poniedziałek, 1 listopada 2010

King Sun - Strictly Ghetto EP (1994)

1)Humm Deez Nuts
2)Street Corner
3)BNS Sex
4)Once Upon A Time
5)Suck No Dick
6)Robbin' Of Da Hood
7)Get Down With Da Get Down

W latach 90-tych na scenie Nowego Jorku wychodził chyba najlepszy rap w historii gatunku tej muzyki. Premiery miały takie wybitne krążki jak ,,Life After Death”, ,,Illmatic”, ,,The Infamous” czy też ,,Enter The Wu-Tang Clan (36 Chambers)” (za którym nie przepadam tak naprawdę i jakoś nigdy nie umiałem się zajarać, ale doceniam jego klasę), które na stałe wpisały się w annały historii rapu i można rzec w mniejszym i w większym stopniu ją zmieniły. Ponadto świetną muzykę tworzyli Kool G Rap, Big Daddy Kane, Rakim czy KRS One no i należy pamiętać, że Wielkie Jabłko lat 90-tych to także prężnie działająca i rozwijająca się armia o nazwie Boot Camp Click na czele z generałem Buckshotem. Jednakże trochę, a raczej zdecydowanie w cieniu wyżej wspomnianych raperów, takie osoby jak Krash Man, Dysfunkshunal Familie, Grand Daddy I.U. czy właśnie bohater tej notki - King Sun – robili swoje.

King Sun jest związany z Bronxem, a przedstawiana epka nie jest jego debiutem w rapgrze, bo przed nią nagrał 2 albumy w latach 1989 i 1990, a więc nazwanie tego czarnoskórego rapera weteranem jest jak najbardziej na miejscu. Nowy Jork, lata 90-te, ,,Strictly Ghetto” - to po prostu MUSI być uliczny materiał. Największym zaskoczeniem dla mnie był kawałek ,,Suck No Dick”, który jest bezpardonowym dissem na… uwaga! Ice Cube’a. Sun głównie zarzuca artyście z Los Angeles fałszywość i że jest pozerem. Gracz z NY raczej porwał się z motyką na słońce, ale nie wiem, czy Cube mu odpowiedział. Wyróżniłbym także numer z wpadającym w ucho refrenem - ,,Humm Deez Nuts”, w którym King Sun po części wciela się w rolę nauczyciela ulicznego, który przedstawia obraz realiów, w których się porusza. Jednak zarąbiście dalekie jest to moralizatorstwa, bo to jest street rap, a nie conscious rap. Podobny tematycznie (oczywiście chodzi mi o prezentowanie realiów ulicznych) jest ,,Street Corner”. Z tą różnicą, że jest bardziej bezpośredni oraz ostry. Raper przedstawia swoją bezwzględną naturę, opisując swój dzień, który jednak nie kończy się szczęśliwie. No i tak ogólnie właśnie wokół takich spraw oscyluje tematyka tego wydawnictwa. Ogromna większość tekstów ma formę opowieści. Prosto z ulicy wieści jak u Wilka, ale podane za pomocą dobrych, nierzadko podwójnych rymów.

here’s a magic word, y’all find absurd
bitches always talk about me, so fuck what you heard
and what you’re sayin’ causes all propaganda
soon as I blow up, you show up with a slander
I hit you for a reason, skeezing, now I’m a woman beater
women don’t cheat, but quick to call a man a cheater
now you’re running to the next man
like he really cares stupid bitch, it’s just a sex plan
I caught you off and found another girl to step to
now you’re coming back cause the next man left you
I see you’re catching mad hell on your own
whatever happen to that, you wanna be alone
it wasn’t you he really wanted it was the butt
now you and him can both humm deez nuts

Wspomniałem o dobrych umiejętnościach gospodarza ,,Strictly Ghetto”, jeżeli chodzi o pisanie tekstów, co sprawia, że prosto z ulicy wieści słucha się miło. Teraz muszę dodać kolejny czynnik, który potęguje tę przyjemność, a więc sposób płynięcia po bicie. Flow Kinga to dla mnie wypadkowa Big Daddy Kane’a i Guru. Czemu? Bo wyczuwam płynność i umiejętne przejścia z pętli do pętli, co cechuje tego pierwszego, a zarazem pewną nutkę spowolnienia, stonowania, może czasami monotonii, co jest charakterystycznego dla tego drugiego. Zaskoczyła mnie nawijka Sun’a, bo jest dopracowana i na naprawdę relatywnie wysokim poziomie technicznym. Nie chodzi mi, że raperzy jego pokroju są w tym elemencie słabi, ale ani Krash Man, ani Grand Daddy I.U. nie wyróżniali się niczym szczególnym w kwestii flow. Jak wygląda sprawa z produkcją? Bardzo dobrze i solidnie, a co najważniejsze warstwa brzmieniowa idealnie wpasowuje się w brudny, ponury, niezbyt wesoły (ale w żadnym wypadku przygnębiający, bo o tym będzie kolejna recenzja!) klimat epki. A może wypadałoby powiedzieć, że w dużej mierze ten klimat tworzy. Nie ma tutaj naturalnie żadnych bitów, które zmuszają do kiwania głową czy zapadają w pamięć dzięki swojej melodyczności. Moim ulubionym podkładem jest ,,Humm Deez Nuts” z pojawiającą się świetną, delikatną sekwencją pianina, która jednak nie jest dominująca oraz ,,Robinn’ Of Da Hood” z najbardziej wyrazistym i najlepszym basem na płycie.

Na szczęście kariera King Sun’a – tak jak było niestety w przypadku sporej liczny raperów czy grup, które pojawiły się na scenie Nowego Jorku lat 90-tych – nie rozpoczęła się ani nie zakończyła na jednym wydawnictwie. Po ,,Strickly Ghetto” wydał jeszcze w 1999 roku trzeciego w dyskografii Long Playa, natomiast 3 lata później drugą epkę. Jestem pod wrażeniem tego materiału, bo ściągnąłem go sobie wczoraj na spontanie, kiedy miałem 40 minut do filmu, a nie wiedziałem, czego posłuchać. Wszedłem na pewien bardzo fajny blog, który jest moim głównym źródłem, co do takich produkcji i pobrałem tę epkę. Tak mi się spodobała, że postanowiłem napisać o niej parę słów. Dobre, nie nudzące teksty, świetna, klimatyczna, po części obskurna produkcja plus wysokie umiejętności wokalne reprezentanta Bronxu sprawiają, że słuchanie materiału dla mnie i jak myślę dla każdego, kto lubi taki rap będzie tylko i wyłącznie przyjemnością. Wydawnictwo nie posiada wad, ale na pewno nie mogę uznać je za wybitne lub/i klasyczne. Po prostu kawałek dobrego ulicznego, nowojorskiego, brudnego rapu.

8/10

Brak komentarzy: