środa, 19 maja 2010

MC Esoteric - Fly Casualties

Esoteric, a tutaj MC Esoteric, zwany także Esoterodaktylem to mój drugi najlepszy biały raper chodzący po kuli ziemskiej. Pierwszym nie jest ani Aesop Rock, ani tym bardziej Eminem. Dzieci Z Forum, jak nawijał VNM w Nowe 834, w dupie mam ten wasz niby obiektywizm, który nie istnieje, a sam 4 lata temu w niego wierzyłem, bo mentalnie Byłem Kiedyś Głupim Gnojem jak Pezet w Gubisz Ostrość. Przechodząc do meritum sprawy, ,,Fly Casualties” to szósta solówka reprezentanta Bostonu. Słyszałem wcześniej tylko debiut, który mi się bardzo podobał, więc można rzec, że znam pierwszą i jak na razie ostatnią fazę solowej kariery artysty.

Teksty ,,i’m the illest" czy ,,east coast avanger" nie robią na mnie większego wrażenia. Przyczyną są również bity, ale o tym trochę później. Trochę bitewnym linijkom rapera brakuje świeżości, błyskotliwości i mocy, które towarzyszy mu na wcześniejszych projektach z 7L. Chociaż od czasu do czasu zdarzą się jakieś przebłyski, to jednak jest to za mało. Głównie tematyka to szeroko pojęte braggadacio, ale znajduje się kilka tracków o innej treści. No i na wyróżnienie niewątpliwie zasługuje kawałek ,,1989”, w którym Esoteric zabiera słuchacza w podróż o 21 lat wstecz i głównie skupia się na wydarzeniach związanych z wychodzącymi wtedy albumami, stwierdzając, że był to najlepszy rok dla rapu. Dodam też ,,Vinyl’s Dead”, którego motyw przewodni to ubolewanie nad ,,zwycięstwem” mp3 nad nośnikiem winylowym, ,,Popcorn In Revere” poświęcony dziewczynie oraz refleksyjny ,,Hold On”, w którym można dowiedzieć się, że artysta jest chory na astmę. Teraz kilka linijek, które mi się spodobały:

I’ma maim your team, rearrange your dream
the esoterodactil, I’ma reign supreme

you ain’t John Gotti, you ain’t got a shotie
you ain’t got bodies, you just watch Rocky
and get inspired by you ain’t wired for this
I’m build for this, I’ll kill for this, ill for this

you’re dimmer than Rhino, I’m Spiderman

I’m a father and every word is an orphan
let me adopt it

I beat mc’s repeatedly, lyrically I’m a deity


Pisałem, że podkłady powodują, że teksty nie wywołują we mnie ekstazy i to jest prawda. Po pierwsze, ciężko jest z przyjemnością słuchać nawet bardzo dobrych rymów nawiniętych na bitach, które są po prostu słabe. Po drugie, pokłady, które denerwują i nie pasują słuchaczowi, nie pozwalają zbytnio skupić się na warstwie lirycznej, powodując, że można niektórych smaczków nie wyłapać. Dla mnie, jeżeli chodzi o brzmienie, ,,Fly Casualities” to totalna porażka. Spośród 25 kawałków zliczę na palcach jednej ręki te, których bity mi się naprawdę podobają i do których mógłbym wracać. Przypuszczam, że Eso zajął się produkcją, ale niestety nie wyszło mu to w ogóle. Szkoda, bo to, że umie zrobić dobre bity uwodnił na ,,Too Much Posse” – debiucie solowym. Muszę jednak pochwalić patent w ,,Pterolab 1st Slaughter”, w którym zapętlony jest bardzo podobny dźwięk do tego, który pojawia się w grze Boulder Dash, jak się ukończy planszę. Za flow dostanie plus, ale słychać, że jednak najlepsze czasy szalenia na bitach ma już raczej za sobą.

Ogólnie zawiodłem się. Oczekiwałem czegoś lepszego, szczególnie jeżeli chodzi o warstwę muzyczną. Nie podoba mi się tak spora ilość tracków, która sprawia, że długość poszczególnego średnio oscyluje wokół 2-3 minut. Po jednym przesłuchaniu zostawiłem sobie na playliście 7 pozycji, więc jedynie 28% krążka, a to już o czymś świadczy. Mógłbym rzec, że Dziś Nie Mam Litości jak Tede w Promomixie, ale naprawdę zarąbiście słucha się tych samych siedmiu numerów (jakby zrobić z nich epkę, to byłby świetny materiał)
i noty mega niskiej nie dam.

3/10


PS: Nie wiem czemu, ale mam nieodparte wrażenie, że to może być mixtape. Wtedy ocenę zwiększyłbym trochę.

Brak komentarzy: