środa, 11 sierpnia 2010

LMNO - Tripping On This Journey

Postanowiłem sprawdzić ten materiał z dwóch powodów. Po pierwsze dość dawno (tydzień dla napaleńca to naprawdę sporo) nie słuchałem niczego nowego z 2010 roku, mimo że wyszła płyta Kanye Westa, ale ja słuchać jej nie ma ochoty zbytnio. Po drugie bardzo zaciekawiła mnie okładka, a ja mam tak, że jak okłada czy tytuł krążka wydadzą być mi się interesujące to sprawdzam jego zawartość. Ksywa LMNO nic mi nie mówiła, ale kiedy tylko poszukałem w internecie, to wszystko stało się jasne. Artysta to członek Visionaries, a więc ekipy z Los Angeles, którą w sumie lubię. Dwóch pierwszych albumów niezbyt, ale dwa ostatnio bardzo. Nie skojarzyłem tego zawodnika dlatego, że w Visionaries jest aż sześciu ludzi i bardzo dawno nie miałem z nimi kontaktu. Prezentowany materiał jest już szóstym solu w dorobku LMNO.

Tekstowo album spisuje się naprawdę bardzo dobrze. Z takich ciekawostek z życia prywatnego można usłyszeć, że raper ma żonę i uważa się za cholernie dobrego meża. Ogólnie potrafi uderzyć całkiem mocnym punchlinejnem, ale do bitewnych zawodników go zaliczyć nie można. Przechodząc do poszczególnych kawałków, to jest np. ,,Hard To Do”, którego motywem głównym jest determinacja w dążeniu do celu, a LMNO manifestuje swoją niezłomność. ,,Blast Off” można uznać za taką ogólną refleksję artysty na temat świata, a raczej życia. Nie jest ona jednak zbyt pozytywna. W ,,Face To Face” poruszona jest kwestia mówienia prawdy w oczy, a przykładem, który udowadnia, iż gospodarz albumu jest niebanalny i pomysłowy jest ,,Rhyme Animal”. Reprezentant Long Beach przyrównuje w nim rapgrę do zoo (oczywiście nie chodzi mi o ten żenujący portal, chociaż to jest także niezłe zoo, ale z samymi niedorozwiniętymi małpami), gdzie każdy raper jest innym zwierzęciem. Tematycznie jest jeszcze różnorodniej, a sprawy, o których mówi LMNO nie są płytkie. Muszę powiedzieć, że wywarł na mnie dobre wrażenie szczególnie pod względem bycia błyskotliwym obserwatorem, ale i Nie Tylko jak tłumaczył się VNM’owi Bober.

timing is everything caught me on schedule
no punk, I’m punctual, functional keeping coherent

no one’s untouchable, we’re all vulnerable

you’re listening to a different breed
till they chop down the forest making home in the trees
terrestrial instincts support lifespan
you know some of us bump heads like rams
work hard as ants with head up like a giraffe
sounding like hyenas when we laugh


Głównie podkłady są w niezbyt szybkim tempie, ale nie oznacza to, że są wszystkie są spokojne i odprężające. Dla potwierdzenia tego, o czym mówię wystarczyć zahaczyć o ,,Blast Off” z mocnym werblem czy zbliżonym do niego ,,All Out”. Należy zaznaczyć, że tego typu bitu idealnie współgrają i pasuję do flow artysty, które trochę przypomina mi Evidence. Na pewno LMNO ma bardzo dobry, mocny akcent wyrazowy i wyraźną dykcję. Czuję dużą pewność w jego nawijcę. Widać, że swobodnie czuje się na bitach, co tylko czyni słuchanie przyjemniejszym. W jednym tracku nazwał swoje flow ,,robotycznym”, ale ja osobiście jestem jak pewna debilka z Big Brothera – zajebiście daleki od użycia tego przymiotnika. Generalnie mimo że nie urozmaica jakoś niesamowicie pływania po podkładach, flow to niewątpliwie atut artysty. Chociaż, jak ktoś niezbyt przypada za melodeklamacją w stylu Evidenca (nie mówię, że LMNO jest nim w stu procentach jak lider Dilated Peoples), to może mieć pretensje.

Ogólnie płyta sprostała moim oczekiwań, bo liczyłem na dobry rap, gdyż Visionaries to lubiana i sprawdzona przeze mnie marka. Dobre brzmienie, mimo że bez większych fajerwerków, ładnie podane wersy za pomocą solidnego flow i przede wszystkim interesujące tematy i ich różnorodność. Chociaż wiadomo, że tak naprawdę wszystkie truskule rapują tylko o tym, jak na to świecie jest im źle, bo są smutni i zazwyczaj robią kawałki bragga, w których przechwalają się, jak to mają laski, porządne dupy, które okazują się sukami. Ja jednak jakoś mam inne zdanie na ten temat i chętnie sobie sięgnę po coś z wcześniejszych dokonań LMNO i zobaczymy. ,, Tripping On This Journey” to solidny materiał, jednak mnie nie porwał i ostatnio doszedłem do wniosku, że jestem trochę zbyt łagodny w ocenianiu albumów, dlatego trzeba to zmienić.

7/10


PS: Pamiętajcie gangsterzynki - ,,loaded guns, drug funds, getting shot are not elements of hip hop"

Brak komentarzy: