niedziela, 6 kwietnia 2025

Lilu - Outro (2015)


Nigdy nie byłem fanem kobiecego rapu. Nie mam na myśli, że babki nie umieją rapować, ale nigdy się żadną nie jarałem na tyle, aby sprawdzić coś więcej niż pojedyncze kawałki. Lilu poznałem w 2008 roku poprzez jednego internetowego ziomka, który polecił mi jej epkę, a szczególnie numer z Wankejem, który długo katowałem. Epki całej nie sprawdziłem. Do posłuchania jej muzyki natknęła mnie ostatnio moja żona, która stwierdziła, że Lilu to najlepsza polska raperka i puszczała właśnie numery z tej płyty. Zaciekawiły mnie na tyle, że postanowiłem sprawdzić cały album na spokojnie.

Materiał wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Lilu potrafi rapować, ale także bardzo fajnie podśpiewuje, co czyni ją wszechstronną artystką. Lirycznie jest luz, pewność siebie, zadziorność, błyskotliwość, optymizm, a także ironia. Są podwójne, akcentowane czasami w chamski, perfidny sposób, ale mi to w ogóle nie przeszkadza - w tym przypadku, Panie Jimson, perfidne podwójne nam pomagają! Poza tym mega szacunek za ciekawe nawiązanie do wersu Mac Dre "life's a bitch... and then you die" w "Miłość". Ciekawe ilu słuchaczy w ogóle wyłapało ten follow-up. Genialność.

Goście są także nie byle jacy bo m.in. Mes, Peerzet, Te-Tris, Wankej czy Zeus. Jest także Fokus, ale jego występ wg mnie słaby. Produkcyjnie ten album jest naprawdę bardzo dobry. Z każdym przesłuchaniem doceniam coraz bardziej klimat bitów, które jakby miał określić jednym słowem, to byłoby to klasyczne rapowe brzmienie. Wystarczy posłuchać chociażby "Miłość" czy "Słodkich Snów", aby wiedzieć o co chodzi.

Album wyszedł dekadę temu i był pożegnaniem Lilu z rapem i faktycznie to jej ostatnia płyta w takiej stylistyce. Kawałek dobrej roboty i to jest rap, a nie srabmbi czy srang leosia. 

Brak komentarzy: