środa, 31 marca 2010

Podsumowanie Ligi Mistrzów 30 i 31 marzec

Środa

Bayern Monachium – Manchester United

Spotkanie zaczęło się kapitalnie dla gości, którzy już w 2 minucie objęli prowadzenie. Z wolnego dośrodkował Nani, a bramkę zdobył Rooney, którego nie upilnował Demichelis. Monachijczycy nie byli w stanie odpowiedzieć zdecydowanymi atakami, a Manchester dobrze sobie poczynał. Częściej przy piłce byli Niemcy, jednak ich atak pozycyjny nie przynosił skutku. Za to w 17 minucie Czerwone Diabły mogły prowadzić 2:0, ale pomylił się Nani, który kilka minut później trafił w poprzeczkę. Ze strony Bayernu odpowiedzieli strzałami Ribery oraz Pranjic. W okolicach 30 minuty Bawarczycy mocno przycisnęli, ale wymiernego efektu to nie przyniosło, a 8 minut później mogło być 2:0 dla gości, gdyby nie doskonała interwencja Butta po uderzeniu Rooneya. Końcówka połowy była interesująca i kilka dobrych okazji miało miejsce, ale wynik meczu nie uległ zmianie i gracze Van Gaala schodzili do przerwy, jako przegrywający. Ogólnie widowisko było ciekawe, emocjonujące i na brak sytuacji nie można było narzekać.

Gospodarze rozpoczęli z impetem drugą połową i rzucili się od razu do ataku. Były sytuacje m.in. strzelał Olic, Muller i Altintop, który wręcz ośmieszył obronę ManU, ale strzelił prosto w bramkarza. Bayern atakował cały czas, ale zawodnicy nie byli w stanie znaleźć recepty na Van Der Saara. Akcja goniła akcję, ale nie przynosiły one efektu. W 70 minucie podwójnej zmiany dokonał Ferguson i na boisko weszli Berbatov oraz Valencia w miejsca Parka i Carricka. Ze strony Niemców próbował zdobyć bramkę Olic, ale Holender w bramce przyjezdnych był w fenomenalnej dyspozycji. Wreszcie nadeszła 77 minuta i Ribery z rzutu wolnego zdobywa wyrównującego gola. Wicemistrzowie Niemiec zasługiwali na to trafienie, bo dominowali w drugiej połowie. Lider Premiership odpowiedział uderzeniem Vidica w poprzeczkę, a gospodarze na to obronionym strzałem Riberyego. To, czego dokonał między słupkami Van Der Saar w 90 minucie przejdzie do historii tej Ligi Mistrzów – w sposób wręcz nieprawdopodobny wybronił uderzenie wprowadzonego na plac gry Gomeza. Jednakże to, co się wydarzyło minutę później przyćmiło swoim blaskiem poprzednie wydarzenie. Fantastycznie popędził w stronę pola karnego rywali Mario Gomez, mijając kilku przeciwników, piłka przy odrobinie szczęścia trafiła pod nogi Olica, a Chorwat pokonał bramkarza Manchesteru i ustala wynik meczu w 92 minucie na 2:1 dla Monachijczyków.

Było to świetne spotkanie, które nie mogło nikogo nudzić, a wynik cieszy mnie niezmiernie. Pierwsza połowa była wyrównana, a nawet można by rzec trochę pod dyktando gości, którzy mogli zdobyć więcej bramek. W drugich 45 minutach to wicelider Bundesligi dyktował warunki gry i niepodzielnie rządził na boisku. Zwycięstwo jak najbardziej zasłużone, chłopaki zostawali wiele zdrowia na boisku i grali z zaangażowaniem, mimo nieobecności Robbena. Dodatkowo Rooney skręcił kostkę i raczej jego występ w rewanżu na Old Traford jest niemożliwy. Jeśli już mowa o rewanżu, to na pewno będzie trudno, ale jestem optymistą i sądzę, że półfinał Ligi Mistrzów jest już bliżej niż dalej.

Olimpique Lyon – Bordeaux

Padł wynik 3:1 dla gospodarzy, a więc wygrała ekipa, którą stawiałem w tym pojedynku w roli faworyta. Podobnie jak spotkanie Bayern – Manchester, rywalizacja wewnętrzno francuska była emocjonująca. Lyon objął prowadzenie już w 10 minucie za sprawą Lisandro, by 4 minuty później stracić gola, którego strzelił Chamakh. Przez pozostałą część połowy obydwa kluby mogły strzelić bramkę, ale ta sztuka udała się piłkarzowi miejscowych Bastosowi i Olimpique schodził na przerwę, prowadzając 2:1. Druga połowa należała do Żyrondystów, ale piłkarze Blanca nie byli w stanie pokonać najlepszego bramkarza Ligue 1 – Llorisa. Za to Bordeaux straciło gola w 75 minucie z rzutu karnego autorstwa Lisandro. Optyczną przewagę mieli przyjezdni, bo posiadanie piłki zdecydowanie na ich korzyść wypadało, ale najważniejsza jest statystka bramek, w niej przegrali 1:3. Nie jest to wynik, który skazuje mistrza Francji na odpadnięcie, ale na pewno nie będzie łatwo go odrobić za tydzień przed własną publicznością.

Środa

Arsenal Londyn – Barcelona

To, co robił przez pierwsze około 20 minut w bramce Arsenalu Almunia było niesamowite. Zaliczył kilka fantastycznych interwencji, a Katalończycy mieli potworną przewagę i atak za atakiem sunął z ich strony. W 18 minucie meczu w statystyce strzałów było 0 do 10 dla gości. Chyba nikt się nie spodziewał takiego początku. Dzieciaki Wengera zachowywali się, jakby byli pachołkami treningowymi. W szeregach Anglików musiał zejść z powodu kontuzji Arshavin, a w jego miejsce pojawił się Eboue. Napór wiceliderów ligi hiszpańskiej zmalał, ale nadal mieli przewagę. Dowodem na to było posiadanie piłki, które w 32 minucie wynosiło 30 – 70 % na korzyść Barcy. Arsenal coś tam próbował, ale ich próby ataków, jak już się pojawiały, były nieskuteczne. Dodatkowo w 45 minucie szkoleniowiec gospodarzy musiał przeprowadzić kolejną zmianę i w miejsce kontuzjowanego Gallasa wszedł Denilson. Wynik meczu się nie zmienił.

Początek drugiej połowy przynosi gola dla Barcelony autorstwa Ibrahimovica. W kolejnych minutach gracze Guardioli mogli podwyższyć prowadzenie, bo stwarzali sobie sporo sytuacji bramkowych i właśnie tak się stało, bo w 59 minucie ponownie szwedzki napastnik gości zdobywa bramkę w niemal identycznym stylu. Mniej niż 10 minut po tym na murawie w ekipie Arsenalu pojawił się Walcott , który zdobył gola kontaktowego w 70 minucie, a więc Kanonierzy jeszcze mieli trochę czasu. Kilka minut potem na boisku w końcu pojawił Henry, zmieniając Ibrahimovica. W 83 minucie Puyol fauluje w polu karnym Fabregasa, przypłacając to czerwoną kartką, a gracz gospodarzy strzela i było 2:2. Piłkarze Arsen Wengera walczyli do końca, ale nie udało im się jeszcze raz pokonać Valdesa. Rezultat stawia w lepszej sytuacji Katalończyków, ale to jest piłka nożna i wszystko rozstrzygnie się na Camp Nou.

Inter Mediolan – CSKA Moskawa

Tak jak przypuszczałem Mourinho wyszedł bardzo ofensywnie. Rozpoczęło się od ataków gospodarzy i swoje okazji mieli m.in. Eto’o, Stankovic, Pandev oraz Sneijder. CSKA odpowiedziało strzałem z rzutu wolnego, który wybronił bez problemu Julio Cesar oraz niecelnym strzałem Necida. Do przerwy utrzymał się rezultat bezbramkowy. W drugiej części meczu częściej atakowali Mediolańczycy, ale przyjezdni mieli również kilka okazji. Włosi nie byli jednak w stanie pokonać bramkarza Rosjan, bo albo brakowało im skuteczności, albo Akinfiejew świetnie interweniował. W końcu nadeszła 65 minuta i najlepszy strzelec Interu zdobywa gola na 1:0. Gospodarze mogli podwyższyć prowadzenie, bo strzelali Pander, Sneijder oraz Cambiasso, ale piłka nie przekroczyła ani razu linii bramkowej. CSKA Moskwa nie była w stanie znacząco zagrozić bramce Cesara i przegrała spotkanie 0:1. Portugalski szkoleniowiec lidera Serie A nie moze być pewny awansu, bo strata jednobramkowa nie jest nie do odrobienia przez gości. Szczególnie, że rewanż będzie miał miejsce w Moskwie.

Brak komentarzy: