sobota, 5 listopada 2011

KRS One & Marley Marl - Hip Hop Lives (2007)

KRS One to bardzo znana firma i każdy szanujący się słuchacz rapu nie tylko musi go kojarzyć, ale także znać kilka istotnych płyt. Już nie będę przesadzał, że całą dyskografię, bo uważam, że taki pogląd jest przesadzony. Jednym z albumów naprawdę wartych uwagi od reprezentanta Bronxu jest niewątpliwie ,,Hip Hop Lives” nagrany wspólnie z Marley Marlem.

Jak teoretycznie można było zarzucić Krisowi, że każdy jego następy krążek po ,,Return Of The Boom Rap” wskazywał, że The Teacha powoli się wypala i z jego formą jest raz lepiej, raz gorzej, to ,,Hip Hop Lives” udowodnił, że KRS jest w stanie jeszcze zrobić kapitalny album. Możliwe, że nawet przyszły klasyk, bo sam uważam, iż kolaboracja z Marlem jest w pierwszej trójce najlepszych solówek rapera i jest jego zdecydowanie najlepszym wydawnictwem w XXI wieku. Śmiem twierdzić, że takim pozostanie, patrząc na to, co w ostatnich latach robi Kris.

Tekstowo na ,,Hip Hop Lives” raper skupia jest oczywiście wokół kultury Hip Hop i swoim związku z nią, ale nie da się odczuć w żadnym wypadku wtórności, nudy czy powielania schematów. KRS dostarcza zaskakująco bardzo świeże wersy na wydawać by się mogło już wielokrotnie przerabiane tematy. W ,,I Was There” przywołuje rożne istotne wydarzenie związane z rapem, podkreślając swoją obecność przy każdym z nich, a w ,,Kill A Rapper” w sposób ironiczny, ale bardzo trafny mówi o tym, że jak chcesz kogoś zabić, to obierz za cel jakiegoś MC, bo i tak nic Ci za to nie grozi, ponieważ do dziś zagadki śmierci wielu raperów zostają niewyjaśnione. To chyba dwa najciekawsze utwory z krążka, ale jakbym miał wymienić wszystkie wartościowe i godne uwagi, to wypisałbym po prostu całą tracklistę. Muzycznie musi być na poziomie skoro za brzmienie odpowiada ktoś taki jak Marley Marl. Produkcja w żadnym wypadku nie ustępuje warstwie tekstowej, a KRS One dobrze poradził sobie z bitami, pokazując przy tym po raz kolejny niebanalną kontrolę oddechu i przypierdolenie akcentowe.

this my 15th album, I’m having fun with you critics

Tak rapował Blasmaster w ,,Nothing New”. Beki z krytyków niestety nie mógł później toczyć zbyt długo, bo niedługo miały przyjść chude czasy dla niego. Nie pod względem płodności muzycznej, ale jakości artystycznej, której następnym wydawnictwom KRS One’a (nie licząc dwóch następnych, a więc ,,Adventures In Emceeing” oraz ,,Maximum Strenght”) niestety zabrakło i brakuje nadal, co potwierdza ostatni album z Freddie Foxx’em.

POBIERZ

Hasło: peingodofamegakure

Brak komentarzy: