sobota, 3 lipca 2010

Podsumowanie 1/4 Mundialu

2 lipiec

Holandia – Brazylia

Cóż mogę powiedzieć. Byłem oczywiście za Holandią, bo nie lubię Dungi i tej jego ,,zgranej ekipy”, dlatego chciałem, aby odpadli. Poza tym Arjen Robben to Bóg. Jednakże w pierwszej części spotkania zdecydowanie lepszą drużyną była Brazylia. Stworzyli sobie więcej sytuacji, lepiej wymieniali piłkę pomiędzy sobą. Holendrzy natomiast nie byli w stanie zbytnio zagrozić bramce Julio Cesara. Brakowało pomysłu, polotu, zaskoczenia, atakowali zbyt małą ilością graczy. Też trzeba zwrócić uwagę, że zawodnicy z Ameryki Południowej dobrze ustawiali się na boisku i zasłużenie prowadzili do przerwy 1:0 po golu Robinho. Druga część meczu to zupełnie inna historia. Oranje pokazali klasę, wrócili do gry, stwarzali sytuacje, przejęli inicjatywę i w końcu grali tak, jak są w stanie najlepiej. Padły dwie bramki – jedna samobójcza Melo, a druga autorstwa Sneijdera. Dodatkowo od 75 minuty Brazylia grała w osłabieniu po czerwonej kartce dla Melo. Robben kręcił na prawej stronie boiska, a Dunga nie wiedział, co się dzieje. Brazylia była w zasadzie bezradna i drugie 45 minut należało do Holandii, która zasłużenie awansowała. Brazylijczycy odpadli, ale przecież Dunga i tak ma zgraną ekipę…

Urugwaj – Ghana

Tutaj miałem trochę dziwną sytuację, bo byłem w sumie za Urugwajem, ale postawiłem hajs, że m.in. Cavani nie strzeli bramki i najlepiej byłoby, jakby Urugwajczycy w ogóle nie strzelili. W każdym razie pierwsza połowa należała właśnie do nich. Mieli przewagę w środku pola, stwarzali zagrożenie pod bramką Ghany, mimo że tak naprawdę żadnej sytuacji stuprocentowej sobie nie wypracowali. Gracze z Afryki nie mieli praktycznie żadnych argumentów i poważniej zagrażać bramce rywalom zaczęli dopiero od 30 minuty. Stworzyli mniej więcej 4 dogodne sytuacje. Jednak trzeba przyznać, że ostatni kwadrans należał zdecydowanie do Ghańczyków, a w drugiej minucie doliczonego czasu gry padł dla nich piękny gol, którego zdobył Muntari. Było raczej jasny, że zawodnicy z Ameryki Południowej wezmą się do roboty i wyrównanie nastąpiło już w 56 minucie za sprawą pięknej bramki Fornala z wolnego. Potem Urugwaj przejął inicjatywę, ale Ghana także miała swoje szanse. Trzeba w każdym razie przyznać, że poziom drugiej połowy był zdecydowanie wyższy niż pierwszej. Regulaminowy czas nie przyniósł rozstrzygnięcia, dogrywka tak samo, ale w ostatniej minucie Ghańczycy zmarnowali rzut karny, więc dramaturgia niesamowita. Wszystko rozstrzygnęło się w konkursie jedenastek, które lepiej wykonywali Urugwajczycy i wygrali 4:2.

3 lipiec

Argentyna – Niemcy

Na tę konfrontację czekałem jak nie wiem na co. Już przed meczem była napięta atmosfera, bo boski Diego mówił takie bzdury, że głowa mała i wdał się w wymianę zdań ze Schweinsteigerem. M.in. król białych kresek narzekał na poziom sędziowania meczu Hiszpania – Portugalia (sam zapominając, że jego Argentyna strzeliła pierwszego gola z Meksykiem po ewidentnym spalonym) oraz że Niemcy to czarna mafia, która spiskuje z Fifą i przez nich Argentyna nic nie wygrała od 1986 roku. Mecz zaczął się ogólnie dość niespodziewanie, bo przez pierwsze 15 minut Niemcy robili na boisku to, co chcieli i tylko brak precyzji sprawił, że prowadzili jedynie 1:0 po golu Mullera. Gracze Maradony dopiero w 30 minucie oddali pierwszy strzał na bramkę Neuera, który dobrze spisywał się między słupkami. Ostatni kwadrans należał do zawodników z Ameryki Południowej, ale gola nie zdobyli. Od początku drugiej części meczu Argentyna atakowała, ale to Europejczycy strzelali goli. Najpierw Klose, potem Friedrich i zakończył Klose. Diego Maradona został totalnie zniszczony. Powiedział przed meczem, że nie jest może dobrym trenerem, ale jego zawodnicy wiedzą, co robić na boisku – nie ćpunku, oni nie wiedzieli, co robić. Podopieczni Lowa zagrali fantastyczne spotkanie i roznieśli Argentyńczyków, upokarzając Maradone. Powiedział on w stronę Świniaka przed meczem ,,Co z Togą Schweinsteiger? Denerwujesz się?”, to teraz Niemiec mógłby powiedzieć Diego to samo. Ja jestem mega zadowolony z rezultatu i stylu gry naszych zachodnich sąsiadów. Ten zespół jest w stanie wygrać wszystko i mam nadzieję, że tak się stanie.

Paragwaj – Hiszpania

Nie lubię Hiszpanii i życzę im jak najgorzej, ale w tym spotkaniu byłem wyjątkowo za nimi, bo postawiłem hajs. Pierwsza połowa była niesamowicie nudna. Europejczycy nie byli w stanie praktycznie skonstruować żadnej niebezpiecznej akcji, która mogłaby zagrozić rywalom. Fakt, że Paragwajczycy świetnie ustawiali się na boisku, zawężali pole gry i walczyli jest niepodważalny. Jednak to Hiszpania zawodziła na całej linii. Miałem nie oglądać drugiej połowy, bo nie lubię w ogóle patrzeć na mecze, które postawiłem, ale jeden ziom mnie namówił. Drugie 45 minut to zupełnie co innego niż pierwsze. Mecz stał się o wiele ciekawszy. Rzut karny dla Paragwaju nie wykorzystany przez Cardozo, a za chwilę karny dla Hiszpanów, którego trafia Alonso, ale sędzia każe powtórzyć, a Xabi nie trafia. Europejczycy grali tak, jakby chcieli dogrywkę i zbytnio się nie spieszyli, mimo że atakowali, ale nic im to nie dawało. W końcu nadeszła 83 minuta, gdzie świetną akcję przeprowadził Iniesta, a zakończył to wszystko Villa. To nie był koniec emocji, bo Paragwaj mógł w końcówce doprowadzić do remisu, wykorzystując niesforność Casillasa, a także Hiszpania mogła strzelić na 2:0, ale nie udało się. Wynik meczu się nie zmienił i awansowali gracze Vicente del Bosque


Pary półfinałowe:

Urugwaj – Holandia
Niemcy – Hiszpania

Chciałem finału Niemcy – Holandia i taki scenariusz jest możliwe, ale wszystko się może zdarzyć. Oranje teoretycznie mają proste zadanie, a potyczka, która będzie powtórką finału Euro 2008, to jest dopiero rarytas i zacieram ręce, jak Niemcy odpalą kolejnego silnego rywala.

2 komentarze:

gawi pisze...

Błąd w tekscie. Czerwiec zamiast lipiec napisałeś :). Sorry, jestem pedantem heheh.

Zastanawiałem się wcześniej czytając Twoje wpisy czy obstawiasz mecze które opisujesz. Ja w tym mundialu zamierzałem troche poobstawiać, ale zanim skończyły się mecze grupowe - mi skończył się hajs :D. Ostatnio jeszcze tylko postawiłem na wygraną Hiszpanii (wczoraj) i Holandii (po jutrze) i jak wejdzie ten drugi to wracam do bukowania :) .. dopóki znów się nie spłucze. Uzależniające, nie ? Na szczęście kobieta mnie hamuje troche.

Pozdro i więcej ciekawych wpisów, bo czytam blog regularnie.

Pein pisze...

Ja kiedyś ostro grałem w STS, to był nałóg po prostu. Od weekendu do weekendu. Wygrywałem nawet spore sumy, ale i tak traciłem jeszcze większe. Potem miałem przerwę i zająłem się graniem progresji na remisy, z której dorobiłem się niezłego hajsu, ale i tak biorąc pod uwagę wszystkie moje kupony jestem na minus i to raczej grubo.

Miałem już w ogóle nie grać, a tym bardziej takich zwykłych kuponów, ale po prostu potrzebuje punktu zaczepienia, aby się czymś zająć i zapomnieć o pewnych sprawach, dlatego też postanowiłem znowu zacząć grać. :)

Dzięki za to, że czytasz i za wychwycenie błędu, już poprawiam. :)