niedziela, 28 lutego 2010

Top 10 kawałków XXI wieku z USA

Przedstawię 10 moich ulubionych utworów, które wyszły na światło dzienne w XXI wieku. Selekcja była naprawdę trudna i dlatego nie ponumeruje kolejności, gdyż to Mission Impossible jak Tom Cruise. Brałem pod uwagę około 50 kawałków, których słuchało mi się nie tyle co dobrze, ale z pasją i które będą w stanie przetrwać próbę czasu. Nie starałem się patrzeć, którego rapera bardziej lubię, cenię, czy uważam, że ma lepsze płyty, ale tylko na to, którym kawałkiem się jarałem mocniej. No i starałem się oczywiście zachować różnorodność. Wyszło mi takie coś:

Akrobatik – Remind My Soul

Zdecydowanie najlepszy track utalentowanego artysty z Bostonu, do którego powracam nierzadko. Ostatnio nawet się nim ponownie jaram, dlatego od niego zacząłem tworzyć listę. Akrobatik to wszechstronny tematycznie i nietuzinkowy raper, który porusza różne kwestie. „Remind My Soul” to utwór konceptowy. Mamy 5 krótkich, ale treściwych zwrotek, które kończą się praktycznie tak samo – najpierw MC nawija o pewnych problematycznych kwestiach, a na końcu powołuje się na postać historyczną (a konkretniej przedstawiaja jej domniemaną reakcję) związaną z owymi problemami.

we thought to worship these rappers and athletes and actors
many who think they better in the walk right passed ya
it's what you do off camera and off the court
that really makes you worthy of the people support
but some brothers get those millions and forget how to behave
Arthur Ashe must be turnin' in his grave
like remind my soul

Piękna nuta, a niesamowity bit dodaje jej tylko uroku


C.O.S. – Stress

No tak, kiedy jakikolwiek numer tego Latynosa ma tytuł przywołujący na myśl ciężkie i trudne wydarzenia lub chwile, można się spodziewać, że wykonanie powali na kolana jak wczorajszy wynik meczu Chelsea – Manchester City. Nie inaczej jest w przypadku „Stress” – najlepszego utworu z „The Whole Truth”. C.O.S. co prawda rymuje tylko jedną zwrotkę i mimo że goście (m.in. Crookwood znany z ,,Till Somebody”) zaprezentowali się dobrze, to gospodarz ich zdeklasował. Mógłbym napisać wszystkie jego linijki, bo są genialne, ale ograniczę się do kilku:

cause every morning that i wake up shit ain’t change
I got so much on my mind just trying deal with this game
no matter how much I drink, the pain is there
it’s just as soon as another bottle gone, the pain is there
still rain is pouring on me, I’m still all wet
I’m still cold, I’m still looking for someone to hold
I still stroll through the hood like it ain’t no thang
I still snatch a bitch from you like a thick gold chain

Świetna, emocjonalna, poruszająca zwrotka na uderzającym bicie z super flow artysty tworzy wyśmienity track. Niestety nie ma go na youtubie :(

Little Brother – Speed

Jak słuchacze jedynie polskiego rapu usłyszą kawałek ,,Speed”, to powinien im się skojarzyć bit, gdyż sampel z tej nuty znalazł się w utworze ,,Ławka, chłopaki z bloku” Numer Raza. W każdym razie „Speed” to kwintesencja życiowego rapu. Phonte i Big Pooh stworzyli wyśmienity, trafny tekst na temat życia, a mówiąc ściślej tempa życia, które jest, jak można się domyśleć z tytułu, zbyt szybkie.

another day to face,
I'm share cropping in the paper chase
take a deep breath and clear my database
it's afternoon I'm talking shit to my alarm clock
cause I gotta face this world of capitalistic onslaught

we turning early morning late night times

Amtrak Monday morning to come back rides
catch a couch on the weekend, a place I rarely did sleep in

Wersy, jak widać, są konkretne, a to przecież tylko jest przedsmak tego, co nas czeka w tej nucie. Refren jest wyborny i doskonale pasuje do reszty.


Atmosphere – Your Glass House

To, co Slug oraz Ant zrobili w tym kawałku przechodzi moje pojęcie. Na pierwszy rzut oka kawałek jest na temat imprezy, a raczej tzw syndromu dnia następnego – kaca. Jednakże, czy taki ktoś jak Slug nagrałby takie coś? Odpowiedź jest oczywista – nie. „Your Glass House” ma drugie dno. Niesamowicie fotograficzny opis, jaki zaserwował nam ten biały raper, jest metaforą. Ja uważam, iż niemożność rozpoznania przez bohatera (bohaterki) opowieści swojego domu po powrocie z ostrej imprezy, jest równoznaczna z niemożnością rozpoznania samego siebie oraz beznadziejności w jaką bohater wpadł w życiu. Niekoniecznie musi być to związane z byciem alkoholikiem, ale inną osobą, niż się było jakiś czas temu.

hangover ain't a strong enough word
it don't describe what just occurred


now what you need is silence and
you don't want no one to see you like this
maybe you don't recognize it but

this is your home this is where your life lives

Duża zasługa w tym utworze również leży w podkładzie Ant’a, który jest przeszywający i idealnie pasuje do tematyki. Co prawda jest do tego teledysk, ale on w ogóle mi się nie podoba, dlatego go nie umieszczę.


Betrayl – Blunted On A Rainy Day

Temat przewałkowany na tym blogu nie raz, dlatego nie chcę mi się znowu tego robić. Musiałbym napisać to samo, a nie ma sensu się powtarzać – genialna uliczna poezja. Z nowych rzeczy, to przytoczę inne wersy i powiem, że dowiedzialem się, iż ,,The Life N Death Of My Hood nie jest debiutanckim albumem artysty! Wydal w 2005 roku jeszcze ,,My Heartz In The Hood". Dam też linka do youtuba na zasadzie, że się wyświetli na blogu – ale ze mnie Genius jak GZA!

pain is my teacher I wait to the cheeba
whether the blunt is set up, everyday getting deeper
gonna see him in casket, one last time to hug him
at least he knows know niggas that really love him


love of money brought me so much hood pain
I need a sexy ghetto queen with a good brain

sun might be out now but later it could rain


Digital Underground – Blue Sky

Zaskocznie, bo ta pozycja to istny oldschool w porównaniu do innych, ale tylko pozornie. „Blue Sky” to track pochodzący z najnowszego albumu byłej ekipy 2Paca, wydanego w 2008 roku o nazwie „Cuz A D.U. Party Don't Stop”. Jednak sama obecność owej nuty jest zaskoczeniem, mając na uwadze mój stosunek do Digital Underground, bo uważam ich za po prostu słabą ekipę. Niemniej jednak znalazła się jedna czarna owca, w której futerku się zakochałem i dlatego ,,Blue Sky” ląduje na liście. Najlepiej wypadł Shock G, a kawałek jest idealny na letni relaks, bit oraz refren mnie hipnotyzują, a tekst jest dobrym uzupełnieniem.

self-defense is the only reason i clap cats
otherwise? No, I’m above that

it’s very likely out here in Cali
you ever date one like Lucy Lu? I do
and I got a J. Lo clone too
see, her ass is one of the biggest asses
but she passed it on the night that I met her
so it made mind better
sometimes not famous one be even badder

if sexing is sinning then devil is winning
and he’s been winning since the very beginning
when we was swimming, women
they flock like birds in the summer
I watch ‘em migrate to these big cities one after the other
got nothing but love my brothers
and when they hop hop hop at each other
I’ll be busy getting numbers


Nie ma niestety tego kawałka w necie, dlatego też ilość przytoczonego tekstu (raczej poprawie) to nadrobi.

Blue Scholars – Back Home

Kolejny deut po Atmospohere, który się tutaj znalazł. Geologic jako raper i Sabzi jako producent – oboje spisali się co najmniej doskonale. Rymująca część Blue Scholars dostarczyła bardzo mądrego tekstu, w którym można odnaleźć naprawdę inteligentnych i co ważne prawdziwych, a zarazem niestety smutnych wersów na temat społeczeństwa. Geologic poruszył kwestie, jak system wykorzystuje ludzi, sprawiając, że społeczeństwo staje się coraz bardziej ogłupiane i cierpią niewinni oraz ich bliscy. Zwrócił uwagę, jak ważna jest właściwa edukacja dla młodej części społeczeństwa oraz nieukrywanie prawdy.

in each mind resides a potential so potent
they make us think we ain't got it
if we did then we'd control shit

No i jeszcze przytoczę całą 2 zwrotkę, bo bije po oczach:

and somewhere a soldier kissed his family goodbye
and he was walking like a warrior the water in his eyes
he left in late September said he'll be back in July
now the child is asking mommy "Why did daddy have to die?"
she says he fought for freedom, but she knows it's just a lie
cause her father was a veteran with benefits denied
now the fire in her eyes burn brighter
with the passin' of the minutes into hours and the hours into days and

days turned to night, nights turned to face the other way
one sister strong holding down the whole family
it's just one in over three thousand casualties
and back home we battle with apathy


Nawet klip został nakręcony do tego numeru
http://www.youtube.com/watch?v=En8DwCeKa6M - niestety nie da rady umiescić linka bezposrednio na blogu.

Lil Coner – No Ordinary Thug

Zdecydowanie najlepszy kawałek Lil Coner’a, ale można by rzec, że niczym nie wyróżniający się – artysta przedstawia swój wizerunek, jak się nie trudno domyślić, wizerunek ulicznika, którym Coner niewątpliwie jest. Jednak ten utwór ma coś w sobie, co mnie do niego ciągnie i nie pozwala przestać się jarać już od trochę ponad 3 lat (pozdro dla Apoka, który mi go pokazał). Po raz kolejny atutem numeru jest świetnie zanucony (zaśpiewany?) refren tym razem przed Davinę, którą można kojarzyć z kawałków Big Tone’a. Sam tekst Lil Conera jest po prostu dobry, dla mnie wręcz idealny i nie można było stworzyć lepiej pasujących wersów do innych elementów ,,No Ordinary Thug”.

I’m fucking hoes
but i’m still looking for my true love

mama tried to raise me right but the son was a hustla
cops take me and these suckers wanna see me suffer


I walk the streets like I’m Tony Montana
and wipe the blood off my kicks with my red bandana


my life's reckless, boy it weights too much
just like guns that I carry, man I bury you fucks

No właśnie tak to wygląda od strony lirycznej, przy czym muszę zaznaczyć, że teledysk, który został nakręcony jest moim ulubionym ze wszystkich. Powala mnie jego prostata, ale również fakt, iż Lil Coner wystąpił w nim z… Uwaga! Piwem. Nie szampanem, nie whisky, a po prostu ze zwykłym, poczciwym, smakującym każdemu z nas piwem, które możemy sobie kupić w sklepie albo poprosić kogoś innego jak nie ma się wystarczająco lat jak Emancipator w czasie wydania „Soon It Will Be Cold Enough”.


Last Emperor feat. Too Poetic – One Life

W większości przypadków nie naznaczam w tytułach nut obecności gości i jedynie od czasu do czasu wspomnę o nich w opisie, ale tutaj muszę zrobić inaczej, bo to osoba Too Poetica czyni ten track genialnym i pięknym. No tak, Last Emperor w swojej zwrotce głównie zastanawia się nad tym, co może stać się z człowiekiem po śmierci, a Too Poetic walczy ze śmiercią i to wcale nie tylko w swojej zwrotce, ale w życiu, a raczej wypadałoby użyć czasu przeszłego, gdyż tę walkę, w której tak naprawdę był przegrany od samego początku, już przegrał 15 lipca 2001 roku. „One Life” był ostatnim kawałkiem, który artysta nagrał i w nim pożegnał się ze światem. Chyba, że nie muszę uzasadniać, dlaczego ten track jest zdecydowanie najbardziej poruszającym i smutnym w historii rapu.

paralyzed on the bathroom floor by pain
last month I endured, but now I can't ignore
feels like railroad spikes being stuck in my liver
am I dying? Eyes crying, body starting to shiver

test results suggest your colon and your liver
is so cancerous you got three months left
Me and Death is playing chess ever since then
my strength is the most high, my fam and close friends
The Last Emp and Set Free blessed me with a verse
staying healthy comes first
look at me things could be worst

Powyższe wersy są najbardziej istotne, ale cała zwrotka przyprawia o łzy. Na wyróżnienie zasługuje również świetnie wykonany refren przez Estero


Blu & Exile – Show Me Good Life

Ta pozycja zamyka moje top 10. Pisałem o niej dość sporo w recenzji „Below The Heavens”. Mogę tylko powtórzyć, że Blu porusza tutaj problemy, z którymi każdy z nas może się zetknąć w swoim życiu, co sprawia, iż „Show Me Good Life” staje się nam bliskim kawałkiem (nawet za bliskim, jak ktoś miał wpadkę i zrobił swojej dziewczynie niechcący dzieciaka), a jego wymowa tylko wzrasta. Zacytował naprawdę sporo w ostatniej notce związanej z rapem z owej nuty, ale nie wspominałem o zwrotce Aloe Blacc’a, który udzielił się gościnnie, dlatego zapodam trochę linijek z niej:

every day it gets colder when the breezes blow
grandmamma sat me down and said you need to know
boy, you’re little light in this world, let your heat just glow
have patient, some things take time
it ain’t no limit to the goals that you can hold in your mind


Oraz coś od Blu:

what the fuck am I supposed to do
when he’s telling me ‘Dad I need some food’?
I’m looking down at my stomach and mine is grumbling too
what can I tell him when he’s twenty-two
and he’s asking me what the fuck I was thinking
when mommy’s tummy grew?
was I scared, was I getting prepared?
or did I even think of leaving her without a father’s care?
should I tell him that it’s hell here and life ain’t fair?
or should I try to make a change when he’s pulling on my leg?

Biorąc pod uwagę wersy, które zacytowałem w tej notcę oraz w recenzji ,,Below The Heavens” to tekst prawie całego ,,Show Me Good Life” się znalazł na blogu hehe.


-----------------------------------------------------

Stworzenie tej listy było trudnym i dość żmudnym zadaniem, ale nie żałuję wysiłku w nie włożonego, bo przynajmniej konstruktywnie spędziłem sporo czasu. Mam tylko jeden mały wyrzut sumienia, że „Won’t Let Me Out” C-Murder’a, nie zmieściło się w top 10. Uwielbiam go nie mniej niż wyżej wymienione nuty, ale musiałem z wyselekcjonowanej 11, bo nie udało mi się wybrać 10, coś odrzucić losowo.

czwartek, 25 lutego 2010

Podsumowanie Ligi Mistrzów 23 i 24 luty

Wtorek

Stuttgart - Barcelona

Postawa gospodarzy od początku meczu mnie zaskoczyła, bo nie dali się stłamsić Barcelonie. Oczywiście to Katalończycy mieli przewagę w posiadaniu piłki, ale sytuacji podbramkowych było po równo. Mijały kolejne minuty, a Niemcy radzili sobie coraz lepiej i stwarzali sytuacje. W 25 minucie po dośrodkowaniu z prawej strony bramkę z główki zdobył Cacau. Stuttgart cały czas napierał i gdyby nie Valdes, brak dokładności czy też rozpaczliwe interwencje obrońców, byłoby co najmniej 2:0 dla graczy Grossa. Goście w zasadzie zagrozili po stracie gola tylko strzałem Messiego, który po interwencji Lehmana trafił w słupek. Barcelona bardzo łatwo traciła piłkę w środku pola i nawet pod swoim polem karnym. Po pierwszych 45 minutach Stuttgart zasłużenie prowadził 1:0, co i tak było najmniejszym wymiarem kary dla podopiecznych Guardioli.

Od początku 2 połowy na boisku pojawił się Henry, a mistrzowie Hiszpanii zaatakowali. Na skutki nie trzeba było długo czekać, bo już w 52 minucie Ibrahimovic, co prawda na raty i jak się potem okazało ze spalonego, pokonał Jensa Lehmana. Ogólnie to Barcelona była drużyną lepszą w drugich 45 minutach, ze Stuttgartu chyba już opadły siły, mimo to próbowali kontratakować, ale nie stwarzali tylu okazji, co w 1 części pojedynku. Wynik meczu się nie zmienił i VFB remisuje na Mercedes-Benz Arena 1:1 z Katalończykami. Taki wynik na pewno jest niespodzianką, ale jak spojrzy się na, to co działo się na boisku, trzeba powiedzieć, że jest zasłużony, a może i nawet lekko krzywdzący dla Niemców. Hiszpanie mieli chyba 66% posiadania piłki, ale strzałów celnych oddali 4, a łącznie 8, natomiast Stuttgart celnych 5, a łącznie 11. Sprawa awansu raczej rozstrzygnie się na korzyść Barcelony za 3 tygodnie, chociaż… W końcu to tylko (aż?) piłka.

Olimpiakos – Bordeaux

W pierwszej części spotkania gra była mniej więcej wyrównana, a w dogodnych sytuacjach podbramkowych było 3:2 dla graczy Blanca. No i to właśnie Francuzi schodzili na przerwę w lepszych humorach, gdyż w doliczonym czasie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego bramkę z główki strzelił Ciani. W drugiej połowie atakowali jedynie Grecy, którzy stworzyli sobie kilka dogodnych sytuacji, ale gorzej było ze skutecznym wykończeniem i spotkanie ostatecznie zakończyła się wynikiem 1:0 dla Bordeaux. Jest to bardzo dobry rezultat w perspektywie rewanżu za 3 tygodnie na Stade Chaban Delmas.

Środa

CSKA Moskwa – Sevilla

Mecz rozczarował po całości, a przynajmniej mnie. Pomijając już fakt, iż podczas oglądania spotkania myślami byłem na San Siro, to gra nie pozwalała w żadnym stopniu oderwać się od owych myśli. Nie działo się tak naprawdę bardzo wiele w 1 połowie. CSKA nie oddała żadnego celnego strzału na bramkę Palopa, a goście raz uderzyli celnie za sprawą Negredo i schodzili do szatni z jedno bramkowym prowadzeniem. Raczej niezasłużonym, bo to Rosjanie stworzyli sobie więcej sytuacji. 2 część pojedynku też nie była porywająca. Co prawda gospodarzom udało się wyrównać po przepięknym uderzeniu z dystansu, ale wygrać nie zdołali. Idealną sytuację na 2:1 zmarnował mniej więcej w końcówce napastnik CSKA Moskwy. Mówiąc krótko, było to spotkanie bez historii i to Sevilla jest bliżej, jak się mylę pierwszego w historii klubu, ćwierćfinału Ligi Mistrzów.

Inter MediolanChelsea Londyn

Czyli istny hit i pożywka dla fanów piłki nożnej. To nie miał być zwykły pojedynek, w końcu to walka Jose Mourinho kontra Chelsea Londyn. Osobiście spodziewałem się tutaj raczej piłkarskich szachów, wzajemnego badania przez większą część meczu, a co dostałem?

Już w 3 minucie meczu gospodarze objęli prowadzenie. Sneijder zostawił piłkę Diego Milito, który w prosty sposób ograł Terrego i pokonał bramkarza The Blues. Opiekun Mediolańczyków ze spokojem przyjął tę wiadomość – pokiwał głową, chcąc powiedzieć ,,tak być musiało”. Od tego momentu lider Premiership zaatakował. Akcje Chelsea się kleiły, nie brakowało dokładnych podań oraz strzałów. Na bramkę Julio Cesara, który jednak wystąpił w meczu, uderzali Anelka, Ballack, Drogba (4 razy, w tym raz w poprzeczkę po rzucie wolnym), Kalou (2 razy), Mikel oraz Lampard. Włosi odpowiedzieli jedynie uderzeniem Eto’o, gdyż bronili się cały czas. Dopiero od 30 minuty sytuacja na boisku się zmieniła, ponieważ lider Serie A zaczął dochodzić powoli do głosu, a akcje graczy Ancelottiego nie były tak częste i składne. W ekipie gospodarzy próbowali m.in. Sneijder, Eto’o oraz Maicon. Dobrą partię rozgrywał Salomon Kalou, a zupełnie niewidoczny był Anelke. Wynik do przerwy nie uległ zmianie.

Na 2 połowę obie ekipy wyszły bez zmian w składzie. Chelsea atakowała i w 50 minucie genialny rajd przez praktycznie całe boisko przeprowadził Ivanovic, który wysunął piłkę Kalou na 20 metr, a gracz z Afryki pokonał golkipera Interu ładnym strzałem i było 1:1. Mediolańczycy od razu rzucili się do ataku i na efekty nie trzeba było długo czekać, gdyż już w 55 minucie Cambiasso petardą z lewej nogi z dystansu dał prowadzenie gospodarzom 2:1. Mecz nabrał rumieńców. Kilka minut później z powodu kontuzji boisku plac gry opuścił Cech (który ma juz sezon z głowy), a w jego miejsce wszedł Portugalczyk Hilario. Nie miał on jednak okazji do interwencji, ponieważ to Chelsea cały czas atakowała. W 65 minucie w idealnej sytuacji nie był w stanie pokonać Julio Cesara Frank Lampard. Mijały minuty, The Blues próbowali, ale nie mogli przedrzeć się przez solidną defensywę graczy Mourinho. Szczególnie imponował Lucio, którego Van Gaal oddał za tak naprawdę grosze, biorąc pod uwagę jego umiejętności. Mecz stał się nudny dla oka, gdyż Włosi po prostu bronili korzystnego wyniku i wybronili go do ostatniej minuty.

Trener gospodarzy, mówiąc, że drużyny z Anglii są słabe taktycznie udowodnił to, a przynajmniej na pewno w kontekście tego meczu, gdyż pokonał Chelsea skuteczną taktyką. Rewanż za 3 tygodnie zapowiada się ciekawie. Jak na razie...


Jose Mourinho 2:1 Chelsea Londyn

wtorek, 23 lutego 2010

Zapowiedź Ligi Mistrzów 23 i 24 luty

Wtorek

Stuttgart – Barcelona

Teoretycznie to pojedynek Dawida z Goliatem jak Biblia. W praktyce może być różnie, bo to piłka nożna i skazywani na porażkę gospodarze mogą nie przegrać. Jednakże będzie to niesamowicie trudne zadanie. Sam Aleksander Hleb, który przebywa na wypożyczeniu w niemieckiej ekipie z Barcelony, stwierdził, iż jego zespół na 10% szans na zwycięstwo. Trudno się z tym nie zgodzić, bo Katalończycy to zespół grający w zdecydowanie silniejszej lidze, dysponujący lepszą kadrą i bardziej doświadczony w Europie. Jeżeli chodzi o osłabienia kadrowe to podopieczni Christiana Grossa muszą zagrać bez lewego defensora – Arthura Boki. W drużynie z Hiszpanii na pewno nie zagrają Abidal oraz Keita, a niepewny jest występ Dani Alvesa i Xaviego. W każdym razie nawet bez tej czwórki skład, który może wystawić Guardiola, wygląda imponująco. Mimo że zarówno VFB jak i FCB w ostatnich spotkaniach ligowych grają dobrze i zwyciężają, to nie sądzę, aby Niemcy byli w stanie nawet zremisować.

Olimpiakos – Bordeaux

Francuzi są bez wątpienia największa rewelacją Ligi Mistrzów, bo jako pierwsi zapewnili sobie awans do 1/8, wygrywając po drodze z takimi sławami jak Bayern i Juventus. Grecy natomiast wyszli z najsłabszej grupy, gdzie rywalizowali z Arsenalem, Standardem Liege oraz AZ Alkmaar. Biorąc pod uwagę ostatnie mecze ligowe, to gospodarze wypadają trochę lepiej, ale trzeba zaznaczyć, iż Ligue 1 jest po części silniejszą ligą niż grecka. Nie orientuje się w kadrze Olimpiakosu, ale Bordeaux ma naprawdę solidnych graczy i jedno poważne osłabienie – Alou Diarra nie zagra. W dwu meczu uważam, że ekipa Blanca okaże się lepsza, natomiast w Grecji mogą polec. Z ciekawostek dodam, iż spotkanie poprowadzi bardzo dobrze znany i lubiany przez Polaków Howard Webb.

Środa

CSKA Moskwa – Sevilla

Tak naprawdę to znalazłem tylko jeden argument, który przemawia z Rosjanami – warunki atmosferyczne. Hiszpanie nie są przyzwyczajeni do gry w tak niskich temperaturach, jakie panują w największym kraju świata. Tak to wszystko wskazuje na gości. Sezon trwa, a więc są w transie gry i mimo że porażki przeplatają ze zwycięstwami, to dzieje się to w drugiej najsilniejszej lidze świata, gdzie zajmują 4 miejsce. Poza tym zespół personalnie mają silniejszy – Navas, Negredo, Kanute to są nazwiska. Nie wymieniłem Fabiano, gdyż nie zagra z powodu kontuzji. Może w zimnej Moskwie gospodarze będą w stanie zremisować, ale już w rewanżu na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan zostaną pokonani.

Inter MediolanChelsea Londyn

Tak naprawdę to jest coś więcej niż mecz. Mourinho kilka lat temu powiedział, że chciałby trafić na Chelsea i ich zabić, a już od tygodnia podgrzewa atmosferę tekstami „drużyny z Anglii są słabe taktycznie”. Cały The Special One. O tej konfrontacji mógłbym jebnąć esej jak u Grabowskiej, ale I’ma chill jak Cormega.

poniedziałek, 22 lutego 2010

23 kolejka Bundesligi i trochę więcej

Piątek

Pierwszy mecz tej kolejki miał miejsce pomiędzy a Hoffenheim a Borussią Monchengladbach, czyli ekipami z mniej więcej środka tabeli. Goście prowadzili nawet już 2:0, ale ostatecznie gospodarze popisali się wielką determinacją i doprowadzili do wyniku 2:2. Podział punktów, który tak naprawdę pewnie nie zadowala żadną ze stron, ale sądzę, iż obydwa zespoły na bank pozostaną w Bundeslidze.

Sobota

Spotkanie, które mnie najbardziej interesowało, a więc Norymberga kontra Bayern znowu nie oglądałem od początku z powodu kłopotów z transmisją. Dopiero od 13 minuty mogłem obserwować, co się dzieje na Frankenstadion. Wicemistrzowie Niemiec byli osłabieni kadrowo, gdyż kontuzje wykluczyły z gry Van Buytena oraz Ribery’ego. No, a na placu boju działo się niewiele. Monachijczycy co prawda byli wizualnie stroną przeważającą, gdyż częściej atakowali bramkę Schafera, niż gospodarze brnęli w pole karne Butt’a, ale groźnych sytuacji było jak na lekarstwo po obydwu stronach.

Jestem trochę zaniepokojony, bo to już jest 4 mecz z rzędu podopiecznych Luisa Van Gaala, w którym nie są w stanie narzucić rywalowi własnego stylu i nękać bramkę przeciwnika jak rój rozwścieczonych szerszeni. Pierwsza jakaś groźniejsza akcja miała miejsce dopiero w 25 minucie. Było jeszcze kilka dośrodkowań oraz rzutów rożnych zarówno dla Bayernu jak i Norymbergi, ale golkiperzy i defensorzy wychodzili zawsze obronną ręką. No, ale do czasu. W 37 minucie Olic zagrywa do Gomeza, a on z lewej strony pola karnego posyła piłkę po ziemi na 11 metr, do której dobiega Thomas Muller i pokonuje Rafaela Schafera. Wynik do przerwy był 1:0 dla przyjezdnych.

Generalnie też miałem problemy z transmisją drugiej połowy, ale gra Bayernu nie wyglądała porywająco. W dodatku stracili bramkę po w 57 minucie i zrobiło się nerwowo. Fakt, że Robben zszedł po pierwszej połowie (chyba kontuzja, ale pewny nie jestem), a w jego miejsce pojawił się Altinton (nie rozumiem, czemu nie Pranjic) na pewno nie pomógł Monachijczykom. Wicelider Bundesligi miał tak naprawdę tylko 2 bardzo dogodne okazje. Najpierw Gomez po serii zwodów Mullera dostał podanie w pole karne, ale zbyt mocno dośrodkował (a może to był strzał?) do Olica. W 77 minucie również Gomez nie był w stanie pokać Schafera w sytuacji nie mal 100 porcentowej. Genialną interwencją popisał się bramkarz gospodarzy. Mimo że przez ostatnie 15 minut goście ciągle atakowi, to albo Schafer stawał na przeszkodzie, albo brakowało skutecznego wykończenia.

Wynik meczu nie uległ zmianie i broniąca się przed spadkiem Norymberga przerywa wyborną passę 13 zwycięstw z rzędu gości. Punkt dla gospodarzy niewątpliwie na wagę złota, a Bayern wyraźnie jest w małym dołku. Nie chodzi mi o wyniki, bo te są na razie i tak znakomite, ale o styl gry. Jeszcze dochodzi do tego fakt, że nie wiadomo, co będzie z Riberym oraz Robbenem, który nie wróży zbyt dobrze, a przecież w najbliższych spotkaniach trudne mecze m.in. z Hamburgiem i rewanż z Fiorentiną na wyjeździe…

Pozostałe sobotnie mecze

Borussia Dortmund, która przegrała ostatnie 3 mecze, wraca na właściwą drogę, pokonując na Westfalenstadion 4:1 katastrofalnie grający Hannover. Warto wspomnieć, że 2 pierwsze gole dla gospodarzy wpadły po stałych fragmentach gry. Dla przyjezdnych trafia wypożyczony z Sevilli Aruna Kone i jest to już 2 bramka reprezentanta Wybrzeża Kości Słoniowej w 3 spotkaniu w lidze niemieckiej.

Okazałe zwycięstwo odnosi również Stuttgart, deklasując na wyjeździe Kolonię 5:1. Bezlitosny tego dnia był Cacau, który (łącznie zdobył aż 4 bramki) może się poszczycić zdobyciem klasycznego hat-tricka (szczególnie 2 trafienie ładne) w 1 części meczu. Cieszy skuteczność VFB, bo może jednak uda im się nawiązać walkę z Barceloną we wtorek na Mercedes-Benz Arena…

Po dość równomiernej wymianie ciosów Mainz remisuje z Bochum 0:0. Sytuacji pod bramkami nie brakowało, ale skuteczności tak. Dla przyjezdnych, którzy okupują 12 miejsce w tabeli, jest to już 7 mecz z rzędu bez porażki.

HSV Hamburg nie może ustabilizować formy – remisy przeplata ze zwycięstwami. Fakt, że ich rywale czyli Eintracht Frankfurt spisują się bardzo dobrze jest niepodważalny, ale jak gospodarze myślą o włączeniu się w walkę o Ligę Mistrzów, muszą takie mecze wygrywać. Szczególnie, że mieli przewagę i mogli strzelić niejedną bramkę. Możliwe, gdyby van Nistlelrooy był sprawny (kontuzja uda uniemożliwiła występ), podopieczni Bruno Labbadii odnieśliby zwycięstwo.

Niedziela

Tego dnia na boiskach w Niemczech zostały rozegrany aż 3 spotkania. O 15:30 Freiburg podejmował Herthę Berlin. No i wreszcie goście zagrali na miarę swoich możliwości – skutecznie i bardzo dobrze. Zwycięstwo cieszy podwójnie, bo nie dość, że było 3:0, to jeszcze Freiburg to bezpośredni rywal Berlińczyków w walce o pozostanie w Bundeslidze.

O 17:30 miał miejsce najciekawszy pojedynek tej kolejki – dobrze grający Werder, podejmował jeszcze lepiej spisującego się lidera z Leverkusen. Mecz zakończył się wynik 2:2, a Bremeńczycy ratują punkt w ostatniej minucie za sprawą Mertesackera. Warto odnotować, że katastrofalny błąd przy 1 golu dla gospodarzy popełnił najlepszy, moim zdaniem, bramkarz ligi – Rene Adler.

Wilki odnoszą wreszcie pierwsze zwycięstwo od 10 meczy i to nad wymagającym rywalem, który było Schalke. Wolfsburg co prawda przegrywał do przerwy 0:1, ale po zmianie stron 2 bramki huknął Grafite i gospodarze pokonali 3 drużynę w tabeli Bundesligi. Tutejsi mogli wygrać wyżej, ale kilka razy słupek oraz poprzeczka ratowały Neuera.

Tak prezentuje się bieżąca tabela:

1)Bayer L – 49 punktów
2)Bayern – 49 punktów (gorszy bilans bramek)
3)Schalke – 45 punktów
4)Hamburg – 40 punktów
5)Borussia D – 39 punktów

Inne

W środę oraz czwartek grała też 1/16 Ligi Europejskiej. Było kilka interesujących spotkań, wśród nich Ajax kontra Juventus, który chciałem oglądać, ale nie udało się. Juve zwycięża na Arenie 2:1, co tylko potwierdza, że wracają do formy (zresztą w ostatniej kolejce ligowej też notują wygraną). Niemieckie drużyny nie wypadły najgorzej – Hamburg pokonuje u siebie 1:0 PSV, Werder po nie najgorszej grze ulega na wyjeździe 0:1 Twente, Hertha szczęśliwie remisuje w Berlinie z Benficą 1:1, a WFL osiąga dobry rezultat w Hiszpanii remisując 2:2 z Villareal.
Mając na uwadze wyniki, sądzę, że raczej Hertha nie da rady awansować, a pozostałe ekipy jak najbardziej mają szanse i co najmniej dwóm się uda.

W Anglii Chelsea po słabym meczu zwycięża na wyjeździe z Wolverhamton 2:0, co daje im już 4 punkty przewagi nad Manchesterem United, który ulega Evertonowi w Liverpoolu. Arsenal tak jak Chelsea zdobywa 3 punkty, pokonując 2:0 Sunderland. Patrząc na tabelę, widzimy, iż Chelsea, Manchester oraz Arsenal będą się liczyły w walce o mistrzostwo, a za 2 miesiące pewnie już tylko The Blues i Czerwone Diabły, bo Kanonierzy nie wytrzymają, jak zresztą ma to miejsce zwykle. Niżej w lidze jest ostry ścisk i Liverpool może mieć poważne kłopoty nawet w znalezieniu się w pierwszej 6, jak nie będą regularnie wygrywać.

W Italii przewaga Interu stopniowo topnieje. W sobote remisują i to naprawdę po fatalnym meczu w Mediolanie z Sampdorią. 2 zawodników gospodarzy – Samuel oraz Cordoba – zostało ukaranych czerwoną kartką przez arbitra. Przyjezdni atakowali praktycznie cały czas, ale nie udało im się odnieść kolejnego zwycięstwa z rzędu. Roma i Milan są coraz bliżej Interu, ale nadal podopieczni Mourinho zachowują bezpieczną przewagę kolejno 5 i 7 oczek nad tymi rywalami. Juve, dzięki ostatnim zwycięstwom, już jest na 4 pozycji.

niedziela, 21 lutego 2010

Blu & Exile - Below The Heaves (2007)

1)My World Is...
2)Simply Amazin'
3)Juice N' Dranks
4)Cold Hearted
5)Good Life (Show Me)
6)Blu Colla Workers
7)I Am...
8)Dancing In The Rain
9)Party of Two
10)No Greater Love
11)The Narrow Path
12)In Remembrance...
13)First Things First
14)Soul Amazin'
15)Life's a Gamble
16)The World Is...

Powyższy duet reprezentuje San Pedro w Kalifornii, ale w żadnym wypadku artyści nie są związani z gangsta-rapem, co może sugerować ich pochodzenie dla przeciętnych słuchaczy. Exile jest bardziej doświadczonym zawodnikiem, bo w rap-grze był już w latach 90-tych, jako część składu Emanom. Dla Blu „Below The Heavens” to pierwsza oficjalna płyta, której jest częścią. Uprzedzając trochę to, co napiszę od razu zacznę, iż było to Wejście Smoka jak Bruce Lee!

Ową płytę miałem przyjemność słuchać pod sam koniec marca 2009. W ogóle to najpierw Lewy podesłał mi kawałek ,,Dancing In The Rain’, który wywarł na mnie kolosalne wrażenie i zachęcił do ściągnięcia całego albumu. Po pierwszym przesłuchaniu było dobrze, ale dopiero po 2 sprawdzeniu (oczywiście na słuchawkach w skupieniu, leżąc sobie na łóżku, bo jak to mówi Chino XL „sound without focus is just noise”) zajarałem się na całkowicie.

„Below The Heaves” to wyśmienity krążek, który jest z jednej strony pozytywny, przyjemny, a z drugiej pełen wartości życiowych, osobisty, emocjonalny i wypełniony linijkami dotyczącymi egzystencji, z którymi może się utożsamić każdy zwykły człowiek czyli na przykład You & I jak Rakim. Najlepsze jest właśnie to, że słuchając tej płyty możemy się poczuć jej częścią, gdyż takie jak poniższe wersy mogą być częścią naszego życia:

it's six o'clock I'm hopping' out of the bed
rain fallin', callin' ex but my phoneline is dead
I guess my bills ain't paid
no ride to work for the day
second option hop the bus but there's a traffic delay
my boss tryppin' cause
I'm runnin' late and ain't no excuse
when I'm about to be 22 without a whip I could swoop

Nie raz przecież narzekamy na pogodę, sytuację finansową czy autobusy. Te elementy składają się również na życie Blu. Słysząc powyższe linijki naprawdę można się poczuć super. Nie dość, że człowiek się tym jara, to przedstawione sytuacje wydają się nie być mu obce. Można się fascynować tekstami na temat ulicy czy sprzedawania narkotyków, jak są fajnie ujęte, ale żaden przeciętny człowiek się z nimi nie utożsami, więc nie zrozumie ich duchem. Gospodarz płyty ma również inne problemy, który na pewno nikomu z nas nie są nieznane:
d
my lady callin' buggin' always fussin'
just cause we ain't ballin'
but it's hard because her cousin is fucking' rich
cause her husband's hustlin'

Nie można również odmówić Blu bardzo trafnych linijek na inne tematy, które już mogą stanowić bardziej poważne kłopoty, ale nadal zaliczają się do części egzystencji zwykłych ludzi:

one minute you're a baby
and the next you're sexin' without protection
and now you're holdin' a baby

W każdym razie w żadnym wypadku Blu nie wydaje się być moralizatorem, który chce pouczać każdego. Absolutnie nie. Jest po prostu trzeźwo patrzącym na świat młodym człowiekiem, który świadom jest, jakie pułapki na nas czyhają.

Trzeba zaznaczyć, że artysta nie miał łatwego dzieciństwa, bo jego ojciec rzadko bywał w domu i bił jego matkę, która przeżywała horror. Żywi wielki szacunek wobec matki, która dokładała wszelkich starań, aby wychować Blu na człowieka. Sam artysta przyznaje, że był głupi kiedyś, a od maleńkości obcowanie z pistoletami nie było mu obce:

d
I was cold hearted and young, a dumb kid with a gun
cuz fun days don't last, the last nigga to laugh
so rap fell on my tongue, numb feelings remain
and pain comes and it goes
by my wounds shows the room where my pops beat my moms
moms screamin' for help, myself hot as a sun
cold hearted and young, a dumb kid with a gun
that I got from my pops drawer
when he left my mommna twice in a week
my momma lifeless and weak
spendin' her nights in the sheets

Jeszcze, mówiąc o jego dorastaniu, dowiaduje się na krążku, że chciał zostać zawodowym graczem, ale przez porażkę w finałowym spotkaniu zaczął popalać marihuanę. Akurat te wydarzenie zeszły się z przestaniem bycia prawiczkiem:

I never smoked, played ball though it would make me choke
the way we lost the championship game by one
slow fucking hit a 3 at the buzzer
my heart sunk I started cryin I was trying to be a pro baller
my first fuck was that year and still I don't call here

Ogólnie nie mam w zwyczaju cytować tak sporo, ale tutaj jest to nieuniknione, bo same moja analiza słów Blu może nie wystarczyć, aby mieć pełen obraz tego, co mnie tak jara. Na szczyt, który jest gdzieś tam w kosmosie, raper wzniósł się w kawałku „Good Life”, gdzie rymował 1 i 3 zwrotkę. W sposób idealny, wręcz obrazowy, przedstawiają one wiele aspektów życia: odpowiedzialność związaną z wychowywaniem dziecka, sytuacje, z których wybrnięcie wymaga wiele od człowieka, kryzysową sytuację na osiedlach, rzeczy, które są naprawdę ważne w życiu. Cóż… całych zwrotek cytować nie będę (chociaż nie widzę wyjścia, aby nie posłuchać całego kawałka, jak ktoś chce mieć całkowity obraz tego, o czym pisze, bo poniższe wersy to tylko pewna część całości), ale te fragmenty tak:
d
I got dreams I ain't reached yet - ends that ain't meet yes
when it comes to being a man, shit I'm barely getting my feet wet
trying to hit reset knee deep in debt
trying to figure out how to feed a mouth that ain't got teeth yet
how the hell am I gonna show a child to be a man
when I'm twenty-two without a clue on how to take a stand

check it out, there's so much I can show you
withouht rolling through Beverly Hills
without money, cars clothes, or even ecstasy pills
I don't need weed to east me when I'm stressing for real
just close my eyes and try to think how heaven feels
just to feel good again, even though I know when
I open them it's back to the hood again
where kinds hold chrome with them
just to feel proceted, cause these videos are showing them
how to shoot fools and take their dough from them


No i na koniec kilka ostatnich linijek, które są kwintesencją tego kawałka i w ogóle mogą być uznane za uniwersalne prawdy:

fuck jewels I think my soul glows bright enough
and fuck whips I learn more when I ride the bus
and fuck rolexs bad enough that we fight for bucks
and fuck hoes cause in the end I need a wife to love


W ogóle to jest najlepszy kawałek na płycie i proponuję się na chwilę zatrzymać w czytaniu i go posłuchać, bo to jeden z najwybitniejszych tracków w całym rapie wg mnie.

Blu jest w pełni oddany muzyce o czym świadczy wers, w którym nawija, że jego broń to język, dzięki któremu może rapować. Nie zabrakło rozliczenia się z słabymi raperami, uwypuklaniu swoich umiejętności czy tzw. rapu o rapie, ale wszystko to podawane w niesamowicie kunsztowny sposób i nie ma tego zbyt wiele tak naprawdę.

Wielki podziw wywołuje we mnie umiejętności klejenia wersów przez Blu. Nawet błahy temat potrafi za pomocą swoich rymów podnieść do potęgi i wychodzi z tego coś fantastycznego. Artysta stosuje kilka gier słownych, które tylko potwierdzają, jak utalentowanym jest tekściarzem:

opinions are assholes they;re full of shit
and everybody got one

we rich now but used to be slaves
we pushing whips now we used to be whipped
rocking chains when we used to be in 'em

Blu poruszył również kwestie trudów dotyczącą wiązania swojej pasji z życiem prywatnym. Z jednej strony bycie raperem wymaga czasu, aby pisać teksty, nagrywać w studiu czy jeździć na koncerty. Z drugiej natomiast artysta pragnie szczęścia w osobistym życiu, które dałaby mu dziewczyna, ale ma świadomość, że jest to ciężkie zadanie do zrealizowania:

I'm trying to find the happiness that couples claim to be
but it's hard to balance loving when you busting over beats
sounds strange but it's hards to explain it over beats
in the lab daily rocking two or three shows a week

Więcej cytować i przedstawiać aspektów, o których nam mówi Blu nie będę (a zapewniam, że jest ich o wiele więcej, bo praktycznie każdy kawałek porusza jakiś problem), bo to ma być
recenzja, a nie próba przelania całej zawartości „Below The Heavens” na kartkę. Zawsze powtarzam, że Sir Dyno nagrywa dla nas życie, to Blu również to robi, ale jest to inne życie, w którym problemy są nie tak ekstremalnie poważne. Co oczywiście nie znaczy, że brzmią one banalnie. Perfekcyjny narrator zwykłego życia – to idealna parafraza, która opisuje artystę.

MC ma charakterystyczny, przyjemny głos i spokojny, raczej wolny, ale bardzo czysty flow. Dykcja na bardzo dobrym poziomie. Może nie rapuje tak emocjonalnie jak Slug czy Sha Stimuli, ale nie odstaje od nich zbytnio.

No to zostawiam teraz Blu w spokoju i przejdę do drugiej części tego duetu, a więc producenta. Nie poświęci mu zbyt wiele słów, bo jak wiadomo o wiele bardziej wolę i lubię przedstawiać warstwę tekstową niż muzyczną.

W każdym razie Exile wysmażył wyborne bity. Nie mogę się do niczego przyczepić. W większości są to podkłady spokojnie, z dźwiękami, które wprowadzają w nastrój wyluzowania, ale w żadnym wypadku nie nadają się, aby palić pod nie marihuanę. Czytałem kiedyś opinie, że są one monotonne momentami i w zasadzie nie różnią się zbytnio, co za tym idzie im dłużej się słucha, tym wszystko się ze sobą zlewa. Ja się z tym nie zgadzam, bo mimo że wielkiej różnorodności nie ma, to zasypiać na pewno nie pozwalają nam wersy Blu, które zaskakują często. No chyba, że kogoś w ogóle nie interesuje liryka, to wtedy może mieć problem.

Kończąc, powiem, że z jednej strony żałuje, iż sprawdziłem ten album dopiero po 2 latach od wyjścia, a z drugiej jestem niesamowicie szczęśliwy, że w ogóle miałem okazje go usłyszeć. Do płyty powracam czasami, może nie niesamowicie często, ale na pewno regularnie. Kawałki z „Below The Heavens” nierzadko lądują u mnie w mp3, jak jeżdżę do czy ze szkoły. Jeżdżę autobusami, bo ja mam taki sam pogląd jak Blu odnośnie środkó transportu hehehe

fuck whips I learn more when I ride the bus


Tak już definitywnie zakończając dodam, że słuchanie tak wybitnych krążków jest dla mnie zaszczytem. Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości dostąpię więcej takich zaszczytów. To Duma jak Tede!

piątek, 19 lutego 2010

Big Noyd - Queens Chronicles

Tym razem na tapetę bierzemy rap z Queens Bridge, a konkretnie Big Noyd’a, którego uważam za najostrzejszego (tuż po Tragedy Khadafim) tekściarza z tej dzielnicy Nowego Jorku.

Raper zaprezentował się co najmniej dobrze, no jak prawdziwy wojownik ulicy. Przedstawia rzeczywistością gangsterską, która nie jest kolorowa – spluwy, obawa o własne życie, morderstwa, hustlerka, pozerzy, szacunek. Można się spodziewać wersów typu:

gangsta like De Niro, a hood filler
cap peeler, dope dealer, dough getter
who realer? no nigga

it's a code of the streets but it ain't no rules
just liek the odds against me but I ain't go lose

it's ride or die gangstas don't cry
your beef is my beef even when the slugs fly

Reprezentant Queens Bridge zaatakował również pośrednio T-Pain’a. Smaczku dodaje jeszcze kilka kondensacji znaczeniowych w wersach. Przytoczę dwie:

I'm knee deeper in the street
you're just getting your feet wet

I'm in a drama I squeeze, I don't fistfight
and I ain't joking man I smoke 'em like a piece pipe

Bity są klimatyczne i chyba idealne dla tematyki, głosu oraz wizerunku artysty. Szczególnie niczego sobie są podkłady z ,,Dreams”, „QB Due”, ,,Money Time”, ,,Queensbridge Thugging”. Ogólnie krążek pod tym względem nie kuleje. Można by wymienić o wiele więcej bitów, które wprowadzają brudny klimat ulic.

No to teraz wady. Poza słabym numerem „Get It Done” dostrzegłem jeszcze tylko jedną, ale sporą - długość niektórych tracków jest zbyt krótka. Są takie, które trwają nie więcej niż 3, a nawet 2 minuty i pozostaje wielki niedosyt, bo mam ochotę posłuchać jeszcze więcej rymów Big Noyda szczególnie, jak są dobre, a na „Queens Chronicles” niewątpliwie są.

Tak kończąc powiem, że tekstowo artysta spisał się bardzo dobrze. Nie mam się tutaj do czego doczepić. Produkcyjnie album naprawdę jest dobry i byłaby wyższa ocena, jakby kawałki były dłuższe, bo to jednak jest rażący mankament dla mnie.

7/10

Mój ulubiony kawałek:




czwartek, 18 lutego 2010

Question: What is the definition of God? Anwser: Emancipator!

Kolejną już noc (i nie tylko, bo dni też się liczą) spędzam na słuchaniu instrumentalnego Boga, którym bez cienia wątpliwości jest Emancipator. Koleś mnie po prostu rozdupca totalnie, mieli jak maszynka mięso mielone, deklasuje jak Bayern Juventus, ryje banie jak Doonie Darko, jara jak zarąbisty mecz.

Jest geniuszem w każdym calu. Pochodzi z Portland i wydał do tej pory 2 mega zajebiste albumy. Pierwszy to „Soon It Will Be Cold Enough” wydany prawdopodobnie w 2007 roku, a drugi nosi nazwę „Safe In The Steep Cliffs”, który wyszedł w styczniu tego roku. Same tytuły tych płyt mnie rozwalają, wprawiają w osłupienie i po prostu niszczą. No i chuj, że nie ma w nich nic szczególnego dla większości, ale dla mnie jest.

W ogóle Emancipatora poznałem w wakacje 2008, jak spytałem westcoasta, kto wyprodukował debiut Sadistika (tak na marginesie debiut 2008 roku bez dwóch zdań). Ja nigdy nie byłem fanem tzw abstract hip-hopu, więc nie ściągałem płyty bohatera tej notki. Czas mijał i tak w czerwcu 2009 postanowiłem pobrać „Soon It Will Be Cold Enough”. Przesłuchałem 2 czy 3 razy (zdaje się, ze nawet 5), ale bez większej podjarki i nie sądziłem, że kiedyś do tego krążka jeszcze wrócę.

Nadeszły wakacje i wstąpiła we mnie Ultra jak Magnetic MCs zajawka na instrumentalny hip-hop. Działo się to w pierwszych 2 tygodniach sierpnia. Pościągałem więc płyty ludzi uznawanych za geniuszy w tej dziedzinie m.in. DJ Shadow, RJD2, Flying Lotus itd., no i naturalnie wróciłem do debiutu Emancipatora, który juz katowałem pod koniec lipca. Wtedy się w nim totalnie zakochałem. Wiele nocy spędziłem, wyglądając przez okno, patrząc na osiedle i rozmyślając o przeszłości, a w słuchawkach grał ,,Soon It Will Be Cold Enough”. Ta płyta to mega opcja na rozkminę.
Spodobała mi się najbardziej ze wszystkich instrumentalnych albumów, jakie miałem okazje słyszeć i gości od tamtego czasu dość regularnie u mnie w głośnikach czy też słuchawkach. Bardzo często, jak piszę coś w wordzie, robię ściągę lub zadanie domowe, to jej słucham. Zajarałem się nią po czasie i w 100 procentach zgadzam się z gościem, który na profilu Emancipatora na last.fm napisał ,,i think its an acquaired taste, not a fan at first but it has truly grown on me’’. Mad Props jak Da Youngstas dla tego koleżki za owe słowa.

Z 2 solowym dziełem Emancipatora miałem podobnie – na początku nie wkręcił mi się klimat, ale po kilku tygodniach jarałem i jaram się jak szalony. Teraz go nawet słucham! Ciężko mi powiedzieć, czy płyta jest lepsza od debiutu, bo obie mają tylko zalety w sobie i będę chyba ich słuchał aż po grób. Aż mnie ciarki przechodzą, jak sobie pomyślę, że artysta jest w moim wieku, a już robi tak fantastyczną muzykę.

No to teraz przydałoby się powiedzieć kilka słów na temat muzyki. Skrzypce, pianino oraz inne instrumenty klawiszowe, ale i nie tylko składają się na podkłady Douglasa Apllinga (tak brzmi jego prawdziwe imię i nazwisko które Podkłady), które są w większości spokojne z wykorzystaniem dźwięków, które uspokajają, a nawet zmuszają w pewnym stopniu do przemyśleń.. Zaznaczyłem, że w większości, bo znajduje się też utwór ciężki ,,The Darkest Evening Of The Year”. Wszedł mi na początku topornie, ale z biegiem czasu stał się jednym z moich ulubionych. Jak go słucham, to na myśl przychodzi mi całe zło naszego świata.
Niesamowicie jaram się również tytułami poszczególnych tracków, które są dla mnie dobrane idealnie. Wspomniany powyżej ,,The Darkest Evening Of The Year” czy też „All Through The Night”, ,,Bury Them Bones”, ,,First Snow”, ,,Soon It Will Be Cold Enough To Build Fires” (zdecydowanie najlepszy tytuł i moja ulubiona nuta), ,,When I Go” są esencją geniuszu. Mógłbym wymienić nawet i wszystkie nazwy kawałków, bo są perfekcyjne, ale po co?

Na koniec sypnę linkami do kilku kawałków:

Ten teledysk jest Bosski jak Roman!




Połączenie zwrotki Prodigy’ego z ,,Shookes One’s Part 2” (najlepszej zwrotki w historii rapu wg mnie) z kawałkiem Sigur Ros ,,Vaka”. Wyszła z tego Śmiertelna Kombinacja jak VNM, Smarki i W.E.N.A.

PS: Zastanawiałem się pod jaką etykietę przyczepić tę notkę, ale skoro jest o rapie, chociaż różni się stylem od pozostałych, to podepnę ją pod rap.

środa, 17 lutego 2010

Podsumowanie Ligi Mistrzów 16 i 17 luty

Wtorek 16 luty

AC Milan - Manchester United

Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 1:1, ale to Milan grał lepszą piłkę i częściej atakował. Już w 3 minucie bramkę zdobył Ronaldinho, który rozgrywał genialną partię – brał na siebie ciężar gry, z łatwością radził sobie z graczami ManU oraz zaprezentował kilka udanych technicznych zagrań. Wyborną okazję dla gospodarzy zmarnował Klas Jan Huntelaar, a niewykorzystane sytuacje się mszczą i Scholes w dość przypadkowy sposób wyrównał na 1:1 w okolicach 30 minuty.

Milan nie miał takie przewagi jak w 1 połowie, ale to goście zdobywają gola za sprawą Rooneya – genialny strzał głową w 66 minucie. Zaledwie 8 minut później Anglik użądlił ponownie w ten sam sposób i było już 3:1 dla podopiecznych Fergusona. Gracze Leonardo się nie poddali i atakowali, czego owocem był piękny gol wprowadzonego na plac gry Seedorfa w 85 minucie. Włosi mogli doprowadzić do remisu, ale nie udało się i przegrywają spotkanie 2:3. W rewanżu na Old Traford nie są pozbawienie szans, ale wygrać 2 bramka będzie ciężko, piekielnie ciężko.

Olimpique Lyon - Real Madryt

Real zagrał jedno z najsłabszych spotkań tego sezonu i co do tego wszyscy są raczej zgodni. Przegrywają w Lyonie 0:1 i robi się nerwowo, bo muszą wygrać 2 bramkami w Madrycie, a klątwa 1/8 finału ciąży na nich od sezonu 2004/2005. Przy okazji zepsuli mi kupon, ale grałem na własne ryzyko i tylko za 10 złoty, więc nie jest tragicznie.

Środa 17 luty

Bayern Monachium - Fiorentina

Spotkanie na Allianz Arena zaczęło się od mocnego uderzenia, bo już pierwsza akcja w meczu na bramkę Fiorentiny okazała się być zagrożeniem. To były jednak dobre złego początki, bo pojedynek rozczarowywał. Gracze Bayernu nie byli w stanie złapać rytmy gry, wiele podań okazywało się być niedokładnymi, sytuacji było jak na lekarstwo. Fiołki też nie imponowali, ale stosowali pressing, które uniemożliwiał Monachijczykom jakiekolwiek rozgrywanie. Było kilka okazali po obu stronach, ale można je zliczyć na palcach jednej ręki. W zasadzie jedynie Arjen Robben próbował coś zdziałać w szeregach Niemców. Dopiero w okolicach 35 minuty widowisko nabrało tempa, bo gospodarze coraz śmielej sobie poczynali. Owocem tego był gol w doliczanym czasie gry (po dość kuriozalnym zachowaniu arbitra) z rzutu karnego autorstwa Robbena po faulu na Riberym.

2 połowa była lepsza, bardziej emocjonująca i kontrowersyjna. Od początku w ekipie Monachijczyków grał Contento, który zmienił kontuzjowanego Van Buytena. Goście wyrównali po rzucie różnym, gdzie najsprytniejszy w polu karnym okazał się Kroldrup. Bayern przejmował inicjatywę, bo dążył do wyrównania, a Fiorentina ograniczała się do niebezpiecznych kontr, gdzie Butt musiał interweniować. W 66 minucie Van Gaal zdecydował się całkowicie przebudować linię ataku i wpuścił Klose oraz Olica w miejsce Mullera oraz Gomeza. Dwójka nowych atakujących wniosła sporo używienia. Natomiast w 73 minucie za uderzenie łokciem Robbena wyleciał Gobbi, a Bayern całkowicie zdominował grę i parł na bramkę Frey’a. Gola udało się zdobyć w 89 minucie autorstwa Klose, ale była ta bramka z ewidentnego spalonego.

Nie rozumiem, jak sędziowie mogli do tego dopuścić, po prostu żenada po całości. Co z tego, że jestem fanem gospodarzy, co z tego, że bramka z przebiegu gry im się zdecydowanie należała? Spalony to spalony i Fiołki przez niekompetencje tego łysego lapsa z Norwegii zostały oszukane podobnie jak Chelsea w półfinale zeszłego sezonu. Ukontentowany z przebiegu tego 2-meczu będą tylko wtedy, jak Bayern wygra we Włoszech, dzięki czemu nawet w przypadku remisu w 1 spotkania by awansowali.

FC Porto - Arsenal Londyn

W drugim środowym meczu FC Porto pokonuje przed własną publicznością 2:1 Arsenal. Fabiański na pewno nie będzie mógł zaliczyć tego starcia do udanych, gdyż zawinił przy stracie obydwu bramek, a przy 2 golu nawet popełnił podwójny błąd. Szkoda, ale rzeczywistość jest niestety brutalna

Statik Selektah - 100 Proof The Hangover

Nie znałem wcześniej Statika Selektah, a polecił mi go Yangus. Gospodarz albumu to producent, który zgromadził paru naprawdę interesujących gości m.in. Evidence, Souls of Mischief, Kool G Rap czy Smif-N-Wessun.

Tematycznie album jest urozmaicony. Dostajemy tutaj taką mieszankę, w której przewijają się pozytywny przekaz, ukazywanie trudów życia, uliczne treści, ubolewanie nad obecną kondycją rapu, wersy osobiste, o fałszywości oraz emocjonalne.

Produkcja ogólnie dobra, miła, przyjemna, spokojna w większości podkłady raczej wolne. Najlepsze brzmienie jest w ,,Get Out”, „Do It 2 Death” oraz „The Coast”. Naprawdę bardzo miło słucha się takich bitów zimową porą.

Ciężko mi wybrać najlepszy kawałek, bo mam kilka faworytów, ale takim Number 1 jak Nelly byłby ,,The Thrill Is Gone”, traktujący o obecnej kondycji rapu, gdzie nawijają Talib Kweli oraz Styles P. Moje ulubiony wersy to:

too many vultures in it
I think Nas said 'hip hop is dead'
cuz he couldn't see the culture in it
too many funny clothes, too many autotunes

I'm like god damn
they even screwed up the conscious rap

Z linijek to jeszcze ten wordplay, którego autorem jest Fashawn z „The Coast”, przykuł moją szczególną uwagę:

you don't need cellular phone to here statics/Statik
just listen to the tune or the semi automatic

Jednakże krążek posiada również wady. Kilka nut kompletnie nie przypadło mi do gustu, a to z powodu bitu, tekstu, refrenu czy klimatu. Zaliczam tutaj głównie ,,Drunken Nights’’ (mimo zaangażowanej i ciekawej tematyki), ,,Come Around” oraz ,,Life Is Short”.

Tak w sumie to się nie zawiodłem, ale też nie przeżyłem pozytywnego zaskoczenia. Jest to po prostu niezła płyta, na której każdy powinien znaleźć coś dla siebie.

6/10

Link do ulubionego tracku

wtorek, 16 lutego 2010

Zapowiedź Ligi Mistrzów 16 i 17 luty

Już dzisiaj rozgrywki wznawia najsilniejsza liga świata – Liga Mistrzów. Czekałem cierpliwie i się doczekałem. Mam nadzieję, a nawet jestem pewny, że poziomem mnie nie zawiedzie. W tym tygodniu po 2 mecze zostaną rozegrane we wtorek i środę.

Wtorek

Niezaprzeczalnym i największym hitem tego tygodnia jest rywalizacja AC Milan – Manchester United. Przypominam, że oba zespoły ostatni raz grały ze sobą w 1/2 Champions League 2006/2007 i Milan na San Siro zdeklasował ekipę Fergusona 3:0. Powtórzyć ten wynik będzie ekstremalnie ciężko, bo Milan, mimo że naprawdę nie gra źle, Ronaldinho w tym sezonie prezentuje co najmniej dobry poziom, to jest daleki od formy sprzed 3 lat. Dodatkowo w ekipie gospodarzy zabraknie rewelacyjnego Borriello. W jego miejsce zagra prawdopodobnie (i ku mojej uciesze) Huntelaar.

Manchester ma kłopoty ze środkiem obrony. Wiadomym jest, że nie zagra Vidic i niepewny jest występ Ferdinanda. Mimo wszystko uważam, że to goście powinni się czuć pewniej w tym spotkaniu. Są zespołem solidniejszym, równiejszym, z doświadczonym szkoleniowcem, mają w perspektywie rewanż na własnym obiekcie i przede wszystkim w składzie mają Rooneya – prawdopodobnie najlepszy napastnik na Wyspach obecnie. Zapowiada się na pewno interesujące widowisko, które przeoczę i obstawiam, że skończy się remisem.

W drugim wtorkowym meczu Lyon podejmie naszpikowany gwiazdami i niebezpieczny Real Madryt. No cóż, mając na uwadze formę Lyonu oraz to jaką potęgą personalną dysponuje wicemistrz Hiszpanii, nie mam wątpliwości, że z tego meczu gospodarze nie wyjdą raczej zwycięsko. Tak naprawdę z kluczowych graczy Pellegriniego zabraknie kontuzjowanego od dłuższego czasu Pepe. Real ma Kakę, Higuana czy Ronaldo i nawet na będącego w wybornej formie Llorisa to powinno wystarczyć. Obstawiam tutaj zwycięstwo Królewskich, ewentualnie remis.

Środa

W ten dzień zostanie rozegrane najbardziej interesujące mnie spotkanie, a więc Bayern kontra Fiorentina. Nie śledzę Fiołków jedynie oglądam skróty ich meczów. W każdym razie w lidze grają słabo, bo nie wygrali od 4 meczy okupują zaledwie 11 pozycję. W dodatku na pewno nie zagrają środkowy obrońca Alessandro Gamberini oraz napastnik Adrian Mutu. Oczywiście nie można nie doceniać Włochów, bo mają w swoich szerach naprawdę dobrych zawodników jak Gilardinio, Frey czy Vargas.

W każdym razie Bawarczycy są w Lepszej Formie Niż Kiedykolwiek jak Mezo, mimo ostatnio mizernej postawy środkowych defensorów. W wielkiej formie są Robben, Van Bommel, Butt czy Muller. Ogólnie potencjał ofensywy Monachijczycy mają ogromny. Dodając do tego fakt, że w szeregach wicelidera Bundesligi nie zabraknie żadnego ważnego gracza oraz że mecz jest grany na Allianz Arena, zwycięstwo to jedyna możliwość. Mecz obejrzę oczywiście za drobną opłata przez Internet, bo te warchlaki z TVP oczywiście nie puszczają Bayernu…

Ostatni mecz LM tego tygodnia to pojedynek w Portugalii, gdzie 3 zespół ligi FC Porto będzie podejmował Arsenal, który również u siebie w lidze jest na 3 pozycji. Kompletnie nie interesuję się ligą portugalską i nie wiem, co napisać o gospodarzach. W każdym razie w kadrze Kanonierów zabraknie Arshavina, Songa i niepewny jest występ Gallasa, a Vermanlen zagra na środkach przeciwbólowych. Nie mam zdania, co do wyniku.

Canibus - Melatonin Magik

Postanowiłem zrobić taką serię notek, w których będę raczej pobieżnie wyrażał swoje odczucia i oceniał w skali od 1-10 albumy wychodzące w bieżącym roku w Polsce jak i USA.

No i będę sobie je oznaczał osobnymi etykietami, a więc „Polska 2010 płyty” oraz „USA 2010 płyty”, abym potem ich nie szukał, przeglądając wpisy w etykiecie ,,rap”, jak będę chciał mieć całkowity i wyraźny obraz moich wypocin.


Na pierwszy ogień idzie najnowsza płyta Canibusa, która mnie nie zawiodła od strony lirycznej w żadnym wypadku. Raper dostarczył, jak zresztą ma to w zwyczaju, rymów będących klasą samą dla siebie, używając przy tym niebanalnego słownictwa, a więc rozumienie wymaga pewnej znajomości języka angielskiego.

my lyrics too advanced for the average block hustler

Wersy bitewne oraz trochę takich obserwacji okiem zwykłego człowieka, dotyczących różnych spraw się tutaj znalazły. Z dobrych linijek mogę wyróżnić przede wszystkim:

I’ve been dealing with hate since 1998
I punished the industry by dominating mixtapes


the most abusive mc in hip hop music
lyrically you can’t do shit


Cytować więcej nie będę, bo to ma być w miarę krótki przegląd. Flow Caniego cały czas taki sam – ostry, zadziorny, a głos szorstki. Interesującym jest fakt, że ten nietuzinkowy raper zdissował Eminema, a przede wszystkim KRS One’a! Miałem nie cytować już, ale muszę to zrobić:

you pushed D-12 to the side to sign Voltron 5
if Proof was alive he’d be dying inside
you ain’t no hip hop messiah
you a bitch because you dissed Mariah
shit like that is supposed to be private
I’mma fry you on behalf of Mariah and Michael
put you back on them drugs, make you suicidal
you can’t shut the record down nigga its viral
when you use the word nigga just remember your idols

Slim Shady you coward because you scared to rap with me
the only black man you respect is 50
and the greatest rapper of all time was dead right
you Dead Wrong, you shouldn’t have even been on that song

how many mc's must get dissed
before somebody whispers 'don't fuck with bis'
my Survival Skills surpass Kris, watch this
you got a rap for every mc, go get it then
why you dickride Def Jem, they're not your friends
make your mind up, I thought you was not with them
fucking comedy, speaking on flawed philosophies
you will never give props to Keith
or Canibus for Undergods release

Eminemek oberwał ładnie, The Teacha również. Liczę, że zaatakowane strony odpowiedzą, bo nie mogę się doczekać, jak Canibus zrobi z Eminemka (tak nie lubię go bardzo) papkę dla kotów po raz kolejny. KRS One jako bitewny MC raczej nie wygra z Canim, ale może być ciekawie.

Wracając do płyty, to lekką wadą są bity. Odniosłem wrażenie, że gospodarz albumu znowu nie dostał podkładów na miarę swoich umiejętności tekstowych. Nie twierdzę, że warstwa muzyczna jest zła, bo naprawdę niektóre kawałki mają świetne podkłady, ale ogólnie jest średnio.

Podsumowując, jest to solidna produkcja, ale naprawdę ciężko mi powiedzieć, czy zmieści się w moim top 10 tego roku. To wszystko będzie zależeć od poziomy innych krążków, które będę miał okazje sprawdzić w nadchodzących miesiącach.

7/10

Moja ulubiona nuta

poniedziałek, 15 lutego 2010

22 kolejka Bundesligi i trochę więcej

Piątek

Po wygranej na własnym terenie. z przedostatnią w tabeli Norymbergą 2:1, Borussia Monchengladbach wskakuje na 11 pozycję z 13. Sytuacja przyjezdnych robi się coraz bardziej nieciekawa, gdyż czekają ich ciężkie przeprawy w najbliższych tygodniach – z Bayernem u siebie, z niebezpiecznym i będącym w dobrej formie Bochum na wyjeździe oraz z Leverkusen przed własną publicznością.

Sobota

Szykowały się co najmniej 3 interesujące rywalizację, z których miałem przyjemność oglądać 2 – Leverkusen – Wolfsburg oraz oczywiście Bayern – Borussia D.

Obejrzałem na początku mecz Leverkusen kontra Wolfsburg. Faworyt był tylko jeden, a był nim lider Bundesligi, który od początku spotkania czuł się lepiej i prowadził grę. Stworzyli kilka sytuacji podbramkowych, ale nie takich, aby golkiper mistrzów Niemiec musiał interweniować.

Wilki bardzo rzadko atakowali, inicjatywa należała do Aptekarzy, którzy jednak dopiero zmusili Lenza do interwencji w 25 minucie po groźnym uderzeniu. Z czasem przewaga gospodarzy rosła i z przyjemnością oglądało się akcje, jakie budowali, wymieniając sporo podań, co zresztą charakteryzuje grę Bayeru w tym sezonie.

Wolfsburg bronił się tylko, ale w 26 minucie Dzeko, po niedokładnym podaniu Hyypi, przechwycił piłkę na 40-metrze, popędził z nią na bramkę tutejszych, oddał strzał po ziemi w długi róg, ale Rene Adler był na posterunku. Od tego momentu sytuacji strzeleckich przybyło, jednakże Wilki ograniczali się do niezbyt udanych kontrataków.

Bramkarza gości testowali jeszcze Hyypia oraz Kissling, ale za każdym razem Lenz spisywał się co najmniej poprawnie. Do przerwy wynik się nie zmienił, a widowisko nie mogło nużyć, chociaż był to ogólnie mecz jednostronny.

W 48 minucie fatalny błąd popełnia Lenz, który nie jest w tanie złapać dośrodkowania z rzutu wolnego, a sytuację wykorzystuje Reinartz, dając gospodarzom prowadzenie. Aptekarze przeprowadzali atak za atakiem - strzelał m.in. 2 razy Barnetta, 2 razy z przewrotki Derdiyok i raz Kissling ale bramki nie udało się zdobyć.

Wilki nie miały praktycznie nic do powiedzenia. Ich akcje, jeżeli oczywiście jakieś powstawały, były szarpane i niedokładne. Powiadają, że do 3 razy sztuka i tak też było na Bay Arena - w 68 minucie piękną bramkę z głowy po dośrodkowaniu z wolnego zdobywa Turecki napastnik gospodarzy. Po raz kolejny Simon Lenz nie pozostaje bez winy.

Leverkusen zdecydowanie dominował w każdym elemencie gry nad WFL’em. Jednakże w 79 minucie po asyście Misimovica gola na raty – po pierwszym strzale fantastycznie broni Adler - zdobywa Edin Dzeko, dając jeszcze gościom nadzieje na remis. Bayer mógł podwyższyć wynik na 3:1, ale okazji nie wykorzystali m.in. Kissling oraz Derdiyok.

W 89 minucie pod bramką Adlera w idealnej sytuacji znalazł się Josue, ale nie był w stanie umieścić futbolówki w bramce. Chwile potem swoich sił próbował Misimovic, ale jego strzał wybronił golkiper lidera ligi, a poza tym był spalony. W 92 minucie Kissling przegrał pojedynek praktycznie z pustą bramką.

Wynik meczu się nie zmienił. Aptekarza pozostają co w czołówce, a Wolfsburg spada coraz niżej w tabeli i już praktycznie nie ma żadnych czas, aby w przyszłym sezonie grać w europejskich pucharach.

Pozostałe

Stuttgart ponosi w końcu porażkę po serii zwycięstw, ulegając na własnym obiekcie Hamburgowi, w składzie którego od 65 minuty grał Van Nistelrooy. To właśnie Holender okazał się być katem, który przy wyniku 1:1 zdobył 2 bramki dla gości. Co jest fenomenem to fakt, że Ruud strzelił gola po pierwszym kontakcie z piłką. Podopieczni Bruno Labbadii w końcu wygrywają spotkanie, co daje im jeszcze jakieś szanse w walce o pierwszą trójkę.

Thomas Schaff tym razem przeżywał orgazm, gdy jego Werder deklasował do przerwy na wyjeździe Hannover 4:0. Ostatecznie skończyło się na 5:1 dla przyjezdnych. Ekipa Mirko Slomki ponosi już 7 porażkę z rzędu i jest zdecydowanie najsłabszym zespołem Bundesligi, mając na uwadze ostatnie 7 kolejek. Bremeńczycy natomiast zwyciężają 2 raz po rząd i tracą już tylko 2 punkty do miejsca gwarantującego start w Lidze Europejskiej, które na razie okupuje Borussia Dortmund.

Bochum ogrywa przed własną publicznością 2:1 Hoffenheim i oddala się już na 8 oczek od strefy barażowej. Co więcej, ekipa Heiko Herrlicha jest niepokonana od 6 spotkań. Wieśniaki, mimo zdobycia 3 punktów tydzień temu, wracają do normalności, a więc do porażek i nie mają żadnych szans na wyższą lokatę niż środek tabeli.

Hertha Berlin zaledwie remisuje na Olympiastadion z FSV Mainz 1:1. Nie wykorzystując potknięcia Norymbergi oraz Hannoveru, nie zmniejsza znacznie do nich dystansu i nadal pozostaje na ostatnim miejscu w Bundeslidze. Najbliższe ligowe mecze Berlińczycy rozegrają z Freiburgiem na wyjeździe oraz u siebie z Hoffenheim i trzeba je po prostu wygrać, jak myśli się o pozostaniu w najwyższej klasie rozgrywkowej. Będzie na pewno trudno, bo w między czasie dochodzi dwumecz z Benficą w Lidze Europejskiej…

18:30 - Hit

Bayern Monachium vs Borussia Dortmund to prawdziwy klasyk Bundesligi, bo mierzyły się 2 największe klubu w historii niemieckiej piłki i ten że klasyk zamykał sobotnią serie spotkań. Miałem problemy z sopcastem i dopiero od 10 minuty mogłem oglądać mecz, kiedy już Bayern przegrywał 0:1 po bramce z 5 minuty strzelonej przez Zidan’a.

Z powtórek, które potem zobaczyłem, wyglądało to tak, że Weidenfeler wybił piłkę z pola karnego na połowę Bayernu i fatalny błąd popełnili dwaj środkowi obrońcy wicelidera Bundesligi. Najpierw Demichelis, a potem Van Buyten, którzy źle obliczyli lot piłki, przepuszczając ją, a do niej dopadł Mohammed Zidan i pokonał Butta.

Akcje Monachijczyków nie kleiły się tak jak zwykle i to Dortmundczycy stwarzali większe zagrożenie. Z upływem czasu wicemistrzowie Niemiec atakowali coraz śmielej, mieli kilka rzutów różnych, dograć w pole karny, ale nie przynosiło to wymiernego efektu.

Za to w 18 groźne uderzył na bramkę gospodarzy Grosskreutz., jednak Butt świetnie wybronił. W 20 minucie bardzo ładnie odwrócić się z piłką Mario Gomez, gubiąc obrońców BVB, znalazł się sam na sam z Zieglerem, ale defensorzy do spółki z bramkarzem zdążyli przeszkodzić Niemcowi w skutecznej egzekucji.

Zaledwie minutę później niebezpiecznie strzelał Muller, ale bramkarz przyjezdnych wybił futbolówkę na rzut rożny. Jeszcze w tej samej minucie, po wykonaniu rogu, potężnie z ponad 25 metrów huknął Mark Van Bommel i piłka po rykoszecie znalazła drogę do bramki Borussi. Było więc już 1:1.

Podopieczni Luisa Van Gaala totalnie przejęli inicjatywę, akcje tworzone przez nich miały polot, aż miło się patrzyło. W 25 minucie po faulu na Lahmie z wolnego uderzył Robben, ale Ziegler wypiąstkował piłkę przed pole karne. 2 minuty później Muller wywalczył futbolówkę z prawej strony, następnie dośrodkował, ale obrońcy gości wybili na róg.

Dortmundczycy praktycznie się tylko bronili, mimo że próbowali wyprowadzać jakieś kontry, ale były one szybko przerywane przez Bawarczyków. Jednak od 30 minuty oblężenie bramki oraz pola karnego żółto-czarnych wyraźnie zmalało. Gra toczyła się głównie w środku pola.

W 37 minucie zza polar karnego strzelał Gomez, ale za wysoko. Trzeba przyznać, że Borussia nie pozwalała Monachijczykom na nieustanne ataki i sama zaczęła wyprowadzać coraz to groźniejsze akcje ofensywne. W 42 minucie sam na sam po ograniu Demichelisa znalazł się Lucas Barrios, ale Hans Jurg Butt wyszedł ze starcia zwycięsko. 1 połowa zakończyła się wynikiem 1:1.

Goście wyszli na 2 połowę skoncentrowani i na początku rozbijali ataki Bayernu, ale już w 50 minucie Muller zagrał w pole karnego do wbiegającego z lewej flanki Ribery’ego , który popisał się fantastycznym podaniem do wchodzącego w pole bramkowe Robben’a, a Holender nie miał problemów z trafieniem i było 2:1.

Przyjezdni z Dortmundu próbowali nawiązać walkę na Allianz Arena, ale nie byli w stanie. Ich ataki były neutralizowane bez większych problemów, a dośrodkowania z wolnego wyłapane przez Butta. Za to W 57 minucienie celnie i słabo strzelał Ribery.

Widząc, jak się mają sprawy, podopieczni Jurgena Klopa zaczęli grać ostrym pressingiem już na połowie rywala. Dzięki temu wywalczyli kilka piłek w różnych strefach placu gry. W 61 minucie po faulu Demichelisa na Zidanie z rzutu wolnego strzelał Barrios, ale piłka przeszła ponad poprzeczką.

Minutę później, Robben zagrał trochę za mocną piłkę do wychodzącego na ewentualną akcję 1 na 1 z bramkarzem gości Gomeza, który nie dobiegł do podania. Gracze z Westwalstadion poczynali sobie coraz lepiej i odważniej. W 64 minucie bardzo dobrze zachował się bramkarz Bayernu, który wybił piłkę na róg po akcji z rzutu wolnego. Po rzucie różnym również wykazał się świetnym refleksem.

Kiedy wydawało się, że Dortmund będzie w stanie wyrównać, Ribery zagrywa prostopadłą piłkę do Gomeza, który ucieka bez problemu Hummelsowi i strzela na 3:1 dla gospodarzy. Stało się to w 65 minucie. Przyjezdni odpowiadają dośrodkowaniem Błaszczykowskiego i niecelnym uderzeniem Barriosa.

Gra się wyraźnie zaostrzyła, a w 72 minucie na murawie pojawił się Ivica Olic w miejsce Ribery’ego. W 73 minucie Lucas Barrios uderzał, ale był to strzał bardzo niecelny. Chwilę potem w ekipie Klopa miała miejsce podwójna zmiana za Kubę i Zidan’a weszli Gotze i Hajnal.

Borussia umiejętnie utrzymywała się przy piłce, atakując, a w 77 minucie w wybornej sytuacji znalazł się Groskreutz, który sam na sam z golkiperem Bawarczyków trafił prosto w niego. Gracze Van Gaala ograniczali się już praktycznie do kontr. W 82 minucie z boiska zszedł bardzo dobrze grający, ale już zmęczony Robben, zostając zastąpionym przez Altintopa.

W 84 minucie po pięknym zagraniu Bastaian sam na sam z Weidenfelerem wyszedł Gomez, który powinien strzelać, ale zdecydował się zagrać do Olica, który nie spodziewał się tego. Niebezpieczeństwo zażegnał Subotic, wybijając piłkę na róg. Po dośrodkowaniu w pole karne Schweinsteiger trafia z głowy w poprzeczkę.

Akcja natychmiastowo przenosi się pod bramkę wicemistrzów Niemiec, ale bomba autorstwa Groskreutza mija poprzeczkę bramki o kilka metrów. Niezbyt zadowoloną minę miał charyzmatyczny opiekun żółto-czarnych. Wynik meczu się nie zmienił, co znaczy, że Bayern odnosi 12 zwycięstwo z rzędu, licząc wszystkie rozgrywki, a Borussia Dortmund ponosi 3 porażkę z rzędu.

Trzeba podkreślić, że nie był to udany mecz w wykonaniu Bawarczyków i przede wszystkim można mieć zastrzeżenia do gry w obronie (2 spotkanie z rzędu, a do Demichelisa pretensje to w sumie mam od dłuższego czasu), co w perspektywie zbliżającej się Ligi Mistrzów nie wróży nic dobrego.

Niedziela

W niedziele zostały rozegrane 2 spotkania. Najpierw Schalke – FC Koln, a potem Eintracht Frankfurt – Freiburg. Co prawda z kłopotami transmisyjnymi, ale oglądałem pojedynek na Vetlins Arena, który był niezbyt ciekawy, mówiąc szczerze nudny i nie warto się nad nim rozwodzić.

Gra podopiecznych Magatha w ogóle się nie kleiła i nie byli w stanie konstruować żadnych ciekawych akcji. Jedyne zagrożenie pod bramką gości pojawiało się podczas stałych fragmentów gry i właśnie z rzutu wolnego, już w doliczonym czasie 1 połowy, gospodarze za sprawą strzału głową niespełna 19-letniego Matipa objęli prowadzenie.

Przyjezdni próbowali coś tam tworzyć w ofensywie, ale było to toporne i oczy krwawiły, jak się obserwowało ich poczynania. W 2 połowie kolejnego gola dołożyło Schalke autorstwa Farfana i ostatecznie wygrało spotkanie 2:0. Było to jedno z najsłabszych starć Bundesligi, które dane było mi oglądać ostatnimi miesiącami.

Natomiast zaskakująco dobrze grający zespół Eintrachtu pokonuje rzutem na taśmie, bo po bramce w doliczonym czasie gry, na własnym obiekcie Freiburg 2:1. Dzięki temu podopieczni Michaela Skibbe, są w grze o europejskie puchary, ponieważ tracą tak jak Werder jedynie 2 punkty do miejsca 5, dającego awans do Ligi Europejskiej. Byłaby to niewątpliwie niespodzianka, jakby drużyna z Frankfurtu znalazł się w pierwszej 5 na koniec sezonu.

Tak prezentuje się górna część tabeli po 22 kolejkach:

1)Bayer L – 48 punktów
2)Bayern – 48 punnktów (gorszy bilans bramek)
3)Schalke – 45 punktów
4)Hamburg – 39 punktów
5)Borussia D – 36 punktów.

Inne

We wtorek i środę grał Puchar Niemiec, a konkretnie zostały rozegrane spotkania 1/4, w których to zwycięsko wyszli Bayern (6:2 z Greuther Furth, było ciężko, bo obrona zagrała słabo), Werder Brema (2:1 z Hoffenheim), Augsburg (2:0 z Kolonią) oraz Schalke (1:0 na wyjeździe z Osbabruck).

W półfinale Bayern zmierzny się z Schalke, co będzie hitem, a Werder podejmie Augsburg. Finał powinien rozstrzygnąć się pomiędzy Monachijczykami i Bremeńczykami, ale to piłka nożna i tak naprawdę You Never Know jak Immortal Technique.

Anglia grała również we wtorek i środę, gdyż w weekend miały miejsce pojedynki w ramach Pucharu kraju, gdzie Chelsea wygrywa spokojnie 4:1 na Stamford Bridge z Cardiff City i przechodzi dalej.

Natomiast w lidze ulega na wyjeździe Evertonowi, po błędach Johna Terry’ego, który zachował się jak prawdziwy mistrz i w wywiadzie wziął całą winę porażki na siebie, nie tłumacząc się w żaden sposób. To tylko potwierdza jego wielką klasę, bo jak wiadomo John Terry = Chelsea, a Chelsea = John Terry.

Manchester już po raz kolejny w tym sezonie nie potrafi wykorzystać potknięcia The Blues i remisuje na wyjeździe z Aston Villą 1:1. Co prawda dzięki temu remisowi zbliżają się do podopiecznych Carlo Ancelottiego już na 1 punkt. Walka o mistrzostwo jest wyrównana i myślę, że rozegra się do ostatnich kolejek.

W meczu szczycie Liverpool ulega 1:0 Arsenalowi w Londynie. Mówiąc szczerze to chętnie bym to spotkanie lub też mecz Chelsea obejrzał, ale kompletnie o nich zapomniałem, a poza tym miałem mały The Hangover jak U.D.I.

Już jutro zaczyna się Liga Mistrzów, więc Zacieram Ręce jak Borixon.

sobota, 13 lutego 2010

MC Eiht vs Spice1

Tak więc Geah kontra Blaw.

Spróbuję pokrótce porównać tych dwóch co najmniej dobrych gangsta-raperów, których w dyskografiach się zasłuchiwałem ostatnio.

Spice1 reprezentuje Hayward, natomiast MC Eiht Compton. Miałem okazje słuchać 12 projektów solowych tego pierwszego oraz 17 projektów tego drugiego, wliczając w to płyty Compton’s Most Wanted oraz 1 kolaborację z Lynchem.

No i muszę powiedzieć, że bardzo dobrze słuchało mi się obydwu artystów, ale to niespodziewanie Spice1 wywarł na mnie swoimi albumami większe wrażenie. Niespodziewanie, ponieważ zawsze ceniłem i wyżej stawiałem MC Eihta, jednak nie znając ich pełnych dyskografii. No i trochę mój osąd był niesprawiedliwy, gdyż krążków związanych z reprezentantem Compton słyszałem co najmniej 2 razy więcej, niż tych, których gospodarzem był Spice.

Teraz jednak wiatr rozwiał wszelkie wątpliwości jak Peja i z czystym sumieniem stwierdzam, że Spice1 ma równiejszą oraz w zasadzie lepszą dyskografię od członka Compton’s Most Wanted.

Tak naprawdę z płyt reprezentanta Hayward niezbyt mi się spodobały epka „Let It Be Known” oraz „Spice 1” no i może po części „The Black Bossalini”. Z dokonań twórcy z CPT nie mogę pochwalić „In My Neighborhood”, „Hood Arrest” i „Underground Hero”. Jest 3 do 3, ale poziom pozostałych płyt Spice’a jest równiejszy od Eihta. Muszę jednak zaznaczyć, że Bossalini nie wydał tak wybitnej płyty jak „We Come Strapped” czym może poszczycić się Aaron Tyler.

Flow panowanie mają bardzo różne. MC Eiht jedzie po bicie generalnie spokojnie, powoli i sztywno (chociaż ta sztywność z biegiem czasu znikała), a jego dzisiejszy przeciwnik przeważnie szybko, żwawo, żywiołowo i da się wyczuć elastyczność w nawijce, co świadczy o wysokich umiejętnościach technicznych. Ciężko mi powiedzieć, który z nich jest lepszy, bo lubię sposób rapowania zarówno artysty z Compton jak i Roberta L. Greena.

Tekstowo raperzy spisują się bardzo dobrze. Można odnaleźć gangsterskie opowieści na wysokim poziomie, ale to Spice1 troszeczkę częściej zahacza o poruszające kwestie i tematy, mimo że obydwoje generalnie stronią od nich. Mimo że jakoś większy szacunek mam wbity do głowy wobec Eihta, to w kwestii liryki Bossalini ma lekką przewagę.

Bardzo fajna sprawa jest, że nagrali 2 wspólne albumy, bo można ich porównać, mając obok siebie na wielu kawałkach. Ściągnąłem obydwie płyty, ale przesłuchałem tylko pierwszą, gdyż drugą pobrałem, jako wersję z ocenzurowanym bluźnierstwami, co strasznie przeszkadza w słuchaniu. Mówiąc szczerze, to odniosłem wrażenie, że Spice1 i MC Eiht niezbyt do siebie pasują. Nie czułem tak twórczej chemii między nimi, jak np. podczas słuchania wspólnego krążka Brotha Lynch Hunga oraz Sicxa.
Podsumowując, obydwaj twórcy to już weterani w swoich fachach obecni praktycznie od późnych lat 80-tych w grze, którzy wiedzą, jak należy robić dobry gangsta-rap, ale w starciu bezpośrednim, biorąc pod uwagę całokształt zwycięża Spice1.

piątek, 12 lutego 2010

Moje prywatne 100 najlepszych albumów

Poniższą listę można traktować jako 100 płyt, które wziąłbym ze soba na bezludną wyspę, które jestem pewny, że przetrwają próbę czasu i które na pewno łatwo mi się nie znudzą.

Zadanie nie należało do najłatwieszych, dlatego poświęciłem około 2 godzin na wyselekcjowanie złotej setki. Decydował przede wszystkim mój gust, więc nie dziwota, że zabraknie tutaj wielu pozycji, które tworzą historię np. Wu-Tang Clan, Public Enemy, N.W.A. czy Geto Boys.

Postarałem się, aby ranking by w miare mozliwość różnorodny i zdecydowałem się umieszczać po maksymalnie 2 pozycje od danego rapera lub zespołu. Nie widziałem sensu w robieniu inaczej, bo mógłbym zamieścić dyskografię A Tribe Called Questu, Sir Dyno i połowe płyt KRS One'a, co by zajęło prawie 20 miejsc.

Oczywiście nie jestem w stanie uporządkować w jakiejś określonej kolejności moich kandydatów, dlatego będzie decydował przypadek rozmieszczenia. Tak To Wygląda jak WWO:

Souls of Mischief – 93’ Till Ifinity - 1993
Afu-Ra – The Body Of Life Force - 2000
Jeru The Damaja – Sun Rises In The East - 1994
Biggie – Life After Death - 1997
Mobb Deep – The Infamous - 1996
Nas – Illmatic - 1994
Jay-Z – Reasonable Doubt - 1996
MC Eith – We Come Strapped - 1994
Brotha Lynch Hung – Season Of The Sickness - 1995
Deltron 3030 – 3030 - 2000

Del Tha Funky Homosapiens – I Wish My Brother George Was Here - 1991
Black Moon – Enta Da Stage - 1993
Smif-N-Wessun – Dah Shining - 1995
50Cent – Power Of The Dollar - 2000
Common – Resurrection - 1994
Brother Ali – Shadows on the Sun - 2003
MF Doom – Operation Doomsday - 1999
C.O.S. – The Whole Truth - 2007
Atmosphere – God Loves Ugly - 2002
Betryal – The Life And Death Of My Hood - 2009

Cormega – The Realness - 2001
Ja Rule – Pain Is Love - 2001
O.C. – Jewelz - 1997
Blu & Exile – Below The Heavens - 2007
Blu Scholars – Bayani - 2007
Cali Agents – How The West Was One - 2001
Dilated Peoples – The Platform - 2000
CNN – The War Report - 1997
Deep Rooted – A New Beginning - 2004
Crhyme Fam - The EP XL - 2005

People Under The Stairs – O.S.T. - 2002
Supastition - 7 Years of Bad Luck - 2002
Group Home – Living Proof - 1995
Hieroglyphics - 3rd Eye Vision - 1999
Infamous Mobb - Blood Thicker Than Water - 2004
Kidz In The Hall - School Was My Hustle - 2006
Kool G Rap - Roots of Evil - 1998
L.A. Symphony - Disappear Here - 2005
Little Brother - The Listening - 2003
Lord Jamar - 5 Percent Album - 2006

Rebels To The Grain - There's Something In The Seeds - 2008
Sha Stimuli - My Soul To Keep - 2009
The Aztext - The Sacred Document - 2007
The Loyalists – Redemption - 2008
7L & Esoteric – Dangerous Connection - 2002
Canibus - Rip The Jacker - 2003
Akrobatik – Balance - 2002
Chamillionaire - The Sound of Revenge - 2005
Chino XL - Here To Save You All - 1996
The Roots - Illadelph Halflife - 1996

Ultramagnetic MC's - Critical Beatdown - 1988
Vakill - Worst Fears Confirmed - 2005
2Pac – Makaveli - 1996
Zion I - Mind Over Matter - 2000
A Tribe Called Quest - People's Instinctive Travels And The Paths Of Rhythm - 1990
A Tribe Called Quest - The Low End Theory - 1991
Above The Law - Uncle's Sam Curse - 1994
Big Daddy Kane - It's A Big Daddy Thing - 1988
Big Daddy Kane - Looks Like A Job For - 1993
Big L - Lifestylez Ov Da Poor and Dangerous - 1995

Black Sheep - A Wolf In Sheeps Clothing - 1991
Brand Nubian - One For All - 1990
Brand Nubian – Fire In The Hole - 2004
Camp Lo - Uptown Saturday Night - 1997
C-Murder - The Truest Shit I Ever Said - 2005
Cunninlynguists - Will Rap For Food - 2001
Das EFX - Dead Serious - 1992
Dayton Family - F.B.I - 1996
De La Soul - 3 Feet High and Rising - 1989
Digable Planets - Reachin' (A New Refutation of Time and Space) - 1993

Blackalicious – Nia - 2000
Dr. Dre - The Chronic 2001 - 1999
E-40 - In a Major Way - 1995
Rakim - The 18th Letter - 1997
Fat Joe – Represent - 1993
Gangstarr - Moment of Truth - 1998
Gangstarr - Step In The Arena - 1991
Guru - Jazzmatazz, Vol. 2 The New Reality - 1995
GZA - Liquid Sword - 1995
Immortal Technique - Revolutionary Vol. 2 - 2003

Jedi Mind Tricks – Servants In Heaven, Kings In Hell - 2006
Dr. Octagon - Dr. Octagonecologyst - 1996
KRS One & Marley Marl - Hip Hop Lives - 2007
KRS One - Return of the Boom Rap -1993
Lords of the Underground – Resurrection - 1999
Main Source - Breaking Atoms - 1991
Masta Ace - Disposable Arts - 2001
Murs & Slug - Felt 2 A Tribute To Lisa Bonet - 2005
Organized Konfusion - Organized Konfusion - 1991
Paris - Sleeping With The Enemy - 1993

Pete Rock & C.L. Smooth - Mecca & The Soul Brother - 1992
Pharoahe Monch - Internal Affairs - 1999
Poor Righteous Teachers - New World Order - 1996
Scarface - The World Is Yours - 1993
Sir Dyno - What Have I Become - 2000
Sir Dyno - Engrave These Words On My Stone - 2003
Slick Rick - The Great Adventures of Slick Rick - 1988
MF Grimm – American Hunger - 2006
South Central Cartel – All Day Every Day - 1997
South Park Mexican – When Devils Strike - 2006


Bonusy instrumentalne:

Emancipator – Soon It Will Be Cold Enough - 2007
Blockhead - Music By Cavelight - 2004
J Dilla – Donuts - 2006
DJ Cam – Mad Blunted Jazz - 1996
RJD – The Third Hand - 2007


---------------------------------------------------------
Pewnie, jakbym się zastanowił dłużej, to drobne zmiany zostałyby wprowadzone, ale i tak powyższa lista nie została zrobiona na odwal się, więc odzwierciedla mój gust wyraźnie.

PS: Do zrobienia takiego zestawienia zainspirowali mnie Apok i Snoopy, więc pozdro jak 600.

środa, 10 lutego 2010

10 najlepszych kawałków 2009 roku w Polsce

Nie byłem pewny, czy robienie top 10 będzie możliwe ze względu na ewentualną małą ilość faworytów, ale po zerknięciu na tracklisty polskich płyt, które słyszałem w 2009, wrzuciłem sobie na winampa kawałki, które będę grał pod uwagę w robieniu tej listy i wyszło ich ponad 15, więc zrobię zestawienie 10 dla mnie najlepszych.

Zestawienie może będzie lekko kontrowersyjne, ale w końcu jest ono moje własne. Podobnie jak w przypadku notki o 10 najlepszych nutach 2009 w USA, żaden raper nie pojawi się dwukrotnie na liście dla urozmaicenia.

1)Warszafski Deszcz – Dekada

Na początku 2009 roku cała polska scena została zszokowana faktem, że Tede oraz Numer Raz postanowili powrócić po 10 latach jako WFD. „Dekada” była pierwszym singlem i zdecydowanie najlepszym kawałkiem na płycie. Klimat utworu jest fantastyczny i nawiązuje do starych czasów. Spokojny bit i świetna nawijka raperów, którzy rapują na zmianę po kilka linijek. Poziom jest znakomity:

może będziesz zdziwiony, ja klasycznie nastukany

to jubileusz, Numer Raz i Pan Tedeusz
nasz wspólny debiut był 10 lat temu

mam 32 lata i pozornie jestem zgredem,
pozornie, bo w głowie jestem ciągle młody Tede

strzelamy w dziesiątkę, jak przystało na weteranów
chociaż oko już nie to, to w sercu wciąż to samo


Niestety cały album mnie zawiódł, ale „Dekada” jest po prostu kapitalna - http://www.youtube.com/watch?v=hmzq_z6zhJ0

2)Tede – Promomix

No i znowu numer, którego bohaterem jest Jacek. No i znowu numer, który wyszedł jako pierwszy singiel, a promował on nieoczekiwany dwupłytowy album solowy. No i znowu numer, który okazał się być zdecydowanie najlepszy na krążku. Osobiście uważam, że jest to ogólnie najlepszy kawałek Tedzika. W tym utworze raper jedzie technicznie bezbłędnie i rozlicza się z środowiskiem rapowym. Dostaje się m.in Jędkerowi (i bardzo dobrze), Onarowi, TPWC, forum hip-hop.pl oraz poziomowi rapu w Polsce. Poglądy Tedego są bardzo kontrowersyjne, ale jest w nich sporo prawdy.

bo wszystko, co najgorsze o mnie zostało powiedzianei
co pało, teraz trudno zrobić jakiś manewr
znowu powiesz, że sprzedałem się, ile można?
kurwa, reszta też, wiesz, prawda jest gorzka
ej, część się sprzedaje za totalne grosze
a część za ciuchy, kurwa, patrz co ja noszę
to są PLN'y, widzisz, rap to przemysł
tylko trudno się niektórym przyznać, weź to przemyśl

Kawałek kopie - http://www.youtube.com/watch?v=2CajPap-y4M

3)Borixon - Co tam masz pokaż mi (Zakaz rapowania)

No i znowu numer, którego bohaterem jest Tedeusz. Z tą różnicą, że teraz jest obiektem ataku ze strony Rekina. Nie spotkałem się praktycznie w ogóle z pozytywnymi opiniami na temat tego dissu, ale mnie on zmiażdżył i się jarałem ostro. Bardzo dobry bit, który z każdym następnym przesłuchaniem podobał mi się coraz bardziej plus tekst, w którym można odnaleźć konkretne oraz zwałowe (na plus) wersy.

nie biorę sobie tu Liroyi, Wojtasów i Zajek
tylko ja i ty, czyli szef i frajer
robiłem z tobą rap kondomie tego nie zaprzeczę
i robiłem też twoją kobiecinę, choć sam w to nie wierzę
będę robił rzeczy, o których nie masz pojęcia
włożę ci kutasa w ryja i porobię zdjęcia


Ogólnie uważam, że Borixon dobrze się zachował, nagrywając go, gdyż stanął w obronie swoich korzeni. Szkoda, że Tede olał to kompletnie, chociaż i tak pewnie by zmiażdżył Borysa, ale bardzo byłem ciekawy, jakie jeszcze dodatkowe argumenty miał autor dissu, o których wspominał - http://www.youtube.com/watch?v=FfjFBIQYtxc

4)VNM – Gorzkich Snów

„Gorzkich Snów” to po prostu „Słodkich Snów”, ale na zupełnie innym i moim zdaniem zdecydowanie lepszym bicie. Mógłbym komplementować technikę składania rymów, trafność wersów oraz flow Tomusia, ale nie zrobię tego, bo te 3 rzeczy są u niego kosmiczne i tyle wystarczy. Tematyka kawałka to stylowa i skillowa jechanka po wack mc’s.

tu co który krzyczy, że jest królem, weź przestań
biorę nóż i udowadnia im, że ich krew nie jest niebieska

twój koleś jak Jay kładzie tu tekst płatniei

wiesz fajnie, ale dla mnie to West Kanye
VNM flow jak rex, jak Term, jak Peb
Henson bit supreme jak Primo, yes

Ja się jaram ostro - http://www.youtube.com/watch?v=G1KKmpIKK0s

5)Ten Typ Mes – Jak To?!

Mes nagrał świetną płytę pełną wielu znakomitych numerów, ale najlepszy jest „Jak To?!”. Oczywiście pomijając „My”, który by znalazł się na pewno w pierwszej trójcę, ale wyszedł w 2008. Piotrek dał popis swojego elastycznego flow i nietuzinkowej umiejętności klejenia wersów – wielokrotny rym w refrenie niszczy. Idealny kawałek na melanż. Ci co mają wiedzieć, to wiedzą hehe. http://www.youtube.com/watch?v=8k-5uZoJh_c

6)Rychu Peja SoLUfka – Pozwól Mi Żyć

Zgadzam się w stu procentach z wypowiedzią Piha, który stwierdził, że takiego typu kawałki są esencją. Szczery, przejmujący i bardzo pomysłowy tekst zarapowany z emocjami. Peja opowiada o swoim nałogu, którym była wódka, ale na szczęście już z tego wyszedł. Co jest zaskakujące to fakt, że słowo „wódka” pada w tym tracku tylko raz i to na końcu. Dlatego, jak się go słucha pierwszy raz, słuchacz jest postawiony przed zadaniem dojścia do wniosku, o czym rapuje Ryszard, co jest tylko plusem.

nerwowo spoglądasz i kolejny kopniak
to już nawet nie działa, wszystko w środku ci siada
wiesz, że się nie nadasz, zawodzisz, nic nie zdziałasz
i znów rozczarowanie, szlochem dusisz ból naraz
serwujesz piekło, szumi mi w głowie
uśmiechasz się lekko, czujesz pulsujące skronie
ponownie toniesz, idziesz na dno, to koniec
przez cały czas milczysz, nazwę to monologiem

Powyższych wersów nie można zmyślić, to po prostu Samo Życie jak demo Owala - http://www.youtube.com/watch?v=WCaL1eYQBjw

7)Buszu – I Znowu Tu feat. Małolat


Buszu to artysta mi praktycznie nieznany. Natrafiłem w zeszłym roku na tracklistę jego debiutanckiej epki i zobaczyłem, że są 2 kawałki, w których gościnnie pojawiają się Małolat oraz VNM. Miałem ściągnąć, ale jakoś wyleciało mi z głowy, a po jakimś czasie Maksym mi pokazał te 2 kawałki i się nimi zajarałem. „I Znowu Tu” to naprawdę dobry numer, gdzie Małolat daje pokaz płynnego flow i trafnego tekstu. Tak jak i Buszu, który ma ciekawy i zapadający w pamięć głos i specyficzny flow. Najlepsze wersy z nuty to:

wciąż wydaje hajs na szmaty, ale nie te co chcą ssać
te co mam ich pełne szafy, dopóki mnie na to stać

Generalnie jest to życiowy i mądry utwór, a bit przypomina pianino z „Still D.R.E.” - http://www.youtube.com/watch?v=FAx8RgQQY58

8)Gruby $najper – Szmira Po Flaszce

Gruby $najper to alter ego Dyny, bezczelne alter ego. „Szmira Po Flaszce” i w ogóle cały jego „Mixtape Egoista” są idealne do picia alkoholu pod nie. No, ale owy kawałek jest zdecydowanie najlepszy. Bardzo szybka nawijka Grubasa plus robiące mi papkę dla kotów z mózgu wersy tworzą świetną kombinacje, która musiała się znaleźć na tej liście.

kochanie wypierdalam się na zwrotkę
siema Otmęt, w bani helikopter
wóda z jonitem, buch za comeback
mów tak do mnie, znów mam bombę

No to właśnie jest coś takiego. Jeszcze przede wszystkim refren jest ostro bekowy - http://www.youtube.com/watch?v=YG-wr2oFsrc

9)Małpa – Pamiętaj Kto

Raper pochodzi z Torunia i zadebiutował nielegalem „Kilka Numerów O Czymś”, który w mojej opinii jest najbardziej przecenianym polskim albumem roku 2009. 2 kawałki są mega zarąbiste, a reszta po prostu na poziomie. „Pamiętaj Kto” to właśnie jeden z tych dwóch wybitnych utworów. Kawałek to klasyczny truskul, w którym Małpa oddaje hołd wielu znakomitym artystom i ekipom rapowym: Nas, Slick Rick, Jay-Z, Kool Moe Dee, Boogie Down Productions, EPMD, De La Soul, Rakim i wielu wielu innym. Bardzo lubię tego typu kawałki i fajnie się ich słucha.
http://www.youtube.com/watch?v=vgDOFAS3SfA

10)Paluch – Się Zmieniło

Być może utwór nie porusza niczego nowatorskiego, ale kwestia przemijania jest bliska każdemu. Słuchając tego typu kawałków, można zastanowić się nad swoją przeszłością i zestawić ją z teraźniejszością, i zobaczyć, jakie zmiany zaszły w środowisku oraz naszym życiu.

zmienia się świat i zmienia się data
zmienia nas życie i lecą lata


Proste, ale prawdziwe - http://www.youtube.com/watch?v=rjfqToIuMuY

-----------------------------------------------

To by było na tyle. Nara.