz pomylił się o metr, za trzecim i czwartym razem fantastycznie zachował się Butt, ale za piątym razem nic nie uratowało Bayern. Czas mijał, a mistrz kraju nie był stanie zdobyć bramki, mimo że przeważał. Van Gaal zdecydował się wpuścić na plac gry Gomeza i Pranjica. 91 minuta przyniosła rozstrzygnięcie, bo wtedy to Ribery dośrodkował w pole karny, a akcje na długim słupku zamknął Schweinsteiger i Bayern wygrał 2:1.

Pierwsze zwycięstwo na początku sezonu cieszy, ale postawa drużyny w drugiej połowie, a szczególnie na jej początku nie. Van Gaal mówił, że transferów nie będzie, ale ja uważam, że sprowadzenie co najmniej jednego gracza jest konieczne. Oczywiście mam na myśli stopera, bo już, jak trener chce grać wychowankiem na lewej stronie defensywy, to niech gra, bo może Contento stanie się zawodnikiem pokroju Mullera. Natomiast środek obrony powinien zostać wzmocniony, bo Van Buyten ani Demichelis raczej nie będą w stanie zagrać dobrego sezonu. Chyba że Van Gaal zdecyduje się obok Bastubera wystawiać Breno, który jest niewiadomą.

Sobota

Werder, który w środę osiągnął bardzo dobry rezultat w 4 rundzie eliminacji Ligi Mistrzów przeciwko Sampdorii, mierzył się na wyjeździe z Hoffenheim. Bremeńczycy prowadzili już od 3 minuty po bramce z karnego, ale gospodarze cały czas atakowali i udało im się wyrównać w 21 minucie, a w 37 wyszli na prowadzenie, które w 41 i 43 powiększyli. Trzeba przyznać, że trafienie na 4:1 było przedniej urody, a Thomas Schaf miał nietęgą minę. W drugiej części meczu nawet mimo obecności na murawie Marina, Werder nie był w stanie zdziałać praktycznie nic. Co prawda to oni głównie tworzyli akcje ofensywne, ale dogodnych sytuacji było jak na lekarstwo i mecz zakończył się ich porażką 1:4.

Przy 28 stopniach w Freiburgu rozegrał się mecz pomiędzy miejscowym SC, a beniaminkiem z Sankt Pauli. Na bramki trzeba było czekać aż do 78 minuty, ale padły aż 4. Strzelanie zaczęli gospodarze, ale ekipa przyjezdnych, która w sumie lepiej się spisywała w tym spotkaniu, nie dała za wygraną i trzykrotnie pokonała bramkarza Freiburga. Wynik na pewno można uznać za niespodziankę, bo beniaminek, który powrócił po 8 latach przerwy do pierwszej Bundesligi, nie był faworytem.

Slomka, który w zeszłym sezonie przeżywał często bardzo niemiłe chwile, ale któremu ostatecznie udało się pozostać wraz Hannoverem w najwyższej klasie rozgrywkowej w Niemczech, był niesamowicie zadowolony ze startu w nowym sezonie. Jego piłkarze pokonali przed własną publicznością Eintracht Frankfurt stosunkiem goli 2:1. Chociaż tak naprawdę przy stanie 1:1 gościom należał się rzut karny po ewidentnym zagraniu ręką w polu karnym, ale to już historia.

Borussia Moenchengladbach, w której od pierwszej minuty wystąpił pozyskany z Freiburga bramkostrzelny Indrissou, mierzyła się na własnym obiekcie z Norymbergą. Goście objęli w tym spotkaniu prowadzenie już w 16 minucie, ale czarnoskóry nowy nabytek Borussi wyrównał na 15 minut przed ostatnim gwizdkiem sędziego w pierwszej połowie. Mimo dość sporej ilości ataków gospodarzy, wynik nie uległ zmianie, bo albo brakowało skuteczności, albo bardzo dobrze spisywał się między słupkami Schafer.

FCK1, które także po kilkuletniej nieobecności powróciło do pierwszej ligi, podobnie jak St. Pauli zaczęło rozgrywki z grubej rury, bo ograli na wyjeździe w stosunku 3:1 ekipę Kolonii. No i podobnie jak w przypadku spotkania Freiburg – St. Pauli, goście przegrywali 0:1, aby potem przechylać szalę zwycięstwa na swoją stronę. W każdym razie beniaminki zaczęły ligę ładnie.

W zdecydowanie najciekawszym sobotnim spotkaniu Hamburg podejmował Schalke, a więc zespół, który sezon 2009/2010 może uważać za zmarnowany, mając na uwadze wcale nie mały potencjał, mierzył się z wicemistrzem kraju. Pierwszych kilka dogodnych sytuacji mieli przyjezdni, a HSV dopiero pod koniec połowy zaczął bardzo poważnie zagrażać bramce Neuera. Van Nistelrooy trafił w poprzeczkę z wolnego, ale na początku drugiej części meczu zdobył bramkę na 1:0. Ostatecznie skończyło się na 2:1 dla Hamburga, a gola na wagę zwycięstwa zdobył także Holender.

Niedziela

Stuttgart, mając pewnie jeszcze w nogach wygrany pojedynek z Slovanem Bratysława w czwartej rundzie eliminacji Ligi Europy, pojechał do Mainz mierzyć się z tamtejszą zespołem. Goście mieli od początku spotkania przewagę i nawet rzut karny, którego jednak nie wykorzystał Cacau. To się zemściło, bo gospodarze objęli prowadzenie kilka minut później. Od tego momentu Mainz zaczęło grać lepiej, ale wynik do przerwy nie uległ zmianie. Już na początku drugiej części meczu było 2:0, a przepiękną bramkę (gol kolejki dla mnie) zdobył KTOŚ. Więcej lepszych okazji miało Mainz w tym poprzeczka w 74 minucie, ale rezultat nie uległ zmianie, mimo że mniej więcej pod koniec VFB kilkakrotnie zagroziło bramce rywali.

Chyba w zdecydowanie najciekawszym, a zarazem zamykającym pierwszą serię spotkań w Bundeslidze, meczu Borussia Dortmund gościła Bayer Leverkusen. Obie ekipy wysoko wygrały swoje pierwsze spotkania w eliminacjach Ligi Europy i ciężko było tu wskazać faworyta. Jednakże Jurgen Klopp musiał być niesamowicie zaskoczony i wkurzony, jak jego BVB po 20 minutach przegrywało 0:2, a Aptekarze mieli więcej z gry. Piłkarze gospodarzy schodzili na przerwę z wynikiem ustalonym w 21 minucie przez Renato Augusto i grali naprawdę słabo. Po mniej więcej 15-20 minutach drugiej połowy na boisku weszli Lewandowski oraz Piszczek. No ale jak Pariasom nie pomogła podpórka Leszka, tak samo Polacy nie sprawili, że wymiar porażki się chociażby zmniejszył. Niemniej jednak gospodarze mieli wizualną przewagę, ale bardzo dobrze w bramce Bayeru spisywał się Adler.

Tabela

1)Hoffenheim – 3 punkty
2)Kaiserslautern – 3 punkty
3)St. Pauli – 3 punkty

4)Bayer – 3 punkty
5)Mainz – 3 punkty
6)Bayern – 3 punkty

___________________

14)Freiburg – 0 punktów
15)Kolonia – 0 punktów
16)Borussia D. – 0 punktów
17)Stuttgart – 0 punktów
18)Werder – 0 punktów


Liga Mistrzów, Eliminacje Ligi Mistrzów, Liga Europejska, Baraże, Spadek.

Strzelcy

Lakic – 2 gole, Kaiserlautern
Van Nistelrooy 2 – gole, Hamburg
13 zawodników z jedną bramką

Inne

W zasadzie to rozgrywki zaczęły już wszystkie ligi europejskie z wyjątkiem Serie A i Premiera Division, które startują w najbliższy weekend. W Anglii niepodzielnie jak na razie rządzi Chelsea (chociaż to dopiero praktycznie początek i nie ma się czym podniecać), która w sobotę zdeklasowała na wyjeździe 6:0 Wigan. Gra w pierwszej połowie nie zachwycała, ale w drugich 45 minutach piłkarze The Blues popisali się świetną skutecznością i uwaga, po pierwszych dwóch kolejkach zajmują miejsce pierwsze z imponującym stosunkiem bramek 12:0.

Grała także Liga Europy w czwartek, a w zasadzie pierwsze mecze czwartej rundy eliminacyjnej. Co szczególnie powinno cieszyć to fakt, że skazywany na pożarcie Lech Poznań (na którego m.in. porażkę miałem stawiać 100 złoty) pokonał na Ukrainie Dniepro i naprawdę zaskoczył grą. Wynik 1:0 to dobra zaliczka przed rewanżem, którego należy po prostu nie przegrać i będzie awans do fazy grupowej.

sobota, 21 sierpnia 2010

LMNO - fOnk Garden

LMNO, o którego albumie ,,Tripping On This Journey” pisałem dokładnie 10 dni temu, mnie zaszokował. Wydawało mi się, że przedstawiona produkcja jest jego szóstą solówką. Jak się okazuje członek Visionaries w 2010 roku postanowił wydać aż 10 płyt, a ,,Tripping On This Journey” to ostatnia, jak do tej pory, z nich. Mówiąc szczerze zniesmaczyło mnie to, bo bez względu jak bardzo utalentowany czy płodny może być artysta, to wypuszczanie 10 krążków w przeciągu 12 miesięcy jest niezbyt mądre. Chciałem sprawdzić jakieś dokonania LMNO w wcześniejszych lat, ale postanowiłem pobrać jeszcze 2 albumy z tych, które ujrzały światło dzienne w bieżącym roku. No i teraz mamy ,,fOnk Garden”, którego okłada bardzo mi się podoba.

Pierwszy kawałek na płycie, a więc tytułowy ,,Fonk Garden” nasunął mi myśl, że będzie to konceptowy materiał, którego głównym tematem będzie ogród. Sam numer przedstawia wizje ogrodu, jako oazę spokoju, wymienione są elementy znajdujące się w nim. Na przykład wiatr jest rytmem, a nasiona stają się bitami i tak dalej. Drugi track uświadomił mnie w przekonaniu, iż jest to koncept album. Jednakże reszta numerów (w zasadzie poza ostatnim)
zweryfikowała wszystko i nie sądzę, by ,,fOnk Garden” można nazwać płytą, w którym występuje jakiś główny motyw przewodni. Pozostałe pozycje na płycie tematycznie oscylują mniej więcej wokół prywatnych, wcale nie płytkich przemyśleń LMNO. Koleś ma po prostu własny styl i dobrze się w nim odnajduje.

big ups to inner peace
we demand land for food and awards to seize
let’s increase tender stay fitted
fully committed to upliftment let’s live it

the heart is a target in this firing reign it’s art of strange
maintain its complex try to be simple and plain


Produkcyjnie żeby nie powiedzieć, że jest słabo (bo w sumie nie jest) to jest średnio. W zasadzie żaden podkład poza ,,Fonk Garden” oraz ,,Fonk” nie zrobił na mnie wrażenia, nie zatrzymał przy sobie na dłużej. Głównie tempo bitów nie jest szybkie, ale nie można rzec, że brzmienie na albumie jest całkowicie łagodne i miękkie. Trochę tutaj takich sztywniejszych dźwięków, które jednak tym razem zupełnie nie trafiły w mój gust. Znajdują się też totalne nieporozumienia np. ,,Plant Seeds”. O flow w zasadzie mógłbym napisać to samo, co w przedstawianiu ,,Tripping On That Journey”. Rapuje spokojnie bez żadnego wydziwiania. Zdecydowanie najbardziej jego nawijka podoba mi się na pierwszym i ostatnim kawałku czyli na tych, które mają naprawdę udane bity.

Ogólnie jakoś nie jestem zadowolony. Jak do poprzedniej płyty LMNO wracałem sobie jeszcze z 2-3 razy po recenzji i słuchałem całej bez wyrzucania jakichkolwiek numerów z listy, co tylko pokazuje, że to bardzo wyrównany materiał, tak w przypadku ,,fOnk Garden” będę raczej wracał tylko do dwóch tracków. Całościowo nie jest to słaba płyta, bo na pewno plusem są ciekawe teksty rapera i charakterystyczne flow, ale produkcyjnie mi nie siada zbytnio. Dam ocenę, której jeszcze nie dałem żadnemu przedstawianemu krążkowi.

5/10


PS: Niestety, ale tylko na youtube jest ten numer, który uważam za najsłabszy na płycie, ale lepsze to niż nic, bo w porównaniu do takiego Gucci Mane'a to jest mistrzostwo świata.
PS2: Gawi, koleżko, jak to czytasz, to zapodaj mi hasłem do albumu Subway, bo jest potrzebne. :)

czwartek, 19 sierpnia 2010

Sadistik & Kid Called Computer - The Art Of Dying

Kiedy ponad 2 lata temu poznałem Sadistika po ksywie, to pomyślałem sobie, że koleżka pewnie nagrywa horrorcore. Wiele osób zachwycało się jego scenicznym debiutem ,,The Balancing Act”, ale ja nigdy nawet nie sprawdziłem jednego jego numeru. Żyłem w błędnym przekonaniu, co do rodzaju rapu, jaki artysta nagrywa, do wakacji, kiedy za namową jednego ziomka zdecydowałem się posłuchać jego albumu. Spodobał mi się, ale na kolana nie byłem powalony, mimo wszystko to na pewno najlepszy debiut, jaki ujrzał światło dziennie w 2008 roku. Nie, nie żaden Ace Hood. Sadistik pochodzi z Seattle, a obecnie, jak się nie mylę, mieszka w Waszyngtonie. 2010 rok przyniósł wyczekiwaną już ponad półtora roku kolaborację z producentem Kid Called Computer, który reprezentuje Chicago.

Kto miał przyjemność (lub nieprzyjemność, ale to chyba tylko fani Soulja Boya) słuchania ,,The Balancing Act” doskonale wie, czego można się spodziewać pod względem tekstów na ,,The Art Of Dying”. Artysta jest bardzo uczuciowy w swoich lirykach. Jeżeli ktoś kiedyś chciałby, aby mu podać definicje dziennikarskiego tworu o nazwie emo-hop, to Sadistik idealnie tutaj pasuje. Sprawy, które są poruszone na materiale mają oczywiście często charakter osobisty, co doskonale widać np. w ,,Black Rose”. Raper na pewno nie jest człowiekiem, którego muzyka poprawia humor czy podnosi na duchu. Treści przekazywane raczej nie zmuszają do samobójstwa, ale artysta ma wystarczającą siłę liryczną, aby słuchacz, jak oczywiście się skupi na epce, był tym wszystkim poruszony. Mówiąc krótko, wersy są naładowane szeroką gamą praktycznie tylko negatywnych emocji, które w połączeniu z innymi elementami, o których napisze poniżej, tworzą mocną mieszankę smutku, bezradności, osamotnienia, a nawet złości.

if you think life’s a bitch
you should give her some respect
maybe she’s a genie fallen victim of neglect
and the impotence you have is just a symptom of the stress

Zastanawiałem się, jak spisze się na bitach Dzieciak, o którym usłyszałem pierwszy raz oczywiście, jak przeczytałem, że Sadistik zamierza z nim współpracować. MC bardzo chwalił swojego przyszłego producenta i zapewniał, że brzmienie pomiesza w sobie elementy ambientu będzie bardzo osobliwe, przytłaczające, narkotyzujące. Jakich by tutaj nie użyć przymiotników, określając warstwę muzyczną, to wyszła ona naprawdę świetnie. Kapitalnie komponuje się z niezbyt pozytywnymi tekstami. Tworzy niesamowitą, ciasną, minimalistyczną, niezbyt porywczą, refleksyjną, lekko depresyjną atmosferę. W takim klimacie Sadistik czuje się doskonale. Jest to jeden z najlepszych raperów pod względem wkładania uczuć i emocji w rapowanie. Potrafi świetnie zaakcentować, raz leci spokojnie, innym razem nawija z ikrą i złością. Głos jest także jego wielkim walorem. Ma przebicie, a czasami można odnieść wrażenie, że raper nawija, jakby płakał. To tylko pokazuje, jak naładowany emocjami jest Sadistik.

Podsumowując, ten materiał zawierający zaledwie sześć pozycji, trwa ponad 30 minut. Numery są długie i każdy jest bardzo konkretny. Oczywiście, że pozostał mi pewnego rodzaju niedosyt, bo chciałbym więcej, ale i tak mam się z czego cieszyć. Lubię rap w takiej konwencji, bo zarówno teksty, brzmienie, jak i melodeklamacja stoją na wysokim poziomie. Z uwagi, że jest to bodajże chyba już piąta i raczej nie ostatnia epka, którą słucham w tym roku, będę oceniał je w osobnej skali, nie biorąc pod uwagę, że nie jest to long play. Zrobię też na pewno pod koniec klasyfikacje najlepszych EP 2010 roku. Jak na razie ,,The Art Of Dying” to ścisła czołówka.

8/10

środa, 18 sierpnia 2010

4 runda eliminacji Ligi Mistrzów

Wtorek i środa przyniosły pierwsze mecze w ramach czwartej rudny eliminacji Ligi Mistrzów. Niestety, jak już zdążyliśmy się przyzwyczaić, nie było wśród ekip mistrza Polski. Jak wiadomo od zeszłego sezonu panują trochę inne zasady, jeżeli chodzi o rundy eliminacyjne Champions Leauge, które umożliwiają słabszym zespołom łatwiejszą drogę do fazy grupowej. M.in. trzecie drużyny z Anglii, Hiszpanii i Włoch nie biorą udziału w eliminacjach, a mistrzowie kraju mogę grać tylko z mistrzami kraju, a więc taki Lech Poznań nie mógłby trafić na choćby Seville, Ajax czy Werder.

We wtorek obejrzałem sobie rywalizacje w Rosji, gdzie Zenit podejmował Auxerre, w którego barwach od pierwszej minuty grał Jeleń. Gospodarze szybko, bo już w 3 minucie objęli prowadzenie i kontrolowanie przebieg spotkania. Byli wyraźnie lepsi, a Francuzi w zasadzie bezradni. Jednakże końcówka pierwszej połowy należała do przyjezdnych, którzy stworzyli sobie kilka okazji i nawet mieli poprzeczkę. Drugie 45 minut było bardziej interesujące niż pierwsze, a Auxerre miało sporo okazji, jednak ostatecznie wynik meczu nie uległ zmianie i Zenit wygrał 1:0. Z ciekawszych rywalizacji wtorkowych należy także nadmienić pojedynek Dynama Kijów z Ajaxem, w którym padł remis 1:1, co oczywiście jest bardzo korzystnym wynikiem dla gości, którzy byli w tym spotkaniu ogólnie lepszą drużyną.
Wyniki wszystkich wtorkowych meczy:

Zenit 1:0 Auxerre
Dynamo Kijów 1:1 Ajax
Rosenberg 2:1 Kopenhaga
Sparta Praga 0:2 Zilina
Young Boys 3:2 Tottenham

Dzisiaj, a więc w środę, mnie najbardziej interesowała rywalizacja niemiecko-włoska, a więc pojedynek Werderu z Sampdorią. Ogólnie wspieram niemiecką piłkę, a wyeliminowanie akurat zespołu z Serie A jest tylko na korzyść Bundesligi, która raczej na bank prześcignie ligę włoską w klasyfikacji i w sezonie 2010/2011 aż 4 klubu z Niemiec będą mogły uczestniczyć w Lidze Mistrzów jak było to kiedyś. Bremeńczycy, którzy oczywiście już musieli grać bez Ozila, byli lepsi w pierwszej połowie, co tylko potwierdza ilość strzałów oddanych na bramkę rywali, ale nie byli w stanie zdobyć gola. Strzelanie rozpoczęło się w 50 minucie. Fantastyczne trawienie z dystansu zaliczył Fritz. Kilka minut później Pazzini miał szanse wyrównać, ale trafił w słupek. Jednak do 69 minuty było już 3:0, bo kolejne gole dołożyli Frings oraz Pizzaro. Dodatkowo Włosi grali w osłabieniu od 67 minuty. Udało im się jednak zdobyć gola honorowego, dzięki któremu zachowali szanse w rewanże, ale sądzę, że i tak nie dadzą rady awansować. Wszystkie wyniki środowe:

Basel 1:0 Sheriff Tiraspol
Braga 1:0 Sevilla
Partizan Belgrad 2:2 Anderlecht
Salzburg 2:3 Hapoel Tel Aviv
Werder 3:1 Sampdoria


Ogólnie nie obyło się bez niespodzianek, bo porażka przed własną publicznością pogromców Lecha Poznań, a więc Sparty Spaga z Ziliną jest niewątpliwe największą sensacją. Też trzeba pochwalić chłopaków z Berna, którzy nawet prowadzili po 20 minutach 2:0 z Tottenhamem i pachniało prawdziwym pogromem, ale ostatecznie skończyło się na 3:2 dla gospodarzy, co i tak stawia ich, no na pewno nie w roli faworytów, ale w sytuacji nie bez szans na awans. Natomiast najbliżej fazy grupowej, nie licząc Ziliny, jest Hapoel, który nie sądzę, aby poległ w Izraelu dwoma bramkami. Nie skreślałbym także reprezentanta Mołdawii, bo oni jechali do Szwajcarii skazywanie na pożarcie, a polegli tylko 0:1. Kurwa, nawet oni mają klub, który walczy cały czas o rozgrywki grupowe najsilniejszej ligi świata.

niedziela, 15 sierpnia 2010

3 największe zakały rapu

Jakoś ostatnio naszło mnie, aby napisać hejterski tekst, w którym sobie zjadę to, co mi się najbardziej nie podoba w amerykańskim rapie. Nie musiałem się długo zastanawiać, aby dokonać selekcji spośród kilkunastu artystów, a raczej tworów i wybrać trójkę najbardziej żenujących, bezwartościowych i beznadziejnych. Wiadomo, że nie jestem żadną wyrocznią, ale jak ktoś widzi jakąkolwiek wartość w poniżej opisanych gościach, to po prostu nie mamy raczej o czym rozmawiać. Gust jest gustem, ale są czasami pewne granice i niektórych raperów nie można nazywać nawet i średnimi, bo są po prostu totalnie żenujący. Lecimy:

Soulja Boy

No i pomyśleć, że ten dzieciak urodził się w Chicago, a więc mieście skąd pochodzą m.in. Common czy All Natural. W każdym razie pochodzenie zostawiam na boku, bo nie jest istotne, a i tak Soulja zalicza się do Dirty South, ale tego gównianego Dirty South. Koleś zadebiutował w wieku 17 lat płytą ,,Souljaboytellem.com”, a więc można to zaliczyć do dziecięcego rapu. Jednak jak postawi się Soulja Boya obok takich artystów jak A+ czy Chi-Ali, to jakby zestawić Rów Mariański z Rysami. Debiut tego chłopca słuchałem w okresie życia, kiedy nie byłem w ogóle wybredny i chciałem sprawdzić dokonania raperów, którzy są generalnie uważani za niezbyt wartościowych przez ortodoksyjnych słuchaczy. Nie było do tamtego czasu albumu, którego nie byłbym w stanie przesłuchać więcej niż raz, natomiast ,,Souljaboytellem.com” przełamał konwenanse. Był to tak słaby krążek, zarówno pod względem plastikowego, rażącego uszy brzmienia, jak i upośledzonych ,,popisów” mikrofonowych gospodarza. Rapreviews ocenili tę parodię na 3/10, ja nie dałbym nawet 1/10. Drugiej płyty tego palanta nawet nie zamierzałem słuchać, ale niestety miałem nieprzyjemność poznania dwóch czy trzech numerów, którymi się jarał mój jeden kumpel. Żenada i tyle. Nie wspomnę już o beefie tego szmatławca z Ice-T i dziwie się KRSowi, że wystąpił z nim razem w programie.

Gucci Mane

Ten klaun także jak jego wyżej wymieniony koleżka ,,dumnie” reprezentuje Południe. No i także wpłynął na rapową scenę ze swoimi brudnymi (ojej, jaka ironia) ściekami w 2007 roku. Sytuacja z Guccim była u mnie o wiele inna niż z Soulja Boyem, bo postanowiłem zapoznać się z jego muzyką stosunkowo niedawno. Nigdy nie skreślam żadnego artysty zanim go nie sprawdzę, ale mając na uwadze, że obecnie mój gust jest o wiele bardziej wybredny niż kilka lat temu i staram się już raczej nie przebierać w środkach i nie używać eufemizmów, jeżeli chodzi o wyrażanie opinii na temat muzyki, Mane raczej nie miał żadnych szans trafić do mnie. No i tak właśnie było. Ściągnąłem sobie jego debiut ,,Back To The Trap House” i udało mi się wytrwać może do czwartego tracku. Nie oczekiwałem żadnego wielkiego rapu i MC z umiejętnościami Rakima, ale jakiś dobrych, słuchalnych bangierów w stylu ,,Speeding” Rick Rossa. Niestety, ale ja muzycznym masochistą nie jestem, a słuchanie tego, co prezentuje sobą Gucci Mane jest bardziej bolesne niż akupunktura przy pomocy gwoździ jak nawijał Słoń. Beznadziejne podkłady bez jakiegokolwiek polotu i uderzenia, a teksty jak teksty – żadnych ambicji, ale nie oczekiwałem tutaj zaangażowanych przemyśleń. Chodzi o to, że sposób melodeklamacji hedonistycznych wersów leży na całej linii. Podsumowując, ten koleś powinien zmienić ksywę na Gucci Shame.

Lil Jon

No i listę zamyka także zawodnik z Dirty, Dirty South, który jest reprezentantem Atlanty. Jednak w tym przypadku żywię pewien szacunek wobec Lil Jona, bo jak wiadomo to on jest twórcą Crunku. Dla mnie ten gatunek rapu mógłbym podobnie jak horrorcore nie istnieć (oczywiście w ogólnym rozrachunku wolę horrorcore, bo Doomsday Productions czy Lynch są spoko, ale tak naprawdę ich twórczość to raczej nie jest esencja tego gatunku), ale jakby nie patrzeć jest to pewnego rodzaju innowacja w tej muzyce i ja takie rzeczy staram się doceniać, chociaż w minimalnym stopniu. Kolejna sprawa, która rożni Lil Jona od Gucci Mane’a i Soulja Boya to jego dorobek artystyczny, który jest szerszy, ale nie jest wcale lepszy. Oczywiście nie katowałem się słuchaniem całej dyskografii tego koleżki. Wystarczyło mi obczajenie kilku numerów z paru albumów i mam swoje zdanie wyrobione na temat jego rapu. OKEEEEEY, YEAAAAAAH, WHAAAAAAAAT? W skrócie właśnie tak wygląda jego muzyka. Świetnie sparodiowali go The Perceptionist na swoim debiucie w kawałku, a w zasadzie skicie ,,Lil Jon Interview”. Co mnie odpycha w twórczości tego gównianego artysty, to beznadziejne bity, które nie mają dla mnie żadnego potencjału imprezowego i prymitywne wydzieranie japy. Ja przy czymś takim nawet najebany bym się nie wybawił (chyba, ale nawet nie chcę próbować).

___________________________________________________

No to właśnie tak wygląda. W zasadzie mógłbym dopisać kilku innych faworytów, ale wybrałem trójkę najbardziej rażących mnie i na tym zostawiam sprawę. Nie skreślam ludzi, którzy słuchają sobie tych ,,artystów”, ale jak ktoś uważa, że ich muzyka niesie ze sobą coś, co ma cokolwiek wspólnego z prawdziwym rapem, jest idiotą. Może napiszę wkrótce podobną notkę tylko na temat polskiego rapu, ale w zasadzie na dzień dzisiejszy przychodzą mi do głowy tylko trzej raperzy/zespoły, które mógłbym uznać za totalną żenadę. Chyba jestem za mało rygorystyczny, może to wynika z sentymentu. Zresztą się zobaczy.

piątek, 13 sierpnia 2010

The Tones - Dreamwalk: The Free EP

The Tones to zespół, który poznałem kilka dni temu. Bardzo zachęciło mnie do sprawdzenia ich to, co przeczytałem na ich myspace. Byłem praktycznie pewny na sto procent, że idealnie trafią w moje gusta i tak faktycznie było, ale na razie trochę informacji o ekipie. Chłopaki (jest ich dwóch) reprezentują miasto Stockton w Kalifornii. To zalicza się do Bay Area i są kolejnym dowodem na to, że Zatoka i jej okolice to nie tylko gangsta-rap, ale także sporo alternatywnego nurtu można tam znaleźć. Działalność artystów, a więc rapera producenta Retro oraz rapera śpiewaka Suhn’a sięga 2001 roku. Zadebiutowali jednak dopiero 7 lat później albumem ,,Dreamtalk”, którego niestety nie mogę znaleźć, a bardzo bym chciał. Prezentowany materiał jest drugim wydawnictwem w dyskografii The Tones.

Tematycznie płyta prezentuje się mniej więcej następująco. Mowa jest, aby nie zapomnieć o tym, kim się jest, że dużą wartością jest pozostanie prawdziwym, a świat, który nas otacza, jest pełny fałszywców - ,,That Real”. Refleksja na temat życia oraz tego, co ono ze sobą niesie (bezrobocie, bieda, niesprawiedliwość) plus manifestowanie chęci wyrwania się z ponurej rzeczywistości i ucieknięcia od bólu i tragedii - ,,Fly Away”. Zwrócę uwagę jeszcze na kawałek ,,Times Moves Slowly”, który także pojawia się na albumie Kero One’a z 2010 roku. Widać, że artystom tak się on spodobał, że postanowili, iż znajdzie się on na obydwu materiałach. Ciekawa opcja. W każdym razie track porusza kwestie nieuniknionego pędzenia czasu na przodu, a wszystko wyrażone w dość poruszający i osobisty sposób. To oczywiście nie koniec kwestii, które zostały poruszone na ,,Dreamwalk: The Free EP”, ale więcej na ten temat pisał nie będę, bo to w końcu jest tylko Extended Play, a recenzja ma być zwięzła.

i got the world on my shoulders now I’m letting it go
in a world where we were raised to hate on wise
and niggaz on a corner stay late on nights
the police roam the streets try to take our lives


Jeżeli chodzi o warstwę muzyczną to mogę się wypowiedzieć tylko w samych superlatywach. Doskonała mieszanka rapu z soulem i jazzem. Brzmienie jest generalnie łagodne, bardzo przyjemne dla ucha, rzekłbym że wręcz aksamitne. Jak to mówią, że muzyka łagodzi obyczaje, to bity na tym materiale na pewno świetnie mogłyby posłużyć jako lekarstwo na ranę. Znajduje się nawet jedna nuta, która jest instrumentalem, ale szkoda, że trwa niespełna 1,5 minuty. Retro pływa po tych podkładach jak wieloryb w oceanie. Czuje się bardzo swobodnie, nie śpieszy mu się nigdzie, odwala po prostu kawał dobrej roboty, czyniąc ze swojego flow bardzo dobre narzędzie przekazu niebanalnych treści. Śpiew Suhn’a, mówiąc szczerze nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, ale nie przeszkadza mi, nie traktuje go za wadę, a na pewno wprowadza urozmaicenie.

Podsumować wszystko można w sposób następujący – The Tones to grupa, która jest wierna najczystszej, nieskazitelnej, ciepłej, nawiązującej do korzeni formie rapu i przynosi na myśl twórczość takich ekip jak A Tribe Called Quest czy Little Brother. Natomiast przedstawiona EPka jest solidna, ale do wybitnych się nie zalicza.

8/10

środa, 11 sierpnia 2010

LMNO - Tripping On This Journey

Postanowiłem sprawdzić ten materiał z dwóch powodów. Po pierwsze dość dawno (tydzień dla napaleńca to naprawdę sporo) nie słuchałem niczego nowego z 2010 roku, mimo że wyszła płyta Kanye Westa, ale ja słuchać jej nie ma ochoty zbytnio. Po drugie bardzo zaciekawiła mnie okładka, a ja mam tak, że jak okłada czy tytuł krążka wydadzą być mi się interesujące to sprawdzam jego zawartość. Ksywa LMNO nic mi nie mówiła, ale kiedy tylko poszukałem w internecie, to wszystko stało się jasne. Artysta to członek Visionaries, a więc ekipy z Los Angeles, którą w sumie lubię. Dwóch pierwszych albumów niezbyt, ale dwa ostatnio bardzo. Nie skojarzyłem tego zawodnika dlatego, że w Visionaries jest aż sześciu ludzi i bardzo dawno nie miałem z nimi kontaktu. Prezentowany materiał jest już szóstym solu w dorobku LMNO.

Tekstowo album spisuje się naprawdę bardzo dobrze. Z takich ciekawostek z życia prywatnego można usłyszeć, że raper ma żonę i uważa się za cholernie dobrego meża. Ogólnie potrafi uderzyć całkiem mocnym punchlinejnem, ale do bitewnych zawodników go zaliczyć nie można. Przechodząc do poszczególnych kawałków, to jest np. ,,Hard To Do”, którego motywem głównym jest determinacja w dążeniu do celu, a LMNO manifestuje swoją niezłomność. ,,Blast Off” można uznać za taką ogólną refleksję artysty na temat świata, a raczej życia. Nie jest ona jednak zbyt pozytywna. W ,,Face To Face” poruszona jest kwestia mówienia prawdy w oczy, a przykładem, który udowadnia, iż gospodarz albumu jest niebanalny i pomysłowy jest ,,Rhyme Animal”. Reprezentant Long Beach przyrównuje w nim rapgrę do zoo (oczywiście nie chodzi mi o ten żenujący portal, chociaż to jest także niezłe zoo, ale z samymi niedorozwiniętymi małpami), gdzie każdy raper jest innym zwierzęciem. Tematycznie jest jeszcze różnorodniej, a sprawy, o których mówi LMNO nie są płytkie. Muszę powiedzieć, że wywarł na mnie dobre wrażenie szczególnie pod względem bycia błyskotliwym obserwatorem, ale i Nie Tylko jak tłumaczył się VNM’owi Bober.

timing is everything caught me on schedule
no punk, I’m punctual, functional keeping coherent

no one’s untouchable, we’re all vulnerable

you’re listening to a different breed
till they chop down the forest making home in the trees
terrestrial instincts support lifespan
you know some of us bump heads like rams
work hard as ants with head up like a giraffe
sounding like hyenas when we laugh


Głównie podkłady są w niezbyt szybkim tempie, ale nie oznacza to, że są wszystkie są spokojne i odprężające. Dla potwierdzenia tego, o czym mówię wystarczyć zahaczyć o ,,Blast Off” z mocnym werblem czy zbliżonym do niego ,,All Out”. Należy zaznaczyć, że tego typu bitu idealnie współgrają i pasuję do flow artysty, które trochę przypomina mi Evidence. Na pewno LMNO ma bardzo dobry, mocny akcent wyrazowy i wyraźną dykcję. Czuję dużą pewność w jego nawijcę. Widać, że swobodnie czuje się na bitach, co tylko czyni słuchanie przyjemniejszym. W jednym tracku nazwał swoje flow ,,robotycznym”, ale ja osobiście jestem jak pewna debilka z Big Brothera – zajebiście daleki od użycia tego przymiotnika. Generalnie mimo że nie urozmaica jakoś niesamowicie pływania po podkładach, flow to niewątpliwie atut artysty. Chociaż, jak ktoś niezbyt przypada za melodeklamacją w stylu Evidenca (nie mówię, że LMNO jest nim w stu procentach jak lider Dilated Peoples), to może mieć pretensje.

Ogólnie płyta sprostała moim oczekiwań, bo liczyłem na dobry rap, gdyż Visionaries to lubiana i sprawdzona przeze mnie marka. Dobre brzmienie, mimo że bez większych fajerwerków, ładnie podane wersy za pomocą solidnego flow i przede wszystkim interesujące tematy i ich różnorodność. Chociaż wiadomo, że tak naprawdę wszystkie truskule rapują tylko o tym, jak na to świecie jest im źle, bo są smutni i zazwyczaj robią kawałki bragga, w których przechwalają się, jak to mają laski, porządne dupy, które okazują się sukami. Ja jednak jakoś mam inne zdanie na ten temat i chętnie sobie sięgnę po coś z wcześniejszych dokonań LMNO i zobaczymy. ,, Tripping On This Journey” to solidny materiał, jednak mnie nie porwał i ostatnio doszedłem do wniosku, że jestem trochę zbyt łagodny w ocenianiu albumów, dlatego trzeba to zmienić.

7/10


PS: Pamiętajcie gangsterzynki - ,,loaded guns, drug funds, getting shot are not elements of hip hop"

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Innowacyjny rap

Zacznę trochę nietypowo, bo od podania definicji słowa innowacja. Jest to, jak podaje Mały Słownik Języka Polskiego PWN, wprowadzenie czegoś nowego; rzecz nowo wprowadzona; nowość, reforma. W rapie, biorąc pod uwagę całą jego historię, nie brakowało grup, artystów i zespołów, którzy realizowali własne wizje artystyczne i nagrywali bardzo ciekawe, eksperymentalne i co za tym wszystkim idzie innowacyjne projekty. Kolejnymi ważnymi słowami są eksperyment oraz niekonwencjonalność. Tak naprawdę nie chodzi mi o to, by skupić się na albumach, które wniosły jedynie coś nowego, gdyż idąc tym tokiem rozumowania, w zasadzie mógłbym zaliczyć tutaj dokonania Big Daddy Kane’a, Rakima czy Kool G Rapa. Oczywiście nie znaczy to, że umniejszam ich przeogromny wpływ na popchnięcie muzyki rap do przodu i wytyczenie nowych szlaków, którymi podążały (i podążają) rzesze innych artystów. Ja chcę się skupić na kilku projektach, które wprowadziły takie zmiany i były tak innowacyjne, niekonwencjonalne oraz eksperymentalne, że nie doczekały się kontynuatorów. Może to brzmi trochę paradoksalnie, ale owe, że tak powiem, style wytyczone przez tych raperów/grupy były tak charakterystyczne, że stały się ich znakiem firmowym jedynym w swoim rodzaju, których próby kontynuacji, rozszerzania czy chociażby powielania najzwyczajniej w świecie nie miały miejsca. Przykładów tego typu krążków jest kilka, ja natomiast postanowiłem przedstawić 3 albumy.

Super Barrio Bros – Super Barrio Bros (2007)
W ogóle ten projekt zainspirował mnie do zrobienia takiej notki. Gadałem sobie z Dyndumem i przypomniało mi się, jak 3 lata temu polecał mi ten album, to sobie postanowiłem go włączyć. Od razu się podjarałem i cenię go sobie chyba sto razy bardziej niż przed trzema laty. Naturalnie nazwa grupy kojarzy się z słynną grą Super Mario i zawartość albumu jest oczywiście nią inspirowana. Super Barrio Bros to ekipa, która reprezentuje Los Angeles i składa się z dwóch ludzi. Dumbfoundead to raper, który pochodzi prawdopodobnie z Japonii oraz 8-Bit Bandit producent. Rozpocznę od brzmienia, bo ono jest niesamowicie charakterystyczne i jako pierwsze przyciąga wzrok (słuch). 8 Bit Bandit wymieszał ze sobą elektroniczne rytmy, dużo połamanych, żywych, chociaż dla niektórych pewnie denerwujących dźwięków i nie stronił od samplowania melodyjek z gry Super Mario Bros. Jak kogoś nie odepchnie intro, to reszta powinna się spodobać. Wyróżniłbym przede wszystkim dwa podkłady. ,,Mash & Smash”, w którym jest gęsta, szybka sekwencja tamburyna, ale też dynamiczny, wyraźny i zadziorny dźwięk, który pojawia się w momencie naciskania przycisku do sterowania Mariem, który powoduje podskok. ,,Three Pipes Down” – tutaj w pierwszej części kawałka jako podkład służy melodyjka, kiedy Mario chodzi w podziemiach, a w drugiej melodyjka (w zasadzie jedna z kilku), jak bohater gry chodzi po normalnym poziomie. Teksty na ,,Super Barrio Bros” również dotyczą rzeczy związanych z grą. Dumbfoundead rapuje m.in., że jest bardzo dobrym graczem, wręcz maniakiem, że inni nie mają z nim szans, na temat niebezpieczeństw, które są w planszach Mario, sposobów radzenia sobie z nimi. Jednakże w numerze ,,Game Over” wyraźnie zaznacza, iż zdaje sobie sprawę, że to tylko gra i nie należy popadać w paranoje. Rymy są bardzo wyrafinowane technicznie. Wszystko połączone ze sobą tworzy niezwykle oryginalną i nietuzinkową produkcję, której jeszcze nie było i już nigdy nie będzie.





Deltron 3030 – Deltron 3030 (2000)

Na pewno nazwa grupy mówi zdecydowanie więcej słuchaczom rapu, aniżeli Super Barrio Bros. W każdym razie Deltron 3030 to projekt, w skład którego wchodzą Del tha Funkee Homosapien, który przybrał pseudonim Deltron Zero na potrzeby przedstawianej płyty, Dan the Automator oraz DJ Kid Koala. 23 Maj 2000 rok. To wtedy właśnie miało miejsce wydanie owego materiału, który zapisał się niewątpliwie w annały rapu, jako jeden z najbardziej pomysłowych i innowacyjnych projektów. Jak się nie mylę, prawie żadne czasopismo czy tam serwis zajmujący się recenzjami nie dało maksymalnej noty. Rapreviews.com, który swoją drogą cenię i lubię czytać, dał dwie dziewiątki za teksty oraz muzykę. Ja oczywiście dałbym temu krążkowi maksymalne noty, ale mniejsza o to. O ile nazwanie ,,Super Barrio Bros” koncept albumem jest w porządku, to w przypadku ,,Deltron 3030” jest ono musem. Artyści przenoszą nas do roku 3030, a więc sążna podróż w przyszłość, w świat, który można określić jako dystopia. Dla wyjaśnienia dystopia to przeciwieństwo utopii, a więc kraina, w której życie nie jest sielanką i trzeba się zmagać z egzystencją. No i Del, a raczej Deltron Zero nie jest w łatwej sytuacji, ale nie ma żadnego zamiaru, aby się poddać i zamierza stanąć naprzeciwko, w mimo wszystko nierównej walce, ciemiężącym rządom i zwyczajom panującym w jego rzeczywistości. Artysta za pomocą niebanalnych rymów opisuje otaczający go futurystyczny świat, nierzadko zapodając ponure, ale także dość humorystyczne (szczególnie w skitach) i zaskakujące wersy np. ,,aliens landed, said our planets wasn’t worth invading because all of our natural resources are fading”. Należy także (a może i nawet w pierwszej kolejności) docenić niesamowity wkład Dan the Automator’a, który stworzył niebywałą oprawę muzyczną. Brzmienie jest nieprawdopodobnie klimatyczne, a najlepiej określa je, moim zdaniem, jeden przymiotnik – kosmiczne. Dosłownie i w przenośni. Jak człowiek się wsłucha, to nietuzinkowe bity połączone z głębokim głosem rapującego Del’a i futurystycznymi tekstami potrafią przenieść w sam środek wydarzeń z 3030 roku.


Dr. Octagon – Dr. Octagonecologyst (1996) Octagon to jeden z ogromnej liczby alter eg byłego rzekomego pacjenta szpitala psychiatrycznego i bezwątpienia niesamowicie kreatywnego artysty (dla mnie osobiście najbardziej kreatywny raper w historii) Kool Keitha. Reprezentant Nowego Jorku już zaszokował wszystkich w 1988, kiedy miała miejsce premiera debiutanckiego krążka grupy Ultramagnetic MC’s ,,Critical Beatdown”. Jednak zostawiam to bez rozwinięcia, bo może zdecyduje się w najbliższym czasie na rozwinięcie tego tematu i zrobię kolejne części, w których przedstawię inne nowatorskie albumy, w wśród nich oczywiście nie zabraknie ,,Critical Beatdown”. Wracając jednak do tematu, Dr. Octagon to szalony, można by rzec, że wręcz opętany naukowiec (albo pseudo-naukowiec), który pochodzi z Jowisza (jak dumnie manifestuje w ,,Earth People”), a jego specjalnością jest ginekologia. Jednak jest prawdziwym świrem, który nierzadko, wykonując operacje, zapomina się całkowicie i zamiast wykonywać swoją robotę angażuje się w kontakty seksualne. ,,Dr. Octagonecologyst” nie stroni od tekstów podsyconych erotyzmem, ale główną rolę grają maksymalnie abstrakcyjne, surrealistyczne, wręcz psychodeliczne teksty artysty m.in. na temat podróżowania w kosmosie (face the fact, i fly on planets everyday), codzienności doktora (kissing Mary J. Blige on Earth was quite normal, as Dr. Octagon walking through a polygon) czy jego otoczenia oraz znajomych (np. przedstawiony zostaje Mr Gerbik, który jest 208 letnim, niebezpiecznym wujkiem Octagona, potrafiącym m.in. oddychać pod wodą, mieszkającym w świecie, w którym na święto Dziękczynienia tańczą orangutany). To tylko wierzchołek góry lodowej zaskakujących informacji, którymi doktor postanowił się podzielić ze słuchaczami. Teksty są bardzo trudne, ale warto poświęcić czas na ich rozkminienie dokładne. W przypadku tego materiału za brzmienie odpowiedzialny jest także jak u Deltrona Dan the Automator. Warstwa muzyczna jest chora, mistyczna, momentami hipnotyzująca, oddająca niesamowity klimat przestrzeni kosmicznej i osobliwego świata Octagona.


W zasadzie powyższe 3 projekty mogę uznać śmiało za jedne z najbardziej przeze mnie lubianych, jeżeli mowa o innowacyjnym rapie. W gronie takiego stylu na pewno figurują takie postaci jak MF Doom, Dr. Dooom czy El-P, których dokonania także lubię i cenię. Tak się właśnie zastanawiam, czy może nie spróbować zrobić drugą część tematu i nie napisać o jeszcze jakiś trzech oryginalnych i stylowych krążkach. Mówiąc prawdę, to sądzę, że raczej na tym zaprzestane, ale to i tak jest wystarczająco, aby dać pełny obraz tego, co kryje się pod pojęciem INNOWACJA w całym tym rapie.

czwartek, 5 sierpnia 2010

3 runda eliminacji Ligi Mistrzów (mecze rewanżowe) i trochę więcej

4 i 5 sierpnia miały miejsce spotkania rewanżowe w ramach 3 rundy eliminacji Champions League. We wtorek grały tylko 2 spotkania i awansowali dalej zdecydowani faworyci, a więc Anderlecht oraz Hapoel Tel Awiw. Środa zapowiadała się o wiele bardziej ciekawie, gdyż miało miejsce więcej pojedynków oraz grał Lech Poznań. Mistrz Polski podejmował na własnym obiekcie czeską Sparte, z którą przed tygodniem przegrał 0:1 w Pradze. Jedno bramkowa strata była teoretycznie jak najbardziej do odrobienia, ale skończyło się inaczej. Kolejorz uległ takim samym stosunkiem goli jak na wyjeździe, tracąc gola w 50 minucie po rzucie karnym. Pod koniec spotkania zrobiło się bardzo nerwowo i ,,krwawo”. Sędzia zmuszony był pokazać aż 3 czerwone kartki, w tym 2 dla zawodników Sparty, którzy tylko osłabili swoją ekipą w kontekście meczów w 4 rundzie eliminacji. Jednak należy podkreślić, że Lech nie zaprezentował się na boisku zbyt dobrze i ich rywale byli lepsi praktycznie w każdym elemencie gry. Czesi awansowali zasłużenie, a Poznaniacy będą nadal grać w pucharach, ale już tylko w Lidze Europejskiej.

Mnie z środkowych rywalizacji szczególnie interesowała ta w Grecji, gdzie PAOK Saloniki podejmował Ajax. Goście w Amsterdamie zaledwie zremisowali, więc aby awansować musieli zwyciężyć lub ugrać remis bramkowy wyższy niż 1:1. Postawiłem na zwycięstwo Ajaxu, bo był duży kurs, ale liczyłem się z możliwością porażki. Jednak Holendrzy nie mogli dać plamy już trzeci raz z zespołem o klasę słabszym jak było w rywalizacji z Slavią Praga i Kopenhagą w sezonach 2007/2008 oraz 2006/2007. No i faktycznie wicemistrz Holandii nie dał plamy, ale był to szalony mecz. Do przerwy PAOK prowadził 1:0, a w pierwszych 10 minutach drugiej części spotkania padły 4 gole – 3 dla Ajaxu i 1 dla gospodarzy. Mało tego, bo Grecy niewykorzystani rzutu karnego w drugiej połowie, jednej genialnej sytuacji sam na sam, a Amsterdamczycy zaliczyli trafienie w słupek. Ostatecznie skończyło się na 3:3, bo w 91 minucie ambitnie walczącym Grekom udało się strzelić bramkę wyrównującą. Goście awansowali dzięki większej ilości trafień na wyjeździe, ale mi kupon, na którym było także zwycięstwo Wisły Kraków, zepsuli.

Nie obyło się także bez niespodzianek. Awans szwajcarskiego Young Boys po zwycięstwie nad Fenerbache w Turcji i awans mołdawskiego Sheriffu po ograniu w rzutach karnych także nie na swoim terenie Dynamo Zagrzeb się do owych niespodzianek niewątpliwie zaliczają. Jak to jest, że taka Mołdawia ma swojego reprezentanta w 4 rundzie eliminacji Ligi Mistrzów, a Polska nie? Wszystkie wyniki rewanżowych spotkań:

Hapoel 3:1 Aktobe (Kazachstan)
Anderlecht 3:0 TSN (Walia)
Helsinki 1:2 Partizan Belgrad
Zenit 1:0 Unirea Urzniceni
Kopenhaga 3:2 Bate Borisov
Zilina 3:1 Litex Lovech
Basel 3:1 Debrecen
Dynamo Zagrzeb 1:1 – Sheriff Tiraspol 5:6 po karnych
Lech 0:1 Sparta
Fenerbache 0:1 Young Boys
Gent 1:3 Dynamo Kijów
Salzburg 4:1 Omonia Nikozja
Celtic 2:1 Braga
PAOK 3:3 Ajax
Rosenberg
3:0 AIK Sztokholm


Dzisiaj natomiast odbyły się spotkania rewanżowe w 3 rundzie eliminacji Ligi Europy. Grały oczywiście polskie zespoły Ruch, Wisła oraz Jagielonia. Piłkarze z Chorzowa po porażce na własnym obiekcie 1:3 z Austrią Wiedeń jechali do Austrii praktycznie skazani na pożarcie, a w dodatku zabrakło kilku podstawowych piłkarzy. Po 22 minutach polski zespół nie dość, że przegrywał już 0:3, to musiał radzić sobie w 10 po czerwonej kartce dla Grodzickiego. Na szczęście wynik spotkania się nie zmienił i Ruch poległ ,,tylko” trzema golami. Podopieczni Henryka Kasperczyka pojechali do Azerbejdżanu, aby zagrać przeciwko FC Karabakh i zmyć plamę, jaką pozostawili na sobie po meczu sprzed tygodnia, w którym w fatalnym stylu przegrali 0:1. Do mniej więcej 25 minuty było to wyrównane spotkanie, a Polacy grali na pewno o wiele lepiej niż w pierwszym meczu. Wszystko się zepsuło, jak gospodarze zaczęli strzelać bramki. Zdobyli między 28, a 35 minutą aż 3 gole i totalnie zdołowali Wiślaków. Gdyby Azerowie byli skuteczniejsi mogliby wbić jeszcze ich więcej, ale w drugiej części rywalizacji to goście strzelili 2 bramki i skończyło się na 3:2 dla FC Karabahk, który naturalnie awansował dalej. Jaga pożegnała się z honorem z Ligą Europy, remisując na wyjeździe z Arisem 2:2. Polski zespół nawet prowadził w pewnym momencie 2:1, ale niestety nie udało się owego rezultatu utrzymać do końca.

Były także niespodzianki, a wśród nich odpadnięcie rewelacyjnego beniaminka Ligue 1 z zeszłego sezonu Montpellier z węgierskim Gyorem po rzutach karnych 3:4 przed własną publicznością. Jak przebojem się dostali do pucharów europejskich tak przebojem z nich wylecieli. Odpadnięcie Kalmaru oraz Hiberniam też dość niespodziewane, ale w ogólnym rozrachunku, bo po pierwszym spotkaniu niekoniecznie, mając na uwadze rezultaty, jakie padły. W każdym razie nie ma już żadnego klubu z Polski w Lidze Europy z wyjątkiem oczywiście Lecha, który i tak zapewne nie ugra zbyt wiele. Jutro losowanie 4 rundy eliminacji Ligi Mistrzów oraz Europy. Jestem ciekawy na jakiego rywala trafi Kolejorz oraz Karabahk, który zaimponował mi swoją grą w spotkaniu z Wisłą, bo grali naprawdę świetne spotkanie i życzę im awansu do fazy grupowej.

środa, 4 sierpnia 2010

Escape Artists - Coming Of Age

Tak naprawdę prezentowany materiał to mój pierwszy kontakt z muzyką zespołu o dość wymownej nazwie. Niestety nie ma w internecie (a przynajmniej ja się nie doszukałem, chociaż tak na serio to nie szukałem gruntowanie) zbyt wiele informacji na temat Escape Artists. Pewnym jest, że ,,Coming Of Age” na pewno nie jest debiutem formacji, bo począwszy od 2000 roku wydali kilka płyt. Reprezentują Południową Kalifornię, ale nie znalazłem informacji, które miasto. Jednakże, uprzedzając już zawartość krążka, w intrze padają słowa ,,city of angels”, więc pewnie pochodzą z Los Angeles. W skład grupy wedle discogs wchodzą Aamir, Xczircles oraz Ahmuse, która jest kobietą. Natomiast na ich myspace wymienieni są tylko dwaj pierwsi artyści, a to jest pewniejsze źródło, bo w końcu pochodzi bezpośrednio od chłopaków. W każdym razie byłem przygotowany na porcję dobrego rapu, którego przecież Lil Wayne mi nie dostarczy.

No i lirycznie Aamir oraz Xczircles zaprezentowali się z bardzo dobrej strony. Ich linijki mają w sobie sporo literackości oraz poetyckości, co jednak niestety (albo stety) równa się z tym, że nie są super łatwe w odbiorze i jednoznaczne. Znajdują się tracki na albumie, które wymagają dłuższej rozkminy np. ..Dippin’” czy ,,Walk Away”. Ogólnie na płycie mieszane są różne tematy ze sobą. Można usłyszeć przemyślenia na wiele tematów w tym oczywiście świata, życia i trudności z nim związanych, a wersy serwowane przez raperów mają nierzadko charakter niezbyt optymistyczny, a prawie zawsze osobisty. Na pewno mimo częściowych trudności w interpretacji, nie mogę powiedzieć, że teksty są nieprzemyślane, bo tak nie jest. Jednak całościowo nie jest to materiał dla każdego pod tym względem. Ja osobiście nie byłem na początku zbyt zachwycony z takiego obrotu spraw, mimo że jest kilka numerów, które polubiłem i bez problemu rozkminiłem np. ,,Somebody”, który jest utrzymany w dość przygnębiającej i zarazem osobistej stylistyce czy ,,Forever” traktujący na temat relacji z ukochaną osobą. Z drugiej strony sądzę, że praktycznie każdy track można interpretować na swój sposób.

it’s just wordplay, the way each sentence falls
like walking the Endless House with your senses turned off
just feel around and nod your head to the sound
echo been through the days and waves underground
it’s auto-matic just from my speakers
so take off them headphones and take up the receiver


Muzycznie za to krążek prezentuje się wybornie. Już pierwsze dwa tracki zapowiadają, że poziom produkcyjny ,,Coming Of Age” będzie co najmniej bardzo dobry. No i tak właśnie jest przez pozostałą część płyty. Nie ma w zasadzie bitu, który uznałbym za słaby czy nawet średni. Słychać, że podkłady zostały dopracowane, dopieszczone i wszystko zapięte na ostatni guzik. Jeden koleżka powiedział na temat tej kwestii takie zdanie: ,,Jestem na piątym utworze i póki co, produkcyjnie ta płyta zjada wszystko, co wyszło w tym roku”. No i muszę przyznać, że jest w tym ziarnko prawdy. Nie popieram w stu procentach tego zdania, ale jest ono o wiele bardziej logicznie niż stwierdzenie (które powinno być traktowane jako żart i to w dodatku beznadziejny): ,,Ten mixtape zje 90 procent albumów, które wyszły do tej pory w 2010” na temat nowego wydawnictwa Lil Wayne’a. Wracając do oprawy muzycznej to dominują wyraźne, ale głównie spokojne dźwięki (chociaż taki ,,Lazertag” jest dość mrocznawy) i nierzadko przewijają się kapitalnie ułożone sekwencje klawiszy i innych brzmień. Flow artystów różni się od siebie. Jeden nawija z nutą chaotyczności i głębokim głosem, ale idealnie dopasowuje się do klimatu podkładów, natomiast drugi nie ma jakoś bardzo charakterystycznego sposobu rapowania. Nie znaczy to, że nie potrafi nawinąć z emocjami, bo one w nawijce zarówno Aamira jak i Xczirclesa są obecne. Niestety mam problem, bo nie wiem, który jest który.

No cóż. Generalnie jestem materiałem zaskoczony, bo liczyłem na dobry rap i się w sumie nie zawiodłem, ale… Konwencja liryczna płyty mnie zaskoczyła i faktycznie ona za pierwszym słuchaniem trochę mnie odepchnęła, ale jak słuchałem już za drugim razem było lepiej, a jak za trzecim to jeszcze lepiej. Po prostu trzeba krążkowi dać kilka szans i wsłuchać się w niego, aby docenić. Brzmieniowo to niewątpliwie jeden z najlepszych albumów, jakie do tej pory ujrzały światło dziennie w 2010 roku. Ogólnie jestem zadowolony, chłopaki to dość oryginalny duet, którego muzyka wybija się zdecydowanie ponadprzeciętność nie tylko stylem, ale i jakością, dlaczego też ściągnę sobie jakiś wcześniej materiał od Escape Artists. Po pierwsze sprawdzeniu dawałem 6/10, po drugim 7/10, więc nie trudno się domyśleć, co będzie teraz.

8/10

PS: Tym razem obejdzie się bez linka do jakiegoś kawałka, bo na youtubie nie ma nic.