czwartek, 18 listopada 2010

Czas na kilka wniosków

Kończy się pomału drugi miesiąc, jak mieszkam i studiuję w Poznaniu, więc czas na kilka wniosków, ale nie będą to wnioski takie jakie wyciągnął Rychu po przesłuchaniu bitwy w Płocku odnośnie Tedego, bo byłoby to śmieszne. No to po kolei:

Miasto. Na początku wkurwiała mnie ostro komunikacja miejska, bo nie ma bezpośrednich dojazdów do miejsc, które mnie interesują, a więc szkoły. Tak w ogóle to mam zajęcia w trzech różnych miejscach, ale zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Ostatnimi tygodniami jednak polubiłem tramwaje i sądzę, że komunikacja wcale nie jest tak beznadziejna, jak mi się wydawało, mając na uwadze, że Poznań to wielkie miasto. Jeżdżę w zasadzie tylko, jak wracam ze szkoły, bo do szkoły chodzę na pieszo z moim ziomem, z którym mieszkam. Poza tym Poznań wydaje się być naprawdę ładnym miastem. Fajnie, że blisko jest Biedronka, piekarnia, Żabka, gdzie mogę skoczyć sobie po piwo jak Rychu.

Mieszkanie. Jest jak najbardziej w porządku. Mieszkam sobie w małym pokoju, a mój ziomek w dużym i każdemu pasuje to w stu procentach. Dogadujemy się bez problemu. Musimy bulić ogólnie spory hajs, ale standardy są naprawdę bardzo dobre. Nikt nas nie kontroluje, bo właściciel mieszka w Anglii, a babka, która załatwiała nam to mieszkanie (babka z biura nieruchomości) nie wpada w ogóle na żadne kontrole. W końcu mamy swoje lata i swój rozum, i wiemy, co robimy. Internet jest zarąbiście szybki, co pozwala mi na oglądanie meczów i nie martwienie się, że się będzie mulić czy coś takiego. Do gospodarowania samemu się przyzwyczaiłem i wychodzi mi to nienajgorzej, ale muszę zdecydowanie bardziej ogarnąć wydawanie pieniędzy na głupoty. Np. we wtorek wydałem 50 złoty, aby się najebać, ale to był wyjątek, bo Kjózko wpadł do nas. Od teraz koniec z najebkami na jakiś czas, bo to kosztuje.

Szkoła. No i kurwa tutaj problemy się zaczynają. Pomijam fakt, że mam zajęcia w trzech rożnych miejscach, o którym wspomniałem na początku, ale wkurwia mnie wiele rzeczy. Po pierwsze grupa, chociaż nie mam takiego ciśnienia jak na początku. Chyba się po prostu przyzwyczaiłem do tego zbiorowiska ludzi, bo tak naprawdę nie można tego nazwać grupą, gdyż widzimy się w pełnym składzie tylko 2 razy w tygodniu, bo reszta zajęć poza PNJA była do wyboru i każdy w zasadzie wybrał co innego. Po drugie zajęcia. Nie wiem po chuj mam znowu ten jebany niemiecki. Nie wiem po chuj mam fonetykę akustyczną, która przypomina mi fizykę, bo trzeba obliczać częstotliwości głosek angielskich na zjebanym programie o nazwie Praat. Dobrze, że to chociaż jest, co 2 tygodnie, ale ten idiota Szłorc mówił ostatnio, że planuje robić zajęcia co tydzień. Żenada. We don’t walk to the Szłorc! Wkurwia mnie pisanie, bo baba zwleka z oddawaniem esei, które są tak porąbane, że masakra. Dzisiaj oddała dopiero pierwszy, którego jednak nie zaliczyłem. No cóż, w PWSZ byłem bogiem, a tutaj jest zupełnie inaczej. Różnica poziomów gigantyczna. Seminarium magisterskie jest popierdolone na maksa, a ten debil Lew, który jest moim promotorem, jest słownikowym dewiantem, ma swojego padawana, który ma tak samo na imię jak ja, i chce na grudzień 3 tematy pracy, a ja nie wymyślę nawet 1, bo nie da się po prostu. Te rzeczy, które robimy na zajęciach w ogóle mnie nie naprowadzają na właściwy trop odnośnie tematu, na który mógłbym pisać. Po trzecie, słowo organizacja odnośnie UAM'u nie istnieje.

Życie towarzyskie. Z uwagi, że z ,,grupą” widujemy się rzadko, ciężko jest o nawiązanie jakichś relacji, a to już prawie koniec listopada. Jest kilka osób, które wydają się spoko, ale jeszcze nigdzie razem nie wyskoczyliśmy i mówiąc szczerze nie mam ochoty na to. Nie ma praktycznie żadnych relacji w grupie. Istnieje, bo istnieje i tyle. Wyobrażałem sobie to trochę inaczej, ale jak już pisałem – mi tak na serio nie zależy bardzo na nawiązywaniu i staraniu się nawiązać większego kontaktu. Może przyjdzie z czasem, o ile dotrwam do końca studiów. Z Rafałem chlamy praktycznie co tydzień, ale teraz wciskamy stop. Raz się tak zajebałem, że straciłem wzrok na 30 minut. Jeszcze tak ostro porobiony nie byłem nigdy. Raz wpadli do nas ziomki ze studiów we Włocławka i też było w dechę. No i ostatnio znowu był Kjózko. Tak to byłem na zarąbistym koncercie Słonia i Palucha z ziomkiem, którego znam z forum kilka lat i jego koleżkami. Chciałem pójść na mecz Lecha z Manchesterem City, ale nie było szans dostać biletów niestety.

Ogólnie jakoś sobie radzę, ale jak wracam do domu do Włocławka i muszę znowu wyjeżdżać to smutno mi trochę, bo w domu własnym jest najlepiej. Przeżyłem tam mnóstwo lat w końcu.
Z drugiej strony takie mieszkanie z dala od domu jest mi potrzebne, bo zamierzam w przyszłości żyć i pracować w Anglii. No właśnie, co do tej Anglii. Taką miałem rozkminę ostatnio i nadal się pod tym, co wykminiłem mogę podpisać, że chyba popełniłem błąd, idąc na magisterkę dalej. Ona mi nic nie da, jeżeli chodzi o to, co chcę robić w Anglii i jaką bym miał tam robotę. To tylko 2 lata wydawania hajsu przez rodziców, grubego hajsu, aby mnie utrzymać. Może powinienem ich odciążyć i po prostu zająć się w końcu robotą. Jednak nie ma, co o tym myśleć teraz chyba. Jak już wszedłem na tę drogę, to muszę postarać się, aby zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby przed nazwiskiem mieć 8 tych liter, jak nawijał Boxi.

Jak na razie studia we Włocławku o wiele bardziej mi się podobały z wielu przyczyn, mimo ze nie raz na nie psioczyłem. Mówiąc szczerze, to chciałbym je przeżyć jeszcze raz...

1 komentarz:

johnnny pisze...

skoro jesteś z Poznania to zapewne słyszałeś o projekcie:

http://www.youtube.com/watch?v=Lm5IRnGaDxM