niedziela, 30 stycznia 2011

Eibol - Karma Kingdom (2005)

1)All For What
2)Double Dog
3)Burnin'
4)Ask ?'s
5)Status Control
6)Track 36 (Stars) feat. J. Fuentes
7)Grounded
8)Karma Kingdom
9)Instict (Interlude)
10)Peel The Nikes Back
11)Dedication
12)Rhythm
13)A Song For Jake
14)No Love Lost
15)Place To Be
16)Ways Of The World
17)Vagabond Song

Nowy Jork - kolebka rapu, miasto, które zrodziło niezliczoną ilość genialnych płyt, a wśród nich tę najlepszą w historii czyli ,,Illmatic”, miejsce, gdzie swoje kariery rozpoczynali tacy ludzie jak Rakim, Chuck D, Kool G Rap (to name a few), bez których nie można by sobie wyobrazić istnienia i ewolucji tej muzyki. No i w końcu Wielkie Jabłko jest moim ulubionym miastem rapowym i bez cienia wątpliwości najlepszym. Można jednak śmiało stwierdzić, że to już nie jest to, co kiedyś, że złote czasy, które przypadły na lata 90-te, już nie wrócą, że New York nie wiedzie prymu na rapowej scenie, że brakuje debiutantów, którzy przebiliby się do szerszej publiki i powtórzyli sukcesy Nasa czy Jay’a-Z, którzy sami, mimo że nadal nagrywają, są dalecy od swoich szczytowych form. Taka kolej rzeczy, ale odstawy to na bok, bo są w tym mieście artyści będący świeżą krwią, którzy sobą coś prezentują. Jednym z nich jest pochodzący z Brooklynu, biały raper o ksywie Eibol. Wydał on, jak na razie, jeden album w 2005 roku, który ponad prawie 4 lata temu polecił mi jeden ziomek, który chciał, abym napisać coś o tej płycie, więc to robię. Krążek przypadł mi do gustu te kilka lat wstecz i napisałem o nim takie zdanie,: ,,Muszę powiedzieć, że spójny materiał to jest napewno, conajmniej dobry poziom, a powiedziałbym że bardzo dobry, mój ulubiony kawałek to 'ways of the world'. Ogólnie wytrawny truskulowiec będzie usatysfakcjonowany tym albumem;]” -cytując słowo w słowo (jak widać z błędami) wypowiedź z 14 listopada 2007 roku, godziny 22:21 podczas rozmowy z wspomnianym wyżej ziomkiem. ,,Karma Kingdom” przetrwała próbę czasu i jak słucham jej dzisiaj, nadal jest w dechę.

Przechodząc do prezentowania tego, co płyta ma do zaoferowania słuchaczom pod względem tekstowym, muszę zaznaczyć, że pod tym względem w pewnych momentach jest wymagająca. Nie chcę przez to powiedzieć, że Eibol pisze takie teksty jak Aesop Rock czy El-P, ale zdarza mu się poruszać dość poważne sprawy i czasami można mieć kłopot, jak się chce dość treściwie napisać o tym. Zdecydowanie łatwiej jest po prostu słuchać, o czym Nowojorczyk rapuje, niż przelewać to w recenzję. To teraz zwrócę szczególną uwagę na kilka numerów. W ,,Double Dog’’ sądzę, że jest poruszona jest kwestia degradacji społeczeństwa i życia. Wynika to z kilku czynników, a wśród nich kluczowymi są złe towarzystwo (poruszone jest to w pierwszej zwrotce) oraz zbyt duża dostępność pistoletów, w których posiadanie może wejść w zasadzie każdy i często użyć ich nieodpowiedzialnie (druga zwrotka o tym traktuje). ,,Burnin’” można określić, jako kawałek, który łączy w sobie braggadacio z zabawą słowną. Kluczowym tutaj jest słowo ,,burn”, które występuję w różnych kontekstach np. burn stages, burn mikes, burn lyrical message. Można także odnaleźć wkomponowane w tekst pochodne owego wyrazu np. light czy flame. Jak widać, koncept na track całkiem pomysłowy.

,,A Song For Jake” jest to piosenka utrzyma w smutnej konwencji poświęcona bliskiemu koledze gospodarza ,,Karma Kingdom”, który jednak wybrał inną drogę (został policjantem), mimo że kiedyś razem rapowali. Eibol ma mu to za złe, że zapomniał o swojej przeszłość, korzeniach i stał się zupełnie innym człowiekiem - po prostu jest mu szkoda, że sprawy się tak potoczyły - ,,you cock back and we drop raps” – to jest idealne podsumowanie tej sytuacji. ,,No Love Lost” to track oczywiście traktujący o uczuciu, jakim jest miłość. Błąd. Nie chodzi tutaj wcale o miłość do kobiety, ale akurat ,,miłość” do ziomka. Raper przedstawia historię znajomości z pewnym bliskim mu kolegą, którego znał od lat, ale on przeprowadził się do Michigan. Mimo wszystko cały czas kochał go jak brata i dwie pierwsze zwrotki kończą się tekstem ,,there’s no love lost”, jednakże finał tej historii nie jest wesoły, bo okazało się, że jego kumpel przegiął i stracił zaufanie. Trzecia zwrotka dlatego kończy się tekstem ,,there is love lost”. No i wreszcie mój ulubiony ,,Ways Of The World”, w którym artysta daje obraz swojej przygody z rapem, podaje powody, dla których zajmuje się tą muzyką, komu i co zawdzięcza, mówi o swoich przemyśleniach i ambicjach związanych z karierą. Wszystko złożone jest w niezwykle spójny sposób i ładnie się tego słucha. Jak widać spektrum tematów nie jest wąskie, a to naturalnie nie wszystko, co można usłyszeć na tym materiale. Jeżeli chodzi o walory techniczne linijek Eibola, to sprawa wygląda dobrze, a wręcz świetnie. Widać, że raper kładzie spory nacisk, aby jego teksty były ubrane w bardzo wysokiej klasy rymy i nie szuka najprostszych rozwiązań. Moją uwagę przykuły także ciekawe i błyskotliwe porównania, których jest na krążku sporo.

life’s not design to appear clear that we’re in love
grudge in a face of hate, hate in a time of war
no prove got us wondering what we’re fighting for
class system’s fucked up, rich get the tax cut
the resort to force means to get a fast buck
I throw up penny in a well for luck
and get myself ready to be jetty and prepared to duck, cause

Producento-raper, rapero-producent. Takie określenia także funkcjonują w rapowym świecie, jednakże to drugie jest trochę ułomne w brzmieniu. W każdym razie wszystkie podkłady na płycie zostały zrobiony przez Eibola i lepiej go określić rapero-producentem niż producento-raperem, ponieważ drugie określenie można przypisać np. Diamond D czy DJ Quickowi. Taka moja filozofia na ten temat w ramach wstępu. Głownie chodzi o to, że warstwa muzyczna jest słabsza od warstwy tekstowej. Natomiast w przypadku wyżej wymienionych ludzi sądzę, że jest odwrotnie, co nie znaczy, że nie umieją rapować, a Eibol nie potrafi trzaskać solidnych podkładów. Brzmienie jest z reguły dobre, ale brakuje bitów, które by chwytały mnie za serce i totalnie dewastowały, wgniatając w ziemie swoją aranżacją czy czymkolwiek. Muszę podkreślić jednakże, że ,,Karma Kingdom” pod względem produkcyjnym jest bardzo równym materiałem. Nie ma tutaj nawet kawałka, który swoim brzmieniem mnie odrzuca. Ładny i płynny podkład, przynoszący mi na myśl ,,Combat” Verbal Kenta to ,,All For What”, porządnie ułożone basy można usłyszeć w ,,Burnin’”, relaksujące i chilloutowe brzmienie daje ,,Dedication”, motyw spokojnego pianina pojawia się w ,,Track 36 (Stars)”, dość inspirujący saksofon, na którym gra ojciec rapera, słychać w ,,Rhythm”, nawet skocznym i bujającym, ale nie w sensie na bauns, jest ,,Karma Kingdom”, no i wyróżnię jeszcze mój ulubiony refleksyjny ,,A Song For Jake”. Ogólnie jest dobrze, ale nie jest to perfekcyjne.

Pod względem flow Eibol spisuje się bardzo dobrze. Słychać, że to on rządzi na swoich bitach. Szczególnie spodobało mi się, jak pojechał w ,,Ask ?’s”. Dobrze trafia w takt, robi to dynamicznie i jego nawijka jest elastyczna, bo potrafi odnaleźć się na różnego typu podkładach. Płynie żywo, z życiem, energią i werwą. Potrafi urozmaicić swoje rapowanie poprzez np. przyśpieszanie. Także dynamicznie akcentuje. Można odnieść wrażenie, że jego flow jest dość krzykliwe, ale to tylko dla mnie jest plusem, bo chodzi o wyrazistość i głębsze dotarcie do słuchacza. Oczywiście głos rapera może się okazać dla niektórych wadą, gdyż jest wysoki i lekko dziecięcy. Nie mam pojęcia, ile Nowojorczyk miał lat, kiedy nagrywał ten album, ale brzmi bardzo młodo. W każdym razie mi to nie przeszkadza. Jeżeli chodzi o gości, to ,,Karma Kingdom” jest solowym krążkiem w pełnym znaczeniu tego słowa, ponieważ featuringów brak z małym wyjątkiem. Ten stanowi oczywiście występ J. Feuntes’a w ,,Track 36 (Stars)”, który śpiewa. Wyszło to całkiem nieźle i wyważenie, ponieważ przez pierwszą połowę nuty jest śpiew, a przez następną rap.

Tak naprawdę to na początku jakoś niechętnie podchodziłem do pisania tej recenzji, ale stwierdziłem, że jak już obiecałem, to zrobię to. Muszę powiedzieć, że wyszło na dobre, bo nawet fajnie i przyjemnie mi się pisało, a przede wszystkim, będąc zmuszonym wgłębić się w tę płytę, jeszcze bardziej doceniłem jej klasę. Mamy tutaj bardzo dobrą technikę Eibol’a, różnorodność tematyczną, pomysłowość porównań i solidne bite. Oczywiście takie produkcje jak ta nie sprawią, że Nowy Jork znowu zostanie wyniesiony na piedestał, bo nie mają żadnych szans przebić się do szerszej publiczności, ale są ewidentnym kontrargumentem na tezę, że w Wielkim Jabłku nie wychodzi dobry rap robiony przez nowe twarze.

8/10

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

album mi się podoba i to bardzo a jak mi się podoba to znaczy, że jest zajebisty :)
smarknięcie
m