piątek, 29 października 2010

Lil Wyte - The One And Only (2007)

Na moim blogu pojawia się bardzo, bardzo, ale to bardzo mało opisów płyt nie pochodzących z bieżącego roku. Dlaczego? Prosta sprawa. Jak przedstawiam album, który wyszedł w innych latach, robię to dość obszernie, szczególnie jeżeli chodzi o warstwę tekstową. Takie pisanie wymaga czasu i chęci, ale też po części mija się z celem. Czemu? Znowu prosta sprawa. Wtedy jasnym jest, że produkcji sprzed 2010 roku będzie bardzo mało, a można by to zmienić poprzez nie robienie takich szerokich recenzji. Dlatego postanowiłem, że czas na zmiany i od dzisiaj pojawi się nowa etykieta o nazwie ,,płyty – przypomnij sobie”, pod którą będą się pojawiać opisy krążków nie pochodzące z 2010 roku. Będą one bardzo podobny do notek pojawiających się pod ,,USA 2010 płyty” itp. Z wyjątkiem, że dodatkowo będę umieszczał tracklistę. Człon ,,przypomnij sobie” w etykiecie oczywiście będzie dotoczył bezpośrednio mnie, gdyż będę przedstawiał płyty, które miałem okazje już kiedyś słyszeć.

Tak więc jak to mówi Wacek – jebać podziały, zaczynamy!



1)The One And Only
2)We Ain't Kool feat. Juicy J
3)I Got Dat Candy
4)That's What's Up
5)Talkin' Ain't Walkin'
6)Get High
7)It's On feat. DJ Paul
8)Feelin' Real Pimpish feat. Project Pat
9)Get Wrong
10)Choppa On Da Back Seat feat. Project Pat
11)Gettin' Money Boy
12)Cake
13)Got'm Lookin'
14)Fucked Up feat. Juicy J
15)Suicide feat. DJ Paul
16)Ghostin' feat. Juicy J
17)Do It Fluid feat. DJ Paul
18)Dat Boy feat. Project Pat
19)Gun Do Da Talkin'
20)Outro

Cytat Wacka idealnie tutaj pasuje, bo pierwszym albumem, który doznaje zaszczytu (o ile tak to można nazwać) znalezienia się tutaj jest krążek numer trzy w dorobku Lil Wyte’a. Nie mylić z Lil Wayne’m, bo to przestępstwo. Wyte to biały raper, który reprezentuje Memphis, a więc Dirty South i to te gangsterskie Dirty South. Jako że Patrick Lanshaw (tak brzmi prawdziwe imię i nazwisko artysty) jest związany z Hypnotize Minds, a więc Three 6 Mafią, miałem spore obawy, jak po kilku latach, kiedy mój gust uległ zmianom, spodoba (lub też nie) mi się album. Ostatnim razem, a zarazem był to pierwszy raz, ,,The One And Only” słuchałem na początku lipca 2007, a więc ponad 3 lata temu. Wtedy materiał przypadł mi do gustu, ale nie pamiętam, abym go jakoś dużo słuchał.

Tak naprawdę to wiedziałem, co dostane pod względem tekstowym. Każdy trzeźwo myślący słuchacz wiedziałby także. Powiedzmy, że na Południu wyróżniam sobie 3 grupy raperów. Pierwsza to rap pokroju Cunninglyguist, a więc coś głębszego. Druga to genetyczne wynalazku pokroju Gucci Mane’a, a więc coś bliżej niezidentyfikowanego, gdyż nikomu nie chce się badać łajna. Trzecia to rap, który właśnie robi Lil Wyte, a więc ostra, bezkompromisowa, bezpośrednia i mocna gangsterka. Raper nie stroni od brawurowego poruszania takich tematów jak strzelaniny, pieniądze, narkotyki, palenie, ulica, przemoc, zabójstwa, gangi, kobiety lekkich obyczajów czy hejterzy. Dlatego też mamy takie kawałki jak ,,Get High”, ,,Talkin’ Ain’t Walkin’”, ,,It’s On”, ,,Gun Do Da Talkin’”, ,,Gettin’ Money Boy” i tak dalej. Teksty jak teksty. Nie jestem fanem takiego typu tematów, co nie znaczy, że przekreślam każdego gangsta-rapera, ale ten z Memphis do mnie w ogóle nie trafia. Nie dostrzegam w jego lirykach kompletnie niczego, co by wyróżniało go z tłumu, dlatego też nie będę nic przytaczał.

Dodatkowo jego flow mnie zniechęca, odpycha i naprawdę musiałem się ostro przemęczyć, aby przetrwać całą płytę. Ktoś mógłby powiedzieć jak to? No tak to, tak to. Fakt, że Patrick nawija z agresją, siłą przebicia, krzykliwością, wręcz brutalnością, co bardzo dobrze wydawałoby się pasuje do treści, jakie niosą ze sobą jego teksty, ale mnie to po prostu denerwuje, odpycha i nie pasuje. To samo z głosem. Jest zachrypnięty, ciężkawy i mocny, a więc praktycznie idealny do bezkompromisowego nawalania w stylu Dirty South, ale mnie to nie przekonuje. Związane jest to oczywiście z moim gustem, bo przecież nie rzucam epitetami, że rap Lil Wyte’a jest chujowy i tyle. Ja po prostu nie jestem w jego grupie docelowej. Z warstwą brzmieniową też nie jest kolorowo. Nie zniechęca i nie odrzuca mnie tak jak asortyment wokalny rapera, ale nie jest o wiele lepiej. Większość bitów jest dla mnie za ciężka, nie do strawienia, asłuchalna. Tak naprawdę jedynym podkładem, który mi się całkowicie podoba jest ,,Feelin' Real Pimpish”. Chociaż muszę powiedzieć, że w niektórych bitach wyczuwam lekki potencjał, który został zmarnowany przez gospodarza, bo gdyby np. C.O.S. nawijął pod ,,Choppa On Da Back Seat”, brzmiałoby to o wiele lepiej.

Na albumie jest trzech gości i są to Project Pat, DJ Paul oraz Juicy J. Wszyscy twórcy są z tej samej bajki, co Wyte, więc chyba nie trudno się domyślić, że ich występy oceniam negatywnie. Oczywiście różnią się sposobem nawijki (chociaż DJ Paul i Lil Wyte mają bardzo podobną), ale można wrzucić ich do jednego wora, jeżeli chodzi o styl rapu, który robią. Czasem może się zdarzyć, że featuringi podnoszą ocenę wydawnictwa, ale w tym przypadku nie ma na to żadnych szans. Mówiąc szczerze, słuchanie ,,The One And Only” to był błąd i ponad godzina wyjęta z mojego życiorysu. Normalnie, gdybym już nie miał w głowie postanowienia, że ta płyta pójdzie na pierwszy ogień, skończyłbym słuchanie po trzecim może czwartym numerze. Nie znajduje na krążku w zasadzie żadnych pozytywów. Począwszy od tekstów, które do mnie nie przemawiają, po denerwujący i odrzucający sposób pływania po bitach, aż po nieudolne, zupełnie nie trafiające w moje wyobrażenie tego, jak dobry rap powinien brzmieć, podkłady. Ocena naturalnie będzie bardzo niska i miałem nie dać linka do żadnego kawałka, ale zmieniłem zdanie i dam do najmniej raniącego moje uszy.

2/10

Brak komentarzy: