sobota, 13 lutego 2010

MC Eiht vs Spice1

Tak więc Geah kontra Blaw.

Spróbuję pokrótce porównać tych dwóch co najmniej dobrych gangsta-raperów, których w dyskografiach się zasłuchiwałem ostatnio.

Spice1 reprezentuje Hayward, natomiast MC Eiht Compton. Miałem okazje słuchać 12 projektów solowych tego pierwszego oraz 17 projektów tego drugiego, wliczając w to płyty Compton’s Most Wanted oraz 1 kolaborację z Lynchem.

No i muszę powiedzieć, że bardzo dobrze słuchało mi się obydwu artystów, ale to niespodziewanie Spice1 wywarł na mnie swoimi albumami większe wrażenie. Niespodziewanie, ponieważ zawsze ceniłem i wyżej stawiałem MC Eihta, jednak nie znając ich pełnych dyskografii. No i trochę mój osąd był niesprawiedliwy, gdyż krążków związanych z reprezentantem Compton słyszałem co najmniej 2 razy więcej, niż tych, których gospodarzem był Spice.

Teraz jednak wiatr rozwiał wszelkie wątpliwości jak Peja i z czystym sumieniem stwierdzam, że Spice1 ma równiejszą oraz w zasadzie lepszą dyskografię od członka Compton’s Most Wanted.

Tak naprawdę z płyt reprezentanta Hayward niezbyt mi się spodobały epka „Let It Be Known” oraz „Spice 1” no i może po części „The Black Bossalini”. Z dokonań twórcy z CPT nie mogę pochwalić „In My Neighborhood”, „Hood Arrest” i „Underground Hero”. Jest 3 do 3, ale poziom pozostałych płyt Spice’a jest równiejszy od Eihta. Muszę jednak zaznaczyć, że Bossalini nie wydał tak wybitnej płyty jak „We Come Strapped” czym może poszczycić się Aaron Tyler.

Flow panowanie mają bardzo różne. MC Eiht jedzie po bicie generalnie spokojnie, powoli i sztywno (chociaż ta sztywność z biegiem czasu znikała), a jego dzisiejszy przeciwnik przeważnie szybko, żwawo, żywiołowo i da się wyczuć elastyczność w nawijce, co świadczy o wysokich umiejętnościach technicznych. Ciężko mi powiedzieć, który z nich jest lepszy, bo lubię sposób rapowania zarówno artysty z Compton jak i Roberta L. Greena.

Tekstowo raperzy spisują się bardzo dobrze. Można odnaleźć gangsterskie opowieści na wysokim poziomie, ale to Spice1 troszeczkę częściej zahacza o poruszające kwestie i tematy, mimo że obydwoje generalnie stronią od nich. Mimo że jakoś większy szacunek mam wbity do głowy wobec Eihta, to w kwestii liryki Bossalini ma lekką przewagę.

Bardzo fajna sprawa jest, że nagrali 2 wspólne albumy, bo można ich porównać, mając obok siebie na wielu kawałkach. Ściągnąłem obydwie płyty, ale przesłuchałem tylko pierwszą, gdyż drugą pobrałem, jako wersję z ocenzurowanym bluźnierstwami, co strasznie przeszkadza w słuchaniu. Mówiąc szczerze, to odniosłem wrażenie, że Spice1 i MC Eiht niezbyt do siebie pasują. Nie czułem tak twórczej chemii między nimi, jak np. podczas słuchania wspólnego krążka Brotha Lynch Hunga oraz Sicxa.
Podsumowując, obydwaj twórcy to już weterani w swoich fachach obecni praktycznie od późnych lat 80-tych w grze, którzy wiedzą, jak należy robić dobry gangsta-rap, ale w starciu bezpośrednim, biorąc pod uwagę całokształt zwycięża Spice1.

1 komentarz:

MaccaveliMacc pisze...

Czekałem na to porównanie. I chyba nie zdziwi cię to, że cieszę się wygraną Spice'a. Jako, że czasem mamy odmienne spojrzenie na pewne sprawy to muszę powiedzieć, że album "Black Bossalini" jest jednym z moich ulubionych od niego. Bity Parisa do dziś są jednymi z lepszych jakie Robert dostał na swoje płyty moim zdaniem. Ale to w końcu twój świat jak Chino XL.