piątek, 11 marca 2011

Reks - Rhythmatic Eternal King Supreme

1)25th Hour
2)Thin Line
3)Limelight
4)Kill Em
5)This Or That
6)Why Cry feat. Styles P
7)Face Off feat. Termanology
8)Ten Wonder Years
9)This Is Me feat. DJ Corbet
10)Nr. Nobody
11)The Underdog
12)U Know feat. Freeway
13)Cigarettes feat. Lil Fame, Atticabarz
14)Mascara (The Ugly Truth)
15)Like A Star
16)Self Titled


Reks – czy ta nazwa nie kojarzy się na pierwszy rzut oka z psem? Jak najbardziej i zapewne, jak przeciętny człowiek (w sensie nie będący wiernym słuchaczem rapu, starającym się cały czas poznawać coś nowego) słyszy to słowo, myśli o psie. Zapewne o jakimś potężnym np. o owczarku niemieckiej. Ja przeciętnym człowiekiem w tym kontekście nie jestem i Reks kojarzy mi się z raperem z Bostonu. Z twórczością artysty pierwszy kontakt miałem na wiosnę 2009 roku, kiedy mój jeden internetowy ziomek (pozdro Sznupi), polecił mi album ,,Grey Hairs”. Materiał mnie wręcz zmiażdżył. Była to płyta nagrana w 2008 roku i naturalnie zachęciła mnie do sprawdzenia pozostałych dokonań Bostończyka. Tak więc przesłuchałem ,,Along Came The Chosen” z 2001 będący debiutem, ,,Rekless” z 2003, który był drugim albumem Reksa oraz pochodzący z 2009 ,,More Grey Hairs”, który zbierał odrzuty z ,,Grey Hairs”. Ponad pewnego poziomu wydawnictwa rapera nie schodziły (nawet te odrzuty), a co najważniejsze notował progres z krążku na krążek. Miałem tak więc nadzieje, że najnowsze dzieło Reksa będzie kontynuacją postępu.

Jeżeli chodzi o technikę składania rymów, artysta wypada dobrze. Jego wersy w tej kwestii nie zrobiły mi sieczki z mózgu, ponieważ znajdą się raperzy, którzy go przewyższają, ale nie rozczarowałem się w żadnym stopniu. Jak mowa o tematyce, to wyróżniłbym tutaj trzy wymiary. Pierwszy to bragga i rzeczy z tym związane, drugi to refleksje i rzeczy z tym związane, natomiast ostatnim są wątki uliczne i rzeczy z tym związane. Przy czym Trzeci Wymiar jak ta grupa z Wałbrzycha, jest niezbyt obszerny. Numer otwierający płytę, a więc ,,25th Hour” jest dobrą zapowiedzią dalszej części, bo Reks dostarczył porządne i mocne wersy. Jak mówimy o przechwałkach, to nie można nie zahaczyć o ,,Face Off” z gościnnym udziałem Terminology, gdzie gospodarz krążka określa siebie i swojego kolegę nowymi królami Wschodu. Nie jest to bezpodstawne patrząc na ich umiejętności, a najlepsze bragga, moim zdaniem, które jest tego potwierdzeniem, Bostończyk dostarczył na ,,This Or That”. Grzechem byłoby zapomnieć o konceptowym kawałku w tej konwencji, a więc ,,Kill Em”, którym artysta udowodnił, że nie brak mu kreatywności.

Zanim przejdę do wymiaru, w którym znajdują się refleksje, czas na małą odskocznie, a więc ,,Limelight”. Nuta traktuje w sposób ironiczny o byciu sławnym i zdobywaniu sławy. Teraz drugi wymiar tematyki czyli refleksje. Trzeba przyznać, że dużo linijek Reks poświęca na wspomnienia. Może wydać się męczące po kilku przesłuchaniach, ale ja osobiście nie traktuję tego jako wadę. Wspomnę w tym wypadku o trzech trackach. Pierwszy to ,,Ten Wonder Years”, gdzie ciekawostką może być fakt, że nawija o tym, iż pierwszy raz spróbował alkohol w wieku 11 lat i był czas, że nie miał domu. Drugi to ,,This Is Me”. Jest on bardziej refleksyjny i przepełniony smutnymi wersami (wyjętymi z życia) niż wyżej wspomniany kawałek. No i ostatni to ,,Mr. Nobody”, gdzie Reks zwierza się słuchaczom z niełatwego dzieciństwa. Mówi głównie o rodzinie. Porusza kwestie śmierci wujka, kwestie matki mającej problemy z narkotykami, ojca, który się nad nią znęcał i sam umarł młodo na AIDS. Dotarłem więc do ostatniego wymiaru tematycznego płyty, a więc wątków ulicznych. Nie jest ich dużo, jak już wspominałem, ale można je odnaleźć w ,,Why Cry” i ,,U Know”. Zawierają one także treści, które można podpiąć pod refleksyjne, ale postanowiłem wyodrębnić osobną kategorię dla nich.

you are now in tuned to the facts
the innovations in a state of lax
my lick clack tongie attack tracks
like Rihanna spreads gonorrhea
Chris Brown beats the blacks on her peeper
give freedom of speech to speak ether
that’ll send these MC’s meet Aaliyah
free my flow fever soul seeker
little more then T-Pain and Wayne in my speaker

Produkcyjnie ,,Rhythmatic Eternal King Supreme” prezentuje się bardzo ładnie. Reks zgromadził wielu uznanych producentów. Zarówno ze starego pokolenia jak DJ Premier i Pete Rock, oraz z tego nowszego jak Statik Selektah, Hi-Tek czy The Alchemist. Bitmejkerzy nie zawiedli i dostarczyli naprawdę porządną warstwę muzyczną, która powinna zadowolić nawet wybrednego słuchacza. Ważne, że muzyka jest różnorodna. Można usłyszeć mocny ,,Ten Wonder Years”, bardzo spokojny z pianinkiem idealny na chill przy marihuanie ,,This Is Me” czy także spokojny, ale raczej nie tak dobry na chill ,,Like A Star”, pobudzający, skoczny, ale raczej nie robiący furory na imprezie ,,U Know” czy po prostu soczyste i tłuste ,,Face Off”, ,,This Or That”, ,,25th Hour” itd. Jedyny problem stanowi podkład do ,,Limelight”. Jest to czarna owca płyty, jedyne muzyczne nieporozumienie. Nottz, który jest autorem tego czegoś, powinien się wstydzić, bo ten bit jest hańbą.

Ostatnia kwestia z rzeczy ściśle rapowych czyli flow. Powiem może bardzo odważne stwierdzenie, ale dla mnie sposób, w jaki Reks pływa po bitach, jest największą zaletą tego materiału. Powiem może jeszcze odważniejszą rzecz, ale po tym, co tutaj usłyszałem, reprezentant Bostonu wskakuje do ścisłej czołówki obecnych raperów pod względem flow. Top 3 gwarantowane. Zostawmy jednak kwestię mojego ewentualnego magicznego trio, tylko kilka słów, dlaczego flow rapera mnie niszczy. Jest fantastyczne, ma wszystko, co powinno cechować geniusza. Niesamowita plastyczność i elastyczność, niebywała kontrola oddechu (szczególnie widać to w niektórych momentach ,,25th Hour”), w której czasami przypomina mi nawet Big Puna, wręcz wrodzona łatwość zmiany tempa i rapowania wolno jak w ,,This Is Me”, z pewnością siebie w ,,Kill Em” czy z energią w ,,Face Off” (refren to kwintesencja). Mógłbym pisać więcej, ale to po prostu trzeba usłyszeć. Dodam jeszcze, że w nawijce przypomina mi Royca.

Jak komuś udało się przebrnąć do ostatniego akapitu, to mógłby sobie pomyśleć, że album jest dla mnie zdecydowanie najlepszą płytą, jaką miałem okazję jak na razie słuchać w 2011 roku. No i tutaj niespodzianka, bo nie całkiem. Mimo że praktycznie wszystko jest tutaj na wysokim poziomie, a przede wszystkim krążek jest równy i poza ,,Limelight” nie ma słabych momentów, to brakuje mi czegoś, abym mógł się nim w pełni jarać. Tu nie chodzi, że potrzebuje więcej przesłuchań, ponieważ sprawdzałem go już spokojnie pięciokrotnie i to dwukrotnie w wielkim skupieniu. ,,Rhythmatic Eternal King Supreme” to po prostu dobra płyta i niestety nic więcej.

8/10

1 komentarz:

Unknown pisze...

U mnie na rankingu 15 najlepszych płyt 2011 miała 1-sze miejsce.
Magiczny krążek, kawał dobrego lirycznego rap shit, pozdro