piątek, 2 lipca 2010

Black Sheep - From The Black Pool Of Genius

W karierze Black Sheep można wyróżnić dwa etapy. Pierwszy to lata od 1991 do 1994, kiedy ekipa składała się z Dresa oraz Mista Lawnge i wydali wspólnie dwa albumy. Następnie drugi raper opuścił grupę i obydwaj artyści zajęli się solowymi projektami. Drugi etap kariery zaczął się w 2000 roku, kiedy czarnoskórzy raperzy połączyli siły, aby nagrać epkę, która jednak została wydana dopiero 2 lata później. W 2006 wyszło trzecie oficjalne CD od Black Sheep, ale Mista Lawnge opuścił grupę po raz drugi przed wydaniem i tylko można było usłyszeć Dresa na albumie. 2010 rok przyniósł kolejny krążek i tym razem znowu jest to praktycznie solo Dresa, ale nadal firmowane szyldem Black Sheep. Jako że cenię sobie niesamowicie twórczość grupy, miałem wysokie oczekiwania, co do jakości materiału.

Pod względem tekstowym artysta nigdy mnie nie zawiódł, bo zawsze jego linijki niosły ze sobą treści, które mi odpowiadały. Przechodząc do konkretów to jest m.in. numer, w którym Dres powiedzmy opowiada o sobie, swoim otoczeniu i swojej sytuacji życiowej - ,,Forever Luvlee”, klasyczny kawałek przechwałkowy w stylu braggadacio z optymistycznym zacięciem - ,,Elevation”, imprezowy track - ,,Party Tonight”, społeczno-polityczny numer - ,,Power to the Pih-Poh”, czy poruszająco-refleksyjny ,,For The Record”. Generalnie, jak widać, raper ma o czym nawijać i nie ogranicza się do jednego tematu. Czasami też ma tendencje do mieszania niektórych wątków razem i ciężko jest wskazać tak naprawdę jeden główny motyw numeru.

let’s speed up, riding in the rain, hiding my shame
till we lose sight of the chain, flying in fame
why we still dying in vain? it’s hard to explain
what I try to say is we live to obtain
and never see what it is we give away, easy to say

Produkcyjnie ,,From The Black Pool Of Genius” nie brzmi jak 2010 rok. Nie jest to w żadnym wypadku wada, a powiedziałby, że wręcz zaleta. Dres przenosi słuchacza w czasie jak ten ,,pojeb” Donnie Darko samego siebie. Rzekłbym, że lądujemy jakoś w latach 90-tych Nowego Jorku. Wiadomo, że sporo osób może się nie zgodzić z taką opinią, ale ja seryjnie czuję się, że słucham materiału nagranego co najmniej 10 lat wcześniej. W każdym razie takie brzmienie w obecnym czasie także jest potrzebne. Jak je scharakteryzować? Nie lubię tego robić, po prostu jest świetne, jednak jest jedna czarna owca – co za ironia! Bit do ,,Important Fact” z tym wydzieraniem się, skrzeczeniem, wydaniem odgłosów jakiegoś dzieciaka w tle przyprawia mnie o wymioty jak tanie czyste wódki w większych ilościach. Głos to bardzo charakterystyczna cecha artysty. Jest on dość cienki oraz wysoki. Nie można rzec, że piszczy, bo jest ,,zajebiście od tego daleki” jak gadała pewna idiotka z Big Brother 4. Flow jest dobry, mimo że głównie raper jedzie w jednym tempie, to mnie nie zmusza do snu, ale nie zdziwiłbym się, jakby innych usypiał. Jednak nie można mu odmówić emocji, bo wystarczy włączyć track ,,Victory”. Dykcja jest w porządku i rozumienie tekstów nie sprawia mi zbyt praktycznie żadnych problemów, ale to pewnie dlatego, że jestem takim kozakiem. :D

Co by tu nie mówić, jest po prostu bardzo dobrze. Singiel ,,Forever Luvlee” śmigał już w zeszłym roku w necie i jest do niego nawet teledysk, ale dopiero jakoś miesiąc temu się dowiedział o nim i że w ogóle ma powstać kolejna płyta Black Sheep. Spadło jak grom z jasnego nieba i moje oczekiwania spełniła. Wisienką na torcie jest kawałek ,, Birds Of A Feather”, w którym gościnnie mamy cząstkę takich ekip jak De La Soul, a także A Tribe Called Quest oraz Jungle Brothers, a więc Native Tongues - możesz nie znać ziom, no bo skąd?? Ogólnie lirycznie Dres w formie, produkcyjnie materiał na poziomie, tematycznie różnorodnie, więc jest All Good jak De La Soul.

9/10


PS: Nie ma żadnego kawałka na razie na youtubie, więc mogę jedynie zapodać ten singiel, który i tak uważam za jeden z najlepszych numerów, ale trochę mi się znudził, bo go katowałem jakiś czas temu.

2 komentarze:

gawi pisze...

Pewnie znasz (bo kto nie zna ten lamus :)) Brother'a Ali - więc mam pytanie. Co o nim sądzisz? Może jakąs reckę byś nastrugał ? Bo dla mnie to mistrz numero 1, drugi ulubiony artysta po Classified'zie i Promoe.

Pein pisze...

Lubię i cenię tego rapera. Dla mnie zdecydowanie jeden z najlepszych białych artystów w całej tej rapgrze. Chyba nawet pierwsza piątka. On nie ma nawet średniej pozycji w dyskografii, a ostatni krążek to jeden z najlepszych 2009 dla mnie. :) ,,Shadows on the Sun" natomiast znajduje się w pierwszej 100 moich najlepszych albumów.

W ogóle planuje rozpocząć taki cykl dłuższych recenzji mojego top 100, więc jak tylko się do niego zabronię, to postaram się zająć ,,Shadows on the Sun" jakoś na początku. :D