poniedziałek, 10 maja 2010

The Aztext - Haven't You Heard? (2006)

1)Intro
2)It's True (feat. Memms)
3)Breakthru
4)Learn To Walk
5)Who's Wit Us (feat. Krumb Snatcha)
6)Better Act Like You Know
7)Something To Say (feat. Double AB)
8)When I Say
9)The Game (feat. Q-Unique)
10)You Is You
11)9 To 5
12)The Ultimate Tag Team
13)Haven't Your Heard? (feat. Wordsworth)
14)This Right Here
15)Learn To Talk II
16)Reverie (feat. The Loyalist)

Ogólnie niedziela, która niedawno się skończyła, była dla mnie dziwnym dniem. Miałem w planach przesłuchanie kilku nowych produkcji, ale jakoś nie mogłem się za nie wziąć. Może to względu na to, że się nie wyspałem. Czas mijał, a ja sobie słuchałem ,,starych” rzeczy. Nadeszła godzina mniej więcej 23:00 i postanowiłem wrzucić na głośniki debiut The Aztext. No i to był strzał w dziesiątkę, bo zajarałem się płytą i nawet natchnęła mnie do napisania czegoś więcej na jej temat. Jednak po kolei.

W skład formacji wchodzą PRO (pochodzący z Montrealu), Learic (pochodzący z Waszyngtonu), którzy są raperami oraz DJ Big Kat, będący producentem. Chłopaki połączyli siły w 2005 roku, a wcześniej przez mniej więcej 10 lat działali solo, ale bez większych sukcesów. Reprezentują Burlington w stanie Vermont, a więc Wschodnie Wybrzeże. Natknąłem się na nich prawie 2 lata temu przez zupełny przypadek, jak wertowałem blogi rapowe. Ani nazwa nie wydała mi się zbyt przyciągająca, ani okładka, ale postanowiłem ściągnąć ich albumy, bo poza przedstawionym wydali w 2007 roku kolejny. Jarałem się ich dokonaniami niesamowicie, a teraz zajawka wróciła.

Co rzuca się w oczy to na pewno ,,You Is You”. Jest to track zaangażowany tekstowo, w którym artyści przedstawiają swój punkt widzenia na temat świata, w którym żyjemy. No i jak nie trudno się domyślić nie jest on pozytywny. Poruszają także kwestie polityczne, a konkretnie zarzucają prezydentowi nie wypełnianie swoich obowiązków, że m.in. nie interesuje go los Amerykanów, którym giną rodziny, a sam żyje w luksusie oraz że 11.09.2001 to był zamach stanu, będąc zarazem obok KRS One’a jedynymi raperami, z którymi się spotkałem, którzy dzielą taki pogląd i mówią o tym otwarcie.

fuck race and religion, turning face your children
tell them that you love them, cause they make life worth living
if you hate my opinion and wanna write your own
I’m encouraging your to grab the microphone
you see, talking is over, but silence will kill
so fuck everybody out there prescribing you pills

you got a crisis in a making, a lot of life are being taken
I’m sorry that the president had to return early from vacation
where were you when they needed you
or you can sent their generals to Iraq to get kill
but you can’t protect your own red, white and blue

Iraq didn’t knock these towers down

Pozwoliłem sobie zacytować z tego numeru dość sporo, ale ma on spory wydźwięk i jakby nie patrzeć mówi prawdę. Poza tym interesujący morał, jaki ja wyniosłem z niego, a konkretnie refrenu, brzmi, że nieważne, czy ktoś jest Polakiem, Anglikiem, katolikiem czy muzułmaninem. Najważniejsze, aby pozostać zawsze sobą, gdyż to świadczy o wartości człowieka.

Można znaleźć także linijki, w których raperzy zapewniają o swoim oddaniu i miłości do rapu. Mówią, że pracują całe dnie i noce, a pierwszą rzeczą, jaką robią po wstaniu rano jest napisanie nowej zwrotki. Zarazem zarzekają się, że na zawsze pozostaną wierni niezależnemu podejściu do tej muzyki i będą trzymać się daleko od dużych wytwórni, którym zależy na wykorzystywaniu artystów. No i naprawdę, jak słucham, to wierze im na słowo, że byliby zrobić bardzo dużo dla tej muzyki. Są po prostu przekonujący w swoich postulatach. Ich lirykę cechuje pewność siebie i generalnie trzeźwe spojrzenie na sprawy, które poruszają. Wychodzą z założenia, że należy przeżyć każdy dzień, jakby nie było następnego, a więc wyznają zasadę Carpe diem. Learic oraz Pro potrafią także uderzyć z grubej rury mocnymi, bitewnymi, wychwalającymi ich umiejętności wersami i przytoczę kilka takich krótkich przykładów, które wydały się mi być konkretne:

I’m fucking up these tracks like a plastic groupie

I gonna keep smoking MC’s till the cancer strikes

bringing MC’s to their knees like they pray in the church

yeah it’s me, R.O.C., changing MC’s initials to R.I.P.

Można znaleźć linijki retrospekcyjne, ale w różnych dwóch konwencjach. Optymistycznym, jak w tracku ,,It’s True”, gdzie wspomniani są artyści i ich kawałki, na których członkowie The Aztext się wychowali – Masta Ace, The Pharcyde czy też Notorious. No i tym już pesymistycznym, jak w kawałkach ,,Learn To Talk” oraz ,,Learn To Talk II”. Są to pozycje będące storytellingami, w których każdy z członków zespołu opowiada szczerą i dość poruszającą historię na temat swojej przeszłości – o swoim dorastaniu, jak zaczęła się ich przygoda z rapem, która na początku wcale nie była łatwa, przez jakie trudności musieli przejść. Pierwsza część głównie skupia się na opisaniu przygodzy z rapem, a druga na innych aspektach życia, chociaż można znaleźć momenty, w których obie sfery się przenikają. Połączone to z łagodnymi bitami nie pozwala przejść obojętnie obok, tworząc po prostu świetną muzykę.

at seventeen i only sold 15 tapes
what you know is dope about that? I sold 15 tapes

but if you don't have any beats to call your own, i mean
you might as well be rhyming over a karaoke machine
started doing shows locally, expressing myself vocally
on a quest to be recognized as a dope MC
but props didn’t come as easy as I thought they would
cause sometimes deep if you think you’re good, you misunderstood

a couple years ago depressed as hell stuck in the room
with a girl who had me tripping like a bucket of shrooms
no mic, no crew, no time and nothing to do
held my attitude like – what the fuck is it to you?


Na płycie można znaleźć też pozytywny przekaz, zresztą, jak sami artyści zapewniają – ich muzyka poprawi ci nastrój. Wisienką na torcie jest dla mnie ostatni kawałek, w którym gościnnie udziela się ekipa z San Francisco The Loyalist – swoją drogą również znakomity zespół. ,,Reverie” jest utrzymany w pozytywnym klimacie. Mówi o wielu przyjemnych rzeczach związanych z życiem, które potrafią zmienić pozornie szarą rzeczywistość w kolorowy obrazek. Miłość, dziewczyna, zioło, muzyka – dla każdego, co innego, co kto woli. Wyraźnie zaznaczone jest, że nawet, jak dobiegnie czegoś kres, to nadal zostają o tym wspomnienia, które są wieczne i to jest piękne. To oczywiście nie jest wszystko, co można od strony tekstowej znaleźć na ,,Heaven’t You Heard” i jest więcej godnych uwagi numerów, ale więcej pisać nie będę na ten temat.

Przechodząc już do końcówki recenzji, należy poświęcił kilka słów na produkcję, za która odpowiedzialny jest naturalnie DJ Big Kat. Z zadania wywiązał się dla mnie wręcz doskonale, bo podkłady wysmażone przez niego nie są wstydem dla popisów mikrofonowych serwowanych przez dwóch białych artystów. Bity są różnorodne, nie nudzą i pokazują ogromny potencjał oraz talent producencki. Czuć w nich świeżość, polot, pomysł, finezje. Są spokojniejsze, smutne, zmuszające do zastanowienia dźwięki jak w wspomnianych już wyżej ,,Learn To Talk” (genialnie wyszło połączenie skrzypiec z pianinkiem) oraz ,,Learn To Talk II” oraz także np. w ,,Something To Say”, ale tutaj atmosfera jest bardziej spokojna niż smutna. Usłyszeć można również żywsze, szybsze i tutaj dobrym przykładem jest ,,9 to 5” czy tytułowy kawałek, który ma niezwykle bujający, zdecydowanie najbardziej dający czadu, pokład na całym krążku. Jak za warstwę liryczną dałbym ocenę maksymalną to za brzmieniową również.

No i nawijka chłopaków została do przedstawienia. Jest ona tak samo wyśmienita jak pozostałe dwa elementy składowe, o których zawsze piszę w przedstawianiu płyt. Raperzy są bardzo dobrzy technicznie. Świetnie czują bit, potrafią się idealnie do niego dopasować, bez względu na jego tempo oraz dźwięki użyte do jego zrobienia, i płynąć z nim do końca trwania kawałka gładko jak prom, którym 4 lata temu płynąłem z Francji do Anglii i z powrotem. Na wyróżnienie zasługuje także ich kontrola oddechu – mają ją prawie tak dobrą jak KRS One, którego cuty są użyte w ,,Better Act Like You Know”. MC’s różnią się barwą głosu, bo Pro ma bardziej miękki i niższy, a Learic bardziej wyrazisty, ale na pewno nie podchodzący w żadnym wypadku pod szorstki itd.

Podsumowując już to wszystko definitywnie, debiut The Aztext to niewątpliwie prawie godzinna porcja dobrego rapu i dowód, że Wschodnie Wybrzeże nie ma się tak źle, jak niektórzy sądzą. Artyści to nie są beztalencia, którzy nie wiedzą do czego służy mikrofon. Poruszają wiele aspektów na albumie, robiąc to w sposób niebanalny i w sumie nieosiągalny dla wielu, a to wszystko na fantastycznych bitach.



PS: Jak nie znasz dobrze angielskiego jak niektórzy debili z for lub niezależy ci na warstwie tekstowej jak również niektórym debilom z for, to trzymaj się z dala od ,,Heaven’t You Heard”!

Brak komentarzy: