czwartek, 25 lutego 2010

Podsumowanie Ligi Mistrzów 23 i 24 luty

Wtorek

Stuttgart - Barcelona

Postawa gospodarzy od początku meczu mnie zaskoczyła, bo nie dali się stłamsić Barcelonie. Oczywiście to Katalończycy mieli przewagę w posiadaniu piłki, ale sytuacji podbramkowych było po równo. Mijały kolejne minuty, a Niemcy radzili sobie coraz lepiej i stwarzali sytuacje. W 25 minucie po dośrodkowaniu z prawej strony bramkę z główki zdobył Cacau. Stuttgart cały czas napierał i gdyby nie Valdes, brak dokładności czy też rozpaczliwe interwencje obrońców, byłoby co najmniej 2:0 dla graczy Grossa. Goście w zasadzie zagrozili po stracie gola tylko strzałem Messiego, który po interwencji Lehmana trafił w słupek. Barcelona bardzo łatwo traciła piłkę w środku pola i nawet pod swoim polem karnym. Po pierwszych 45 minutach Stuttgart zasłużenie prowadził 1:0, co i tak było najmniejszym wymiarem kary dla podopiecznych Guardioli.

Od początku 2 połowy na boisku pojawił się Henry, a mistrzowie Hiszpanii zaatakowali. Na skutki nie trzeba było długo czekać, bo już w 52 minucie Ibrahimovic, co prawda na raty i jak się potem okazało ze spalonego, pokonał Jensa Lehmana. Ogólnie to Barcelona była drużyną lepszą w drugich 45 minutach, ze Stuttgartu chyba już opadły siły, mimo to próbowali kontratakować, ale nie stwarzali tylu okazji, co w 1 części pojedynku. Wynik meczu się nie zmienił i VFB remisuje na Mercedes-Benz Arena 1:1 z Katalończykami. Taki wynik na pewno jest niespodzianką, ale jak spojrzy się na, to co działo się na boisku, trzeba powiedzieć, że jest zasłużony, a może i nawet lekko krzywdzący dla Niemców. Hiszpanie mieli chyba 66% posiadania piłki, ale strzałów celnych oddali 4, a łącznie 8, natomiast Stuttgart celnych 5, a łącznie 11. Sprawa awansu raczej rozstrzygnie się na korzyść Barcelony za 3 tygodnie, chociaż… W końcu to tylko (aż?) piłka.

Olimpiakos – Bordeaux

W pierwszej części spotkania gra była mniej więcej wyrównana, a w dogodnych sytuacjach podbramkowych było 3:2 dla graczy Blanca. No i to właśnie Francuzi schodzili na przerwę w lepszych humorach, gdyż w doliczonym czasie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego bramkę z główki strzelił Ciani. W drugiej połowie atakowali jedynie Grecy, którzy stworzyli sobie kilka dogodnych sytuacji, ale gorzej było ze skutecznym wykończeniem i spotkanie ostatecznie zakończyła się wynikiem 1:0 dla Bordeaux. Jest to bardzo dobry rezultat w perspektywie rewanżu za 3 tygodnie na Stade Chaban Delmas.

Środa

CSKA Moskwa – Sevilla

Mecz rozczarował po całości, a przynajmniej mnie. Pomijając już fakt, iż podczas oglądania spotkania myślami byłem na San Siro, to gra nie pozwalała w żadnym stopniu oderwać się od owych myśli. Nie działo się tak naprawdę bardzo wiele w 1 połowie. CSKA nie oddała żadnego celnego strzału na bramkę Palopa, a goście raz uderzyli celnie za sprawą Negredo i schodzili do szatni z jedno bramkowym prowadzeniem. Raczej niezasłużonym, bo to Rosjanie stworzyli sobie więcej sytuacji. 2 część pojedynku też nie była porywająca. Co prawda gospodarzom udało się wyrównać po przepięknym uderzeniu z dystansu, ale wygrać nie zdołali. Idealną sytuację na 2:1 zmarnował mniej więcej w końcówce napastnik CSKA Moskwy. Mówiąc krótko, było to spotkanie bez historii i to Sevilla jest bliżej, jak się mylę pierwszego w historii klubu, ćwierćfinału Ligi Mistrzów.

Inter MediolanChelsea Londyn

Czyli istny hit i pożywka dla fanów piłki nożnej. To nie miał być zwykły pojedynek, w końcu to walka Jose Mourinho kontra Chelsea Londyn. Osobiście spodziewałem się tutaj raczej piłkarskich szachów, wzajemnego badania przez większą część meczu, a co dostałem?

Już w 3 minucie meczu gospodarze objęli prowadzenie. Sneijder zostawił piłkę Diego Milito, który w prosty sposób ograł Terrego i pokonał bramkarza The Blues. Opiekun Mediolańczyków ze spokojem przyjął tę wiadomość – pokiwał głową, chcąc powiedzieć ,,tak być musiało”. Od tego momentu lider Premiership zaatakował. Akcje Chelsea się kleiły, nie brakowało dokładnych podań oraz strzałów. Na bramkę Julio Cesara, który jednak wystąpił w meczu, uderzali Anelka, Ballack, Drogba (4 razy, w tym raz w poprzeczkę po rzucie wolnym), Kalou (2 razy), Mikel oraz Lampard. Włosi odpowiedzieli jedynie uderzeniem Eto’o, gdyż bronili się cały czas. Dopiero od 30 minuty sytuacja na boisku się zmieniła, ponieważ lider Serie A zaczął dochodzić powoli do głosu, a akcje graczy Ancelottiego nie były tak częste i składne. W ekipie gospodarzy próbowali m.in. Sneijder, Eto’o oraz Maicon. Dobrą partię rozgrywał Salomon Kalou, a zupełnie niewidoczny był Anelke. Wynik do przerwy nie uległ zmianie.

Na 2 połowę obie ekipy wyszły bez zmian w składzie. Chelsea atakowała i w 50 minucie genialny rajd przez praktycznie całe boisko przeprowadził Ivanovic, który wysunął piłkę Kalou na 20 metr, a gracz z Afryki pokonał golkipera Interu ładnym strzałem i było 1:1. Mediolańczycy od razu rzucili się do ataku i na efekty nie trzeba było długo czekać, gdyż już w 55 minucie Cambiasso petardą z lewej nogi z dystansu dał prowadzenie gospodarzom 2:1. Mecz nabrał rumieńców. Kilka minut później z powodu kontuzji boisku plac gry opuścił Cech (który ma juz sezon z głowy), a w jego miejsce wszedł Portugalczyk Hilario. Nie miał on jednak okazji do interwencji, ponieważ to Chelsea cały czas atakowała. W 65 minucie w idealnej sytuacji nie był w stanie pokonać Julio Cesara Frank Lampard. Mijały minuty, The Blues próbowali, ale nie mogli przedrzeć się przez solidną defensywę graczy Mourinho. Szczególnie imponował Lucio, którego Van Gaal oddał za tak naprawdę grosze, biorąc pod uwagę jego umiejętności. Mecz stał się nudny dla oka, gdyż Włosi po prostu bronili korzystnego wyniku i wybronili go do ostatniej minuty.

Trener gospodarzy, mówiąc, że drużyny z Anglii są słabe taktycznie udowodnił to, a przynajmniej na pewno w kontekście tego meczu, gdyż pokonał Chelsea skuteczną taktyką. Rewanż za 3 tygodnie zapowiada się ciekawie. Jak na razie...


Jose Mourinho 2:1 Chelsea Londyn

Brak komentarzy: