niedziela, 28 listopada 2010

Wyze Mindz - World Meltdown

3 listopada napisałem, że recenzji albumów z 2010 roku pojawi się jeszcze maksymalnie 7. Mijają równe 3 tygodnie od tamtego czasu i ja dopiero tworzę pierwszą takową notkę. Nie sądzę, że do końca wykorzystam limit, jaki sobie ustaliłem, bo do końca roku został jedynie miesiąc i poza płytą Wyze Mindz na sto procent zajmę się krążkiem ,,Leftovers” od The Scale Breakers (chociaż to Kanada, a nie USA) oraz prawdopodobnie przedstawię najnowsze dokonanie K-Rino. To są 3 pozycje i zostawiam sobie ewentualnie jedną czy dwie alternatywy, jakbym się skusił, aby sprawdzić jakiś krążek, który ujrzy światło dziennie w przeciągu miesiąca i mnie niesamowicie zaciekawi. Przechodząc jednak do rzeczy, a więc do ,,World Meltdown” od ekipy Wyze Mindz. Chłopaki reprezentują Dirty South, gdyż są z Południowej Karoliny, a ich ksywy to Unkn?wn i Apacalypze. Prezentowany album na pewno nie jest ich scenicznych debiutem, gdyż w 2007 roku wydali ,,Universal Invasion”, ale niestety nie wiem, czy to jedyne, co wcześniej nagrali. W każdym razie, jak sama nazwa kolektywu wskazuje, ich muzyka nie ma nic wspólnego z bling blingiem. Zacierałem ręce i liczyłem na kawałek dobrego conscious rapu, ale trochę się rozczarowałem.

Może i czynnikiem, który determinuje w sporym stopniu moje rozczarowanie i niedosyt wynikający z warstwy lirycznej jest bariera językowa. Native speakerem nie byłem, nie jestem i nie będę, ale swoje potrafię wynieść z tekstów. W tym przypadku jest kilka kawałków, z których ciężko jest mi cokolwiek wynieść. Podczas słuchania miałem wrażenie, że raperzy tworzą zbyt skomplikowane, przekombinowane, zawiłe i wyidealizowane linijki. Oczywiście nie działo się to w każdym numerze, ale znajduje się kilka takowych, które są dla mnie za trudne w odbiorze np. ,,Phaze1”. W sumie tak naprawdę w tym tracku nie ma jakiegoś do przesady wyrafinowanego słownictwa, ale nie potrafię odnaleźć w tym spójnej całości. Podobnie jest w ,,Pure Rap” czy ,,Reach Out”. Z kawałków, które okazały się nie być dla mnie wielkim wyzwaniem, jeżeli chodzi o odszyfrowanie głównej myśli, wyróżniłbym ,,1 Day”, traktujący o nieuchronności śmierci, ,,Reflecion”, który jest osobistym, a zarazem ogólnikowym rozważaniem na temat świata czy też ,,A Dream”, podkreślający wartość marzeń, będący smutną refleksją o rzeczywiści, z wypowiedziami KRS One’a między zwrotkami. Znalazłoby się jeszcze parę przykładów na obydwie strony, ale na tym kończę.

I live in a place where homeless stay next door to the rich folks
and death still walks by my side holding a pitchfork
maybe I’m just losing my mind or seeing clearly
maybe I’m revealing all the lies, but y’all don’t hear me
where broken dreams are used like concrete to pave the roads
when you stuck inside a hell-hole, money’s got control

Rzadko się zdarza, że warstwa tekstowa nie przypadnie mi do gustu. Szczególnie jak słucham truskulu, ale bywa. Na całe szczęście brzmienie ,,World Meltdown” nie jest przekombinowane, przeintelektualizowane ani ciężko strawne w odbiorze nawet w jednej setnej procenta. Co więcej, to właśnie muzyka jest największą zaletą albumu, bo ciężko znaleźć chociaż średni podkład. Materiał to jeden z najlepiej wyprodukowanych krążków bieżącego roku. Można usłyszeć świetnie ułożone werble i sporo żywych, organicznych dźwięków, które sprawiają, że brzmienie to prawdziwa uczta dla uszów. Szkoda tylko, że chłopaki postawili na nieprzystępność liryczną, bo zmarnowali wiele fantastycznych podkładów, a szczególnie ,,A Dream” i ,,Blaw” – kwintesencja piękna, mimo że styl bitów odmienny. Pierwszy numer jest spokojny i refleksyjny, natomiast drugi daje kopa. Flow jednego z chłopaków (niestety nie wiem, który jest który) jest dla mnie wypadkową nawijki Vinnie Paza i Busta Rhymes’a. Za sposobem jechania po bitach tego drugiego nie przepadam, ale na szczęście proporcje podobieństwa układają się mniej więcej 70% - 30% na korzyść członka Jedi Mind Tricks. Czasami zdarza się, że Unkn?wn i Apacalypze rapują w bardzo podobny sposób i niełatwo mi ich rozróżnić. Głównym czynnikiem, który jednak pozwala im ich odróżnić, jest chrypka w głosie jednego z nich.

Przesłuchałem materiał dwukrotnie i zrobię to jeszcze raz czy dwa w całości ze względu na kapitalne brzmienie. Możliwe, że z kolejnym przesłuchaniem lepiej zrozumiem warstwę liryczną, ale raczej na bank nie będę się już na niej skupiał tylko delektował podkładami. Jakbym ktoś zadał mi pytanie i spytał się, czy jakbym mógł cofnąć czas, to bym nie sprawdzał tej płyty, odpowiedziałbym bez wahania jak Gural – gdybym mógł cofnąć czas, pewnie nic bym nie zmienił. Warto było przesłuchać ten materiał przede wszystkim ze względu na wybitną produkcję. Nawijka chłopaków tak samo nie wadzi, więc ogólnie więcej pozytywów niż negatywów. Jednakże teksty staram się traktować jako najważniejszy element rapu i nie mogę dać wysokiej oceny, skoro one mi w pewnym stopniu nie podpasowały.

6/10

Brak komentarzy: