czwartek, 2 września 2010

To się nigdy już nie zdarzy

Kilkanaście minut temu naszła mnie refleksja na temat przemijania czasu. Życie idzie do przodu to jest oczywiste, ale chyba każdy ma tak, że chciałby cofnąć czas. I nie chodzi mi o naprawianie błędów, chociaż o tym można by pisać długo, ale po prostu, aby przeżyć wspaniałe chwile i momenty jeszcze raz, nic nie zmieniając. Skończyłem studia tutaj, więc w mieście wszystko zrobione i teraz w Polskę pora nadeszła, ale nie patrzę na to wszystko z optymizmem. Jakby to wszystko zsumować, to w przeciągu tych trzech lat na studiach poznałem naprawdę wielu wartościowych i ciekawych ludzi, przeżyłem wiele fajnych i miłych chwil.

pamiętam na pierwszym roku imprezy w Vintage
pamiętam na drugim na Zduńskiej w chuj melanży licznych
pamiętam na trzecim…

I tak dalej można by lecieć, kontynuując przekształcacie tekstu Eisa. I nie mam tutaj na myśli jedynie picia alko czy imprezowania. Chodzi też o inne sprawy, zwykłe rozmowy, zajęcia, granie w karty, granie w nogę. Szkoda, że to już się skończyło i nigdy się nie powtórzy. Żałuję, bo kilka osób poznałem z tej lepszej strony dopiero trochę później i szkoda, że już koniec znajomości, bo każdy praktycznie idzie w inną stronę. Można się oczywiście spotkać raz na jakiś czas, ale to nie jest to. Ostatnio nawet doszedłem do wniosku, że picie alkoholu straciło swój sens, bo przecież nie istnieje już Zduńska. Tede nawijał kiedyś, że ,,masz najebki potrzebę? jedziesz do Kato”. Ja i wielu innych mogłoby to zfollow-upować na ,,masz najebki potrzebę? idziesz na Zduńską”. Zduńska utwierdziła mnie jeszcze mocniej w przekonaniu, że nawet nie wiem, jak zajebiste (chyba że mówimy o imprezach rapowych. 30 maja 2009, sobota, Czarny Spirzch – ja wciąż pamiętam jak nawijał Sokół w ,,Już Mnie Nie Zobaczysz”), klubówki ssą po całe kule.

Patrz, ziom, ile się zmieniło od pierwszego roku. Jakie znajomości się umocniły, a jakie się rozpadły. Mógłbym sypnąć nazwiskami, ale przecież nie o to chodzi, aby naśmiewać się z następstw mijania czasu, które są po pierwsze nieuniknione, a po drugie czasami nieprzewidywalne. Ogólnie fajnie było poznać tych wszystkich ludzi i mimo że zdarzało się, że psioczyłem na niektórych, to każdego będę wspominać dobrze. Miało miejsce wiele fajnych akcji, dużo toczenia beki, pod koniec nawet pojarały mi się lekko styki, ale ogólnie OGIEŃ BYŁO. Jakbym miał dokonać wyboru który rok był najlepszy, to postawiłbym na drugi. Jaki najgorszy? Nie było najgorszego, wszystkie były co najmniej dobre i cechowało je co innego. Jednak nie można się zbytnio pogrążać w tych wspomnieniach i tęsknocie. Należy zrobić to, co mówi Richie Cunning:

gotta forget what you should’ve done
don’t sweat what you should’ve known
the night train don’t go backwards, gotta keep pushing on
i don’t got a clue where I’m going
all I know is where I done gone

Night train jest naturalnie metaforą życia…

1 komentarz:

gawi pisze...

Ziomek polecam świetny debiut, wyszedł 2 dni temu, do ściągnięcia za free z www.thescalebreakers.com .