piątek, 4 lutego 2011

Sha Stimuli - Unsung Vol. 1 The Garden Of Eden

1)The Stir
2)Saviour
3)Believe Me feat. Rapper Poch.
4)Who I Am
5)Game Over
6)Sound Off
7)Am I Different feat. Reks
8)The MILF Song Aka Motherfucker
9)The Mirror
10)Effortless feat. Prince EA
11)Insanity
12)Televised Revolution Aka Breath feat. Mickey Factz
13)Can’t Stop
14)The Garden
15)Runwaya Slavestyle
16)Pushing The Beat feat. Fred The Godson, Charlie Clips
17)Hood Remix feat. Sheek Louch, Joe Budden
18)Elipogue


Sha Stimuli to Nowojorski raper, który należy no nowej fali artystów reprezentujących Wielkie Jabłko. Urodzony w 1979 roku na Brooklynie raper pierwszy tekst napisał w wieku 11 lat, natomiast kiedy miał 14 lat udzielił się na drugim solo Masta Ace’a. Koleżka od samego początku był blisko związany z rapem, ponieważ jego brat o ksywie Lord Digga dał mu możliwość przebywania w studiu podczas sesji nagraniowych ,,Ready To Die”, więc nie lada płyty. Muzyka weszła mu w krew i od 2003 roku wydał sporą liczbę mixtapów, które cieszyły się bardzo dobrymi opiniami. Oczywiście działo się to wszystko z dala od błysków fleszy i namolnych paparazzi, ale udało mu się znaleźć w magazynie The Source w rubryce ,,Unsigned Hype”. Dopiero rok 2009 przyniósł oficjalny solowy debiut Sha Stimuli o nazwie ,,My Soul To Keep”, który mnie bardzo zajarał. Kariera artysty, jak można usłyszeć na pierwszym krążku, kiedy rapuje, że ,,back in 1995, I said I’d be 95, before I’d work 9 to 5, driving down 95, but that was when I idolized these rappers and drug dealers”, nie potoczyła się tak, jak on sobie to wyobrażał, ale mimo wszystko nadal nagrywa. Owocem tego jest drugi solo album.

Stimuli lirycznie zawiesił sobie poprzeczkę naprawdę bardzo wysoko. Na ,,My Soul To Keep” można było usłyszeć m.in. porządne gry słowne, porywające historie, ciekawe konceptowo numery, błyskotliwe i sarkastyczne linijki. Dlatego też moje oczekiwania co do liryki nie było niskie, bo wiedziałem na co stać Nowojorczyka. Kiedy usłyszałem pierwszy track, a więc ,,The Stir”, będący krótkim wprowadzeniem do płyty, miałem banana na pysku, bo tekstowo był kapitalny. Świetna technika składania rymów plus nie gorsze przesłanie. Był to bardzo dobry znak. Potem było także pięknie, bo kolejny numer ,,Saviour” także daje kopa. Tematycznie nic nadzwyczajnego, bo artysta kreuje się na tego, który uratuje rap i dostaje się słabym MC’s, ale sposób, w jaki Sha o tym nawinął jest nadzwyczajny. Nie są to wtórne linijki, a dodatkowym smaczkiem jest kilka gier słownych np. ,,they say they push keys, I hold the key to happiness”. Word playe mam już za sobą, co nie znaczy, że na krążku już w ogóle się nie pojawiają, bo jest wręcz odwrotnie.

Pisałem również o przyciągających słuchacza historiach no i proszę bardzo – Nowojorczyk wychodzi także obronną ręką. Jest np. ,,The MILF Song aka Motherfucker”, w którym Stimuli przedstawia swoją dość osobliwą i dziwną relację z kobietą, która ma dzieci, o czym raper nie wiedział. Pojawia się dylemat, czy opłaca się angażować w taki związek? Warto zwrócić uwagę także na rozmowę na początku nuty i na końcu. Jedziemy dalej z listą, ciekawych konceptowo nut nie brakuje. Wyróżniłby ,,Insanity”, w którym raper przeżywa rozterki emocjonalne i jest na skraju szaleństwa. Jeżeli chodzi o błyskotliwe i pełne sarkazmu wersy to np. ,,see, we all come from pussy, I say fuck where you from”. Cztery warunki spełnione. To oczywiście nie koniec wartościowych tracków na płycie, bo bardzo spodobały mi się jeszcze refleksyjny i osobisty ,,The Garden”, któremu warto poświęcić kilka przesłuchań, przejął mnie także ,,Punish The Beat”, który jest swego rodzaju poruszającą przemową rapera i podziękowaniem dla ludzi, którzy go słuchają itd. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że raper właśnie przemawia, a nie rapuje w tym kawałku. Podsumowując tę sekcję, lirycznie album prezentuje się bardzo solidnie, bo można usłyszeć to, z czego Sha Stimuli jest znany.

these dudes spitting about their paper, I spit a constitution
they say that they’re a problem, but shit I’m the solution
they claim to be the best, my best hasn’t happened yet
they say they push keys, I hold the key to happiness
they’re spitting wish rap, gun clap, platinum
I’m giving real raps that is happening
they call me the present, but I can make you absent with
my words or my weapon, bottom line I’m abstinent
they cannot fuck with me, this is not an accident
I’m not an activist, nor am I a pacifist
I am just a passionate bastard getting pass the point of passiveness

Raper zebrał bardzo szeroką gamę producentów i prawie każdy podkład został zrobiony przez innego bitmejkera. Jedynie niejacy Charli Brown oraz Astronate wyprodukowali więcej niż jeden kawałek, a konkretnie po 2, więc ilość nie powala. Przechodząc do konkretów, można usłyszeć kojące, spokojne, pozbawione w ogóle perkusji ,,The Stir” oraz ,,Punish The Beat”, coś bardziej niekonwencjonalnego i szybszego jak ,,Sound Off”, dość wolne, ale potężne w swoim brzmieniu ,,Saviour” i ,,Who I Am”, miękkie i bardzo przyjemne dla ucha ,,Am I Different”, dziwnie uzależniające i wkręcające się w banie ,,The MILF Song aka Motherf—ker” czy też łagodne ,,The Mirror”. Jednak mówiąc szczerze, podczas słuchanie miałem wrażenie, że bity czasami zlewały mi się ze sobą, co jednak nie jest zaletą. Dwoma zdecydowanie najlepszymi są dla mnie ,,The MILF Song aka Motherfucker” oraz ,,Sound Off”. Nie mogę powiedzieć, że warstwa muzyczna kuleje, bo tak nie jest, ale jest daleka od perfekcji. Producenci mogli wykonać lepszą robotę.

Pisałem już kiedyś, że jeżeli chodzi o wyrażanie emocji Sha Stimuli to moja czołówka raperów i godnie może mierzyć się ze Slugiem. Na ,,Unsung Vol. 1 The Garden of Eden” flow artysty nadal prezentuje się doskonale. Generalnie jest powolne, spokojne, w niektórych momentach może wydać się leniwe, a raper ma tendencje do przeciągania wyrazów, co mi się bardzo podoba, ponieważ potęguje przekaz. Jednakże potrafi nawinąć z wściekłością, co ładnie widać w niektórych momentach w ,,Televised Revolution aka Breathe”. Przyśpieszyć także jest w stanie, co jest widoczne w pierwszych kilku linijkach drugiej zwrotki w ,,Can’t Stop”, a także bardzo ładnie, dynamicznie i z werwą popłynął w ,,Sound Off” na trudnym, dość eksperymentalnym bicie. Wychodzi mu to co najmniej poprawnie, bo zachowuje dobrą dykcję i dobrze się tego słucha.

Nie miałem w ogóle pojęcia, że Sha Stimuli miał w planach wydać kolejne solo i jak zobaczyłem na forum, że pewien ziomek wrzucił jego materiał, to się bardzo pozytywnie zaskoczyłem. Podbiłem z pytaniem, aby się upewnić na sto procent, czy to nie jest jakiś mixtape (nazwa może na to wskazywać), ale okazało się, że to normalna płyta. Muszę stwierdzić, że nie jestem zawiedzony albumem, ponieważ trzyma on solidny, porządny poziom. Są lepsze momenty i te trochę gorsze, ale to raczej nieuniknione jak się nagrywa krążek, który trwa prawie 80 minut. Jak już mówiłem, nie jestem rozczarowany, ale usatysfakcjonowany w stu procentach także nie. Gdybym nie słyszał ,,My Soul To Keep”, to pewnie z ,,Unsung Vol. 1 The Garden of Eden” byłbym o wiele bardziej zadowolony. W odniesieniu do debiutu album wypada słabiej, bo mimo wszystko nie ma tak chwytających za serce kawałków jak ,,Do It For The Doe”, ,,Good Day” (tego zawsze słucham, jak mam momenty, kiedy nie jestem zadowolony z życia i mi pomaga, bo uświadamiam sobie, że niektórzy mają o wiele gorzej, a i tak są w stanie być szczęśliwi) czy ,,Sometimes”. Także długość płyty to trochę przesada, bo jakby skrócić ją do 60 minut, brzmiałaby o wiele spójniej. Tak to drugie oficjalne solowe wydawnictwo Stimuli to po prostu dobry album i nic więcej.

7/10

1 komentarz:

gawi pisze...

Strasznie wkręciłem się w ten kawałek co wrzuciłeś. Album sprawdzam na pewno, pierwszą jego płytkę chyba też sobie odświeżę, bo jakoś o niej zapomniałem, a całkiem mi się podobała.

btw, sprawdź nowy album instrumentalny rjd2 wydany pod aliasem the insane warrior - we are the doorways