W ostatnich dniach przypomniałem sobie dyskografię Masta Ace’a
do płyty z 2004 roku, a więc „A Long Hot Summer” no i naszła mnie ochota, aby
coś o tym napisać. Rok 2007 to był ostatni raz, kiedy słuchałem całej dyskografii
rapera z Brooklynu. Na pewno za najlepszą płytę uważałem krążek z 2001 roku „Disposable
Arts”, a co do reszty to już nie jestem pewny jaką dawałem wtedy kolejność.
Wiem tylko, że jest jego jeden album, który ogólnie jest bardzo ceniony w
środowisku i przez wielu uważany za najlepsze dokonanie Ace’a, a dla mnie
zarówno w 2007 roku jak i teraz sytuacja jest wręcz odwrotna. Ale do rzeczy – o
to lista albumów Masta Ace’a z lat 1990-2004 w kolejności od najlepszego wg
mnie
1)Disposable Arts 2001 – potwierdziło się to, co uważałem 17
lat temu. Ten krążek to najlepsze co wypuścił nowojorczyk w latach, o których
mówimy i na 99% jest to najlepsze jego wydawnictwo ever (mówię to, nie
słuchając wszystkiego co nagrał do tej pory). Masta Ace’a lirycznie jest w
niesamowitej formie, trafne wersy, różnorodność tematów, budząca respekt
technika składania rymów. Gdyby Ace na każdej płycie miał takie teksty jak
tutaj (albo jakby Disposable Arts byłoby jedynym jego albumem), to śmiało
dałbym go w 15 najlepszych lirycznie raperów (o której ostatniej myślałem).
Przeszkadza duża ilość skitów, ale rozumiem koncept. Niestety jest to płyta, od
której raper definitywnie zgubił flow, ale o tym trochę później.
2)SlaughtaHouse 1993 – co prawda nagrana pod szyldem Masta
Ace Incorporated, ale tak naprawdę to Masta grał tu pierwsze skrzypce. Flow,
jaki raper zaprezentował na tym wydawnictwie jest niesamowity. Wzniósł się na
wyżyny swoich możliwości i bardzo bardzo niedobrze, że potem już zaczął go
gubić, bo to co tutaj robił budzi podziw. Warto nadmienić, że sytuacja, w której
znalazł się artysta, kiedy nagrywał płytę miała duży wpływ na to, co wyszło.
Miał problemy z wytwórniami i był zły na stan rapu, przede wszystkim
popularność gangsta-rapu. Dał upust gniewu i agresji nagrywając naprawdę
świetny album, gdzie nie brakuje złośliwości i ciętych wersów wycelowanych
właśnie w gangsta-rap na brudnych bitach.
3)Take A Look Around 1990 – to niespodzianka myślę, że nie
tylko dla innych, ale przede wszystkim dla mnie. Z tego, co pamiętam za czasów
liceum dałem ten album na ostatnim miejscu w dyskografii nowojorczyka. Teraz
ląduje jednak na podium i o ile między pierwszymi dwoma pozycjami różnica nie
jest duża (choć albumy w zupełnie innych stylach), to Take A Look Around trochę
odbiega od drugiego miejsca. Niemniej, jest to naprawdę solidna, dopracowana
porcja rapu. Mimo nagrania i rapowania trochę w starej stylistyce (ale co tu
się dziwić, jak płyta powstawała w latach 1988-1990), nie męczy to, a w
niektórych momentach wręcz ręce same składają się klaskania przy mikrofonowych
popisach rapera i słucha się tego naprawdę dobrze jako całości.
4)Sittin’ On Chrome 1995 – w roku 2007 chyba dałem tę płytę
na miejscu numer dwa hmm? Teraz ląduje na miejscu czwartym. Wg mnie brakuje jej
takiego czegoś, że chce się ją brać na raz. Niby nie ma na niej nic, co
odrzuca, ale z drugiej strony nie ma też nic, co by przykuwało moją uwagę i
pozwalało nie przejść obojętnie. Wspominałem, że na Disposable Arts
defityniwnie zgubił flow, a właśnie na Sittin’ On Chrome zaczął go gubić i
rapować w łagodniejszy, wolniejszy i gorszy sposób. Co tu więcej by napisać? W
zasadzie to tyle.
5)A Long Hot Summer 2004 – to właśnie ta płyta, o której
pisałem we wstępie. Dla mnie to najbardziej przeceniona pozycja w karierze Ace’a.
Nie mówię, że to słaba płyta. Ba, ona jest naprawdę niezła, ale poważanie jakie
ma w środowisku jest wg mnie zupełnie nie współmierne do jej wartości
artystycznej, a tym bardziej jeżeli spojrzymy chociażby na SlaughtaHouse czy
nawet Take A Look Around. Ile osób uważa, że któreś z tych dwóch wydawnictw to
najlepsza płyta rapera (podejrzewam, że bardzo mało), a ile uważa, że krążek z
2004 roku jest nią? (bardzo dużo). Lubię kilka numerów, a nawet bardzo z A Long
Hot Summer, fajnie się ich słucha, brzmią dobrze, ale Ace ma w swojej
dyskografii o wiele ciekawsze pozycje, która mają więcej do zaoferowania niż
ta.
No i tak to właśnie wygląda moim okiem. Może posłucham
nowszych albumów Masta Ace’a (Emc – nic specjalnego
i kolaborację z Ed O.G. – całkiem niezła, słuchałem kiedyś) jak np. The Falling
Season czy też najnowszą płytę z bieżącego roku z Marco Polo, ale może, to nic
pewnego. Jeszcze mam taką rozkminę, co do Masta Ace’a i zagorzałych fanów
gangsta-rapu, którzy gardzili wszystkim, co nie jest gangsta, jakich spotykałem
na forach w starych czasach, lata 2006-2009. Masta Ace w ich kręgu traktowany
był z szacunkiem, co wydaje się paradoksalne, biorąc pod uwagę tematy na SlaughtaHouse.
Może oni nie rozumieli, że te podteksty gangsta-rapowe na krążku z 1993 roku
były ironiczne? Nie wiem, ale słuchając szczególnie numeru „Boom Bashin’”, gdzie raper
jedzie jak nożem po masełku po gangsta raperach, idiota nie miałby chyba
już nawet wątpliwości…
Here comes the boom, with the hip hop bash as I smash and crash
How many gangsta rappers are gonna last?
Not one, they got done, I had fun
Doin' em and screwin' em and booin' em and chewin' em
I'm slick and quick, up my sleeve is a trick
Hey! So what, I use funky drummers, suck my dick
I'm still thick, with murderous beats and heavy kick
And I'm sick of the so-called shots ya gonna lick