środa, 31 marca 2010

Podsumowanie Ligi Mistrzów 30 i 31 marzec

Środa

Bayern Monachium – Manchester United

Spotkanie zaczęło się kapitalnie dla gości, którzy już w 2 minucie objęli prowadzenie. Z wolnego dośrodkował Nani, a bramkę zdobył Rooney, którego nie upilnował Demichelis. Monachijczycy nie byli w stanie odpowiedzieć zdecydowanymi atakami, a Manchester dobrze sobie poczynał. Częściej przy piłce byli Niemcy, jednak ich atak pozycyjny nie przynosił skutku. Za to w 17 minucie Czerwone Diabły mogły prowadzić 2:0, ale pomylił się Nani, który kilka minut później trafił w poprzeczkę. Ze strony Bayernu odpowiedzieli strzałami Ribery oraz Pranjic. W okolicach 30 minuty Bawarczycy mocno przycisnęli, ale wymiernego efektu to nie przyniosło, a 8 minut później mogło być 2:0 dla gości, gdyby nie doskonała interwencja Butta po uderzeniu Rooneya. Końcówka połowy była interesująca i kilka dobrych okazji miało miejsce, ale wynik meczu nie uległ zmianie i gracze Van Gaala schodzili do przerwy, jako przegrywający. Ogólnie widowisko było ciekawe, emocjonujące i na brak sytuacji nie można było narzekać.

Gospodarze rozpoczęli z impetem drugą połową i rzucili się od razu do ataku. Były sytuacje m.in. strzelał Olic, Muller i Altintop, który wręcz ośmieszył obronę ManU, ale strzelił prosto w bramkarza. Bayern atakował cały czas, ale zawodnicy nie byli w stanie znaleźć recepty na Van Der Saara. Akcja goniła akcję, ale nie przynosiły one efektu. W 70 minucie podwójnej zmiany dokonał Ferguson i na boisko weszli Berbatov oraz Valencia w miejsca Parka i Carricka. Ze strony Niemców próbował zdobyć bramkę Olic, ale Holender w bramce przyjezdnych był w fenomenalnej dyspozycji. Wreszcie nadeszła 77 minuta i Ribery z rzutu wolnego zdobywa wyrównującego gola. Wicemistrzowie Niemiec zasługiwali na to trafienie, bo dominowali w drugiej połowie. Lider Premiership odpowiedział uderzeniem Vidica w poprzeczkę, a gospodarze na to obronionym strzałem Riberyego. To, czego dokonał między słupkami Van Der Saar w 90 minucie przejdzie do historii tej Ligi Mistrzów – w sposób wręcz nieprawdopodobny wybronił uderzenie wprowadzonego na plac gry Gomeza. Jednakże to, co się wydarzyło minutę później przyćmiło swoim blaskiem poprzednie wydarzenie. Fantastycznie popędził w stronę pola karnego rywali Mario Gomez, mijając kilku przeciwników, piłka przy odrobinie szczęścia trafiła pod nogi Olica, a Chorwat pokonał bramkarza Manchesteru i ustala wynik meczu w 92 minucie na 2:1 dla Monachijczyków.

Było to świetne spotkanie, które nie mogło nikogo nudzić, a wynik cieszy mnie niezmiernie. Pierwsza połowa była wyrównana, a nawet można by rzec trochę pod dyktando gości, którzy mogli zdobyć więcej bramek. W drugich 45 minutach to wicelider Bundesligi dyktował warunki gry i niepodzielnie rządził na boisku. Zwycięstwo jak najbardziej zasłużone, chłopaki zostawali wiele zdrowia na boisku i grali z zaangażowaniem, mimo nieobecności Robbena. Dodatkowo Rooney skręcił kostkę i raczej jego występ w rewanżu na Old Traford jest niemożliwy. Jeśli już mowa o rewanżu, to na pewno będzie trudno, ale jestem optymistą i sądzę, że półfinał Ligi Mistrzów jest już bliżej niż dalej.

Olimpique Lyon – Bordeaux

Padł wynik 3:1 dla gospodarzy, a więc wygrała ekipa, którą stawiałem w tym pojedynku w roli faworyta. Podobnie jak spotkanie Bayern – Manchester, rywalizacja wewnętrzno francuska była emocjonująca. Lyon objął prowadzenie już w 10 minucie za sprawą Lisandro, by 4 minuty później stracić gola, którego strzelił Chamakh. Przez pozostałą część połowy obydwa kluby mogły strzelić bramkę, ale ta sztuka udała się piłkarzowi miejscowych Bastosowi i Olimpique schodził na przerwę, prowadzając 2:1. Druga połowa należała do Żyrondystów, ale piłkarze Blanca nie byli w stanie pokonać najlepszego bramkarza Ligue 1 – Llorisa. Za to Bordeaux straciło gola w 75 minucie z rzutu karnego autorstwa Lisandro. Optyczną przewagę mieli przyjezdni, bo posiadanie piłki zdecydowanie na ich korzyść wypadało, ale najważniejsza jest statystka bramek, w niej przegrali 1:3. Nie jest to wynik, który skazuje mistrza Francji na odpadnięcie, ale na pewno nie będzie łatwo go odrobić za tydzień przed własną publicznością.

Środa

Arsenal Londyn – Barcelona

To, co robił przez pierwsze około 20 minut w bramce Arsenalu Almunia było niesamowite. Zaliczył kilka fantastycznych interwencji, a Katalończycy mieli potworną przewagę i atak za atakiem sunął z ich strony. W 18 minucie meczu w statystyce strzałów było 0 do 10 dla gości. Chyba nikt się nie spodziewał takiego początku. Dzieciaki Wengera zachowywali się, jakby byli pachołkami treningowymi. W szeregach Anglików musiał zejść z powodu kontuzji Arshavin, a w jego miejsce pojawił się Eboue. Napór wiceliderów ligi hiszpańskiej zmalał, ale nadal mieli przewagę. Dowodem na to było posiadanie piłki, które w 32 minucie wynosiło 30 – 70 % na korzyść Barcy. Arsenal coś tam próbował, ale ich próby ataków, jak już się pojawiały, były nieskuteczne. Dodatkowo w 45 minucie szkoleniowiec gospodarzy musiał przeprowadzić kolejną zmianę i w miejsce kontuzjowanego Gallasa wszedł Denilson. Wynik meczu się nie zmienił.

Początek drugiej połowy przynosi gola dla Barcelony autorstwa Ibrahimovica. W kolejnych minutach gracze Guardioli mogli podwyższyć prowadzenie, bo stwarzali sobie sporo sytuacji bramkowych i właśnie tak się stało, bo w 59 minucie ponownie szwedzki napastnik gości zdobywa bramkę w niemal identycznym stylu. Mniej niż 10 minut po tym na murawie w ekipie Arsenalu pojawił się Walcott , który zdobył gola kontaktowego w 70 minucie, a więc Kanonierzy jeszcze mieli trochę czasu. Kilka minut potem na boisku w końcu pojawił Henry, zmieniając Ibrahimovica. W 83 minucie Puyol fauluje w polu karnym Fabregasa, przypłacając to czerwoną kartką, a gracz gospodarzy strzela i było 2:2. Piłkarze Arsen Wengera walczyli do końca, ale nie udało im się jeszcze raz pokonać Valdesa. Rezultat stawia w lepszej sytuacji Katalończyków, ale to jest piłka nożna i wszystko rozstrzygnie się na Camp Nou.

Inter Mediolan – CSKA Moskawa

Tak jak przypuszczałem Mourinho wyszedł bardzo ofensywnie. Rozpoczęło się od ataków gospodarzy i swoje okazji mieli m.in. Eto’o, Stankovic, Pandev oraz Sneijder. CSKA odpowiedziało strzałem z rzutu wolnego, który wybronił bez problemu Julio Cesar oraz niecelnym strzałem Necida. Do przerwy utrzymał się rezultat bezbramkowy. W drugiej części meczu częściej atakowali Mediolańczycy, ale przyjezdni mieli również kilka okazji. Włosi nie byli jednak w stanie pokonać bramkarza Rosjan, bo albo brakowało im skuteczności, albo Akinfiejew świetnie interweniował. W końcu nadeszła 65 minuta i najlepszy strzelec Interu zdobywa gola na 1:0. Gospodarze mogli podwyższyć prowadzenie, bo strzelali Pander, Sneijder oraz Cambiasso, ale piłka nie przekroczyła ani razu linii bramkowej. CSKA Moskwa nie była w stanie znacząco zagrozić bramce Cesara i przegrała spotkanie 0:1. Portugalski szkoleniowiec lidera Serie A nie moze być pewny awansu, bo strata jednobramkowa nie jest nie do odrobienia przez gości. Szczególnie, że rewanż będzie miał miejsce w Moskwie.

wtorek, 30 marca 2010

Zapowiedź Ligi Mistrzów 30 i 31 marzec

Środa

Bayern Monachium – Manchester United

Jak patrzy się na same nazwy klubów, można wyciągnąć wniosek, że będzie to niesamowite spotkanie dwóch tytanów europejskiej piłki. Kiedy jednak spojrzy się trzeźwo na to wszystko, nie jest już tak kolorowo i wydaje się, że rywalizacja będzie jednostronna. Bawarczycy to ekipa, która jest obecnie bez formy, a ten proces ciągnie się już od połowy lutego. Środowy mecz Pucharu Niemiec wygrany z Schalke na wyjeździe 1:0, dał pewne nadzieje, co do poprawy gry Dumy Bawarii, jednakże sobotnie spotkanie z VFB przegrane w słabym stylu 1:2 te nadzieje rozwiało. Dodatkowo zabraknie dwóch ważnych zawodników w szeregach gospodarzy, bo Robben oraz Schweinsteiger w ogóle nie zagrają. Holender nabawił się kontuzji łydki w sobotniej rywalizacji w lidze, a Świniak pauzuje na żółte kartki. Wątpliwa jest również obecność Gomeza od pierwszej minuty oraz Demichelisa, ale Argentyńczyk może zagrać. Drużyna Fergusona gra kapitalnie. Widać, że chłopaki są w formie, mają bardzo silną kadrę, a przede wszystkim najlepszego obecnie napastnika świata Rooneya. Nie zgadzam się absolutnie z Robbenem, który stwierdził, że Czerwone Diabły to drużyna jednego zawodnika, bo tam jest wielu wyśmienitych graczy. Manchester w weekend rozbił Bolton 4:0 na wyjeździe, a trener dał odpocząć Rooneyowi oraz Ferdinandowi, a więc kluczowym piłkarzom. Praktycznie żadnych istotnych braków kadrowych nie ma. Obawiam się Anglików, bo może skończyć się pogromem, ale jako kibic Bayernu liczę na niesamowitą mobilizację i nagły przebłysk drużyny, a przede wszystkim w wykonaniu Ribery’ego, który w tym sezonie po prostu zawodzi. Kiedyś w końcu musi rozegrać mecz bezbłędny.

Olimpique Lyon – Bordeaux

,,Wojna domowa” we Francji stoi trochę, a nawet zdecydowanie w cieniu rywalizacji niemiecko-angielskiej, ale jest to również interesujący pojedynek. Nie pamiętam, kiedy ostatnio w ćwierćfinale Ligi Mistrzów mogliśmy oglądać 2 ekipy z Ligue 1 i czy kiedykolwiek miało to miejsce. Teraz jest pewne, że półfinał również nie obejdzie się bez klubu z Francji. Ciężko wskazać w dwumeczu faworyta, ale w spotkaniu w Lyonie, to gospodarze mają większe szansę odnieść zwycięstwo. Bilans ostatnich ligowych spotkań obie drużyny mają identyczny i niezbyt dobry – 2 zwycięstwa, 2 remisy i porażka. Jednak to w dzisiejszym spotkaniu nie będzie miało większego znaczenia. Zarówno Olimpique jak i Żyrondyści mają w swoich szeregach bardzo dobrych piłkarzy, którzy mogą rozstrzygnąć losy meczu i których ujrzymy na murawie. Jak już mówiłem – wynik dwumeczu to sprawa otwarta, ale dzisiaj Lyon powinien być lepszy.

Środa

Arsenal Londyn – Barcelona

Kanonierzy i Katalończycy to dwie drużyny grające najładniejszą piłkę spośród wszystkich pozostałych w Lidze Mistrzów i ośmielę się stwierdzić, że w Europie. Jedna z nich odpadnie i mam nadzieję, że będą to Hiszpanie, ale szanse na to nie są zbyt wielkie. Londyńczycy po prostu muszą zwyciężyć przed własną publicznością, bo na Camp Nou mogą zostać pożarci. Trener stawia sobie jako cel wygraną do zera. Nie było do końca pewne, czy w ekipie Wengera wystąpi Fabregas, ale wg najświeższych informacji genialny Hiszpan jest gotowy. Barcelona będzie musiała radzić sobie bez Iniesty, co na pewno jest pewnym osłabieniem, ale są zawodnicy, którzy mogą go zastąpić np. Pedro czy Henry. Szczególnie dla tego ostatniego występ będzie miał charakter szczególny, bo spędził wiele świetnych i owocnych lat, grając w barwach Arsenalu. Jestem pewny, że kibice zgotują mu równie gorące powitanie jak fani ManU Beckhamowi. Liczę, że Kanonierzy zrewanżują się Katalończykom za przegrany finał sprzed 4 lat i wygrają.

Inter Mediolan – CSKA Moskawa

Podopieczni Jose Mourinho stoją przed teoretycznie bardzo łatwym zadaniem, bo Rosjanie to pozornie najłatwiejszy rywal, na którego mogli trafić. Pozornie, bo nie można ich w żadnym stopniu lekceważyć, co udowodnili już nie raz w rozgrywkach, gdyż mało kto dawał im szansa na awans z grupy, a oni są już w najlepszej ósemce. Na pewno Mediolańczycy mają kadrowo silniejszy zespół, bo takie nazwiska jak Sneijder, Milito czy Walter Samuel to są nie tylko nazwiska, bo ci gracze są w świetnej dyspozycji. Osłabieniem będzie brak w szeregach defensywnych Lucio i jeszcze nie zagra w pomocy Motta, ale dla niego można znaleźć następcę bez większych problemów. Inter ma poważne problemy w lidze, bo nie wygrali ani razu w ostatnich 4 spotkaniach, a zespół rosyjski, który niedawno rozpoczął zmagania na własnym podwórku, odnotował 3 zwycięstwa i 1 remis. To oczywiście pewnie nie będzie miało odwzorowania na San Siro, ale w lepszej formie są goście. Moim zdaniem Mourinho wyjdzie podobnym ustawieniem jak na Chelsea w rewanżu, czyli niesamowicie ofensywnym, a jego piłkarze wbiję z 3 bramki i rozstrzygną już sprawę awansu.

poniedziałek, 29 marca 2010

28 kolejka Bundesligi i trochę więcej

Piątek

Eintracht uskrzydlony dobrą grą i przede wszystkim zwycięstwem nad wicemistrzem kraju pojechał do Bochum mierzyć się z tamtejszym VFL i to spotkanie wygrał 2:1. W przekroju całych 90 minut przyjezdni byli zespołem zdecydowanie lepszym i mimo że musieli gonić wynik, to im się udało. Pozostało jeszcze 6 gier do końca, więc nie mało, ale raczej Frankfurtczykom nie uda się zająć miejsca piątego, bo tracą 7 oczek i mają kilku silniejszych kadrowo konkurentów.

Sobota

Owy dzień przyniósł niekwestionowany hit 28 kolejki Bundesligi, bo na Allianz Arena Bayern Monachium podejmował VFB Stuttgart w ramach derbów Południa. Liczyłem na 3 punkty, bo miałem nadzieję, że środowy mecz z Schalke był zwiastunem powrotu do dobrej formy Bawarczyków, ale się pomyliłem. Nie oglądałem widowiska, gdyż byłem poza domem, ale podopieczni Van Gaala grali słabo, bez polotu oraz pomysłu i schodzili z murawy pokonani stosunkiem 1:2. Goście byli ekipą lepszą i nie ma co do tego wątpliwości. Martwi co innego – Arjen Robben, który podobnie jak Ribery rozpoczął spotkanie od ławki rezerwowych, bo był oszczędzany na Manchester, doznał kontuzji i jego występ we wtorkowym meczu Ligi Mistrzów jest raczej wykluczony. Naprawdę nie jest dobrze, bo kontuzje kluczowych graczy, utrata pozycji lidera i brak formy stawiają Monachijczyków w roli chłopców do bicia we wtorek.

Sporo goli można było zobaczyć w Hannoverze, gdzie gospodarze mierzyli się z FC Koln. Podopieczni Mirko Slomki polegli 1:4 i po dwóch zwycięstwach z rzędu teraz przyszły dwie porażki. Kolonia już po niespełna 30 minutach gry prowadziła 3:0, a na wyróżnienie zasługuje piękna bramka Tosica – najładniejszy gol w Niemczech minionego weekendu - otwierająca wynik spotkania. Przez taki obrót sprawy gospodarze spadają z miejsca barażowego na miejsce oznaczające bezpośredni spadek. Lukas Podolski w zespole FC Koln całe spotkanie przesiedział na ławce rezerwowych. Ten sezon jest fatalny dla Niemca.

Hertha, której aż 5 piłkarzy znalazło się w 11 kolejki sprzed tygodnia, nie miała łatwego zadania, bo gościła będącą na fali Borussię Dortmund. Zapowiadało się na ciekawą rywalizuję i rzeczywiście mecz, mimo że zakończył się bezbramkowym remisem, nie mógł nudzić. Sytuacji strzeleckich z obydwu stron nie brakowało, ale skuteczności owszem. Myślę, że ten remis nie zadowala żadną ze stron, mając na uwadze, co zdarzyło się na innych stadionach w tej serii spotkań.

Wilki na pewno niesamowicie rozwścieczone zdewastowaniem w zeszłym tygodniu przez Starą Damę 1:5 przyjechały do Mainz po pewne zwycięstwo. W składzie Wolsfburga po długiej przerwie spowodowanej kontuzją pojawił się Diego Bengalio – jeden z najlepszych bramkarzy ligi niemieckiej. Wykazać się nie mógł, bo gospodarze nie oddali żadnego celnego strzału, mimo że stwarzali sytuacje podbramkowe. Jednak WFL okazało się być ekipą skuteczniejszą i po 2 golach autorstwa Dzeko w końcowych dziesięciu minutach rywalizacji zwyciężają 2:0.

Mecze z udziałem Werderu Brema nierzadko obfitują w sporą ilość trafień i tak samo było teraz. Gracze Schafa rozprawili się na własnym obiekcie z Norymbergą 4:2, a strzelanie bardzo szybko, bo już w 1 minucie rozpoczął Mertesacker. Po 32 minutach było 3:0 i wydawało się, że jest po meczu, ale goście wykazali się determinacją, doprowadzając do 3:2. Jak wiadomo, skończyło się na 4:2, bo golkiper gości udał się w pole karne Bremeńczyków na ostatni rzut rożny i nie zdążył wrócić, a gospodarze wyprowadzili zabójczą kontrę. Werder dzięki tej wygranej umacnia się na piątej pozycji w tabeli.

Kto wie, czy nie większym hitem niż rywalizacja Bayernu ze Stuttgartem nie był pojedynek z Leverkusen, gdzie miejscowy Bayer, będący na 3 miejscu w lidze, mierzył się z wicelider Schalke. Aptekarzy przegrywają 2:0 i jest to ich druga porażka z rzędu w podobnym stylu, bo znowu mieli znaczną przewagę w posiadaniu piłki. Bramki strzelał Kuranyi i dzięki tym trafieniom obejmuje prowadzenie w klasyfikacji strzelców, a jego zespół w tabeli. Bayer natomiast musi się wziąć w garść, bo byli przez tak długo niepokonanym zespołem, a obecnie niepewnie wygląda ich pobyt w pierwszej trójce. Dodając do tego fakt, że przed nimi trudne pojedynki z Frankfurtem, VFB oraz Bayernem, może być naprawdę nieciekawie, jak nic się nie zmieni.

Niedziela

Hoffenheim, które w sumie było lepsze, remisuje przed własną publicznością 1:1 z broniącym się przed spadkiem Freiburgiem. Dla gości punkt wywieziony na pewno jest ważny, ale z wygranej cieszyliby się zdecydowanie bardziej, biorąc pod uwagę, że Norymberga jak i Mainz w tej kolejce nie punktowały.

W ostatnim spotkaniu 28 rundy Bundesligi Borussia Moenchengladbach gościła Hamburg, któremu ostatnio nie idzie zbyt dobrze i który musi zdobywać punkty, bo perspektywa gry w Lidze Europejskiej w sezonie 2010/2011 się oddala. Niestety, ale goście nie byli w stanie zwyciężyć i muszą się zadowolić jedynie remisem 1:1.

1)Schalke – 58 punktów
2)Bayern – 56 punktów

3)Bayer – 53 punkty
4)Borussia D. – 49 punktów
5)Werder – 48 punktów

__________________

14)Bochum – 27 punktów
15)Norymberga – 25 punktów
16)Freiburg – 24 punkty
17)Hannover – 23 punkty
18)Hertha – 19 punktów


Liga Mistrzów
Eliminacje Ligi Mistrzów
Liga Europejska
Baraż
Spadek

Strzelcy

Kuranyi – 17 goli, Schalke
KieSling – 16 goli, Bayer
Dzeko – 16 goli, Wolfsburg
Barrios – 15 goli, Borussia D.
Bunjaku – 12 goli, Norymberga
Pizarro – 12 goli, Werder

Inne

Chelsea Londyn totalnie deklasuje Aston Ville, gromiąc aż 7:1. Lampard zdobył 7 bramki. To jednak nie wystarcza, aby objąć ponownie pozycję lidera ligi, bo Manchester United, który pojechał mierzyć z Boltonem bez Rooneya, którego Ferguson oszczędza na wtorkową Ligę Mistrzów, gładko rozprawił się z gospodarzami 4:0. Za to punkty tracą Kanonierzy, którzy pechowo remisują z Birmingham 1:1, tracąc gola w ostatniej minucie rywalizacji. Całkowitą winę ponosi Almunia.
Na uwagę z Premiership zasługuje jeszcze przepiękny gol Fullera w meczu West Ham United – Stoke City, który przyjezdni zwyciężyli 1:0. Gracz Stoke przyjął powietrzne podanie na klatkę, odwrócił się z piłką, wchodząc w pole karne wymanewrował dwóch defensorów gospodarzy, następnie wkręcił w ziemie trzeciego i zdobył zdecydowanie najpiękniejszą bramkę tego weekendu w Europie.

We Włoszech pierwsze miejsce Interu jest poważnie zagrożone. Gracze Mourinho znowu nie byli w stanie wygrać meczu, to na dodatek ulegli w Rzymie 1:2 Romie, która traci już tylko punkt do Mediolańczyków. Trochę o śmieszność zakraja postawa Milanu, który gdyby wykorzystał wpadki swojego odwiecznego rywala, obecnie byłby liderem Serie A.

Jak Ajax niczego nie sknoci, bo terminarz mają naprawdę prosty, to uda im się wywalczyć wicemistrza kraju i zagrać w eliminacjach Ligi Mistrzów, i może w końcu awansować do fazy grupowej tych elitarnych rozgrywek po 5 letniej nieobecności.

piątek, 26 marca 2010

Verbal Kent - Save Your Friends

Zaskoczyło, a zarazem bardzo ucieszyło, że reprezentant Chicago, którym nie tak dawno się jarałem, przygotował kolejny materiał. Oczekiwania co do jakości płyty miałem bardzo wysokie, bo poprzednie dokonania Verbal Kent’a nie schodziły poniżej dobrego poziomu. Jak było w tym przypadku? Niestety, ale spory zawód mnie spotkał.

Zanim przejdę do wad napiszę o zaletach, bo mimo wszystko takowe to wydawnictwo posiada. Dość dobrą stroną są niewątpliwie teksty, które raper zawsze miał solidne, ciekawe i niekiedy zaskakujące. Trochę chełpienia, o sobie, typowo rapowych wersów, jazdy po abstrakcyjnych odbiorcach. Połączone to z dawką trzeźwiejszych, poważniejszych i bardziej zaangażowanych linijek mnie w miare satysfakcjonuje.

I bet each will surrender
defeat them with the reach to my pen
apply pressure to the paper and push, voodoo
the same pressure gets your brain

this bizarre ride, from the start I think
that everything will be all right, if I hold tight
I hate for this life to stop
without getting that paper like Michael Scott

I’d rather die young happy man that followed his heart
than live with regrets and dreams seems falling apart

Liryka jednakże nie powaliła mnie na kolana. Na wcześniejszych albumach Verbal prezentował się lepiej. Możliwe, że na odbiór wersów miały wpływ fatalne w większości podkłady muzyczne, które tylko utrudniały słuchania i skupianie się na tekście. To, co mi w bitach nie pasuje to ich chaotyczność. Może miało wyjść eksperymentalnie, ale ja tego eksperymentu nie aprobuęj. Taką warstwę muzyczną wolałbym zdecydowanie bardziej słuchać jako same instrumentale bez a cappelli, chociaz i tak byłaby daleka od ideału. Tak naprawdę to jedynie przedostatni numer jest kompletnie strawny pod względem brzmienia i zarazem najlepszy na ,,Save Your Friends”.

Generalnie nie jestem ukontentowany z tego krążka. Sądzę, że artysta mógł się wstrzymać z jego wydaniem i dopracować trochę teksty, a przede wszystkim coś zrobić z bitami. Poza tym traktuje tę płytę, jako jedną z tych wydanych bez większej zajawki i przyłożenia się, bo nie dość, że posiada wady, to trwa jedynie 35 minut, więc równie dobrze można by ją uznać za epkę.

3/10

czwartek, 25 marca 2010

Inspectah Deck - Manifesto

Nie miałem co do tego krążka praktycznie żadnych oczekiwań, bo Inspectah nie należy do grupy moich ulubionych raperów, a z jego twórczości znam tylko debiut, któremu jednak nie można odmówić klasy. Koleżka polecił mi przesłuchać ,,Manifesto” i naprawdę cieszę się, że to zrobił, bo płyta mi się spodobała i muszę przyznać, iż zachęciła do sprawdzenia pozostałych dokonań solowych artysty.

Mimo że album jest długi, bo zawiera aż 20 kawałków, nie można zarzucić gospodarzowi monotematyczności. Przechwałki, prezentacja własnej osoby, rozważania na temat degradacji świata, wyznanie miłości dziewczynie, porównanie starych i obecnych czasów, typowy uliczny shit, rozważanie o życiu, refleksje związane z osiedlową rzeczywistością, przedstawienie własnego miasta, klimat imprezowy i osobiste treści – to właśnie słychać na płycie. Jak widać żołnierz Wu-Tang Clanu poruszył bardzo szeroki wachlarz tematów. Nie zapodam wersów, bo w sumie nie mogę się zdecydować, jakie wybrać, więc nie będę robił Nic Na Siłę jak TPWC.

Jak już mówimy o Wu, to dla mnie Deck ma zdecydowanie najlepszy flow ze wszystkich pozostałych członków. Na przedstawianym materiale sposób płynięcia po bicie co prawda nie jest już tak świeży jak za czasów ,,Uncontrolled Substance”, ale nadal budzi szacunek i ja nie mogę cokolwiek zarzucić. Od strony produkcyjnej krążek na pewno nie kuleje. Co więcej, trzyma się dobrze i zawiera kilka perełek typu ,,We Get Down”, ,,Brothaz Respect” czy ,,The Neverending Story”. Rzadko wspominam o gościach, których ogólny dobór dość interesujący, ale na ,,Manifesto” głównie kapitalnie wypadli Cormega oraz Termanology.

Tak naprawdę jedyną wadą jest dla mnie obecność jakiejś pochodnej autotune’a w numerze „The Big Game”, która zupełnie psuje klimat. A, no i jeszcze wers ,,I must say truth like a Bible page”. Ogólnie cała zawartość płyty wypada co najmniej dobrze i jak na razie album ma spore szanse, aby znaleźć się w czołówce 2010 roku.

8/10

poniedziałek, 22 marca 2010

27 kolejka Bundesligi i trochę więcej

Piątek

Kolejna już seria spotkań w mojej ulubionej lidze zainaugurowała meczem FC Koln z Borussią Moenchengladbach w Kolonii. Przeżyłem pozytywne zaskoczenie, bo okazało się, że Chińcole z CCTV5 transmitują tę rywalizację, więc mogłem być jej świadkiem. Mimo że nie grały ze sobą żadne wielkie firmy, to spotkanie było ciekawe i na brak emocji nie można było narzekać. Do przerwy utrzymał się bezbramkowy remis, ale to gospodarze byli drużyną lepszą, dochodzącą do zdecydowanie większej ilości sytuacji strzeleckich niż przyjezdni. Jednakże to Borussia objęła prowadzenie w 2 połowie dość szybko, bo w 56 minucie, a potem ograniczyła się do defensywy. Zawodnicy Koln, w składzie których grali tacy piłkarze jak Podolski, Novakovic czy Maniche, parli na bramkę Bailly’ego i na 15 minut przed końcem udało się zdobyć bramkę wyrównującą po bardzo ładnym uderzeniu Maniche’a. Sekundy później idealną okazję na strzelenie gola na 2:1 dla gospodarzy zmarnował Novakovic, który pomylił się o centymetry. Wydawało się, że pozostała część spotkania będzie szła pod dyktando drużyny FC Koln, ale nie do końca tak było. Z obydwu stron sypały się kontry, które sprawiły, że mecz stał się jeszcze bardziej dynamiczny, jednakże wynik się nie zmienił i utrzymał się remis 1:1.

Sobota

Mecz Frankfurtu z Bayernem oglądałem tak normalnie dopiero od 15 minuty, bo oczywiście miałem problemy ze złapaniem odpowiedniego kanału na sopcaście, aby w miarę się nie muliło i można było patrzeć, mając obraz tego, co się dzieje dość oczywisty. Nie wiem, jak Monachijczycy radzili sobie w pierwszym kwadransie, ale prowadzili 1:0 po golu Klose, które było dopiero drugim trafieniem Niemca w Bundeslidze w obecnym sezonie. Od 15 minuty do końca połowy obraz meczu wyglądał tak, że przyjezdni bronili się rozpaczliwie, a Eintracht napierał na bramkę Butt’a, który kilka razy wraz z Van Buytenem ratowali wicemistrza kraju od utraty gola. Gospodarze przede wszystkim szarżowali prawym skrzydłem, gdzie rady w ogóle nie dawał sobie na lewej obronie 17-letni Alaba. Ciężko jest wyróżnić jakiegokolwiek piłkarza Bawarczyków, bo praktycznie wszyscy grali po prostu bardzo słabo. Gracze Van Gaala nie byli w stanie nic zrobić, a ich próby ataków bramki Nikolova, jak już się zdarzały, były mówiąc łagodnie nieudane. Jedyny celny strzał, nie licząc oczywiście gola Klose, padł w 42 minucie za sprawą Świniaka. Jasnym było, że jak holenderski szkoleniowiec Dumy Bawarii nic nie zmieni, to skończyć się może tragicznie.

Obraz gry w drugiej połowie nie uległ zmianie. Frankfurtczycy atakowali, a Bayern się bronił. Trzeba pochwalić bramkarza gości, który stawał na przeszkodzie gospodarzom w zdobyciu gola, ale też niedokładność i brak skutecznego wykończenia ich trapiły. Monachijczycy mieli sporo szczęścia, bo okazje dla Eintrachtu się mnożyły. Przykro się oglądało taki mecz, bo wyglądało to, jakby przeciwnikiem Bawarczyków była Barcelona czy Manchester United, a to przecież był tylko przeciętny klub z Bundesligi. W 65 minucie w miejsce Pranjica pojawił się Tymoszczuk i po tej zmianie goście zaczęli grać trochę lepiej i zagrażać bramce rywali. Idealną okazje miał Tymo, który znalazł się sam na sam z Nikolovem po fantastycznej akcji i podaniu Robbena, ale przegrał ten pojedynek. Nie można rzec, że lider ligi niemieckiej przejął całkowitą inicjatywę, bo gospodarze też atakowali, ale gra wyglądała lepiej niż wcześniej. Kiedy wydawało się, że Bayernowi uda się wywieźć 3 punkty, w 87 minucie katastrofalny błąd popełnił Alaba, który, chcąc zagrać do Butta, wysunął piłkę rywalowi, a Tsoumou zdobył gola. Nie minęły 2 minuty, a młody obrońca przyjezdnych znowu stał się negatywnym bohaterem, bo został ośmieszony przez Fenin’a, który mocnym i ładnym strzałem pokonał golkipera Monachijczyków i dał Frankfurtczykom zasłużone zwycięstwo 2:1.

Cóż mogę powiedzieć? Gra drużyny aspirującej o mistrzostwo, puchar Niemiec i półfinał Ligi Mistrzów była totalnie beznadziejna. Brakowało praktycznie wszystkiego – stylu, inicjatywy, pomysłu, koncepcji. Oglądając ten mecz, przypomniał mi się Bayern z początku sezonu, gdzie grał również niesamowicie źle. Mega pretensji do Alaby mieć nie mogę, bo mimo wszystko on ma dopiero 17 lat i nie jest nominalnym lewym obrońcą, natomiast jego obecność na tej pozycji świadczy tylko o tym, jak słaba jest kadrowo defensywa. Dodatkowo może być jeszcze gorzej, bo Van Buyten opuścił plac gry wcześnie z powodu kontuzji i nie było wiadomo, czy nie będzie musiał pauzować przez kilka spotkań. Okazało się na szczęście, że nie. Terminarz Monachijczycy mają nieprawdopodobnie trudny – Schalke w pucharze Niemiec, Stuttgart w Bundeslidze, Manchester w Lidze Mistrzów, Schalke w Bundeslidze, Manchester w Lidze Mistrzów i Leverkusen w lidze krajowej. Nade złego mecze odbywać się będą co 3 dni. Ciężko być dobrej myśli, widząc, jak wygląda od dłuższego czasu gra oraz ile jest kontuzji.

Pozostałe

Stuttgart, który w środę doznał sromotnej porażki w Lidze Mistrzów z Barceloną, podejmował przed własną publicznością Hannover, który ostatnie 2 spotkania w Bundeslidze wygrał. Tym razem jednak ta sztuka gościom się nie udało, bo polegli 0:2. VFB przeważało i mogło po połowie prowadzić wyżej niż 1:0. Przy pierwszym golu ładną asystę zaliczył Hleb, a przy drugim obrona przyjezdnych, która zachowała się karygodnie. Podopieczni Grossa tracą 7 punktów do miejsca dającego start w Lidze Europejskiej i patrząc na terminarz daje im 30% szans na zdobycie go.

Spotkanie Norymbergi z Hoffenheim bez historii, bo skończyło się bezbramkowo. Chociaż do historii największych pudeł przejdzie na pewno sytuacja z pierwszej połowy, kiedy to gracze gości nie potrafili dwukrotnie pokonać praktycznie pustej bramki w jednej akcji. W drugiej połowie mieli równie fantastyczną podwójną okazje, ale tym razem bramkarz gospodarzy stanął na wysokości zadania. Norymberga dzięki temu remisowi podtrzymuje serię już 5 spotkań z rzędu bez porażki.

Freiburg odnosi skromne, ale niezwykle ważne zwycięstwo 1:0 nad Mainz. Ważne, ponieważ gospodarze nie zostają w tyle i nadal mają tyle samo punktów, co znajdujący się na miejscu barażowym Hannover i tracą 2 oczka do bezpiecznej pozycji, która gwarantuje utrzymanie.

Interesujące widowisko miało miejsce w Bremie, gdzie miejscowy Werder mierzył się z Bochum. Gospodarze rozpoczęli mecz bez Ozila i Pizarro w składzie, którym Thomas Schaf dał odpocząć po czwartkowej potyczce w Lidze Europejskiej z Valencią, no i do przerwy przegrywali 0:1. Na drugie 45 minut obaj piłkarze pojawili się na placu gry i gospodarzom udało się zgarnąć pełną pulę, gdyż zwyciężyli 3:2. 3 punkty zapewnił przepięknym uderzeniem z woleja, które jest najpiękniejszą bramką tej kolejki ligi niemieckiej moim zdaniem, Frings.

Sobotnim hitem było spotkanie w Dortmundzie pomiędzy miejscową Borussią, a Bayerem Leverkusen. Po meczu Bayernu miałem mętlik w głowie i zupełnie zapomniałem o tym
wydarzeniu, dlatego dopiero od 2 połowy miałem przyjemność śledzenia wydarzeń na murawie. W pierwszych 45 minutach goście mieli sporo sytuacji podbramkowych, ale świetnie spisywał się Weidenfeler. W drugiej części meczu gospodarze przeważali i atakowali bramkę Adlera, co zaprocentowało szybko zdobytą bramką przez Barriosa po rzucie różnym. Aptekarze mieli problemy z wyprowadzaniem ataków, często tracąc piłki. Po jednej z takich strat bezwzględny wobec gości był Barrios, strzelając 2 gola w meczu. Podopieczni Kloppa, który był niezmiernie zadowolony z wyniku i gry, cofnęli się do obrony. Trener Bayeru, widząc co się dzieje, przeprowadził 2 zmiany, a Leverkusen parło na bramkę gospodarzy. Mieli swoje kilka okazji, ale nie wykorzystali żadnej z nich, a Dortmundczycy kontratakowali. Po jednej z kontr Rangelov urządlił Leverkusen i Adler, który spisywał się dobrze, musiał wyjmować piłkę z siatki po raz trzeci. Wynik meczu nie uległ zmianie i Borussia odniosła okazałe, ale i w pełni zasłużone zwycięstwo, mimo że oddali mniej strzałów i mieli znacznie słabsze posiadanie piłki.

Niedziela

O 15:30 miał miejsce kolejny szlagier 27 kolejki Bundesligi, w którym świeżo upieczony ćwierćfinalista Ligi Europejskiej Hamburg podejmował wicelidera Schalke. Mając na uwadze sobotnią porażkę Bayernu, goście potrzebowali wygranej, aby objąć fotel lidera. Stało się inaczej, bo padł remis 2:2, a sam mecz, którego nie miałem okazji oglądać, bo przyglądałem innemu hitowi, który miał miejsce w europejskiej piłce tego weekendu, stał na wysokim poziomie.

Wolfsburg – Hertha. Wydawałoby się, że kapitalnie spisujący się gospodarze bez żadnych problemów rozprawią się z Berlińczykami, którzy po prostu musieli nie tyle że nie przegrać, ale wygrać, aby myśleć realnie o pozostaniu w lidze. Rezultat, który widniał na tablicy wyników po 32 minutach rywalizacji mógł wprawić każdego w osłupienie. Las Wilków był bezlitośnie palony przez zażarty ogień ze stolicy Niemiec – przyjezdni prowadzi 3:0. Skończyło się na 5:1, co jest nie tyle niespodzianką, ale przeogromną sensacją. Hertha jeszcze ani razu w tym sezonie nie strzeliła w jednym meczu 4 goli, a tutaj zdobyła aż 5. W każdym razie nie sądzę, aby Stara Dama była w stanie utrzymać się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Pozostało jeszcze 7 kolejek do końca sezonu, a czekają ich spotkania m.in. z Bayernem, Bayerem, Dortmundem, Stuttgartem i Schalke, gdzie o remis będzie piekielnie trudno.

1)Bayern – 56 punktów
2)Schalke – 55 punktów

3)Bayer – 53 punkty
4)Borussia D. – 48 punktów
5)Werder – 45 punktów

__________________

14)Bochum – 27 punktów
15)Norymberga – 25 punktów
16)Hannover – 23 punkty
17)Freiburg – 23 punkty, gorszy bilans bramek
18)Hertha – 18 punktów


Liga Mistrzów
Eliminacje Ligi Mistrzów
Liga Europejska
Baraż
Spadek

Strzelcy:

KieSling – 16 goli, Bayer
Kuranyi – 15 goli, Schalke
Barrios – 15 goli, Borussia D.
Dzeko – 14 goli, Wolfsburg
Bunjaku – 12 goli Norymberga
Pizarro – 12 goli, Werder

Inne


Premiership przyniosło szlagier, w którym Manchester United mierzył się z Liverpoolem i to spotkanie wygrał 2:1. Oglądałem ten mecz i muszę powiedzieć, że z przekroju całości Czerwone Diabły były zespołem lepszym, którym zwycięstwo się należało. Mimo wszystko rzut karny podyktowany przez ulubionego sędziego Polaków – Howarda Webba padł po bardzo kontrowersyjnej decyzji, bo skrzydłowy gospodarzy Valencia nie był faulowany w polu karnym, a przed. Nie zmienia to faktu, że zespół Fergusona rozmontowałby bez żadnych problemów Bayern, jakby przyszło się im mierzyć już teraz.
Zgarnięcie trzech punktów przez Manchester nie cieszy mnie, bo Chelsea zaledwie remisuje
po słabym meczu z Blackburn na wyjeździe 1:1, co oznacza, że nawet, jak wygrają zaległe spotkanie, które im zostało, to i tak będą tracić do pierwszego w tabeli zespołu United punkt.
Kompletnie w tym sezonie rozczarowuje mnie Lampard, który nie potrafi wznieść się na poziom, jaki prezentował kiedyś. The Blues muszą wziąć się w garść, bo inaczej mistrzostwo znowu padnie łupem kogoś innego, a przecież to liga jest teraz głównym celem ekipy Ancelottiego.

W Serie A Milan nie potrafił wykorzystać sobotniego potknięcia Interu (remis z Palermo na wyjeździe 1:1) i zaledwie zremisował na własnym obiekcie z Napoli również 1:1. Gdyby piłkarze Leonardo wygrali, to objęliby prowadzenie w lidze, a tak to są na drugim miejscu. Trzecia w tabeli Roma wygrywa po efektownym meczu, który oglądałem, z Udinesse 4:2. Cieszę się, że Luca Toni strzelił bramkę, bo ciekawi mnie jego dalsza kariera. Cenię tego piłkarza za to co zrobił w swoim dwu sezonowym epizodzie w Dumie Bawarii.

Jeszcze kilka słów na temat Ligi Europejskiej, która weszła już w fazę ćwierćfinałową. W czwartek miało miejsce kilka szalonych spotkań m.in. remis Werderu z Valencią 4:4, wygrana Anderlechtu nad Hamburgiem 4:3 czy niespodziewane rozstrzygnięcie w Londynie, gdzie Fulham ogrywa 4:1 Juvenstus i eliminują Włochów. Muszę powiedzieć, że Anglicy w pełni zasłużenie zwyciężyli, bo byli zespołem lepszym i już po 1 połowie mogli prowadzić 3:0, ale słupek oraz poprzeczka stanęły na przeszkodzie w pokonaniu Chimentiego – trzeciego bramkarza Starej Damy. Ogólnie spotkanie zaczęło się idealnie dla Juve, bo szybko strzelili gola i pozostało im skupianie się na defensywnie połączone z kontrami. Jednak czerwona kartka w 22 minucie dla Cannavaro była kluczowym momentem. Pary 1/4 i ewentualne 1/2
dawnego Pucharu UEFA tak wyglądają:

Valencia – Atletico Madryt
Standard Liege – Hamburg
Liverpool – Benfica
Wolfsburg – Fulham

Valencia/Atletico – Liverpool/Benfica
Standard/Hamburg – Wolfsburg/Fulham

Jak nie zdarzy się katastrofa to Niemcy będą miały na pewno jeden klub w półfinale, a jak wszystko pójdzie dobrze, to finał będzie niemiecko-jakiś tam.

niedziela, 21 marca 2010

Brotha Lynch Hung - Dinner And A Movie

Po pierwszym przesłuchaniu moja reakcja była następująca - płyta ma dwa oblicza. Przeciętne i wybitne. Mniej więcej (w zasadzie mniej niż więcej) pierwsza część albumu do kawałka ,,I Tried To Commit Suicide” zupełnie mi się nie spodobała i trochę męczyła. Bitom brakowało przebicia (może poza pierwszym trackiem), a Lynch spisywał się ospale. W jego nawijce, którą od czasu do czasu przyśpieszał na parę sekund, co go zresztą charakteryzuje, brakowało mi werwy. Na szczęście od 9 kawałka w górę wszystko się zmieniło i z średni materiał przeistoczył się w doskonały. To było pierwsze wrażenie.

Po drugim sprawdzaniu moje zdanie uległo zmianie i mimo że nadal uważam, iż krążek od 9 numeru jest o wiele lepszy, to poprzednie utwory są również na poziomie. Raper poruszył dość sporo głębszych i poruszających wątków m.in. troska o syna czy paranoiczne myśli, ale tez odnaleźć można potężną dawkę ostrych, brutalnych i krwawych treści. Hung potrafi podejść do problemu w ciekawy sposób i interesująco go opisać, co doskonale widać w kawałku ,,I Tried To Commit Suicide”, który jest jednym z najlepszych na albumie. Klasycznie zaprezentuję kilka linijek z ,,Dinner And A Movie”.

I don’t give a fuck about you
I don’t wanna you to think that
hit you with the mac 10
and have your skin turn pink and black
in the backyard with a stinky sacks

kittle Kevin wake up it’s school time, get your clothes on
don’t nobody loves you like me, we in a o-zone, twilight zone
all we got to eat today is bullshit
time for you to pray, but I don’t pray, I carry full clips
you can’t be like me, cause I’m a fucked up
and if we both fucking up, you gone be just like me
it’s gone be a tight squeeze, we can get through this
you’re my little nigga, so nigga we gone do this


Co do podkładów muzycznych to spełniły moje oczekiwania, ale dopiero jak się bardziej wsłuchałem. Dostajemy takie petardy jak ,,Nutt Bugg”, ,,I Plotted (My Next Murder)” czy ,,I Hate When Niggaz Get On The Phone When They Around Me”, które sprawiają, iż ogólna ocena bitów jest co najmniej dobra. Flow też wziąwszy wszystko pod uwagę prezentuje się w porządku, ale są nuty, w których jest on wysokich lotów oraz trochę niższych.

Zbliżając się do oceny, powiem, że gospodarz albumu, mimo sporej liczby gości, nie jest zepchnięty na drugi plan, co miało miejsce w przypadku ,,Loaded”. Może trochę mnie denerwuje ilość skitów (chociaż niektóre są ciekawe np. ten z końca ,, Murder Over Hard”) oraz długość albumu (80 minut to naprawdę sporo) ale powiedzmy, że występ gościnny C.O.S’a (szkoda, że tylko jeden raz się pojawił) rekompensuje to. Tak to materiał jest solidny i widać, że Lynch się przyłożył.

8/10

Ulubiony kawałek

sobota, 20 marca 2010

Marco Polo & Ruste Juxx - The Exxecution

Ruste Juxx, jak sam siebie określa, to truskulowy generał Boot Camp Click, który reprezentuje Brooklyn. Marco Polo to producent z świeżej generacji, którego poznałem 3 lata, mając przyjemność słuchania ,,Port Authority”. Pochodzi z Torronto, a obecnie mieszka w Nowym Jorku. Kolaboracja z Ruste Juxx to druga taka w karierze Marco, bo w 2009 roku wydał wspólnie z Torae solidny album ,,Double Barrel”. Powiem na wstępie, że ,, The Exxecution” też jest dobrym dziełem.

Ruste komplementuje swoje umiejętności mikrofonowe, ale również przedstawia się jako ulicznika, z którym nie warto zadzierać. Zachowuje balans między treściami, że tak to nazwę hołdującymi czterem elementom, które i tak w swojej formie nie są ugrzecznione, oraz ostrzejszymi. Trzeba przyznać, że od artysty emanuje naprawdę duża pewność siebie (m.in. nazywa siebie najlepszym raperem), ale to tylko jest plusem. Kawałek z Black Moon ,,Lets Take A Sec" jest świetny i najlepszy na albumie. Artyści w nim głównie manifestują swoją miłość, oddanie rapowi i mówią o rozwoju swoich karier. Oto pokaz praktyczny, jakich linijek można się spodziewać na płycie:

fuck society I’m menace to mic
spit two bars shows over finish goodnight
you wanna rap? Who the fuck rhyming after me?
only an idiot would have the audacity
I’m indestructible bralic unbreakable
an earthquake couldn’t move me, I’m unshakable

I write rhyme each and every day
and always seem to come with something fresh to say
hitting hella groupies looking for who’s next to lay


Raper ma daleki od łagodnego, można by rzecz groźny głos plus agresywne flow i nawet, jak nawija w wolniejszym tempie, to brzmi to wymownie. Jakość płynięcia po bicie nie budzi u mnie zastrzeżeń, ponieważ jest po prostu na poziomie. Natomiast co do samych podkładów muzycznych to są zdecydowanie powyżej przeciętnej. Nie ma się zresztą co dziwić, bo zrobił je prawdziwy fachowiec, którego uważam za jednego z najlepszych producentów w dzisiejszym rapie.

Tak pomału kończąc powiem, że krążek jest jednym z najlepszych, które miałem okazje słuchać w 2010 roku. Ciężko wskazać mi jest jakiekolwiek wady poza numerem ,,Fucking With A Gangster”, który kompletnie mi się nie podoba oraz tym że artysta mógłby tekstowo poruszyć trochę więcej wątków, a nie tylko skupiać uwagę na samym sobie. Oceny bardzo wysokiej nie postawię, bo owy materiał nie wkręcił mi się tak jak myślałem, że stanie się to po pierwszym przesłuchaniu.

7/10

Mój ulubiony track

piątek, 19 marca 2010

Pary 1/4 Ligi Mistrzów

Dzisiaj o godzinie 12:00 miało miejsce losowanie ćwierćfinałów i zarazem półfinałów najsilniejszej ligi świata - Champions League. Trzeba przyznać, że obecne rozgrywki obfitują w niespodzianki i trochę przypominają sezon 2003/2004, w którym w finale zagrały Porto i Monaco. Ku uciesze niektórych wreszcie ta edycja Ligi Mistrzów nie została zdominowana przez zespoły z Anglii, bo tylko Manchester oraz Arsenal znalazły się w finałowej ósemcę. Poza nimi mamy 2 ekipy z Francji - Bordeaux i Lyon, 1 z Niemiec - Bayern, 1 z Hiszpanii, co jest zaskoczeniem - Barcelone, 1 z Rosji - CSKA Moskwem do tego dochodzi 1 reprezentant Serie A - Inter, który broni honoru włoskiej piłki w Europie po wczorajszym odpadnięciu Juventusu z Ligi Europejskiej. Zawsze oglądam na żywo losowanie, jak tylko mogę, ale tym razem nie pozwoliła mi na to szkoła. Tak przedstawiają się pary:

Bayern Monachiu - Manchester United

Spotkanie można nazwać nawet klasykiem, mając na uwadze, co działo się w finale Ligi Mistrzów 1998/1999. Niektórzy kibice Bayernu (chyba zbyt wielcy optymiści) chcieli wylosować zespół Fergusona, aby wziąć rewanż za pamiętną porażkę sprzed 11 lat. Ja chciałem ustrzec się 2 klubów w losowaniu - Barcelony i właśnie Czerwonych Diabłów. Los jednak zdecydował inaczej i Bawarczyków czeka nieopisanie trudne zadanie, bo obecny lider Premiership jest po prostu poza zasięgiem Niemców. Wiadomo, że to jest teoria, a praktyce może być zupełnie inaczej, ale trzeba patrzeć realnie. W formie, jaką obecnie prezentuje klub z Bundesligi, a szczególnie, co wyprawia defensywy, jedyną niewiadomą w rywalizacji z ManU będzie ilość bramek, którą Rooney wpakuje Buttowi. Pierwsze spotkanie odbędzie się na Allianz Arena 30 marca, a więc pozostało 1,5 tygodnia, w którym Monachijczycy muszą coś zrobić ze swoją grą, aby nie zostać rozmontowani. Jestem pewny, że w formie z przełomu rundy jesiennej i wiosennej Bayern jest w stanie pokonać Manchester, ale w obecnej nie. Jak się nie uda przejść dalej (daje szanse 75 – 25 dla Diabłów), to mam nadzieję, iż podopieczni van Gaal’a nie skompromitują się jak sezon wcześniej z Katalończykami.

Olimpique Lyon – Bordeaux

Rywalizacja wewnętrzno francuska zapowiada się interesująco i chyba nawet Francja powinna się cieszyć, bo od nie pamiętnych czasów będą mieli swojego przedstawicie w gronie 4 najlepszych drużyn Europy, a to jest wyczyn! Ciężko tutaj wskazać faworyta, bo zarówno Lyon jak i Bordeaux mają szanse przejść dalej. Kluby znają się na pewno bardzo dobrze, bo rywalizują w tej samej lidze. W 1/8 trudniejszego przeciwnika miał oczywiście Lyon, ale Bordeaux to jest rewelacja tej edycji Champions League – z 8 rozegranych meczy wygrali aż 7 i to odprawiając takie firmy jak Bayern czy Juventus. Szanse daje 50 na 50 i nie mam też personalnej sympatii do żadnej ekipy, więc jest mi to obojętne, kto awansuje dalej.

Arsenal Londyn – Barcelona

Owa para jest chyba najsilniejsza i będzie wzbudzać największe zainteresowanie. Spotkały się zespoły grające najładniejszy i najbardziej efektowny, a przy tym efektywny, futbol. Nazywając tę rywalizację starciem tytanów, nie sądzę, że przesadzam. Kanonierzy w tym sezonie są bardzo mocni i mi imponują nie tylko grą, ale również tym, że mamy koniec marca, a oni nadal realnie liczą się w walce o mistrzostwo Anglii. Barcelona to Barcelona – chyba najsilniejsza obecnie drużyna Europy, mająca w składzie znakomitych zawodników i mimo że Ibrahimovic w ostatnich tygodniach zawodzi, to i tak ich siła rażenia jest niesamowita. Dzieciaki Wengera, bo tak lubię nazywać drużynę Arsenalu, będą musieli sobie radzić bez Van Persiego, który ma kontuzje już od kilku miesięcy, ale w swoich szeregach posiadają równie wybitnych piłkarzy jak chociażby Fabregas, Arshavin czy Nasri. Jedynie linie defensywną Kanonierzy mają wyraźnie słabszą od Hiszpanów. Ten dwumecz na pewno będzie obfitował w miłą dla oka piłkę nożną i mimo że faworytem jest Barcelona (szanse 65 – 35 dla mistrza Hiszpanii), ja liczę, że Londyńczycy sprawią małą niespodziankę i osiągnął 1/2 finału. W końcu muszę się Katalończykom zrewanżować za finał sprzed 4 lat, w którym przegrali 1:2, prowadząc 1:0.

Inter Mediolan – CSKA Moskwa

Wydaje się, że Jose Mourinho ma półfinał w kieszeni. CSKA sensacyjnie, ale zasłużenie ograła w 1/8 Seville, ale Mediolańczycy są kilka pięter wyżej w budynku. Przede wszystkim są w sezonie i mają za sobą geniusza taktycznego, nie wspominając o niesamowicie silnej obronie – chyba najsilniejsza defensywa spośród wszystkich obron klubów, które pozostały w rywalizacji o trofeum – oraz bardzo dobrej i groźnej linii ataku. Nie można lekceważyć Rosjan, ale patrząc prawdzie w oczy, to oni są najsłabszym zespołem spośród potencjalnej 7, którą mógł lider Serie A wylosować. Nie wydaje mi się, aby CSKA pomściła Rubin, który rywalizował z Interem w fazie grupowej. Wszystko na razie przemawia za The Special One’m i jego piłkarzami i dlatego szanse są 85 – 15 na korzyść Włochów.

Ewentualne pary 1/2:

Bayern/Manchester - Lyon/Bordeaux
Inter/CSKA – Arsenal/Barcelona

Jak Czerwone Diabły niczego nie zepsują, to są już w finale.

czwartek, 18 marca 2010

Army Of The Pharaohs - The Unholy Terror

Pamiętam, jak we wrześniu 2007 ostro jarałem się tym przepotężnym i licznym kolektywem, który nazywany jest przez niektórych Wu-Tangiem podziemia, kiedy to wydali album ,,Ritual of Battle”, będący ich drugim w dyskografii. Przyszło czekać 3 lata na kolejne uderzenie Faraonów. Mówiąc szczerze, to nie oczekiwałem na ich powrót Z Paznokciami W Zębach Na Forum jak VNM i nawet nie sprawdzałem kawałków, które pojawiały się w internecie przed wyciekiem całego krążka. Nie zmienia to faktu, że cenie ekipę i zawsze jestem chętny sprawdzić nowy materiał od nich, a przedstawiana płyta jest naprawdę warta sprawdzenia.

Armia nie toleruje autotune’a, mimo że w numerze ,,Burn You Alive” się on pojawia, ale to zapewne w charakterze ironii, artystów pokroju Lil Wayne czy T-Pain. Viennie Paz, więc najbardziej charakterystyczny wojownik, a dla mnie najlepszy biały raper kuli ziemskiej, który zresztą na ,,The Unholy Terror” określa siebie najlepszym raperem świata, dedykuje nawet całą zwrotkę dla prawdopodobnie Kanye Westa w ,,Drenched In Blond”, którego już pocisnął na poprzedniej płycie. Tak to teksty to ostre braggadacio, w którym artyści manifestują swoją siłę, potęgę (również fizyczną, bo czasami mówią o różnych niemiłych rzeczach, które są w stanie zrobić tym, którzy wejdą im w drogę) oraz pozycję na rapowej scenie i w życiu. Przytoczę kilka takich linijek, co mi się spodobały – będzie tego trochę więcej niż zazwyczaj, bo chłopaki, potrafią zapodać doskonałe wersy:

I solemnly swear this is my testimony
I’ma keep it one hundred while the rest phony
I’m wilding out like suicide is my mission
I ain’t trying be crucified by the system

disturbing the peace, swerving in suburban for beef
cops lurking, still searching me for murdering beats
I heard that you sweet, niggas look like girls when you speak
crying all the time cause I’m around the world with my heat

monster with the freeze, when I’m conquering mc’s
I’ll be airing rappers out like if I was responsible for breeze

I was born to be a beautiful man
but the ugliness is powerful I do what I can
that’s why I try to drop a jewel on my man
and told him that the block is hotter than Jerusalem sand
I don’t never have to prove who I am
cause anybody know me know that I’m a ruthless man

I don’t listen to anything you perceive legal
turn a Christian to anything you would deem evil


Army Of The Pharaohs przyzwyczaili do tego, że brzmienie na ich albumach było wyśmienite. Tutaj jest tak samo. Może nie ma takiej rewelacji, jak na poprzednich krażkach, ale warstwa muzyczna mnie stawia do pionu. Kapitalnie pasuje do wersów serwowanych przez Vinniego, Apathy’ego, Celph’a i reszte Faraonów. Można odnaleźć dźwięki groźne, przeszywające, mające kopa, ale również łagodniejsze np. skrzypcowe czy klawiszowe. Tempo bitów jest w miarę zróżnicowane, a nawet, jak ktoś się nie zgodzi, to są one wystarczająco dobre, aby nie nużyły.

Wydawałoby się, że taki materiał nie może mieć wad, a jednak je posiada, ale naprawdę małe. Nie podoba mi się, że Esoteric pojawił się jedynie w dwóch zwrotkach oraz łączna liczba wszystkich wojowników, która oscyluje wokół 15, co sprawia, że jest czasami ciężko ogarnąć, kto teraz nawija. No i trochę podkłady z ,,Godzilla” oraz ,,Drenched In Blood” mi nie wchodzą. W każdym razie to wszystko drobne usterki, bo łączna jakość ,,The Unholy Terror” jest bardzo wysoka i ocena też będzie taka.

9/10

Mój ulubiony kawałek:

PS: Album pchnął mnie, aby powrócić do poprzednich dokonań grupy, więc Faraoni zrobią totalną inwazję na moje głośniki.

środa, 17 marca 2010

Podsumowanie Ligi Mistrzów 16 i 17 marzec

Wtorek

Chelsea LondynInter Mediolan

Mourinho mnie zaskoczył, bo desygnował do gry od początku 3 nominalnych napastników, ofensywnego pomocnika, zwykłego pomocnika i defensywnego pomocnika. Inter wyszedł niespodziewanie ofensywnie. Chelsea przez pierwsze 10 minut atakowała, ale nie miała wyraźnej przewagi ani nie dochodziła do dogodnych sytuacji. Lider Serie A nie dał się stłamsić i grał swoje, czasami również odpowiadając akcjami pod bramką Turnbulla. W szeregach The Blues było trochę niedokładności. Ekipa Ancelottiego nie była w stanie opanować środka pola i przejąć inicjatywy, a często grali długimi piłkami, z których nic nie wynikało. Przyjezdni radzili sobie naprawdę dobrze, a w 25 minucie posiadanie piłki było 53 – 47 % na ich korzyść. Ze strony Anglików próbowali strzelić gola Ballack, Lampard i Alex (strzały niecelne), a Włosi odpowiedzieli uderzeniami Pandeva (celnie) i Eto’o (niecelnie). Dopiero pod koniec połowy Chelsea przycisnęła i miała kilka dobrych okazji, których nie wykorzystali kolejno Malouda, Anelka oraz Lampart, bo zatrzymywali ich kolejno Samuel, Cesar i znowu Samuel. Wynik do przerwy nie uległ zmianie i Mediolańczycy zasłużenie schodzili do szatni z remisem, dającym im awans.

2 część meczu Londyńczycy rozpoczęli z impetem i szanse mieli Drogba oraz dwukrotnie Malouda. Posypały się również żółte kartki – Motta, Lucio oraz Malouda, Drogba. Tempo meczu wzrosło. Ze strony gości uderzał Milito, ale bardzo dobrze zachował się Turnbull. Gra się toczyła, ale bramki dla The Blues nie było, więc trener wprowadził na murawę Cole’a w miejsce dobrze poczynającego sobie Ballacka. Kilka minut później przed fantastyczną okazją stanął Diego Milito, ale nie pokonał bramkarza Chelsea. Uderzał jeszcze Motta. Anglicy nie byli w stanie stwarzać sobie groźnych sytuacji, a czas niemiłosiernie upływał. Ancelotti zdecydował się zdjąć Zhirkova, a w jego miejsce wszedł Kalou, który na początku wniósł trochę ożywienia w szeregi The Blues. Inter często grał długimi piłkami do napastników, którzy wielokrotnie byli łapani na spalonym, ale w 78 minucie tak się nie stało i Eto’o pokonał z akcji jeden na jeden Turnbull’a. Konsternacja na Stamford Bridge, a miejscowi rzucili się do ataku. W 87 minucie czerwoną kartkę ujrzał Drogba, a gole, bo Chelsea potrzebowała 2, aby doprowadzić do dogrywki, nie padały. Mina ich szkoleniowca mówiła wszystko – totalna bezradność. Jeszcze w 93 minucie idealną okazje miał Eto’o, ale fanstycznie zachował się golkiper Anglików.

Wynik meczu się nie zmienił i Chelsea ulega po raz 2 na własnym boisku w tym sezonie, ale ta porażka, mimo że mniejsza rozmiarowo niż z ManCity, boli zdecydowanie bardziej, bo oznacza koniec przygody z Ligą Mistrzów. Chodzę Bardziej Wkurwiony Niż Rozżalony jak Peja na Ski Składzie, ponieważ Londyńczycy zagrali słabo. Mourinho świetnie poukładał swój zespół, który grał swoje od pierwszej do ostatniej minuty i był lepszy, dlatego zasłużenie awansował. Posiadanie było 51 – 49 dla Anglików, w oddanych strzałach praktycznie remis. Mediolańczycy przez ostatnie 3 sezony odpadali konsekwentnie w 1/8, a za ostatnimi dwoma razami ich pogromcami były angielskie kluby, ale w tej kwestii sprawdziło się powiedzenie do 3 razy sztuka. Przed meczem The Special One powiedział coś, co mnie rozwaliło - ,,Wszyscy doskonale wiedzą, że Mourinho na Stamford Bridge nie przegrywa” i miał rację. Poza tym spełnił swoje marzenie o zabiciu Chelsea w rozgrywkach pucharowych. Po spotkaniu powiedział ,,To zwycięstwo jest potwierdzeniem, że Stamford Bridge jest moim domem i że zawsze tu wygrywam, z Chelsea lub bez Chelsea, jak tego wieczoru”. Zakończę bardzo trafnym cytatem, który przeczytałem na stronie Barcelony - ,,Mourinho dokonał gwałtu na byłej małżonce”. Cóż, to mówi samo za siebie…

Jose Mourinho 3:1 Chelsea Londyn

Sevilla – CSKA Moskwa

W drugim wtorkowym spotkaniu również padło niespodziewane rozstrzygnięcie, bo zespół z Hiszpanii, będący faworytem, uległ przed własną publicznością gościom z Rosji 1:2. To chyba nawet większa niespodzianka niż odpadnięcie Chelsea. Trzeba jednak przyznać, że CSKA zagrała dobry mecz, w którym pokazali, iż nie przestraszyli się rywala i naprawdę zależy im na awansie do 8 najlepszych drużyn Europy. Goście objęli prowadzenie w okolicach 40 minuty, ale niedługo potem Sevilla wyrównała i do przerwy był wynik 1:1. w 2 połowie pięknym strzałem z rzutu wolnego popisał się Honda i zdobył gola na 1:2 dla przyjezdnych. Bez winy nie pozostaje przy utracie tej bramki Palop, bo mimo iż uderzenie było mocne, to mógł się lepiej zachować. Gracze z Moskwy, nie oddali prowadzenia do końca, co dało im awans do ćwierćfinału.

Środa

Barcelona – Stuttgart

Nie dawałem Niemcom praktycznie żadnych szans, ale po pierwszych kilku minutach spotkania zrodziła się we mnie mała nadzieja, że jednak wyjście z piekła zwycięsko, a więc wywalczenie na Camp Nou remisu bramkowego, jest możliwe. Rzeczywistość okazała się inna, bo Barcelona przejmowała z czasem inicjatywę, stwarzała sytuacje i już po 22 minutach prowadziła 2:0. VFB nie było w stanie nic zrobić. W pierwszych 45 minutach oddali zaledwie jeden i to niecelny strzał. Hiszpanie niepodzielnie rządzili na murawie również w 2 połowie, w której dołożyli 2 trafienia. Najlepszy na boisku był nie kto inny jak Messi, który po raz kolejny udowodnił, że obok Ronaldo i Rooneya jest najlepszym piłkarzem globu. Obrońca tytułu nie podzielił losu Realu oraz Chelsea i pewnie rozprawił się z przeciwnikami, awansując do ćwierćfinału i będąc jedyną ekipą z Premiera Division w Lidze Mistrzów.

Bordeaux – Olimpiakos

Gospodarze już w 5 minucie objęli prowadzenie po najładniejszym, moim zdaniem, golu dzisiejszych i wczorajszych meczów Ligi Mistrzów autorstwa Gourcuffa. Francuzi mieli przewagę w pierwszej połowie, stwarzali sytuacje i mogli prowadzić wyżej, ale brakowało skutecznego wykończenie. Goście tylko od czasu do czasu coś tam próbowali. Do przerwy było 1:0 dla Bordeaux, a w drugiej połowie Olimpiakos musiał radzić sobie w 10, jednak udało im się strzelić bramkę wyrównującą, a potem siły się wyrównały, bo Diarra z ekipy lidera ligi francuskiej został usunięty z placu gry. Oba drużyny miały szanse na strzelenie bramki, dającej zwycięstwo i to podopieczni Blanca zdobyli gola w końcówce spotkania. Mecz skończył się wynikiem 2:1 dla Bordeaux i to oni awansują dalej. Michał Zewławoł całe 90 minut spędził na ławce rezerwowych.

wtorek, 16 marca 2010

Zapowiedź Ligi Mistrzów 16 i 17 marzec

Wtorek

Chelsea LondynInter Mediolan

A właściwie to Chelsea Londyn kontra Jose Mourinho. To spotkanie będzie bardziej ekscytujące, przynajmniej biorąc pod uwagę atmosferę i otoczkę, niż rywalizacja na San Siro. Dlaczego? To proste. The Special One powraca na Stamford Bridge, gdzie będzie miał szanse spełnić swoje marzenie – zabić Chelsea w rozgrywkach pucharowych. Przed Mediolańczykami stoi trudne zadanie. Pomijam już ich ostatnie słabe wyniki w Serie A, bo Liga Mistrzów to zupełnie co innego i nie można założyć, że skoro na własnym podwórku nie idzie, to w najsilniejszych rozgrywkach klubowych świata będzie jeszcze gorzej. The Blues są niesamowicie groźni na własnym obiekcie. Wydaje się, że powoli wracają do optymalnej formy, a perspektywa zmierzenia się z byłem szkoleniowcem dla wielu piłkarzy daje niewyobrażalną motywację. Londyńczycy muszą odrobić stratę z pierwszego meczu, w którym polegli 1:2. Nie chce mi się wierzyć, że Jose pójdzie z Chelsea na wymianę ciosów na wyjeździe, bo to byłoby samobójstwo. Inter na pewno będzie grał catenaccio i wystawi 4 obrońców, 3 defensywnie usposobionych pomocników, 1 ofensywnego pomocnika i 2 napastników. Jak trener lidera włoskiej ligi zdecyduje się zagrać ofensywniej, to mnie zaskoczy. Personalnie w zdecydowanie gorszej sytuacji stoją gospodarze, bo nie zagrają Essien, Bosingwa, Ashley Cole, Cech, Hilario, co oznacza maksymalne osłabienie obrony oraz występ trzeciego bramkarza – Turnbulla. W każdym razie The Blues mają się skupić na ofensywnie, a tam nie ma żadnych osłabień. Nerazzurri nie mają kłopotów ze składem zbyt wielkich, gdyż nie zagrają jedynie Balotelli i Chivu, który cierpi z powodu kontuzji już od stycznia. Zapowiada się niesamowity mecz i nie obejrzenie go w moim przypadku byłoby zbrodnią.

Sevilla – CSKA Moskwa

Hiszpanie mają bardzo wielkie szanse, aby po raz pierwszy w historii klubu awansować do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Warunek jest jeden należy wygrać z CSKA na własnym terenie, bo nie sądzę, aby Sevilla zagrała na bezbramkowy remis. W Moskwie padł remis 1:1, który stawia oczywiście gospodarzy tego spotkania w lepszej sytuacji. Gracze Jimeneza są w rytmie meczowym, a ich rywale dopiero w ten weekend zaczęli grać w krajowej lidze. Znaczących osłabień w kadrach w obu ekipach nie ma, a potencjał większy mają oczywiście zawodnicy z Premiera Division i zapewne oni zgarną zwycięstwo i awansują dalej. Nie stawiam Rosjan bez szans, ale Sevilla na pewno nie zlekceważy przybyszów ze wschodu, co zaprocentuje w przejście do następnej rundy

Środa

Barcelona – Stuttgart

1:1 – takim rezultatem zakończyła się rywalizacja na Mercedes Benz Arena, ale teraz walka będzie toczyć się na Camp Nou, gdzie niepodzielnie rządzi Barca. Naprawdę chciałbym, aby Niemcy coś zdziałali, ale patrząc realnie to nie mają szans i powinni modlić się o jak najniższy wymiar kary. Potencjał kadrowy gospodarzy jest imponujący i wydaje się, że słabszy okres gry, który przeżywali w ostatnich tygodniach z tego, co czytałem, bo z oglądania skrótów to dużo się nie wyciągnie, a Barcelona wygrywała cały czas praktycznie, mają już za sobą. VFB straciło polot i ostatnio słabo im idzie w Bundeslidze. Na Ligę Mistrzów pewnie się zmobilizują, ale to raczej nie wystarczy. Mistrz Hiszpanii nie będzie chciał podzielić losu Królewskich i zapewne rozstrzygną sprawę już w pierwszej połowie.

Bordeaux – Olimpiakos

To chyba ostatni tydzień, w którym drużyny z Grecji będą grały w europejskich pucharach, bo zarówno Olimpiakos jak i Panatha są w trudnych sytuacjach przed rewanżami. Zespół Blanca pokonał na wyjeździe w pierwszym spotkaniu 1:0 rywali, co daje im komfort, bo na własnym terenie wystarczy, że zremisują i 1/4 stoi przed nimi otworem. Co prawda w Ligue 1 już nie są zdecydowanym liderem, ale wszystkie znaki na niebie stawiają ich w roli faworyta do awansu z tej pary. Grecy natomiast ostatnio w kraju zremisowali zaledwie 2:2 przed własną publicznością z jednym z outsiderów, co na pewno nie podwyższa ich morałów.

poniedziałek, 15 marca 2010

26 kolejka Bundesligi i trochę więcej

Problem polega na tym, że nie byłem w stanie oglądać żadnego spotkania, bo miałem kłopoty z komputerem. Nie oznacza to, że nie obejrzałem skrótów, bo zawsze to robię. Jednak weekend abstynencji od chociaż jednego pełnego meczu to Pain jak 2Pac.

Piątek

Liga zaczęła się od mocnego uderzania, bo już w dniu przed sobotą Schalke podejmowało Stuttgart. Spotkanie zakończyło się wynikiem 2:1 dla gospodarzy, a gol autorstwa Kuranyi’ego na 2:1 nie zdarza się codziennie – padł po nieudanej pułapce ofsajdowej zastawionej przez wszystkich zawodników VFB. Naprawdę wyglądało to bardzo fajnie, jak 2 zawodników Magatha było w polu karnym Lehmanna, a najbliżsi piłkarze Grossa (także 2) byli ponad 10 metrów dalej. Zawodnicy z Ventlis Arena dzięki tej wygranej zachowuję pozycję wicelidera bez względu na resztę wyników. Natomiast Stuttgart spada na 9 pozycję.

Sobota

Hertha przegrała już 3 spotkanie z rzędu i 2 Bundesliga zbliża się coraz większymi krokami. Tym razem podejmowali w Berlinie Norymbergę, która również broni się przed spadkiem, ale w poprzedniej kolejce ograła Leverkusen. Stara Dama znowu miała przewagę w meczu – lepsze posiadanie piłki, więcej oddanych strzałów, ale to i tak nie uchroniło ich przed pechową porażką, bo bramkę na 1:2 stracili w ostatnich minutach rywalizacji. Świetnie w ekipie przyjezdnych, którzy są już nawet poza strefą barażową, spisywał się w bramce Schafer. Wichniarek pojawił się na murawie w miejsce Piszczka w 78 minucie.

Dortmundczycy odnoszą już 2 zwycięstwo z rzędu. Tym razem pojechali do Bochum, gdzie zmiażdżyli tamtejsze VFL 4:1. Klopp mógłbyć zadowolony z tego rezultatu, bo Borussia wskakuje na 4 lokatę w lidze. Po krótkiej przerwie znowu do siatki trafił i tym razem dwukrotnie Barrios, który ma cały czas szansę zgarnąć tytuł króla strzelców, ale nie będzie łatwo. Gospodarze przegrywają 2 mecz z rzędu i muszą wziąć się w garść, bo strefa barażowa coraz bliżej.

Wolfsburg ostatnimi tygodniami jest w wybornej dyspozycji. W sobotę ich kolejną ofiarą była Borussia Moenchengladbach, którą Wilki rozszarpały 4:0. Pną się w górę i są już na 8 miejscu, tracąc tylko 6 punktów do pozycji numer pięć – dającej Ligę Europejską. Na pewno jest w zasięgu ta pozycja, bo atak WFL ma niesamowicie silny (Dzeko jest Bogiem), a wysoka forma wydaje się być osiągnięta i ustabilizowana. W sumie to najlepsza drużyna Bundesligi, mając na uwadze ostatnie 5 kolejek. Nie także można zapominać, że to Wolfsburg sezon temu odniósł aż 11 wygranych pod rząd w rundzie rewanżowej! Wilki budzą się na wiosnę…

Hannover odnosi bezcenne zwycięstwo 2:1 nad Eintrachtem. Frankfurtczycy, którzy okupowali kilka tygodni temu, bardzo wysokie relatywnie miejsce, obecnie schodzą na tarczy po raz 3 z rzędu. Zawodnicy Mirko Slomki są już na miejscu barażowym, zdobywają pełną pulę 2 raz pod rząd i są wciąż w grze o pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej.

W meczu, który mnie interesował najbardziej Bayern pokonuje również jak Hannover, bo w stosunku 2:1, drużynę Freiburga. Skrót oczywiście nie daje pełnego obrazu meczu, a z komentarzy ludzi, którzy oglądali, wyczytałem, że Monachijczycy nie grali dobrze. Trzeba wziąć pod uwagę osłabienia kadrowe gospodarzy, gdyż nie mogli zagrać Demichelis, Contento, Ribery, Gomez i Świniak. Na lewej stronie defensywy znowu pojawił się 17 letni Alaba, który dostał ocenę 4, a więc nic rewelacyjnego. Do przerwy lider Bundesligi przegrywał 0:1, ale 3 punkty zapewnił Arjen Robben – zdecydowanie najlepszy gracz Bawarczyków tego sezonu no i dla mnie po prostu najlepszy lewoskrzydłowy świata już od kilku lat. Mam nadzieję, że Holender nie złapie żadnej poważnej kontuzji, bo jest niezbędny w zespole. No, a Bayern musi złapać znowu formę jak na przełomie rundy jesiennej i wiosennej, bo w przeciwnym razie przygoda z Ligą Mistrzów skończy się na ćwierćfinale nawet w przypadku wylosowania Bordeaux czy Sevilli

Niedziela

Werder pokonuje na wyjeździe Wieśniaków 1:0, co na pewno zadowala ich opiekuna, bo są w grze o Ligę Europejską. W sumie to Hoffenheim nie miało prawa zdobyć nawet punktu, bo jak się oddaje tylko 1 celny strzał na bramkę, to o czym my tutaj rozmawiamy. Gola dla Bremy zdobywa Pizarro – najskuteczniejszy gracz podopiecznych Schafa tego sezonu, która ma już 11 trafień w lidze.

26 kolejka Bundesligi zaczęła się od mocnego uderzenia i skończyła się również tak samo, bo w ostatniej rywalizacji Hamburg przyjechał na Bay Arena podejmując Bayer. Było to widowiskowe spotkanie, z dużą ilością goli, bo gospodarzenie pokonali zespół HSV 4:2. Martwi mnie trochę ostatnie dyspozycja Adlera, który rozegrał znowu słabe spotkanie i zawalił przy bramce na 1:1. W każdym razie Aptekarze nadal pozostają na 3 miejscu, ale w czołówce jest ścisk i wszystko się może zdarzyć.

1)Bayern – 56 punktów
2)Schalke – 54 punktów

3)Bayer – 53 punkty
4)Borussia D. – 45 punktów
5)Hamburg – 43 punkty

___________________

14)Bochum – 27 punktów
15)Norymberga – 24 punkty
16)Hannover – 23 punkty
17)Freiburg – 20 punktów
18)Hertha – 15 punktów


Liga Mistrzów
Eliminacje Ligi Mistrzów
Liga Europejska
Baraz
Spadek

Strzelcy:

KieSling - 16 goli, Bayer
Kuranyi – 14 goli, Schalke
Dzeko – 14 goli, Wolfsburg
Barrios – 13 goli, Borussia D.
Bunjaku – 12 goli, Norymberga

Inne

W czwartek odbyły się pierwsze mecze 1/8 Ligi Europejskiej i niemieckie drużyny osiągnęły bardzo dobre rezultaty w perspektywie spotkań rewanżowych. Wilki wywożą cenny remis 1:1 z zimnego Kazania w pojedynku z Rubinem, Hamburg pokonuje u siebie 3:1 Anderlecht, a Werder remisu 1:1 z Valencią w Słonecznej Hiszpanii jak Popek. W sumie to wynik ostatniego meczu mógłby być 4:4 i nie można by mieć żadnych pretensji, bo było to szalone spotkanie, gdzie okazji podbramkowych roiło się jak pszczół w ulu. Niespodzianką na pewno była porażka Panathinaikosu w Atenach 2:3 ze Standardem Liege. W końcu Koniczynki odprawili w 1/16 Romę, a wygląda na to, że 1/8 to już koniec ich przygody z Ligą Europejską.

We Włoszech kuriozum miało miejsce w spotkaniu Juventusu ze Sieną. Stara Dama prowadziła po 12 minutach 3:0, aby ostatecznie zremisować 3:3. Inter przegrywa z Catanią 1:3 na wyjeździe, a Milan pokonuje rzutem na taśmę Chievo i traci już tylko 1 punkt do ich odwiecznego rywala!

W Eredivisie Ajax ogrywa PSV 4:1 w Amsterdamie, tracąc już tylko punkt do miejsca numer 2, które okupuje właśnie ekipa z Eindhoven. Mam nadzieję, że Ajaxowi uda się znaleźć się w pierwszej dwójce na koniec sezonu, bo w grze pozostają tylko oni, PSV oraz na razie nieuchwytne Twente. Amsterdamczycy Imponują skutecznością – aż 80 goli strzelonych w 27 spotkaniach!

Higuain w Hiszpanii znowu strzela, tym razem 3 bramki w spotkaniu Realu na wyjeździe z Valladolid. Dzięki temu jest wiceliderem strzelców z 19 trafieniami, ustępując jedynie Messiemu, który również zdobył w ten weekend hat-tricka.

niedziela, 14 marca 2010

It's showtime!

W ogóle to w piątek zawirusował mi się komputer po tym, jak wszedłem na stronę Bayernu i wszystko zaczęło mi sie zamulać - filmiki na youtubie, fifa, gg itd. Wkurwiło mnie to ostro i postanowiłem odciążyć dysk D, więc zgrałem ponad 40 giga muzyki na 10 płyt DVD. Potem zrobiłem defragmentacje obydwu dysków. Z racji, że defragmentacja trwała długo, to nie mogłem nic robić na kompie i oglądałem sobie telewizję, w której puszczali film Beetlejuice z 1988 roku.

No i spodobał mi się, a ze względu na to, iż bajką o tym samym tytule jarałem się w dzieciństwie, postanowiłem sobie zacząć znowu ją oglądać. Tym razem na youtubie i oczywiście po angielsku, bo po pierwsze nie ma innej opcji, a po drugie tak jest fajniej. Ogólnie to jest chore gówno i nie polecam ludziom o słabym zdrowiu i tym, którzy nie oglądali tego w dzieciństwie, bo pewnie im się nie spodoba i nie ogarną zajawki.

Nie oglądać tego w dzieciństwie? Kurwa, kto tego nie oglądał, jak był mały, to miał nieźle zjebane dziecieństwo:
http://www.youtube.com/watch?v=jk_vvQ4uq_o

Nie da rady umieścić tego intra na stronie niestety, więc trzeba wejść w linka. Za to mozna umieścić ten wstęp, ale jest on gorszy od poprzedniego, co nie zmienia fakty, że jest dobry, bo wszystko związane z tą bajkę jest co najmniej dobre:



No i tak z innej beczki to zajarałem się Peerzet'em dzięki Makaveliemu. Jest to o tyle sukces, że ja po prostu niezbyt trawię gości z polskiego podziemia, a wyjątkiem był i jest VNM. Dochodzi teraz do niego Przemuś, który jest tekstowo dla mnie mistrzem. Dwuznaczności i follow-upy sypią się jak dziwki z tanich dyskotek.

piątek, 12 marca 2010

Kidz In The Hall - Land Of Make Believe

Jestem totalnie zawiedziony tą płytą. Można by rzec, że rozczarowanie jest podwójne, bo poprzednie dokonania grupy bardzo lubię oraz cenię. Niestety ten krążek z nimi ma tylko tyle wspólnego, co fakt, iż wydała go ta sama ekipa.

Przede wszystkim tekstowo to dzieło jest porażką. Dostajemy zbyt wiele linijek na temat dziewczyn, wyznawania im miłości i wszystkiego związanego z tym. Mało tego, bo w aż 4 utworach Kidz In The Hallz użyli jakiegoś syntezatora głosu pokroju autotune’a. Nie wiem, co to jest dokładnie w każdym razie wyszło naprawdę beznadziejnie. Kolejna rzecz, to ogólnie zbyt cukierkowa atmosfera. Mówiłem już o tekstach, ale refreny są po prostu szczytem spartaczenia.

Mało plusów znalazłem na tym albumie, bo to jak szukanie igły w stogu siana, ale jednak ową igiełkę znalazłem. Tym plusikiem jest fakt, iż można znaleźć kilka na serio fajnych i treściwych wersów, ale niestety sposób w jakie one zostały podane słuchaczowi pozostawia wiele do życzenia. Akurat tutaj zrobię wyjątek i żadnych fragmentów nie przytoczę, bo musiałbym posłuchać ,,Land Of Make Believe” po raz drugi, by je spisać, a nie chcę mieć z tą płytą już nigdy do czynienia.

Co do bitów, to właśnie one również tworzą zbyt przesłodzony klimat albumu. Wiadomo, że są różne gusta i może komuś opisywany materiał się spodoba, ale u mnie on nie zdał testu. To jest niedopuszczalne, aby Kidz In The Hall, którzy potrafili nagrywać tak wybitne numery jak ,,Wheelz Fall Off (06 Till) – świetny cover kawałka ,,93 Til Infinity” Souls Of Mischiefs – wydali taką żenadę. Murowany kandydat na listę największych rozczarowań 2010 roku. Nawet okładka jest totalnie beznadziejna. Będę tym razem Ruthless jak Records i dlatego…

1/10

Naturalnie jak Te Tris nie dam linka do żadnej nuty, bo po co? Gówna mamy wystarczająco na trawnikach.

Grieves - The Confessions Of Mr. Modest

Kolesiem jaram się od niedawna, a jest świeży na rap scenie, bo zadebiutował w 2007 roku. Urodził się w Chicago, dorastał w Seattle, a obecnie mieszka na Brooklynie. Owy materiał jest trzecim w karierze, a pierwszą epką. Miałem wysokie oczekiwania odnośnie niego, bo 2 poprzednie krążki mnie zdeklasowały. No i się nie zawiodłem.

Teksty Grievesa są refleksyjne, osobiste, poruszające i po części przygnębiające – taki truskulowy C.O.S.. Robi muzykę ambitną, otwartą dla ludzi, nie boi się bezpośrednio opowiadać o swoich emocjach, uczuciach oraz problemach. Artysta to prawdziwy poeta na mikrofonie, który niebanalnie potrafi przedstawiać sytuację, używając przy tym nierzadko przenośni. Oto kilka ciekawych linijek, które wywarły na mnie wrażenie z ,,The Confessions Of Mr. Modest”:

i live for the moment, never let dark clouds change me
or make me be a person that I'm not
cuz if I gonna die now, then I'd rather die proud for the fact
that i went out and gave everything I got

this whole thing is like a knife in the back I can't grasp it
I feel like I'm flooding alone, it's my casket

the rain came down like a blanket
and insulated the streetlights, turned the gutter to rivers

Muzycznie epka również spisuje się wyśmienicie. Brzmienie jest organiczne, urozmaicone i doskonale pasujące do dołującego klimatu wersów. Muszę dodać, że raper również potrafi zaśpiewać. Na tym materiale serwuje nam jeden taki utwór i mimo że na początku trochę jego wykonanie zajeżdżało mi autotune’m, to po kolejnym przesłuchaniu bardzo mi się podoba. Co ciekawe, to fakt, iż tematyka tej nuty odbiega od ogólnego klimatu ,,The Confessions Of Mr. Modest”. Predyspozycje wokalne u artysty są także na wysokim poziomie.

Kończąc, dodam, że jestem pod niebotycznym wrażeniem twórczości Grievsa i bez problemu ląduje w moich pięciu najlepszych białych raperach globu. Przedstawiona pozycja to zdecydowanie najlepszy materiał, jaki miałem przyjemność słuchać w 2010 roku i chciałbym postawić ocenę maksymalną, ale należy pamiętać, że to niestety jest jedynie epka…

9/10

Mój ulubiony track:

czwartek, 11 marca 2010

Podsumowanie Ligi Mistrzów 9 i 10 marzec

Wtorek

Fiorentina – Bayern

Gospodarze od początku grali bardzo wysoko, ale przez pierwsze kilka minut nikt nie miał przewagi. Z czasem Fiołki coraz śmielej poczynali sobie na murawie, a gra gości nie kleiła się zbytnio. Trzeba podkreślić, że od początku był to dość agresywny mecz, w którym było można obserwować walkę. Fiorentina stosowała pressing, a Bawarczycy nie byli w stanie rozgrywać piłki i uciekali się do grania długimi podaniami, ale nic z tego nie wynikało. Dopiero w 21 minucie Niemcy utrzymali się dłużej przy piłce i wymienili sporo podań. Wydawało się, że lider Bundesligi zaczyna łapać wiatr, to w 28 minucie strzał z ponad 30 metrów obronił Butt, ale przy dobitce Vargasa nie miał szans i było 1:0 dla Włochów. Źle zachował się van Buyten, który nie zaasekurował bramkarza Bayernu. W 30 minucie Klose zastąpił kontuzjowanego Gomeza. Natomiast zaledwie 3 minuty później w doskonałej sytuacji znalazł się Robben, ale jego petardę z 10 metrów fantastycznie wybronił jeden z najlepszych bramkarzy Serie A – Frey. Fiołki mimo prowadzenia nie cofnęli się i atakowali już na połowie swoich przeciwników. Jeszcze w 45 minucie uderzał głową Klose, ale bardzo niecelnie. To wszystko, na co było stać przyjezdnych w 1 połowie – bardzo niewiele.

Od razu w 2 połowie Włosi zaatakowali i mieli kilka okazji m.in. jedną po katastrofalnym błędzie Badstubera z 49 minuty, ale bramkarz podopiecznych van Gaala zachował się genialne i wybronił strzał. Fiorentina miała przewagę, a Jovetic w 54 minucie po ładnej akcji strzela na 2:0. Sytuacja Bayernu nie była jeszcze tragiczna, bo strzelona bramka dawała dogrywkę. Bawarczycy atakowali i w dobrych sytuacjach znajdowali się Robben, Klose i Van Bommel… który to zdobył gola ładnym strzałem po pięknym zagraniu Ribery’ego. Mecz nabrał tempa. Ze strony przyjezdnych próbował Ribery, a ze strony miejscowych Jovetic, który podwyższył na 3:1. Nie bez winy znowu pozostaje Daniel Van Buyten, który rozgrywał słabą partię. Od tego momentu było wiadomo, że dogrywki nie zobaczymy. Nie minęła minuta, a wręcz boskim strzałem bramkę dla Niemców zdobywa Robben i było już tylko 3:2 dla Fiołków. Po tym Fiorentina atakowała, a Monachijczycy się przeważnie bronili i wyprowadzali kontry, ale widać było, że grają na czas i nie śpieszyło im się z ostatecznym wykończeniem. Trochę zbyt egoistycznie grał Robben. Włosi walczyli, ale ich ataki z czasem traciły na impecie i mecz ostatecznie skończył się wynikiem 3:2, który dał awans Bawarczykom.

Było to niesamowicie emocjonujące, zacięte i trudne spotkanie dla Bayernu. Formacja obronna popełniała sporo błędów. Wyróżnić jednak muszę młodego Abale, którego poczynania podobały mi się. Posiadanie piłki Niemcy mieli większe, bo 58 procent, podań wymienili prawie 2 razy tyle, co Fiora, ale mając na uwadze dwumecz oraz to w jakich okolicznościach zwyciężyli w pierwszym spotkaniu, można dojść do wniosku, że awans im się nie należał. Jednak z drugiej strony należy pamiętać, że przy bramce Jovetica na 2:0 też był spalony. Fakt, że nie był taki ewidentny, jak w meczu na Allianz Arena, ale był. Nie wiadomo, co by się stało, jakby bramka na 2:0 dla Florencji nie została uznana, bo wysunięcie wniosku, że reszta meczu potoczyłaby się podobnie, a więc padłby pozostałe gole i byłoby 2:2, nie jest właściwe. Jednak taki rozwój sprawy traktuję jako pewnego rodzaju rekompensatę za niesłuszne wyeliminowanie Chelsea przez Liverpool w 1/2 Ligi Mistrzów 2004/2005. Cóż, to jest piłka nożna i ja mimo wszystko jestem szczęśliwy, że się udało.

Arsenal – Porto

No i moje przewidywania się sprawdziły z wielką nawiązką, bo Kanonierzy rozbili Portugalczyków aż 5:0. Wyśmienity mecz zaliczył Bendtner, który zdobył hatricka. Co prawda nie był on klasyczny, ale 3 gole ląduje na konto Duńczyka. Mimo że Anglicy nie mieli wyraźnej przewagi w posiadaniu piłki, to już w statystyce oddanych strzałów ogromną. 12 razy uderzali celnie na bramkę Heltona, a Porto zaledwie 3 razy celowało w światło bramki strzeżonej przez Almunie. Miałem przyjemność oglądać niesamowicie obszerny skrót z tej rywalizacji, bo aż 17 minutowy i jestem pod wrażeniem gry podopiecznych Wengera. Praktycznie cały czas siedzieli na Smokach i nie pozwalali im na nic. Bardzo podobał mi się w ekipie gospodarzy Nasri, który strzelił zdecydowanie najpiękniejszą bramkę z wtorkowych i środkowych spotkań Ligi Mistrzów, ośmieszając 3 graczy Porto w polu karnym. Ciężko wyróżnić kogoś poza bramkarzem w drużynie przyjezdnych, bo linia defensywna zagrała naprawdę cienko. 3 drużyna Premiership zasłużenie awansowała do grona 8 najlepszych klubów Europy.

Środa

Manchester United – Milan

Huntelaar wystąpił od początku spotkania, bo Pato jednak nie zagrał, a Beckham rozpoczął od ławki rezerwowych, ale pojawił się na boisku w 64 minucie, a kibice przyjęli go w nieprawdopodobny sposób. Zresztą nie ma się czemu dziwić, bo w końcu David jest legendą Old Traford. Nie będę się tutaj rozpisywał, bo nie ma tak naprawdę nad czym, gdyż Czerwone Diabły urządziły prawdziwe piekło Włochom, gromiąc ich 4:0. Kontrolowali spotkanie cały czas, a Rooney popisał się 2 bramkami i potwierdził po raz kolejny, że jest obecnie najlepszym napastnikiem świata.

Real Madryt – Olympique Lyon

Niestety w telewizji nie puszczali tej rywalizacji, a mi zależało, aby ją obejrzeć, więc musiałem zapłacić 6zł SMS’em, by móc oglądać. Królewscy zaczęli z grubej rury, bo już pierwsza akcja w bodajże 15 sekundzie mogła przynieść im prowadzenie, jednak Kaka przegrał pojedynek sam na sam z Llorisem. Już druga dogodna sytuacja dała bramkę gospodarzom, którą w 6 minucie zdobył Ronaldo po pięknym podaniu Gutiego. Real przeważał, a strzelić następne gole próbowali Kaka, Ronaldo i Higuain. Ze strony Francuzów odpowiedział jedynie Toulalun w 19 minucie. Lider ligi hiszpańskiej swobodnie operował podania w środku pola, a w 25 minucie przed znakomitą szansą stanął Higuain, który ogradł bramkarza Lyonu, ale trafił w słupek. Gracze Pellegriniego nadal napierali, ale okazji nie wykorzystali Ronaldo i dwukrotnie Higuain. Przyjezdni praktycznie w ogóle nie nękali Casillasa i wynik do przerwy nie uległ zmianie.

Trener Olimpique dokonał 2 zmiań – Gonalons i Kaellstroem weszli za Makouna oraz Boumsonga. Lyon zaatakował i mieli 4 szanse, ale okazji nie wykorzystali m.in. Delgado oraz Govou – albo bronił Casillas, albo niecelne strzały. Ze strony Hiszpanów odpowiadali Kaka oraz Higuain. Widząc co się dzieje, opiekun Królewskich wprowadził w 62 minucie Van Der Vaarta za Granero. Mecz stał się wyrównany, zupełnie nie przypominał tego, co się działo w pierwszej połowie. Obie ekipy mogły strzelić gola. W 76 minucie stało to, czego nikt w Madrycie nie zapomni – Pjanic strzela na 1:1. Na murawie pojawił się Raul w miejsce Kaki. Gospodarze rzucili się na gości jak wygłodniały lew na zwierzynę, ale nie byli w stanie wbić piłki do bramki. Czas upływał, Galaktyczni atakowali całym zespołem i narażali się na kontry. Francuzi mogli zdobyć jeszcze 2 bramki, bo w idealnych sytuacjach znaleźli się Lisandro i Delgado, ale znaczenie chybili. Wynik spotkania nie uległ zmianie.

Cóż mogę powiedzieć. Dramat ekipy Hiszpańskiej jest niesamowity, bo znowu zatrzymują się na 1/8, a mając na uwadze, że mają najmocniejszy skład od czasów Figo, Zidane’a i Ronaldo, że ich przeciwnik to już słabsza drużyna niż kilka lat temu, ciężko będzie się z porażką pogodzić. Ja również jestem zawiedziony. Nie jestem fanem Realu Madryt, ale byłem bardzo ciekawy ich poczynań i śledziłem je dość dokładnie od początku sezonu. Wkurza mnie to podniecanie się Barceloną od kilku lat, a ciągła krytyka i psioczenie na Królewskich. Chciałem, aby finał odbył się właśnie między Realem, a Chelsea. Wiadomo, wolałbym Bayern – Chelsea, ale patrząc REALnie (co za ironia), to właśnie Madryt oraz The Blues byli moimi kandydatami do gry w finale. Poza tym kibice Barcelony znowu będą mieli pożywkę, zapominając, że ich klub dostał się 2 razy do finału dzięki sędziom, a za ostatnim razem to już w ogóle był skandal. Ja pierdolę. Jestem zawiedziony i wkurzony. Koniec imprezy!

środa, 10 marca 2010

Verbal Kent & Kaz One - Brave New Rap (2009)

1)How We Figured It Out (Intro)
2)Dedicated
3)Wars R' Us
4)Remove The Gag
5)Questions
6)Snake Fuckers & Androids
7)Friends (Interlude)
8)Suck A Grenade
9)Fast Rapping Time
10)Identity Theft
11)Verbal Assault
12)Silly Rapper, Vomitting Is For Kinds (Interlude 2)
13)Big Bang
14)Fast Forward
15)Fath
16)Power Pt. 2

To tak na początku można zadać sobie pytanie – kim w ogóle jest Verbal Kent? Otóż jest to biały artysta, który reprezentuje Chicago, a rapem się zajmuje, jak sam mówi w jednym ze swoich numerów (konkretnie ,,Burden Of Proof”), od czasu, kiedy zginął 2Pac - I started rapping once Pac passed on - więc totalnym nowicjuszem, jeżeli chodzi o staż w rap-grze, nie jest.

Poznałem go 3 lata temu i pobrałem debiutancki album „What Box”, który mi zaimponował niesamowicie. Myślałem wtedy, iż to jest jedyna płyta w dorobku artysty, ale myliłem się, bo na tamte czasy wydał jeszcze ,,Move With The Walls”. W każdym razie jest on twórcą nietuzinkowym, którym ostatnio znowu się zajarałem i postanowiłem wrócić do pierwszego krążka i sprawdzić resztę dyskografii, która w żadnym wypadku mnie nie zawiodła.

Zdecydowałem się zrecenzować najnowsze dziecko Verbal’a, które jednak nie urodził tym razem sam, ale wraz z Kaz One, który odpowiadał za produkcję i też ma białą skórę. Obaj panowie znali się od 2001 roku, kiedy to spotkali w jednym z klubów w Chicago. ,,Brave New Rap” jest owocem ich znajomości, który jest soczysty, świeży i smakuje wyśmienicie.

Nie często zwracam uwagi na intro, a nawet jak zwracam, to też rzadko ono mi się podoba, ale tym razem było zupełnie inaczej. Verbal i Kaze rozmawiają na temat obecnej sytuacji w rapie, a mianowicie, że MC stanowi tło dla producenta, ludziom nie chodzi o teksty, a jedynie o brzmienie. Natomiast w starych czasach było inaczej. Chłopaki dochodzą do wniosku, że skoro ich wizje artystyczne pokrywają się w stu procentach, to nagrają płytę właśnie dla siebie i takich ludzi jak oni.

Kenta zawsze cechowały nie tylko mocne, bitewne wersy, w których rozprawiał się z abstrakcyjnymi odbiorcami czy słabymi raperami, ale również ciekawe obserwacje związane z rzeczywistością. Na ile to brzmi banalnie, nie trzeba nawet dywagować, ale po zapoznaniu się z twórczością tego człowieka banał zmienia się w sztukę.

Na tym albumie biały artysta poruszył wiele wątków. Krytykuje ludzi, którzy są potwarzą dla tej kultury, nazywa się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, jeżeli chodzi o nagrywanie nieskazitelnego, prawdziwego rapu. Już w pierwszym kawałku na krążku podkreśla, że jego kawałki są dla słuchaczy, którzy doceniają to, co w rapie najlepsze. Zarazem jednak, z lekką nutą ironii, domaga się rozgłosu oraz sławy:

I’m sick of this fronting
I want a video on youtube with more views
than Obama and Hilary fucking

Doskonale rozumie, że ściąganie płyt z internetu zabije tą kulturę i mówi o tym otwarcie, używając trafnej, zaczepnej linijki, w której występuję gra słów, a konkretnie kalambur:

you can download this
but you can’t down load the gun in your mouth


Takie wersy są bardzo charakterystyczne dla Verbal’a, który w całej swojej karierze nigdy od nich nie stronił. Po prostu koleś potrafi uderzyć z mocnej rury:

God raps too, i was created in his lightness
met him on a mountain top, showed me the way to recite it

my verses are having a deep presence
I make rappers’ mothers wanna get reverse seed section

if you are a bad rapper, you find a death waiting
the way I choke you with a mic cord is quite breathtaking


Jak widać w powyższych linijkach Kent ma bardzo dużą siłę liryczną, interesująco i niebanalnie przedstawia sytuacje. Otwarcie przyznaje, że jest gotowy, aby walczyć na rymy.

Nie można mu również zarzucić braku ciekawych konceptów na utwory. Doskonałym przykładem jest nuta ,,Remove The Gag”, w której gościnnie udzielają się Ill Bill oraz Wordsworth. Każdy raper wypadł bardzo dobrze i nawinął budzącą respekt zwrotkę. Po każdej z nich wchodzi refren, który brzmi:

this was bound to happen
I found your favorite rapper wack
so I found him and gag him
asked him who best rapper is, remove the gag
he said XXX and the best producer is Kaz


W zależności od tego, po kogo zwrotce następuje refren, w miejsce XXX wchodzi właśnie ksywa danego zawodnika. W uwagi, że artyści występuje w kolejności Ill Bill, Wordsworth oraz Verbal Kent, to w takiej kolejności pojawiają się ich ksywki w refrenie.

Twórca ubolewa nad obecnym stanem muzyki. Nie podoba mu się poziom prezentowany przez znaczną ilość mainstreamowych twórców. Tęskni za Golden jak State Erą, stara się w swojej twórczości nawiązywać do tamtych czasów. Obrywa się też wytwórniom, którym zarzuca, iż podpisują kontrakty z beznadziejnymi artystami. Wszystko to bardzo dobrze jest ujęte w refrenie, którego najistotniejsza część brzmi:

what do you think would happen to rap
if you had to be ill to be known
if fame that came from spitting
was dependant on the skills that you show

Wykonanie mi się niesamowicie podoba, bo owe linijki są lekko podśpiewywane w tym samym czasie przez tekstowego gospodarza płyty oraz jakąś babkę. Nie mam pojęcia, kto to jest, ale ma piękny głos. Naprawdę bardzo mi się podoba, to dodaje impetu przekazywanym treściom, które, jak nie trudno zauważyć, mają wartość.

Zaznaczyłem, że Kent porusza sporo wątków na ,,Brave New Rap” i tak właśnie jest, bo nie ogranicza się jedynie do wyżej wymienionych tematów. Poważne kwestie pojawiają się na przykład w ,,Identity Theft”. Artysta mówi m.in. o ogłupianiu i manipulowaniu ludźmi od ich najmłodszych lat. Wspomina o tym, że rasizm jest i zawsze będzie nieodłącznym elementem życia, gdyż jest on ludziom wpajany przez system. Nie omieszka również zahaczyć o wszechobecny egoizm, które cechuje naszą rasę.

we born racists just admit it
you wanna us to be committed
to hating whoever’s skin is tinned

we made a few mistakes
I can’t imagine what behaves in a way
that is more selfish than human race


Jest to na serio bardzo konkretny kawałek, w którym można znaleźć mnóstwo inteligentnych, a przede wszystkim prawdziwych wersów. Wspomnę jeszcze o jednym – raper nie zamierza poddawać się systemowi i zachęca do walki o prawa.

Generalnie końcówka płyty jest bardziej dojrzała i zaangażowana tematycznie. Mamy osobisty i emocjonalny numer ,,Fast Forward”, w którym Verbal opowiadają na temat relacji z dziewczyną. Pojawia się konkretny tekstowo track ,,Faith” z gościnnym udziałem Braille’go oraz ,,Power Pt. 2”. Ten ostatni jest follow-up’em do, moim zdaniem, zdecydowanie najlepszego kawałka gracza z Chicago ,,Power”. Tematyka naturalnie ambitna.

Kilka słów chciałbym poświęcić również skitom, których generalnie nie aprobuje. Tutaj jednak jest inaczej. Nie jest ich dużo, bo tylko 2, ale bardzo mi się podobają, gdyż są humorystyczne. No i po prostu pasują do całości, nie stanowią zapychaczy.

Różnorodność w bitach jest widoczna. Mamy spokojniejsze ,,Dedicated”, tajemnicze ,,Questions”, bardziej żywe i niekonwencjonalne „Wars R Us” czy też szybkie ,,Verbal Assualt”. Produkcja jest ogólnie rozmaita, nie ma powielania schematów i na pewno nie można powiedzieć, że podkłady są do siebie podobne, bo ich styl jest po prostu inny. Kaz One odwalił kawał dobrej oraz solidnej roboty.

Verbal Kent potrafi odnaleźć się na każdym bicie, bez względu na jego tempo. Budzący szacunek, elastyczny sposób płynięcia po podkładzie muzycznym połączony z pozostającym w pamięci głosem sprawia, że słuchanie tracków firmowanych przez artystę jest przyjemnością, a dla mnie to i nawet zaszczytem.

Kończąc, dodam, że jestem niezmiernie zadowolony, iż miałem okazję przesłuchać ten album. Reprezentant Chicago mnie nie zawiódł nigdy, a tym krążkiem potwierdził tylko, że jest w wysokiej formie i czekam na kolejne płyty spod jego ręki.

Oto moja ulubiona pozycja z ,,Brave New Rap":