środa, 29 grudnia 2010

Podsumowanie trzeciej z trzech części roku 2010

Tytuł raczej nie brzmi zbyt ładnie, ale nie jest to istotne. To trzecia czyli ostatnia z tego typu notek, a więc cyklu podsumowań płyt, które wyszły zza oceanem w bieżącym roku. Jako że postanowiłem, iż ograniczę ilość przesłuchiwanych albumów w 2010 roku na rzecz starszych produkcji oraz nowemu gatunkowi muzyki, w którego od paru miesięcy się wsłuchuje (ambient i downtempo, mówiąc krótko i ogólnie), liczba krążków, które sprawdziłem od września do grudnia jest równa 7 (plus jedna epka). To bardzo mało w porównaniu do poprzednich części tego typu podsumowania, ale nie czuję niedosytu.

Black Milk - Album Of The Year, 8/10

Miałem spore oczekiwania, co do jakości tego materiału, bo ,,Tronic" mi się bardzo podobał i nie zawiodłem się. Świetne brzmienie i naprawdę dobrze wypadający na mikrofonie reprezentant Detroit. Jednak mimo że nawet w momencie pisania słucham sobie tej płyty, nie ma ona szans, aby znaleźć się w mojej czołówce produkcji 2010 roku. Może w przyszłym roku panie Curtis.

Del Tha Funky Homosapien - It Ain't Illegal Yet, 3/10

Jak do ,,Album Of The Year" mogę wracać z czystym sumieniem, to do tego krążka nie wrócę nigdy na sto procent, bo okazał się po prostu nie wypałem. Główną wadą jest niedorobiona warstwa brzmieniowa, a sam gospodarz jakoś też nie powala. Liczę, że w 2011 roku w końcu światło dzienne ujrzy Deltron 2, a Del się zrehabilituję za tę solówkę i zamknie mi mordę.

7L & Esoteric - 1212, 6/10

Tutaj podobnie, bo też się rozczarowałem. Nie tak bardzo jak na panu z Oakland, ale jednak. Esoteric to bez wątpienia utalentowany raper, który obdarzony jest płynnym flow i darem do pisania potężnego braggadacio, a 7L to nietuzinkowy producent, który wie, jak wysmażyć mocne bity. Zawiodłem się lekko, bo po prostu jedyne czego mi tu brakuje to świeżość.

C.O.S. - A Novel By Me, 10/10

Murowany kandydat do jednej z najlepszych płyt 2010 roku. Minęły 3 lata od ostatniej solówki Latynosa, która powaliła mnie na kolana, a najnowsze dzieło C.O.S'a okazało się być jeszcze lepsze niż oczekiwałem, a spodziewałem się naprawdę wiele. Piękny LP, gdzie można odnaleźć zarówno poruszające jak i gangsterskie momenty i ich doskonałą fuzję. Nikt chyba nie robi tego lepiej na Zachodzie. Tak, drodzy słuchacze rapu, ,,A Novel By Me" > ,,Siccmade Rituals", choć taka opinia jest pewnie dla was nie do przełknięcia.

Kno - Death Is Silence, 9/10

Miałem tego albumu w ogóle nie tykać, ale wielu ludzi się nim jarało, a że lubię Cunninlynguist, to postanowiłem sprawdzić, co tam główne ogniwo zespołu z Georgii przygotowało. Materiał jest utrzymany podobnie jak powyższy w smutnej konwencji, ale nie ulicznej. Zdecydowanie jedna z najlepiej wyprodukowanych płyt bieżącego roku, ale czy będzie miała miejsce w moim top 10, okaże się niedługo.

Wyze Mindz - World Meltdown, 6/10

Kolejna pozycja z Południa i kolejna, na której warstwa brzmieniowa jest godna podziwu. Niestety teksty okazały się być dla mnie zbyt trudne w odbiorze i mimo że za trzecim razem słuchania była zdecydowanie łatwiej niż za pierwszym, to oceny nie mam zamiaru zmieniać. Co najwyżej mógłbym podwyższyć o pół, ale połówek nie daję, więc zostaje, tak jak było.

The Scale Breakers - Leftovers, 8/10

Ostatni album, który miałem okazje sprawdzić w 2010. Zespół co prawda pochodzi z Kanady, ale dałem im przepustkę do USA, że tak to ujmę. Co cechuje ,,Leftovers" to przede wszystkim bardzo dobra, żywa i barwna warstwa muzyczna oraz świetny balans w kawałkach pomiędzy poważniejszymi i zabawnymi tematami.

Średnia ocen: 7/10

Jak widać, średnia jest naprawdę dobra i ja ogólnie nie mogę narzekać z ogólnego poziomów wydawnictw, które słuchałem w ostatnich 4 miesiącach roku. Takiego ogólnego podsumowanie a wyliczeniem rocznej średniej za płyty i epki z 2010 roku dokonam przy okazji sporządzania listy 10 najlepszych albumów 2010. Co do epek to właśnie została mi jedna do podsumowania:

Atmosphere - To All My Friends, Blood Makes the Blade Holy, 9/10

Nie mam żadnych wątpliwości, że to jest najlepsza epka, jaka wyszła w tym roku. Niezwykle wszechstronny lirycznie Slug, który udowodnił, że jednak potrafi nagrać kawałek o czymś innym niż miłość (czaisz ironię w słowach? - jak nawijał Wankej na Dinalu), a Slug wyprodukował bardzo dobre bity.

Średnia ocen: 9/10

Mogłem w sumie wliczyć tę epkę do pełnych albumów, ale kit z tym.

Brak komentarzy: