poniedziałek, 22 marca 2010

27 kolejka Bundesligi i trochę więcej

Piątek

Kolejna już seria spotkań w mojej ulubionej lidze zainaugurowała meczem FC Koln z Borussią Moenchengladbach w Kolonii. Przeżyłem pozytywne zaskoczenie, bo okazało się, że Chińcole z CCTV5 transmitują tę rywalizację, więc mogłem być jej świadkiem. Mimo że nie grały ze sobą żadne wielkie firmy, to spotkanie było ciekawe i na brak emocji nie można było narzekać. Do przerwy utrzymał się bezbramkowy remis, ale to gospodarze byli drużyną lepszą, dochodzącą do zdecydowanie większej ilości sytuacji strzeleckich niż przyjezdni. Jednakże to Borussia objęła prowadzenie w 2 połowie dość szybko, bo w 56 minucie, a potem ograniczyła się do defensywy. Zawodnicy Koln, w składzie których grali tacy piłkarze jak Podolski, Novakovic czy Maniche, parli na bramkę Bailly’ego i na 15 minut przed końcem udało się zdobyć bramkę wyrównującą po bardzo ładnym uderzeniu Maniche’a. Sekundy później idealną okazję na strzelenie gola na 2:1 dla gospodarzy zmarnował Novakovic, który pomylił się o centymetry. Wydawało się, że pozostała część spotkania będzie szła pod dyktando drużyny FC Koln, ale nie do końca tak było. Z obydwu stron sypały się kontry, które sprawiły, że mecz stał się jeszcze bardziej dynamiczny, jednakże wynik się nie zmienił i utrzymał się remis 1:1.

Sobota

Mecz Frankfurtu z Bayernem oglądałem tak normalnie dopiero od 15 minuty, bo oczywiście miałem problemy ze złapaniem odpowiedniego kanału na sopcaście, aby w miarę się nie muliło i można było patrzeć, mając obraz tego, co się dzieje dość oczywisty. Nie wiem, jak Monachijczycy radzili sobie w pierwszym kwadransie, ale prowadzili 1:0 po golu Klose, które było dopiero drugim trafieniem Niemca w Bundeslidze w obecnym sezonie. Od 15 minuty do końca połowy obraz meczu wyglądał tak, że przyjezdni bronili się rozpaczliwie, a Eintracht napierał na bramkę Butt’a, który kilka razy wraz z Van Buytenem ratowali wicemistrza kraju od utraty gola. Gospodarze przede wszystkim szarżowali prawym skrzydłem, gdzie rady w ogóle nie dawał sobie na lewej obronie 17-letni Alaba. Ciężko jest wyróżnić jakiegokolwiek piłkarza Bawarczyków, bo praktycznie wszyscy grali po prostu bardzo słabo. Gracze Van Gaala nie byli w stanie nic zrobić, a ich próby ataków bramki Nikolova, jak już się zdarzały, były mówiąc łagodnie nieudane. Jedyny celny strzał, nie licząc oczywiście gola Klose, padł w 42 minucie za sprawą Świniaka. Jasnym było, że jak holenderski szkoleniowiec Dumy Bawarii nic nie zmieni, to skończyć się może tragicznie.

Obraz gry w drugiej połowie nie uległ zmianie. Frankfurtczycy atakowali, a Bayern się bronił. Trzeba pochwalić bramkarza gości, który stawał na przeszkodzie gospodarzom w zdobyciu gola, ale też niedokładność i brak skutecznego wykończenia ich trapiły. Monachijczycy mieli sporo szczęścia, bo okazje dla Eintrachtu się mnożyły. Przykro się oglądało taki mecz, bo wyglądało to, jakby przeciwnikiem Bawarczyków była Barcelona czy Manchester United, a to przecież był tylko przeciętny klub z Bundesligi. W 65 minucie w miejsce Pranjica pojawił się Tymoszczuk i po tej zmianie goście zaczęli grać trochę lepiej i zagrażać bramce rywali. Idealną okazje miał Tymo, który znalazł się sam na sam z Nikolovem po fantastycznej akcji i podaniu Robbena, ale przegrał ten pojedynek. Nie można rzec, że lider ligi niemieckiej przejął całkowitą inicjatywę, bo gospodarze też atakowali, ale gra wyglądała lepiej niż wcześniej. Kiedy wydawało się, że Bayernowi uda się wywieźć 3 punkty, w 87 minucie katastrofalny błąd popełnił Alaba, który, chcąc zagrać do Butta, wysunął piłkę rywalowi, a Tsoumou zdobył gola. Nie minęły 2 minuty, a młody obrońca przyjezdnych znowu stał się negatywnym bohaterem, bo został ośmieszony przez Fenin’a, który mocnym i ładnym strzałem pokonał golkipera Monachijczyków i dał Frankfurtczykom zasłużone zwycięstwo 2:1.

Cóż mogę powiedzieć? Gra drużyny aspirującej o mistrzostwo, puchar Niemiec i półfinał Ligi Mistrzów była totalnie beznadziejna. Brakowało praktycznie wszystkiego – stylu, inicjatywy, pomysłu, koncepcji. Oglądając ten mecz, przypomniał mi się Bayern z początku sezonu, gdzie grał również niesamowicie źle. Mega pretensji do Alaby mieć nie mogę, bo mimo wszystko on ma dopiero 17 lat i nie jest nominalnym lewym obrońcą, natomiast jego obecność na tej pozycji świadczy tylko o tym, jak słaba jest kadrowo defensywa. Dodatkowo może być jeszcze gorzej, bo Van Buyten opuścił plac gry wcześnie z powodu kontuzji i nie było wiadomo, czy nie będzie musiał pauzować przez kilka spotkań. Okazało się na szczęście, że nie. Terminarz Monachijczycy mają nieprawdopodobnie trudny – Schalke w pucharze Niemiec, Stuttgart w Bundeslidze, Manchester w Lidze Mistrzów, Schalke w Bundeslidze, Manchester w Lidze Mistrzów i Leverkusen w lidze krajowej. Nade złego mecze odbywać się będą co 3 dni. Ciężko być dobrej myśli, widząc, jak wygląda od dłuższego czasu gra oraz ile jest kontuzji.

Pozostałe

Stuttgart, który w środę doznał sromotnej porażki w Lidze Mistrzów z Barceloną, podejmował przed własną publicznością Hannover, który ostatnie 2 spotkania w Bundeslidze wygrał. Tym razem jednak ta sztuka gościom się nie udało, bo polegli 0:2. VFB przeważało i mogło po połowie prowadzić wyżej niż 1:0. Przy pierwszym golu ładną asystę zaliczył Hleb, a przy drugim obrona przyjezdnych, która zachowała się karygodnie. Podopieczni Grossa tracą 7 punktów do miejsca dającego start w Lidze Europejskiej i patrząc na terminarz daje im 30% szans na zdobycie go.

Spotkanie Norymbergi z Hoffenheim bez historii, bo skończyło się bezbramkowo. Chociaż do historii największych pudeł przejdzie na pewno sytuacja z pierwszej połowy, kiedy to gracze gości nie potrafili dwukrotnie pokonać praktycznie pustej bramki w jednej akcji. W drugiej połowie mieli równie fantastyczną podwójną okazje, ale tym razem bramkarz gospodarzy stanął na wysokości zadania. Norymberga dzięki temu remisowi podtrzymuje serię już 5 spotkań z rzędu bez porażki.

Freiburg odnosi skromne, ale niezwykle ważne zwycięstwo 1:0 nad Mainz. Ważne, ponieważ gospodarze nie zostają w tyle i nadal mają tyle samo punktów, co znajdujący się na miejscu barażowym Hannover i tracą 2 oczka do bezpiecznej pozycji, która gwarantuje utrzymanie.

Interesujące widowisko miało miejsce w Bremie, gdzie miejscowy Werder mierzył się z Bochum. Gospodarze rozpoczęli mecz bez Ozila i Pizarro w składzie, którym Thomas Schaf dał odpocząć po czwartkowej potyczce w Lidze Europejskiej z Valencią, no i do przerwy przegrywali 0:1. Na drugie 45 minut obaj piłkarze pojawili się na placu gry i gospodarzom udało się zgarnąć pełną pulę, gdyż zwyciężyli 3:2. 3 punkty zapewnił przepięknym uderzeniem z woleja, które jest najpiękniejszą bramką tej kolejki ligi niemieckiej moim zdaniem, Frings.

Sobotnim hitem było spotkanie w Dortmundzie pomiędzy miejscową Borussią, a Bayerem Leverkusen. Po meczu Bayernu miałem mętlik w głowie i zupełnie zapomniałem o tym
wydarzeniu, dlatego dopiero od 2 połowy miałem przyjemność śledzenia wydarzeń na murawie. W pierwszych 45 minutach goście mieli sporo sytuacji podbramkowych, ale świetnie spisywał się Weidenfeler. W drugiej części meczu gospodarze przeważali i atakowali bramkę Adlera, co zaprocentowało szybko zdobytą bramką przez Barriosa po rzucie różnym. Aptekarze mieli problemy z wyprowadzaniem ataków, często tracąc piłki. Po jednej z takich strat bezwzględny wobec gości był Barrios, strzelając 2 gola w meczu. Podopieczni Kloppa, który był niezmiernie zadowolony z wyniku i gry, cofnęli się do obrony. Trener Bayeru, widząc co się dzieje, przeprowadził 2 zmiany, a Leverkusen parło na bramkę gospodarzy. Mieli swoje kilka okazji, ale nie wykorzystali żadnej z nich, a Dortmundczycy kontratakowali. Po jednej z kontr Rangelov urządlił Leverkusen i Adler, który spisywał się dobrze, musiał wyjmować piłkę z siatki po raz trzeci. Wynik meczu nie uległ zmianie i Borussia odniosła okazałe, ale i w pełni zasłużone zwycięstwo, mimo że oddali mniej strzałów i mieli znacznie słabsze posiadanie piłki.

Niedziela

O 15:30 miał miejsce kolejny szlagier 27 kolejki Bundesligi, w którym świeżo upieczony ćwierćfinalista Ligi Europejskiej Hamburg podejmował wicelidera Schalke. Mając na uwadze sobotnią porażkę Bayernu, goście potrzebowali wygranej, aby objąć fotel lidera. Stało się inaczej, bo padł remis 2:2, a sam mecz, którego nie miałem okazji oglądać, bo przyglądałem innemu hitowi, który miał miejsce w europejskiej piłce tego weekendu, stał na wysokim poziomie.

Wolfsburg – Hertha. Wydawałoby się, że kapitalnie spisujący się gospodarze bez żadnych problemów rozprawią się z Berlińczykami, którzy po prostu musieli nie tyle że nie przegrać, ale wygrać, aby myśleć realnie o pozostaniu w lidze. Rezultat, który widniał na tablicy wyników po 32 minutach rywalizacji mógł wprawić każdego w osłupienie. Las Wilków był bezlitośnie palony przez zażarty ogień ze stolicy Niemiec – przyjezdni prowadzi 3:0. Skończyło się na 5:1, co jest nie tyle niespodzianką, ale przeogromną sensacją. Hertha jeszcze ani razu w tym sezonie nie strzeliła w jednym meczu 4 goli, a tutaj zdobyła aż 5. W każdym razie nie sądzę, aby Stara Dama była w stanie utrzymać się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Pozostało jeszcze 7 kolejek do końca sezonu, a czekają ich spotkania m.in. z Bayernem, Bayerem, Dortmundem, Stuttgartem i Schalke, gdzie o remis będzie piekielnie trudno.

1)Bayern – 56 punktów
2)Schalke – 55 punktów

3)Bayer – 53 punkty
4)Borussia D. – 48 punktów
5)Werder – 45 punktów

__________________

14)Bochum – 27 punktów
15)Norymberga – 25 punktów
16)Hannover – 23 punkty
17)Freiburg – 23 punkty, gorszy bilans bramek
18)Hertha – 18 punktów


Liga Mistrzów
Eliminacje Ligi Mistrzów
Liga Europejska
Baraż
Spadek

Strzelcy:

KieSling – 16 goli, Bayer
Kuranyi – 15 goli, Schalke
Barrios – 15 goli, Borussia D.
Dzeko – 14 goli, Wolfsburg
Bunjaku – 12 goli Norymberga
Pizarro – 12 goli, Werder

Inne


Premiership przyniosło szlagier, w którym Manchester United mierzył się z Liverpoolem i to spotkanie wygrał 2:1. Oglądałem ten mecz i muszę powiedzieć, że z przekroju całości Czerwone Diabły były zespołem lepszym, którym zwycięstwo się należało. Mimo wszystko rzut karny podyktowany przez ulubionego sędziego Polaków – Howarda Webba padł po bardzo kontrowersyjnej decyzji, bo skrzydłowy gospodarzy Valencia nie był faulowany w polu karnym, a przed. Nie zmienia to faktu, że zespół Fergusona rozmontowałby bez żadnych problemów Bayern, jakby przyszło się im mierzyć już teraz.
Zgarnięcie trzech punktów przez Manchester nie cieszy mnie, bo Chelsea zaledwie remisuje
po słabym meczu z Blackburn na wyjeździe 1:1, co oznacza, że nawet, jak wygrają zaległe spotkanie, które im zostało, to i tak będą tracić do pierwszego w tabeli zespołu United punkt.
Kompletnie w tym sezonie rozczarowuje mnie Lampard, który nie potrafi wznieść się na poziom, jaki prezentował kiedyś. The Blues muszą wziąć się w garść, bo inaczej mistrzostwo znowu padnie łupem kogoś innego, a przecież to liga jest teraz głównym celem ekipy Ancelottiego.

W Serie A Milan nie potrafił wykorzystać sobotniego potknięcia Interu (remis z Palermo na wyjeździe 1:1) i zaledwie zremisował na własnym obiekcie z Napoli również 1:1. Gdyby piłkarze Leonardo wygrali, to objęliby prowadzenie w lidze, a tak to są na drugim miejscu. Trzecia w tabeli Roma wygrywa po efektownym meczu, który oglądałem, z Udinesse 4:2. Cieszę się, że Luca Toni strzelił bramkę, bo ciekawi mnie jego dalsza kariera. Cenię tego piłkarza za to co zrobił w swoim dwu sezonowym epizodzie w Dumie Bawarii.

Jeszcze kilka słów na temat Ligi Europejskiej, która weszła już w fazę ćwierćfinałową. W czwartek miało miejsce kilka szalonych spotkań m.in. remis Werderu z Valencią 4:4, wygrana Anderlechtu nad Hamburgiem 4:3 czy niespodziewane rozstrzygnięcie w Londynie, gdzie Fulham ogrywa 4:1 Juvenstus i eliminują Włochów. Muszę powiedzieć, że Anglicy w pełni zasłużenie zwyciężyli, bo byli zespołem lepszym i już po 1 połowie mogli prowadzić 3:0, ale słupek oraz poprzeczka stanęły na przeszkodzie w pokonaniu Chimentiego – trzeciego bramkarza Starej Damy. Ogólnie spotkanie zaczęło się idealnie dla Juve, bo szybko strzelili gola i pozostało im skupianie się na defensywnie połączone z kontrami. Jednak czerwona kartka w 22 minucie dla Cannavaro była kluczowym momentem. Pary 1/4 i ewentualne 1/2
dawnego Pucharu UEFA tak wyglądają:

Valencia – Atletico Madryt
Standard Liege – Hamburg
Liverpool – Benfica
Wolfsburg – Fulham

Valencia/Atletico – Liverpool/Benfica
Standard/Hamburg – Wolfsburg/Fulham

Jak nie zdarzy się katastrofa to Niemcy będą miały na pewno jeden klub w półfinale, a jak wszystko pójdzie dobrze, to finał będzie niemiecko-jakiś tam.

Brak komentarzy: