sobota, 2 kwietnia 2011

Czy liryka schodzi na drugi plan?

Tak jak w temacie. Tekst został napisany dzisiaj wspólnie z Maccavelim (http://maccaveli.blogspot.com/). To nasz pierwszy wspólny tekst, z którego zarówno on jak i ja jestem zadowolony.

Pein: Liryka to nieodłączny element rapowych kawałków, który był obecny od pierwszego oficjalnego nagrania rapowego w historii, a więc ,,Rapper’s Delight” autorstwa The Sugerhill Gangu z 1979 roku. Były to czasu głębokiego Old Schoolu, gdzie MC tak naprawdę pełnił drugoplanową rolę. Mając to na uwadze, odpowiedź na zadane w temacie pytanie jest oczywista. Jednakże od 1979 roku minęło ponad 30 lat, w przeciągu których rola rapera stała się kluczowa, a liryka ewoluowała – zarówno w kwestii technicznej jak i tematycznej. Kiedy w latach 80-tych za mikrofon chwyciły osobistości pokroju Rakima, Kool G Rapa, Slick Ricka, Big Daddy Kane’a czy Kool Keitha nic już nie było takie same. Mianem rapera, który najbardziej rozwinął lirykę głównie okrzykuje się Rakima, jednakże każdy z wyżej wymienionych artystów dołożył coś od siebie, co wprowadziło teksty na wyższy poziom. Slick Rick genialne storytellingi, Big Daddy Kane wysoce technicznie zaangażowane braggadacio, Kool Keith pełną abstrakcję tematyczną i tak dalej. Oczywiście nikt nikomu nie bronił zachwycania się bitami, ale nie wierzę, że ktokolwiek z niezłą znajomością języka angielskiego będzie bardziej przejęty warstwą muzyczną takich płyt jak ,,Long Live The Kane”, ,,Road To Riches” czy ,,Paid In Full” niż liryczną.

Maccaveli: Masz całkowitą rację. Takie klasyczne płyty jak „Paid In Full” pokazują, że warstwa liryczna powinna pełnić pierwszoplanową rolę w rapie. Ale czasy się zmieniały. O ile jeszcze w latach 90 tacy raperzy jak 2Pac czy Notorious przyciągali uwagę tekstami, to potem już zaczęto zawracać większą niż przedtem uwagę na umiejętności wokalno-techniczne oraz bity. Wątpię, żeby w latach 90, jeszcze za życia 2Paca, patrzyło się na niego przez pryzmat tego, że czasem zdarzy mu się wypaść z bitu. Biggie’ego chyba też nie okrzyknęli „raperem pod którego to bity się dopasowują a nie na odwrót” od razu. Dopiero gdzieś w naszym tysiącleciu ludzie zaczęli zwracać na to uwagę. I dlatego „Candy Shop” 50 Centa stał się większym hitem niż przykładowo bardzo dobry utwór „Power of the Dolar”. Chociaż też trudno mi powiedzieć, jak słuchając Chronica od razu po premierze można było jarać się tekstami.

Pein: Oczywiście są płyty w rapie, które przede wszystkim przyciągają brzmieniem, a dopiero potem tekstami. Po pierwsze, dlatego że to brzmienie jest wyśmienite, a po drugie, że czasami teksty nie są najwyższych lotów, jednak nie każdy raper musi być pod tym względem mistrzem. Idealnym przykładem jest wymieniony przez Ciebie ,,Chronic”. Zarówno ten z 1992 jak i z 1999 roku. Pomijając już kontrowersyjną kwestię o domniemanym złodziejstwie bitów przez Dr. Dre, szczególnie jeżeli chodzi o album z 1992 roku, który jest uważany przez większość za pierwszy w stu procentach G-Funkowym materiał, to brzmienie obu Chroniców jest wybitne. Nasunął nam się temat G-Funku i sądzę, że jest to idealny przykład nurtu, w którym liryka schodzi na drugi plan. Nie jestem zbytnio obeznany w tym gatunku muzyki, ale wręcz pewny, że słuchając płyt typu ,,Vision Of A Dream” Vontela czy ,,Parlayin’” The D.E.E.P. przede wszystkim chodzi o klimatyczne brzmienie.

Maccaveli: No tak, są podgatunki, które stawiają przede wszystkim na brzmienie. Ale trzeba się zastanowić, co tak naprawdę jest najważniejsze. Mam tu wypowiedź mojego ulubionego rapera na postawione mu przez dziennikarza pytanie „co jest ważniejsze, flow czy tekst”:http://www.youtube.com/watch?v=aJ2UwSL0_wk Trudno nie przyznać Royce’owi racji, bo ktoś może być nawet wybitnym lirykiem, ale jego skillsy na majku będą tak przerażające, że aż odechce się tego słuchać. Przykładem takiego rapera może być Proof, który pomimo swoich nieprzeciętnych umiejętności lirycznych, jeszcze przed śmiercią brzmiał jak trup. Natomiast ktoś, kto rapuje ciągle rapuje w temacie „money, hoes, guns”, ale za to z zajebistym flow, może być słuchany przez dużo większą grupę odbiorców. Co o tym sądzisz?

Pein: Racja. Są przypadki raperów, które można zaliczyć do skrajnych. Sądzę, że artystą, który ma świetne teksty, ale nie powalające flow jest Guru. Jednakże trudno jednoznacznie stwierdzić, co jest najważniejsze, ponieważ wiele zależy od różnych czynników. Zależy od tego, czego poszczególny słuchacz szuka w rapie, jaka jest jego znajomość angielskiego (sądzę, że to kluczowy element) oraz od miejsca, w którym się rapu słucha. ,,Dlaczego każdy ma się dołować, rap to też muzyka rozrywkowa” – tak zarapował kiedyś Tede i ja się z tym zgadzam w stu procentach. Poza tym pierwotnym założeniem tej muzyki miała być zabawa. Ja osobiście nie jestem wielkim fanem imprezowych brzmień i nie słucham takiego rapu praktycznie w ogóle, ale nie wyobrażam sobie, aby podczas imprezy czy też picia z koleżkami słuchać kawałków z powalającą liryką, a niezbyt czy w ogóle nie bujającymi bitami. Ważną kwestią jest to, że nie każdy raper jest dla każdego i na każdą okazję. Słuchanie Canibusa, Chino XL’a czy K-Rino, w których to liryka góruje nad innymi elementami rapowego rzemiosła, dla samego słuchania, to jak picie whisky wartej 300 złoty z colą – czysta profanacja.

Maccaveli: Ja w przeciwieństwie do Ciebie lubię rapową rozrywkę, ale zależy też co przez to rozumiemy. Bo takich pajaców jak Gucci Mane czy Łaka Flaka do tej kategorii nigdy bym nie zaliczył. Ale Trick Daddy’ego, Ludacrisa czy T.I’a zawsze chętnie posłucham. Problem leży gdzie indziej moim zdaniem. W stawianiu tego rozrywkowego rapu ponad zaangażowany rap z bardzo dobrą warstwą liryczną. Oczywiście, każdy słucha tego czego chce i jeśli ktoś chce słuchać Soulja Boy’a to nie można mu tego zabronić, tylko teraz pojawia się pytanie. Co jest bardziej wartościowe? Co jest obiektywnie trudniejsze do zrealizowania. Napisanie dobrego, głębokiego tekstu z mnóstwem metafor i porównań, czy zrobienie bujającego bangera, który kiwałby głowami nawet strażników angielskich.


Pein: Dla mnie także Gucci Mane i Łaka Flaka to poziom depresji. Muzyki Trick Daddy’ego ani Ludy w zasadzie nie znam, ale jestem pewny, że mają w repertuarze dobre imprezowe tracki. Z drugiej strony można znaleźć bujające kawałki raperów nie specjalizujących się w takiej stylistyce i nie pochodzących z Południa. ,,Get Stupid” od Mac Dre - http://www.youtube.com/watch?v=VHayYMdDUJY , a nawet tak skrajne rzeczy jak ,,Benzi Box” od DangerDoom - http://www.youtube.com/watch?v=ZM7yVtd32LQ czy ,,Killing Me Inside” od Sina - http://www.youtube.com/watch?v=RWq1dRu7J5U Wracając jednak do setna sprawy, a więc pytania czy zaangażowany numer jest bardziej wartościowy od bujającego? Wg mnie zdecydowanie tak. Nie chcę przez to powiedzieć, że powinno się zakazać nagrywania bangerów ani nie chcę powiedzieć, że bangery są prymitywne, ponieważ stanowią one urozmaicenie tego jakże przecież wszechstronnego gatunku muzycznego jakim jest rap. Jak już słusznie zauważyłeś, stworzenie ciekawego, zaangażowanego kawałka jest trudniejsze niż bujającego.

Maccaveli: Jeśli już jesteśmy w temacie tego, co jest bardziej wartościowe to miałem kiedyś dyskusję z fanami rapu z przekazem, którzy uważali braggadacio za bezwartościowy i do tego nieprawdziwy rap. Nie będę wypowiadał się na temat ilorazu inteligencji tych osobników, bo wystarczy puścić sobie wymienionych Big Daddy Kane’a czy Rakima, żeby zobaczyć czym jest prawdziwy rap. Ale tu nasuwa się inne pytanie, już jakby w wewnętrznej dyskusji na temat tekstów. Czy bragga jest naprawdę bezwartościowa? Jest to raczej pytanie retoryczne, bo wiadomo, że dominuje tam wyłącznie forma, wszystkie dwuznaczności, punche. Treść pozostaje jedna i ta sama: „jestem zajebisty” bądź „jestem lepszy od ciebie”. Ale od tego się zaczęło. Rzperzy w klubach walczyli na rymy, żeby pokazać, że to oni są mistrzami ceremonii. Dodatkowo wystarczy spojrzeć na mistrzów tego rzemiosła takich jak Chino XL, żeby zobaczyć, że to także wymaga niemałych skilli. Tylko, czy bragga stoi na równi z zaangażowanymi, głęboki tekstami, które nie dość że coś przekazują, to jeszcze ubrane są w genialne zabiegi liryczne?

Pein: Myślę, że pod czystym względem wartości artystycznej oraz trudności stworzenia braggadacio i głębokie teksty można postawić prawie na równi. A już na pewno są bliżej siebie niż każde z nich ma do imprezowych tekstów. Niektórzy ludzie mylnie sądzą, że łatwo jest zrobić numer z dobrym bragga. Stworzenie przechwałek także wymaga umiejętności, wiedzy i otwartości umysłu. Bardzo istotne są np. porównania. Jak raper używa bardzo szerokiej gamy porównań, co idealnie robi wspomniany wyżej Chino XL, to świadczy o jego kreatywności i umiejętnościach. Druga sprawa, uważam, że wkomponowanie technicznych zabiegów czy gier słów w braggadacio jest łatwiejsze niż w teksty, które mówią konkretnie o jakimś problemie. Nie chcę przez to dowieść banalności bragga, ale chcę powiedzieć, że ten styl rymowania ma to do siebie, że mimo że nie przekazuje ambitnych treści, łatwiej w niego wkomponować popisy liryczne, które pokazują siłę rapera, niż wkomponować je w zaangażowane treściowo kawałki. Dlatego też zarówno dobre numery bragga jak i dobre zaangażowane treściowo cenie tak samo, chociaż jasnym jest, że bardziej ambitne są te drugie.

Maccaveli: My możemy patrzeć na to tylko oczami ludzi, dla których teksty jednak coś znaczą. Choć ja już odszedłem od takiego ślepego patrzenia (dobry oksymoron) na teksty i zacząłem poznawać uroki innych elementów rapu to dalej uważam umiejętność ich pisania za podstawę dla każdego rapera. Dla mnie raper, który potrafi robić zajebiste bangery, a nie potrafi choć raz napisać tekstu z choćby prostym konceptem, nigdy nie będzie w czołówce. Myślę, że to wszechstronność tworzy najlepszych raperów. Popatrzmy np. na rabkingi ulubionych raperów naszych znajomych. Dominują tam przede wszystkim legendy a zdecydowana większość z nich miała umiejętności liryczne ponadprzeciętne. Czemu nazywa się Notoriousa najlepszym raperem w historii? Bo poza swoim flow potrafił napisać dosłownie wszystko. Oczywiście znajdą się ludzie, u których czołowe miejsca rankingów okupują Łaka Flaka, Guczi czy strażnik Ross, ale to są już chyba mocne odchyły od normy. I właśnie to pozwala nam sądzić, że to teksty są podstawą każdego projektu.

Pein: Zdecydowanie tak. Są jego fundamentem, ponieważ jak już się zna jakoś ten angielski i nawet jak się słucha rapera dla flow (które oczywiście musi posiadać), to nie jest możliwym, aby nie mieć kontaktu z tekstem czy też nie zwracać na niego w jakimś stopniu uwagi. Kiedyś naiwnie przyjmowałem za pewnik, że każdy, kto słucha amerykańskiego rapu zna angielski co najmniej dobrze. Teraz wiem, że tak nie jest. Oni mogą olać lirykę i tylko patrzeć na flow czy bit. Dla ludzi takich jak my, nie jest to do końca możliwe. Sądzę, że ciężko jest zdefiniować ogarniętego słuchacza, ale jestem pewny, że jedną z jego cech byłaby na pewno nie stawianie liryki na drugim planie. Jak już mówiliśmy, jest sporo kawałków czy numerów, gdzie tekst nie gra roli przewodniej, ale sądzę, że jednak jest jeszcze więcej rapu, gdzie liryka gra główną rolę, a już na pewno wśród tego rapu, który uznaje się za kanon. Poza tym, co to za słuchacz, któremu nie zależy chociażby w jakimś stopniu (bariera językowa, którą jednak można przełamywać) zrozumieć, o czym nawijają legendy na swoich klasycznych płytach czy też choćby jego ulubieni raperzy?

Maccaveli: Dokładnie, to chyba odróżnia ogarniętego słuchacza od takiego turysty, mógłbym rzec. Ogarnięty słuchacz zwróci uwagę na tekst choćby nie wiem co, a turysta to taki lamus, który usłyszał w MTV jakiś numer Eminema, 50 Centa (no discrepect to Em and Fifty) i pomyślał sobie „a będę słuchał tego i będę fajny”. I to jest kolejny problem, którego raczej nie będę opisywał, bo tu byłby potrzebny socjolog a nie felietonista. Pamiętasz naszą ostatnia rozkminę nad pewnym wersem? Jak próbowaliśmy spisać tekst ze słuchu? Jak myślisz ile osób teraz tak naprawdę wgłębia się w teksty, żeby rozszyfrować gry słowne, czy znakomite punche?

Pein: Pamiętam. Takie przypadki wśród słuchaczy zdarzają się bardzo rzadko. Ktoś mógłbym rzec, że takie rozkminianie i dochodzenie podchodzi pod obsesję, jednak to byłaby bzdura. To tylko świadczy, jak słuchaczowi zależy na zrozumieniu tekstu i jak bardzo interesuje go to, o czym raper zarapował, co konsekwentnie prowadzi do tego, że stawia sobie lirykę na piedestale. Sądzę, że zdecydowana większość nie zadaje sobie takiego trudu i słuchają na zasadzie ,,co wyłapię, to moje”. Jak znają dobrze angielski, to na pewno są w stanie zrozumieć mniej więcej o czym jest kawałek i są spełnieni. Ja, powiedzmy te 5 lat temu, kiedy nie mogę powiedzieć, że źle znałem angielski, ale na pewno gorzej niż teraz, nie czułem się spełniony na zasadzie słuchania ,,co wyłapię, to moje”. W 2006 roku praktycznie każdą płytę, której miałem okazję słuchać, słuchałem za pierwszym razem, mając teksty przed oczyma. Z uwagi, że wtedy wkraczałem pełną parą w amerykański rap i poznawałem kanon (chociaż nie powiem, bo kilku nołnejmów [oczywiście nie w znaczeniu obraźliwym] także zdarzało mi się słuchać typu C.O.S. czy Big Tone), nie miałem problemów, aby odnaleźć teksty w internecie i je śledzić.

Maccaveli: Ja wypełniam to o czym ty teraz mówisz w połowie. Płyty moich ulubionych raperów studiuję z tekstami przed oczami bardzo wnikliwie je analizując. Jak mi się jakiś numer spodoba potrafię katować go kilkanaście razy tylko po to, żeby usłyszeć jeszcze raz jedną genialną linijkę. Przyznaję, że innych raperów traktuję na zasadzie ,,co wyłapię, to moje”. Jak mi się płyta spodoba, to przechodzę do pełnej analizy. No i oczywiście, płyty które recenzuję też muszę wnikliwie analizować, bo wtedy bym się zbłaźnił przed samym sobą. Wielu jest takich, którzy uważają, że znają płytę na pamięć a tylko po kontekście płyty łapią o co chodzi w danych utworach. Chciałbym zauważyć jeszcze kolejną, chyba już ostatnią sprawę z mojej strony. Tak porównywaliśmy raperów lirycznych do tych, powiedzmy sobie, imprezowych. Tymi imprezowymi można się o wiele szybciej znudzić. Bo dobra, masz trzy zajebiste bangery, cztery, cały album, dwa. Ale jak ktoś całą karierę będzie robił praktycznie to samo, to może to przecież cholernie znużyć. Za to jeśli artysta tworzy ciągle coś nowego, nowe teksty, które trzeba rozkminić, będzie na pewno bardziej interesujący na przestrzeni całej kariery niż ten pierwszy.

Pein: Jednak, aby było jasne do końca, nie chciałem w żadnym stopniu skrytykować ludzi, którzy słuchają na zasadzie ,,co wyłapię, to moje”, bo sam przecież nie raz tak robiłem. W każdym razie staram się każdą płytę chociaż raz posłuchać w skupieniu, co oczywiście nie zawsze się udaje, ale to już inna kwestia. Wracając do tego o czym pisałeś, to jak najbardziej, dlatego jest dokładnie tak jak wspomniałeś wcześniej – wszechstronność jest niezwykle ważna. No ja będę już pomału zbliżał się do podsumowania tego, o czym pisaliśmy. Zacznę od odpowiedzi na pytanie zadane w temacie. Nie, liryka, biorąc pod uwagę wszystkie aspekty, nie schodzi na drugi plan. W muzyce jaką jest rap, a więc w muzyce, która jest zdecydowanie najbardziej bogata w treść liryczną ze wszystkich innych gatunków muzycznych, ta treść nie może być traktowana jako element drugoplanowy. O ile muzycznie rap czerpie z innych gatunków, to lirycznie jest to unikalny gatunek. Raperzy tworzą niesamowite koncepty, składają bardzo zaangażowane technicznie wersy, serwują przekaz chwytający za serce, co świadczy o sile rapu. Sądzę, że głównej sile, a bez liryki to nie byłoby możliwe, dlatego też jest aż tak ważna.

Maccaveli: Zgadzam się z ostateczną oceną, chociaż nie do końca. Wśród ogarniętych słuchaczy, zawsze, powtarzam zawsze liryka będzie na pierwszym planie, bo to fundament tej muzyki. Jest wiele podgatunków rapu po to, by każdy znalazł coś dla siebie. Mamy coś takiego w popie? Nie. No chyba, że dysonans między Michaelem Jacksonem a Lady Gagą jest różnicą podgatunkową. Ale wśród muzycznych turystów teksty nigdy nie będą takim czymś czym są dla nas. Żeby było jasne, nie chcę nazywać muzycznymi turystami ludzi, którzy słuchają rapu dla bitów, czy dla flow. Chociaż nie. Jeśli słuchasz rapu dla bitów to wypierdalaj słuchać instrumentali. Zrobisz sobie i nam ogromną przysługę.

6 komentarzy:

gawi pisze...

Ciekawy tekst panowie. Przyjemnie się czyta, chociaż nie do końca się zgadzam z ostatnim, a szczególnie z tym żeby wypierdalać słuchać instrumentali. Poczułem się skrzywdzony tym stwierdzeniem :), ponieważ sam wielu raperów słucham bo zajebiście podoba mi się ich technika, bity, głos itd, a niekoniecznie wgłębiam się w tekst. Dla tekstów słucham Atmosphere, Brother'a Ali, Classified'a, Grieves'a, Rugged Man'a, Vinnie Paza czy The Let Go. A takich artystów jak Snoop (polecam nowy album), Curren$y, WC, Black C czy Freeway to po prostu słucham bo zajebiście mi się ich słucha, nie mają odkrywczych tekstów, tylko ich albumy porażają mnie klimatem, bitami i techniką. Po za tym jakbym każdy kawałek miał słuchać żeby wgłębić się w tekst to nie wiem czy znalazł bym na to czas, bo siedząc w domu przy kompie zazwyczaj robię coś i słucham muzyki, która bądź co bądź leci w tle, to tekst schodzi na drugi plan.
Nawet jeśli słucham polskiego hip-hopu co zdarza mi się ostatnio nierzadko to tak naprawdę jeśli raper nie brzmi dobrze, ma średnią technikę i ma nudne bity to w życiu mnie do siebie nie przyciągnie, nawet jeśli ma mega zajebisty tekst.

Trochę chaotycznie napisałem, bo jestem na lekkim kacu (i dlatego posłucham teraz DJ'a Quika , a nie chociażby Pharoahe Moncha lub co gorsza Brotha Lynch Hunga :), ale sprawdzę go napewno na dniach z chęcią).

Pozdrawiam

MaccaveliMacc pisze...

@gawi - Tu współautor tekstu. Ależ ja też napisałem, że czasem puszczę sobie coś żeby leciało w tle i bardzo mało uwagi do tego przywiązuję. Z tym stwierdzeniem chodziło mi o ludzi, którzy słuchają rapu TYLKO dla bitów. Bo wiadomo, można jarać się flow kogoś tam i nie zwracać uwagi na tekst, bo po prostu jest marnym raperem w tym względzie. Myślę, że nie powinieneś się czuć urażony.

Pozdrawiam.

gawi pisze...

Ok, w takim razie nie czuję się urażony :).

Nie wiem czy zauważyliście ostatnio tendencję do zajebistych bitów u marnych raperów nołnejmów w polskim podziemiu... Wkurza mnie to, bo nie mam ochoty ich słuchać, mimo, że bit potrafi rozjebać. Takie marnotrawstwo dość często spotykane. Taki Diox chociażby, raperem jest według mnie raczej słabym, a Returnersi wyprodukowali mu płytę, która na dniach wychodzi. Bity będą prawdopodobnie świetne na całej płycie, ale zmarnowane przez słabego MC.


Mam do Was jeszcze pytanie. Co sądzicie z kolei o ludziach, którzy słuchają muzyki wyłącznie z mp3jek ściągniętych z netu (i nie chodzi mi tutaj o iTunes) ?

Pein pisze...

Maccaveli już odpowiedział, więc nie będę nic dodawał. :)

Co do Twojego drugiego pytania, jeżeli masz na myśli ludzi, którzy nie mają w swojej kolekcji żadnej kupionej płyty, to w sumie nie wiem co myśleć. Z jednej strony sądzę, że każdy, kto jara się rapem, to raczej powinien mieć na półce kilka płyt, bo to jakby nie patrzeć jest kolejny krok wejścia w muzykę. Z drugiej strony natomiast nikt nie każe innym kupować albumów.

W każdym razie ja sądzę, że większość osób naprawdę zajaranych rapem ma co najmniej kilka oryginałów na półce. Jak obserwuję fora, to widzę, że sporo ludzi kupuje płyty. Ja swoją ostatnią oryginalną płytę kupiłem jakoś pod koniec 2007, ale na dniach mam zamiar zamówić De Nekst Best. :)

MaccaveliMacc pisze...

Co do Dioxa to Ci nie odpowiem bo nie znam ani jednego kawałka od niego, ani Hi-Fi Bandy. Jak na kogoś kto był na ich koncercie, to beka, nie :D? Natomiast co do samego zjawiska to wkurwia i to mocno, jak jakiś Gucci czy Łaka Flaka dostaje bity, które zamordowałby np. Royce na albumie. Ale od tego są mixtejpy, żeby podpierdalać bity i pokazywać jak to powinno się robić.

Co do oryginalnych płyt ja myślę, że każdy prawdziwy słuchacz rapu powinien posiadać kilka płyt. Przynajmniej te kilka swoich ulubionych. Ja jestem można powiedzieć kolekcjonerem i mnie to po prostu jara. Innych może nie o wolą wywalać kasę na alkohol, trawę czy coś. I nie kupuję płyt, żeby wspomóc artystów tylko żeby mieć na półeczce :D

gawi pisze...

Zgadzam się, sam mam kilka perełek na półce. Nie ma to jak trzymać pudełko swojej ulubionej płyty podczas gdy ta kręci się w odtwarzaczu :). Mam takie postanowienie, że będę kupował teraz chociażby 1 płytę miesięcznie. Klasyki można dostać za 20-30 zł, a czasem i mniej, więc można tanio zgromadzić fajną kolekcję. Jeszcze tylko trzeba jakieś porządne stereo kupić, ale to z kasy ślubnej sobie kupię w prezencie już w czerwcu :).

pozdro700