czwartek, 10 lutego 2011

Jebać tytuł

Piszę, bo sądzę, że wypadałoby coś napisać, ale tak naprawdę nie mam weny i nawet nie wiem, jaką wymyślić nazwę dla tej notki. Udało mi się zaliczyć pierwsze półrocze bez żadnych problemów, ale to raczej było wiadome i nie jest powodem do dumy, bo nie było egzaminów i nie wiem, jakim durniem trzeba by było być, aby nie zaliczyć. Chociaż dygałem się, że ziomek ze zjebanej fonetyki akustycznej będzie robił problemy, ale okazał się być super spoko i nawet nie kazał poprawiać sprawdzianu (którego oczywiście nie zaliczyłem), tylko wpisał zaliczenia.

Teraz mam ferie, które trwają już od 28 stycznia i będą trwać do 20 lutego. Zostało mi jeszcze 10 dni, w przeciągu których powinienem wziąć się do roboty, bo mam do napisania długi tzw research essay i muszę potężnie się zastanowić nad pracą magisterską. Mam nawet fajny temat, ale ja kompletnie nie wiem, co by napisać dokładnie, a gorszym jest fakt, że nie chcę mi się myśleć nawet, bo na pewno coś wykombinowałbym, ale mam lenia. W każdym razie muszę spiąć dupę i chociaż coś zacząć robić, bo może to spowodować reakcję łańcuchową i będzie dobrze. Mam już nowy plan zajęć, który jest gorszy od poprzedniego, ale i tak bywało w życiu gorzej. Poza tym ulegnie on zmianom jeszcze pewnie 93404393293209123 razy.

W sobotę byłem na koncercie Kobry, Słonia i Shellera w Toruniu. Było w dechę, chociaż Kobra miał chujowego didżeja, któremu bity się myliły i w ogóle Kobra się wkurwiał i pocisnął kilka numerów accapella. Potem jednak wbił Słoń, który zrobił jak zwykle trzodę i rozjebał. Nie zabrakło oczywiście tekstów o pokazywaniu cycków hehe. Wypad ogólnie udany i nie straciłem bardzo dużo hajsu, więc podwójnie udany. We wtorek ostatni spotkałem się z paroma ziomkami i jedną koleżanką ze starej grupy i tak popłynąłem z hajsem, że masakra. Pobiłem pod tym względem prawie Borixona, ale nie jest to raczej powód do dumy, bo nie stać mnie na regularne przepieprzanie takiej forsy. Jedyną osobą, która dotrzymała mi do końca towarzystwa był oczywiście najbardziej pojebany ziom, jeżeli chodzi o melanże, jakiego znam, więc pozdro typie! Nawaliłem się chyba najpotężniej w życiu i obyło się bez zwracania, bo oczywiście wódki nie tykałem. Nie żałuję w sumie, bo taka okazja może się już nigdy nie zdarzyć, bo widzimy się bardzo, bardzo rzadko. Postaram się teraz ogarnąć z tym piciem i spróbować wcisnąć stop na jakiś czas, ale pewnie tylko tak mówię jak Małolat i wyjdzie jak zwykle. W każdym razie do końca ferii odmawiam każdej ewentualnej opcji, która mogłaby się skończyć czymś grubszym.

Poza tym poznałem fajną internetową koleżankę o imieniu Magda, która ma świetny gust i poleciła mi kilka zarąbistych płyt. No i mam nadzieję, że w sobotę zdarzy się cud i zagramy z ziomkami z osiedla w nogę i będzie co najmniej 8 osób (chociaż w naszym obecnym przypadku to jest prawie że niewykonalne) i nikt nie odpierdoli. Będzie mróz, ale co tam, dla mnie nieważna pogoda jak nawijał Sokół kiedyś w ,,Nowa Droga". Teraz zostaje mi wykorzystać konstruktywnie ostatni ponad tydzień wolnego, bo następne trochę dłuższe wolne dopiero pod koniec kwietnia, ale to zaledwie będzie kilka dni.

PS: Gawi obczaiłem płytę The Insane Warrior, ale wcześniejsze projekty pod szyldem RJD2 bardziej mi się podobały.

2 komentarze:

gawi pisze...

Jaki kierunek studiujesz ?

No mi Rjd2 też poprzednio lepiej wchodził, ale tutaj to znaczna odmiana od tego co robił wcześniej. Soundtrack do nieistniejącego horroru, brzmi jakby rzeczywiście był soundtrackiem :).

Co do albumów, które polecam w tym odcinku (jak zwykle :)) to" Tusz Na Rękach & Voskowy - Get Fejm Of Die Tryin'", niedawno to odkryłem, po tym jak ludzie pisali, że to Małpa 2010 roku.

Z USA sprawdź "Saigon - The Greatest Story Never Told" i darmowy album, ale na prawdę dobry, "Halo - HeatWriter II" (z przezajebistą okładką), a z muzyki niekoniecznie hiphopowej - "James Blake - James Blake" , coś na pograniczu soulu i electroniki.

Pein pisze...

Anglistykę.

Ten Tusz Na Rękach obczaję, bo też czytałem, że dobre to.

Co do Saigona to nigdy mnie nie ciągnęło, a on sam ociągał się chyba z tym debiutem sporo czasu i raczej nie obczaję.

Halo i James Blake postaram się obczaić, zresztą zabieram się za ściąganie teraz. :)