czwartek, 1 lipca 2010

Refleksje jak Pezet/Noon

Jest, kurwa, pierwszy lipca 2010 roku, kiedy piszę tę jebaną notkę. Mam w dumie dokonywanie jakichkolwiek poprawek, bo nie będzie więcej dubli jak u Mesa w ,,My". Słucham sobie pierwszą płytę Emancipatora, który jest pierdolonym Bogiem jak Lider Akatsuki w Amegakure, ale o tym już pisałem wcześniej. Rozkminiam sobie na temat życia, które jest jedno jak nawijali Boxi i VNM jako 834 - propsować szmaty tę ekipę! Wróciłem przedwcześnie z imprezy z w zasadzie mojego najlepszego klubu w tym zapchlonym jak jebany kocur Klakier od Gargamela mieście - Vintage jak któraś tam płyta All Natural (fani Lil Wayne'a i gówien niech spierdalają od tego). Wróciłem, bo była totalna pizda i nie ma co się nawet rozpisywać na ten temat, bo jestem introwertykiem jak Canibus - i've always been the illest lyricly - czy jakoś ten pierdolony geniusz nawijał, w którymś tam kawałku, który i tak nigdy nie został i nie zostanie doceniony tak jak trzeba.

Rozkminiam na temat życia, które ostatnio naprawdę nabrało bardzo dużych obrotów jak na liczniku obrotowym w samochodzie. To, że miałem nie tracić Hajsu jak Tede na głupoty, już pisałem i tak poszło się jebać w trzy dupy jak najebany był Snoop Dogg na Dre Day jak nawijał Peja w ,,Kolejny Stracony Dzień". To, że kiedyś uważałem, że terminy typu ,,zakochanie" i pokrewne nigdy nie będą miały miejsce bytu w moim życiu, poszło się w sumie jebać, ale to już jest totalnie głębszy temat i można by o tym napisać całą kronikę. W każdym razie będzie trzeba zrobić tak jak Tonedeff nawijał w ,,Porcelain" - I MINIMIZED MY OBSESSION, NEVER MADE A CONFESSION. Mam nadzieję, że w niedługim czasie będę mógł się pod tym podpisać... Nie mogę się skupić na ciągłości tej zasranej notki, bo gadam sobie na gg z moim ziomkiem Maksymem, z którym zawsze mogę pogadać o wszystkim i o niczym.

Chodzi generalnie o to, że ostatnio nic nie jest tak jak trzeba jak u Fusznika w tym jakimś jego kawałku. Przechodziłem ze skrajności w skrajność. Poniedziałek w zeszłym tygodniu - mega fascynacja pewnym teledyskiem. Wtorek - strach przed obroną (zaliczyłem łącznie na 4, więc Cel jak 834 osiągnięty, ale i tak jebać PWSZ, bo jebie jak we Freshu czyli jak w stajni). Wtorek potem - wkurwienie, bo Kjózko mi piszę, że Lepa nie będzie mógł się z nami napić Jacka Danielsa, którego planowaliśy od tylu miechów po obronach, że masakra... Wtorek wieczorem - Kjózko mi piszę powód, dlaczego Lepa się z nami nie napiję i mogę tylko nawinąć jak Immortal Technique - what happened for the rest of the day is still a blur...

Życie To Kurwa jak nawijał VNM w ,,Nikt Nie Jest Doskonały" i, kurwa, nic z tym nie zrobisz jak nawijał sobie Pezet w ,,Szósty Zmysł". Ciężko jest przestawić swój tok myślenia na to, co wyznaje Betrayl, a więc LONG AS I'M NOT LOCKED, EVERYTHING IS ALL GOOD. Pisałem o tym już w marcu, ale tak naprawdę wszystko poszło się jebać, jak ten część tego hajsu, co zbierałem na laptopa. Nie przeszedłem przez takie rzeczy, jak Betryal (jak chce, kurwa, ktoś wiedzieć przez co przeszedł, to niech społucha jego płyt, a jak nie zna angielskiego, to niech wypierdala, bo się nie dowie), ale i tak często zbyt wyolbrzymiam i przesadzam. Taki już po prostu jestem i ciężko będzie tu cokolwiek zmienić.

W każdym razie chyba należy skupić się na sprawach bieżąych. Rekrutacja na jebane studia magisterskie to jest priorytet. Nie ma tutaj co zwlekać i pierdolić trzy po trzy. Znajomi, których się poznało na licencjacie już się praktycznie skończyli z małymi wyjątkami i nie ma co do tego wracać. Nie ma sensu tak naprawdę nawijać jak VNM - GDYBYM MÓGŁ PROSTO TAK, COFNĄĆ CZAS, bo czasu się już nie cofnie. Co się stało, to się stało i tyle. Finito. Zamyka się temat. Teraz leci kawałek Emancipatora ,,With Rainy Eyes", a ja nie mam rainy eyes tak naprawdę, jednakże nie jest łatwo. Zbyt dużo natłok wydarzeń mnie ostatnio spotkał i przez nie nawet nie jestem w stanie skupić się na Mundialu, który zdarza się tylko raz na cztery lata!

Dobra, czas skończyć pierdolić i wyznaczyć sobie może kilka prawdziwych celi w tym jebanym życiu i do nich dojść? Nie, że dojść do nich jak ja do klubu dzisiaj z postanowieniem, że nie piję, a wyjebać kilka bronksów i tylko uchronić się przed kolejnymi wyjściem, ale naprawdę dojść do nich. Nie tracić kasy jak pacan, mieć pracę jak facet i nie być dorosłym za hajs rodziców, bo to jest zbyt łatwę. Ciężko mi będzie odmówić przed kilkoma sprawami w najbliższym czasie na pewno, ale będzie w końcu trzeba to zrobić. Nie można patrzeć na innych ludzi ani na cokolwiek. It's My Life jak Bon Jovi.

Ciężko jest zmusić się do snu jak nawijał Eldo w jakimś tam kawałku i to najprawdziwsza prawda. Nie wiem, czy dzisiaj łatwo zasnę, bo z jednej strony wolałbym pozostać w tym jebanym klubie i skurwić się doszczętnie browarami jak szmata, ale z drugiej strony wtedy nie byłoby tej notki i ja bym złamał totalnie swoje postanowienie, które i tak po części złamałem. W każdym razie nie jest fatalnie. Moje rozwchiania emocjonalne wcale nie świadczą o tym, że mam w życiu źle. Mam tak naprawdę o wiele więcej niż zasługuje, ale to już zupełnie inny temat i nie chcę mi się nad tym rozwodzić. Jest już w sumie godzina 2:00 w nocy, a ja nadal piszę i nie zamierzam przestać. Chciałbym tak naprawdę cofnąć się w czasie o kilka lat i nie że zmienić jakieś tam sprawy, ale po prostu przeżyć wiele wydarzeń jeszcze raz. Jednak to się nigdy już nie zdarzy jak nawijał Pezet w ,,Gubisz Ostrość" i trzeba się z tym pogodzić, chociaż jest bardzo ciężko. Ciężko? Kurwa, ciężko to ma dopiero South Park Mexican, który siedzi za niewinność czy C-Murder, który jest raczej winny (chociaż niektórzy sądzą, że to Soulja Slim pociągnął za spust, a po prostu C-Murder nie może o tym powiedzieć, bo bardziej upokarzające jest wyjście na kapusia niż spędzenie reszty życia za kratami) .

Jakby nie było, to rozjebał mnie tekst pochodzący z kawałka ,,The Life Eye Live" z najnowszej płyty C-Murdera...

PROSECUTORS HAD MASSIVELY VIOLATED CORY MILLER'S RIGHT TO A FAIR TRIAL...

it wasn't cory miller...

No i wystarczy, a jeżeli chodzi o moje życie, to nadal to nie jest to...

ale będzie?

Brak komentarzy: