Znowu miałem lekką przerwę i mówiąc szczerze w ogóle nie miałem ochoty, aby cokolwiek napisać. Nic nie trwa wiecznie, więc dzisiaj nastąpiła zmiana, jednakże muszę powiedzieć, że także nie miałem zbytnio weny. Z kolejnymi minutami pisania było coraz lepiej, dlatego też stworzyłem tę o to notkę, bo jakby pisanie szło mi topornie, to bym po prostu dał sobie spokój. Nigdy nic na siłę. Dobra, to teraz jedna informacja teoretyczna. To na 99 procent ostatnia recenzja wydawnictwa z 2010 roku, gdyż do końca roku zostało kilka dni, a nie sądzę, abym wziął się za poważniejsze sprawdzenie nowego, podwójnego albumu K-Rino, gdyż trwa mniej więcej 2 godziny. The Scale Breakers zamykają grę jak Eis na swojej płycie. Jest to ekipa, która pochodzi z Kanady, a więc robię wyjątek, umieszczając ich pod tą etykietę. Składa się z Subwaya, którego debiut opisywałem pod koniec listopada, oraz Guy Woodsa. ,,Leftovers” to ich debiut sceniczny, który polecił mi już na początku września Gawi i koleżka może być zadowolony, bo materiał przypadł mi do gustu. Zresztą ja tak samo nie mam powodów do narzekania.
Tekstowo jest bardzo ładnie. Od razu przejdę do konkretnych kawałków, więc tak... Jest ,,R.O.T.Y.” – chłopaki mówią, że są właściwymi ludźmi na właściwym miejscu i ich muzyka jest wartościowa. Bije z ich wersów niezwykła pewność siebie – ,,i give props to the veterans cuz even they now we’re next". Natomiast tytuł sam to skrót od rookies of the year i tak, drodzy użytkownicy ślizgu, w tym waszym temacie o takiej samej nazwie to właśnie The Scale Breakers powinni królować, a nie Curren$y. Znajduje się także ,,My Ends” – bardzo życiowy numer, z którym każdy z nas może, a w zasadzie na pewno się utożsami. Traktuje on o zaufaniu, które zostało nadużyte oraz fałszywej przyjaźni. No i nie mogę zapomnieć wspomnieć o ,,She Wants My Money” – jak sam tytuł wskazuje track mówi o kobietach, którym zależy tylko na pieniądzach. Nie jest to jednak żadna głęboka i smutna refleksja na temat facetów będących wykorzystywanymi, tylko raczej kawałek z dystansem, humorem, w którym raperzy doskonale znają zamiary owych kobiet, więc nie występują w roli ofiar. Ogólny przesłanie można ująć w następujących słowach – uważaj na te chciwe suki, synu! The Scale Breakers tematycznie dają słuchaczom szerokie spektrum do obcykania. Jak kos chce czegoś poważniejszego i głębszego to pewnie ,,Listen Girl’’, ,,They Tell Me”, czy ,,Waiting” mu się spodoba, a jak cos luźniejszego i humorystycznego to ,,Fly” (który przy okazji potwierdza słowa sprzed 5 lat ,,zioło było, jest i BĘDZIE jarane’’ – Żary, jesteś prorokiem!) czy ,,Chubby Chaser” będą idealne. Zwróciłbym także uwagę na 3 zabawne skity, który potwierdzają, że artyści mają do siebie dystans i bardzo pozytywne podejście do twórczości.
I love the day light, I love the night light
sleep most of the day to wake up when the time's right
then it's time to write notes to the notebook
in gone my left hand, trying write a dope hook
a lot of long days coming and I'm ready for them
song after song we getting better and will keep going
Mogę tylko przypuszczać, że prawdopodobnie wszystkie podkłady zrobił Guy Woods. Skoro to jest płyta The Scale Breakers, a wspomniany koleżka zajmuje się produkcją, to raczej innego wyjścia niż zaprezentowane nie widzę, co do autora bitów. To, że potrafi wysmażyć porządnie brzmiące podkłady udowodnił mi już na solówce Subway’a. Guy Woods to przede wszystkim solidny i wszechstronny producent, dlatego głównymi cechami bitów na ,,Leftovers” jest dopracowanie i różnorodność. Można usłyszeć m.in. takiego typu podkłady jak trochę taki bardziej syntetyczny, ale jak najbardziej w porządku ,,Chubby Chaser”, dość eksperymentalny, ale także bardzo dobry ,,Go Get It”, który skojarzył mi się (szczególnie, kiedy wchodzi refren) z melodyjką z jakiejś gry na pegazusa, wesoły oraz pogodny ,,If You Don’t Know”, skoczny, wyrazisty, zapadający w pamięć i sprawiający, że kiwa się głową ,,R.O.T.Y.”, spokojny i smutny ,,They Tell Me” czy też kojarzący mi się z rytmami latynoskimi ,,She Wants My Money”. Tak jak w przypadku tekstów, jestem pewny, że raczej każdy słuchacz znajdzie w brzmieniu coś dla siebie. Mi odpowiada warstwa muzyczna w całości i w sumie zmieniłbym tylko jedną rzecz. Konkretnie chodzi mi o remiks numeru ,,Free” z solówki Subway’a, który nie wyszedł zbyt udanie. Tak to nie mam zarzutów, bo brzmienie emanuje mi świeżością i życiem, a to jest chyba najważniejsze. Guy Woods jednak nie zajął się jedynie tworzeniem bitów na debiucie grupy, ale także rapowaniem. Od razu mówię, że umiejętności produkcyjny artysta ma o wiele wyższe niż te wokalne, ale w żadnym wypadku nie ma tragedii. Jest po prostu poprawnie, gdyż flow Woodsa ani nie razi, ani nie doprowadza mnie do szczytowania. Lepiej na mikrofonie radzi sobie jego partner. Wspomnę także o czymś, co jest niezwykle charakterystyczne dla twórczości chłopaków, a więc refrenach, który są śpiewane. Ktoś mógłby powiedzieć, że to trochę zniewieściałe, że refreny śpiewane wykonują raperzy, a nie wokalistki. Mów słuchaczu co chcesz, ale The Scale Breakers udowodnili, że potrafią zaśpiewać porządnie. W sposób, który jest jak najbardziej słuchalny, nie drażni uszy, nie odrzuca, a daje mi wielką przyjemność w słuchaniu. Jedynym minusem jest dla mnie refren w ,,Listen Girl”, który zalatuje mi autotunem. Nie został on tam na pewno użyty, ale głos Subwaya, który śpiewa, lekko przynosi mi na myśl autotune i to nie jest moja mania. Tak właśnie to odbieram.
Całość trwa 1 godzine i 7 minut, a więc dość długo, jednak słuchanie tego krążka było dla mnie przyjemnością. Bardzo fajnie posłuchać dobrego rapu w ulubionej stylistyce (w tej mniej ulubionej tak samo fajnie, żeby nie było, ale podkreślam, że tylko DOBREGO). Kończąc powiem, że płyta tematycznie zachowuje kapitalną równowagę pomiędzy poważniejszymi i mniej poważnymi kwestiami, brzmieniowo zadowoli najbardziej wybrednych słuchaczy i koneserów konkretnych bitów, a w kwestii flow nie pozostawi niesmaku. Takim o to akcentem zamykam serię notek o albumach z 2010 roku pochodzących z USA i Kanady, których miałem okazje słuchać.
8/10
wtorek, 28 grudnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Cieszę się, że kolejny polecony ode mnie album spodobał Ci się.
Leftovers to taki prelude to zapowiadanego na 2011 albumu FOOOD - ja już zacieram ręce :).
Generalnie polecam zainteresowanie się głębiej kanadyjską sceną, jest tam wiele ciekawych raperów jeszcze nie tkniętych mainstreamem. Po za tym, w porównaniu do amerykańskiego undergroundu, są jakby trochę bardziej świeży.
A co do kolejnych recenzji to jak najmniej polskiego :), jakoś nie wiem czemu, ale na prawdę nie mogę się przekonać do rodzimych artystów o ile nie są wybitni i bardzo wyróżniający się. Polski underground i banda dzieciaków, którzy myślą, że są oryginalni a większość z nich jest kopiami innych, nieudolnymi do tego.
Wiem, że są perełki, ale zalew badziewia jest tak duży, że nie chce mi się sprawdzać praktycznie niczego z pl :).
Pozdrawiam & hepi niu jer. Yo!
Prześlij komentarz