poniedziałek, 1 marca 2010

24 kolejka Bundesligi i trochę więcej

Piątek

Nie mogłem przegabić derbów Zagłębia Rury, mimo że jakość obrazu była fatalna, w których Schalke podejmowało Borussie Dortmund. Mecz od początku toczył się w szybkim tempie. Nie można było narzekać na ilość sytuacji, bo zawodnicy grali cios za cios. Było to też spotkanie zaciętej walki i pojedynków nie brakowało. Aktywny w zespole Klopa był Błaszczykowski, który rajdami nękał defensorów gospodarzy. Trzeba przyznać, że z czasem, to Dortmundczycy przejmowali inicjatywę i bardziej zagrażali bramce Neuera niż zawodnicy w niebieskich strojach bramce Weidenfelera, ale wynik meczu nie uległ zmianie.

Na początku 2-połowy, której nie oglądałem z prywatnego powodu, rzut karny na bramkę dla BVB zamienił Sahin. Od tego momentu Schalke cisnęło gości, którzy się jedynie bronili i w konsekwencji stracili 2 gole. Mecz zakończył się wynikiem 2:1 dla Schalke. Jak widać Borussia nie była w stanie nawiązać walki w 2 części spotkania i wywieźć nawet punktu, a zapowiadali, iż jadą na Veltins Arena po 3 punkty…

Sobota

Najbardziej ciekawie zapowiadała się rywalizacja Stuttgartu z Eintrachtem Frankfurt. Z uwagi, że spotkanie Chelsea zakończyło się o 15:40, owy mecz oglądałem od 20 minuty. Nie można się było nudzić, bo na placu boju działo się sporo i to VFB było stroną przeważającą, jednakże goście też nie pozostawali dłużni. No i niespodziewanie pierwsi strzelili bramkę po prostej stracie piłki przez Gebharta w 39 minucie. Jednak już 2 minuty potem, wyrównał strzałem głową Cacau. Zawodnicy Grossa dążyli do objęcia prowadzenia jeszcze przed przerwą i tak się właśnie stało, bo po raz 2 Cacau zdobył gola. Tym razem po pięknym, mocnym uderzeniu z dystansu.

2 część spotkania wygląda podobnie do 1 – nie można było się nudzić, bo działo się dość sporo. Tutejsi byli bliżsi strzelenia bramki, częściej atakowali i zagrażali bramce Nikolova, ale wynik 2:1 cały czas się utrzymywał. Muszę zaznaczyć, że im bliżej było ostatniego gwizdka arbitra, to Frankfurtczycy coraz śmielej sobie poczynali, a Stuttgart bronił korzystnego rezultatu i kontratakował. Po jednej z takich kontr, przeprowadzanej pod koniec meczu, to co zrobił golkiper gości można śmiało uznać jak na razie za najlepszą paradę Bundesligi sezonu 2009/2010. Przyjezdni walczyli do samego końca, co mogło się podobać, ale ostatecznie ulegli na Mercedes-Benz Arena 1:2.

W meczu Bochum z Norymbergą padł bezbramkowy remis, ale okazji na strzelenie bramki nie brakowało po obydwu stronach. Należy podkreślić bardzo dobrą postawę bramkarza gości Schafera, który popisał się kilkoma świetnymi interwencjami. Wynik nie satysfakcjonuje na pewno bardziej przyjezdnych, bo im się potrzebne punkty, a przecież mogli to spotkanie wygrać.

Również remisem, ale tym razem bramkowym, bo 1:1 zakończyła się rywalizacja Borussi Moenchengladbach z Freiburgiem. Co prawda gospodarze byli lepszą drużyną, która stworzyła więcej groźnych sytuacji, ale zabrakło skuteczności i dokładności. Dla Freiburga punkt wywieziony jest cenny, bo nadal utrzymują 2 oczkową przewagę nad miejscem barażowym.

Hertha po kompromitacji w Lidze Europejskiej notuje kolejną porażkę w Bundeslidze. Berlińczycy ulegają na własnym obiekcie 0:2 Hoffenheim. Porażka boli tym bardziej, ponieważ to gospodarze stworzyli sobie więcej sytuacji podbramkowych, zaatakowali od początku meczu i ich rywal nie był z najwyższej półki. Cóż, skoro gracze Funkela nie są w stanie zwyciężać w takich pojedynkach, to cienko widzę ich pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej w Niemczech, mimo niezłego potencjału kadrowego. Z drugiej strony to zespoły, które będą bezpośrednio rywalizować z Berlińczykami o pozostanie w lidze, w tej kolejce nie zrobiły kroku do przodu znacznego. Dodatkowo Łukasz Piszczek opuścił plac gry w 42 minucie z powodu kontuzji i nie zagra w najbliższym meczu reprezentacji Polski z Bułgarią.

Natomiast Werder Brema kontynuuje serie zwycięstw i ogrywa na wyjeździe Mainz 2:1. Bremeńczycy objęli prowadzenie po pięknym strzale z rzutu wolnego Borowskiego, ale Mainz, mimo że musiało radzić sobie w 10, zdołało wyrównać przed przerwą. Krótko po przerwie, bo już w 50 minucie, przyjezdni strzelili gola na 2:1 i wywieźli 3 punkty. Dzięki temu ekipa Thomasa Schafa traci już tylko punkt do miejsca dającego start w europejskich pucharach.

W ostatnim sobotnim spotkaniu lider z Leverkusen podejmował na Bay Arena słabo grający zespół Kolonii. Jednakże wynik, który był 0:0, okazał się niespodzianką. Trzeba jednak podkreślić, że goście zagrali dobrze w obronie, a Bayer w ataku był praktycznie bezradny i mieli problemy ze stwarzaniem naprawdę dogodnych sytuacji. Oglądałem 2 połowę spotkania i mimo wizualnej przewagi gospodarzy, nie mogę uznać remisu za wynik krzywdzący. W każdym razie Aptekarze ustanawiają rekord Bundesligi, jeżeli chodzi o liczbę meczy pod rząd bez porażek – 24 kolejki bez kończenia meczu na tarczy. To budzi respekt.

Niedziela

Wolfsburg pokonuje w Hannoverze miejscowych 1:0, ale nie byli tak naprawdę lepszą drużyną. To gospodarze mieli przewagę w posiadaniu piłki i miażdżącą przewagę w oddanych strzałach, jednakże w tej najważniejszej statystyce Wilki były minimalnie lepsze i wywożą 3 punkty. Zespół Jacka Krzynówka, który nawet nie znalazł się na ławce rezerwowych, przegrywa już 9 spotkanie z rzędu i jak nie wygrają w najbliższym spotkaniu, gdzie przeciwnikiem będzie Freiburg, który okupuje 16 pozycję, to moim zdaniem Slomka może wylecieć.

O godzinie 17:30 miał miejsce prawdziwy hit, bo Bayern Monachium podejmował na Alianz Arena Hamburg. Gospodarze po bramce Ribery'ego z 78 minuty wygrywają 1:0. Nie będę się rozpisywał, bo to zbędne. Powiem krótko – MAMY LIDERA!

Tabela po 24 kolejkach:

1)Bayern - 52 punkty
2)Bayer L - 50 punktów
3)Schalke - 48 punktów
4)Hamburg - 40 punktów
5)Borussia D - 39 punktów

Inne

W środku tygodnia zostały rozegrane rewanżowe spotkania w ramach 1/16 Ligi Europejskiej i 3 niemieckie drużyny awansowały dalej. Werder rozbił 4:1 Twente, Wolfsburg w takim samym stosunku pokonał Villareal, a HSV uległ w Eindhoven co prawda 2:3, ale taki wynik dał im awans. Odpadła tylko Hertha po druzgocącej klęsce na Stadionie Światła w Lizbonie 0:4.

Pary 1/8 przedstawiają się następująco:

Hamburg – Anderlecht
Rubin – Wolfsburg
Altetico Madryt – Sporting
Benfica – Maryslia
Panathinakos – Standard Liege
Lille – Liverpool
Juventus – Fulham
Valencia – Werder

Teoretycznie z klubów Bundesligi Hamburgczycy mają największe szanse na awans. Bój Rubina z Wilkami będzie wyrównany i interesujący, bo obydwie ekipy mają potencjał, a Rosjan nie wolno lekceważyć w żadnym wypadku. Werder mimo że kadrowo słabszy od Valenci, nie jest bez szans, ale muszą się Bremeńczycy wspiąć na szczyt swoich umiejętności, aby przejść dalej.

W Anglii bardzo ciekawie zapowiadał się mecz Chelsea z ManCity. The Blues na pewno mieli ochotę zemścić się na gościach za porażkę w poprzednim meczu na wyjeździe 1:2. Nie było to niesamowite i wciągające spotkanie, ale to gracze Ancelottiego przeważali, jednakże nie byli w stanie stworzyć sobie naprawdę dogodnej sytuacji. Do czasu, bo w 42 minucie kapitalną piłę po ziemi do Lamparda zagrał Joe Cole, a ten pierwszy pokonał Givena strzałem pod słupek. Kiedy wydawało się, że to gospodarze zejdą na przerwę, prowadząc, fatalnie zachowali się środkowi defensorzy Chelsea – Terry i Carvalho zostali ośmieszeni przez Teveza, który pokonał Hilario. Rezerwowy bramkarz lidera ligi też się nie popisał, bo mógł ten strzał wybronić.

2 część meczu oglądałem dopiero od 59 minuty, bo wpierdalałem naleśnika z La Petite (najlepsze jedzenie w mieście, koleżko!) i nie mogłem obserwować. W każdym razie w 51 minucie Bellamy dał prowadzanie City i Chelsea znalazła się w trudnej sytuacji. Opiekun The Blues nie czekał długo z reakcją – wprowadził na plac gry Bellettiego w miejsce Mikela oraz Sturridge'a w miejsce Cole’a. Działania ofensywne graczy gospodarzy nie przynosiły efektu, więc włoski trener zdecydował się poważnie wzmocnić siłę ataku, wprowadzając w miejsce środkowego obrońcy Carvalho napastnika Kalou. Niebieska armia, grając z czterema nominalnymi napastnikami, była bezradna. Kwintesencją marazmu było idiotyczne zachowanie Bellettiego, który najpierw po stracie piłki faulował w polu karnym rywala i dostał czerwoną kartkę. Teves bez kłopotów wykorzystał jedenastkę i goście prowadzili już 3:1.

Mimo większej liczby oddanych strzałów przez Chelsea, ekipa przyjezdnych prowadziła w tej najważniejszej statystyce. By tego było mało, w 81 minucie Ballack zobaczył drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę i lider Premiership musiał radzić sobie w 9. Co prawda The Blues się nie poddali i swoje okazje mieli m.in. Drogba, Anelka czy Kalou, jednak nie udało się, a poza tym atakując w 9 przeciwko 11 naraża się na kontry. Jedna z nich okazała się być zabójcza i Bellamy trafił na 4:1 dla Manchesteru, mówiąc do Ancelottiego ,,100 Gwoździ Do Twojej Trumny jak VNM”. Jednak to nie był koniec emocji, bo w 90 minucie w polu karnym Givena faulowany był Anelka, a rzut karny na bramkę zamienił Lampard i było 2:4.

Nietęgą minę miał Roman Abramowicz, gdyż za jego kadencji Chelsea chyba nigdy nie przegrała tak wysoko na Stamford Bridge. Porażka boli, bo przecież po 1 połowie gospodarze mogli prowadzić wysoko, ale to jest piłka nożna. Mając na uwadze, że Manchester United wygrał w środe z West Ham 3:0, podopieczni Carlo Ancelottiego mają już tylko 1 punkt przewagi nad Czerwony Diabłami.

Nad The Blues powoli gromadzą się czarne chmury, bo postawa defensywy (wypunktowanej przez kontuzje) jest mizerna, przegrali pierwszy mecz u siebie w tym sezonie, no i już niedługo rewanż z Interem w ramach Ligi Mistrzów.

Jeszcze taka smutna wiadomość, bo Ramsey doznał złamania nogi w meczu Stoke City – Arsenal (1:3) po zagraniu Shawcrossa. Nie było to jednak celowe zagranie, a sam winowajca nawet się popłakał od razu, co tylko potwierdziło, że bardzo się zmartwił swoją interwencją. Oczywiście został wyrzucony z boiska. Szkoda Ramsey’a podwójnie, bo chłopak ma zaledwie 18 lat, a teraz czeka go co najmniej pół roku przerwy i nie wiadomo, jak owa kontuzja wpłynie na jego dalszą karierę.

Brak komentarzy: