1)Put It On feat. Kid Capri
2)MVP
3)No Endz, No Skinz
4)8 Iz Enuff feat. Terra, Herb McGruff, Buddah Bless, Twan, Killa Cam, Trooper J & Mike Boggie
5)All Black
6)Danger Zone
7)Street Struck
8)Da Graveyard feat. Lord Finesse, Microphone Nut, Jay-Z, Party Arty & Grand Daddy I.U.
9)Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous
10)I Don't Understand It
11)Fed Up With The Bullshit
12)Let 'Em Have It ,,L"
Hehe. Etykieta pod tą notką chyba nie powinna brzmieć ,,płyty – przypomnij sobie” tylko ,,płyty – jak nie znasz na pamięć to umrzyj”. Jakby brać to dosłownie, to już bym nie żył, bo oczywiście nie znam tego krążka na pamięć, ale wiadomo, o co chodzi. Nic dosłownie. Lamont Coleman wydał tylko jeden album za życia, ale każdy słuchacz, który nie ma problemu ze słuchem i nie jest ignorantem, postawiłby ,,Lifestylez Ov Da Poor and Dangerous” w gronie najlepszych płyt w historii, a też pewnie znajdą się tacy, którzy uznają ją za najlepszą. Nie ma się tutaj czemu dziwić, bo płyta to klasa sama w sobie. Ja sam uznaje materiał za najwybitniejszą produkcję roku 1995 roku i oczywiście jedną z 10 najlepszych w historii rapu. Kiedy usłyszałem ją po raz pierwszy, od razu się praktycznie w niej zakochałem.
Główną zaletą ,,Lifestylez Ov Da Poor and Dangerous” jest warstwa tekstowa. Big L stworzył coś ponadczasowego i zostawiającego konkurencje daleko w tyle. Jak mogłem zachwycać się doskonałym braggadacio w wykonaniu Big Daddy Kane’a, to raper z Harlemu podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej. Tak wysoko, że jestem pewny w stu procentach, że w konwencji bragga nikt nie ma żadnych szans się nawet do niej zbliżyć. No dobra, nie można jednak zapomnieć o Chino XL’u, ale jeżeli mowa o ulicznym braggadacio to Coleman siedzi na tronie od dawien dawna. W każdym razie panczlajny w wykonaniu L’a były niesamowicie perfekcyjnie złożone, przeszywające uszy, niesłychanie dobitne, a nawet rzekłbym, że przejaskrawiające pewne wątki - put his brains in the street, now you can see what he was just thinking. To tylko świadczy o jego nieprawdopodobnej sile lirycznej i muszę powiedzieć, że odnoszę wrażenie, słuchając kawałków, że praktycznie wszystkie zwrotki są zbudowane na zasadzie panczlajnów – każdy wers to co najmniej dobry pancz. Uliczne przechwałki rapera były także fantastycznie skonstruowane, jeżeli chodzi o technikę składania rymów. Podwójne rymy, wielokrotne czy też wewnętrzne to na tym albumie Chleb Powszedni jak Zip Skład. Sporo pisałem o chełpieniu obecnym na płycie, co może sugerować, że nie ma tutaj numerów na jakieś konkretne tematy. Nic bardziej mylnego. Jest ,,No Ednz, No Skinz”, który, mówiąc najprościej, opowiada o tym, że dziewczyny lecą na kasę. Jest ,,I Don’t Understand This”, gdzie Big L wylewa swoją frustrację związaną z istnieniem tak wielu słabych raperów. Jest ,,Street Struck”, w którym artysta przedstawia negatywne strony ulic. Najbardziej niesamowitym zabiegiem na krążku jest dla mnie idealne wkomponowanie w poruszane tematy elementów braggadacio. Kombo po którym ciężko wstać.
in a street brawl I strike men quicker than lightning
you seen what happened in my last fight friend? iight then
L's a clever threat, a lyricist who never sweat,
comparing yourself to me is like a Benz to a chevorlette
and clown rappers I'm bound to slay
I'm saying hi to all the cuties from around the way
yeah, cause I got all of them sprung Jack
my girls are like boomerangs
no matter how far I throw them, they come back
Za warstawę muzyczną odpowiedzialnych było kilku producentów, a mianowicie Lord Finesse, Showbiz, Buckwild oraz jeden track wyprodukował nieznany mi gość Craig Boogie. Niektórzy wychodzą z założenia, że jak na album robi bity kilku różnych ludzi, to na pewno nie będzie on tak spójny, jak w przypadku, gdyby robiłby to jeden. Nie mam pojęcia, jakby debiut L’a wyglądał, jakby wyprodukował go jeden beatmaker, ale na pewno nie mogę powiedzieć, że w formie jakiej został pierwotnie wyprodukowany jest niespójny. Co więcej, ja czuję idealną chemię pomiędzy producentami i konsekwencje w tworzeniu podkładów. Nie odnoszę wrażenia, że jeden się zlewa z drugim, bo np. ,,Street Struck” jest inny niż ,,Put It On”, ale obydwa świetnie pasują do ogólnego klimatu płyty, w żadnym wypadku go nie zaburzając, a właśnie budując. Brzmienie jest dość ponure, lekko mroczne, stonowane, świetnie oddające atmosferę ulic Nowego Jorku. Dominuje technika samplingu i np. takie numery jak ,,Fuck Compton” Tim Doga, ,,In The Ghetto” Eric B & Rakima czy ,,Vibrations” jazzowego basisty Buster Williamsa zostały wykorzystane. No i teraz kwestia flow i znowu posypią się same komplementy, bo Big L był jednym z najlepszych raperów, którzy kiedykolwiek dotknęli mikrofonu także pod względem wchodzenia w bit. Dykcji nie mogę wychwalać pod niebiosa, bo była (tylko?) w porządku, natomiast swoboda i polot z jakimi Coleman rapował miażdży. Bardzo dobrze kontrolował oddech, trzymał tempo i po prostu rządził podkładami. Może trochę denerwować jego wysoki, dziecięcy głos, ale ja osobiście nie miałem, nie mam i wątpię, abym kiedyś miał jakieś z tym problemy.
Mniej więcej 45 minut, bo tyle trwa ,,Lifestylez Ov Da Poor And Dangerous” to podróż w zupełnie inną rzeczywistość. Prawdziwa bomba zegarowa i jedno z najwybitniejszych dzieł w rapie stworzonych przez drugiego najlepszego rapera w historii w mojej osobistej klasyfikacji. Niestety krążek nie powala, nie fascynuje, nie cieszy mnie tak bardzo jak to było kilka lat temu, ale to raczej normalne, bo słuchałem go wielokrotnie w przeszłości i trochę się mi przejadł. Oczywiście, co widać, doceniam jego klasę i poziom, bo nie można mu ich odmówić. Szkoda, że kariera Big L’a w zasadzie skończyła się na tak fantastycznym debiucie, bo został zabity 15 lutego 1999 roku na swojej własnej dzielnicy. Zagadka jego śmierci pozostaje nierozwiązana, ale są dwie główne hipotezy. Jedna mówi, że raper został zastrzelony w ramach zemsty za to, co zrobił jego brat Big Lee, który wtedy był w więzieniu. Natomiast druga mówi, że Lamont został pomylony ze swoim bratem, co jest niesamowitą ironią w odniesieniu do tego, co rapował w ,,Street Struck” - stay off the corners; that might be your best plan, before you catch a bullet that was meant for the next man…
10/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
W pełni zgadzam się z recenzją. Fajnie, że wtrąciłeś tam wzmiankę o Chino, bo tak jak kiedyś rozmawialiśmy na gg, mówiłem, że Chino piszę lepsze punche niż Big L. Dlaczego? Ano dlatego, że Big L ograniczał się tematycznie do ulicy i kobiet a Chino potrafi złożyć punche na każdy temat o tej samej sile co Big L. Dobra robota z recenzją. Zdradzisz co będzie w drugiej części cyklu?
Prześlij komentarz