czwartek, 25 marca 2010

Inspectah Deck - Manifesto

Nie miałem co do tego krążka praktycznie żadnych oczekiwań, bo Inspectah nie należy do grupy moich ulubionych raperów, a z jego twórczości znam tylko debiut, któremu jednak nie można odmówić klasy. Koleżka polecił mi przesłuchać ,,Manifesto” i naprawdę cieszę się, że to zrobił, bo płyta mi się spodobała i muszę przyznać, iż zachęciła do sprawdzenia pozostałych dokonań solowych artysty.

Mimo że album jest długi, bo zawiera aż 20 kawałków, nie można zarzucić gospodarzowi monotematyczności. Przechwałki, prezentacja własnej osoby, rozważania na temat degradacji świata, wyznanie miłości dziewczynie, porównanie starych i obecnych czasów, typowy uliczny shit, rozważanie o życiu, refleksje związane z osiedlową rzeczywistością, przedstawienie własnego miasta, klimat imprezowy i osobiste treści – to właśnie słychać na płycie. Jak widać żołnierz Wu-Tang Clanu poruszył bardzo szeroki wachlarz tematów. Nie zapodam wersów, bo w sumie nie mogę się zdecydować, jakie wybrać, więc nie będę robił Nic Na Siłę jak TPWC.

Jak już mówimy o Wu, to dla mnie Deck ma zdecydowanie najlepszy flow ze wszystkich pozostałych członków. Na przedstawianym materiale sposób płynięcia po bicie co prawda nie jest już tak świeży jak za czasów ,,Uncontrolled Substance”, ale nadal budzi szacunek i ja nie mogę cokolwiek zarzucić. Od strony produkcyjnej krążek na pewno nie kuleje. Co więcej, trzyma się dobrze i zawiera kilka perełek typu ,,We Get Down”, ,,Brothaz Respect” czy ,,The Neverending Story”. Rzadko wspominam o gościach, których ogólny dobór dość interesujący, ale na ,,Manifesto” głównie kapitalnie wypadli Cormega oraz Termanology.

Tak naprawdę jedyną wadą jest dla mnie obecność jakiejś pochodnej autotune’a w numerze „The Big Game”, która zupełnie psuje klimat. A, no i jeszcze wers ,,I must say truth like a Bible page”. Ogólnie cała zawartość płyty wypada co najmniej dobrze i jak na razie album ma spore szanse, aby znaleźć się w czołówce 2010 roku.

8/10

Brak komentarzy: