czwartek, 27 stycznia 2011

John Regan - Sorry I'm Late (2010)

1)Sorry I'm Late
2)Breath Of Fresh Air
3)Yesterday feat. Joell Ortiz & Meylin
4)She Loves Me Not feat. Drew Hudson
5)Nobody's Somebody feat. Nottz
6)All I Got To Give feat. Marsha Ambrosius
7)Paint The World feat. Pack FM
8)She & H.E.R.
9)9:57 Interlude
10)Suidice Ecidius
11)One Day In Heaven feat. Skyzoo & Jaiden
12)Stars feat. Nicholas Howard
13)Devil's Eye feat. Ill Bill & Juganot
14)There With You feat. Sha Stimuli & Naledge


Przedstawiana pozycja to jedna z płyt poleconych przez pewne dziewczę, które wie, co dobre. Oczywiście chodzi mi o rap. Nie znałem wcześniej John'a Regan’a, ale to nie znaczy, że sceptycznie podchodziłem do albumu, bo wielokrotnie w życiu takie nołnejmy okazywały się być dla mnie tym, co najlepsze w mojej ulubionej muzyce. To teraz kilka słów o artyście, który używa swojego imienia i nazwiska jako pseudonimu scenicznego, co jest ciekawe, bo mówiąc szczerze, na ten moment nie kojarzę innego rapera, który robiłby to samo. Regan urodził się w 1986 roku (więc jest młodszy niż niektórzy ludzie, co chodzę ze mną do grupy) w Baltimore. Czyli Wschodnie Wybrzeże, które na przekór twierdzeń niektórych, w obecnym rapie ma się dobrze. Dodatkową ciekawostką jest fakt, że John to biały raper. ,,Sorry I’m Late” jest debiutem scenicznym artysty, który rapem zajmuje się od 2004 roku. Tytuł naturalnie jest wyrażeniem przeprosin, że dopiero po 6 latach działalności udało mu się nagrać pełnowymiarowy krążek. Niektórzy czekali dłużej, ale nie będę się zagłębiał w ten temat. Do rzeczy.

Przede wszystkim w kwestii tekstów zostałem niesamowicie oczarowany ich stylistyką. Mam na myśli trafność, błyskotliwość, obrazowość, uczuciowość, refleksyjność, głębie i głównie prawdomówność. Opowieści, które serwuje John Regan, wydają się mi być bardzo szczere i autentyczne. Nie wyczuwam w tekstach odrobiny domieszek czy naciągania. Jego linijki po prostu chwytają mnie za serce. Jeżeli chodzi o tematykę jest różnorodnie i słuchacz nie powinien się nudzić. Przedstawię pokrótce kilka, moim zdaniem, najciekawszych numerów. ,,Sorry I’m Late” – jest to dość inspirujący i podnoszący na duchu kawałek, w którym w sposób niebanalny przedstawiona jest skrucha, jaką artysta wyraża wobec swojego spóźnienia. Sądzę, że Reganowi chodziło o coś więcej niż spóźnienie z debiutem. Wyczuwam osobisty charakter przesłania. Zarazem zamanifestowana jest determinacja i niezłomność w dążeniu do celu. ,,She & H.E.R.” – ten track można traktować jako follow-up do najbardziej znienawidzonego kawałka fanów gangsta-rapu, mających klapki na oczach, a więc ,,I Used To Love H.E.R.” tego truskolowego śmiecia Commona. John przedstawia dwie kobiety i opisuje swoje relacje z nimi oraz jakie uczucia żywi do każdej z nich. Jedna to jego wybranka serca, natomiast druga to hip hop.

,,Suicide Edicius” – dla mnie zdecydowanie najlepsza nuta na płycie. Warto zwrócić uwagę na tytuł, gdyż zastanawiałem się, co znaczy drugi jego człon. Okazuje się, że to po prostu wyraz ,,suicide’’ napisany od tyłu. Pomysłowo i zaskakująco. Sam numer to pierwszoosobowa narracja, w której raper siedzi w swoim pokoju, ogarniają go mroczne myśli i snuje wizję popełnienia samobójstwa. Każdy wers jest tutaj niezwykle istotny i poruszający, a druga zwrotka jest wypełniona linijkami, które potęgują obrazowanie stanu, w którym znajduje się bohater. Jednakże cały numer kończy się tym, że Regan jednak nie popełnia tego samobójstwa i ,,powraca" do świata żywych. Refren na dokładkę robi mi sieczkę z mózgu. ,,Breath Of Fresh Air” – to numer energiczny i dający kopa. John Regan przedstawia swoją osobę, dając do zrozumienia, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Podkreśla swoją oryginalność i jest pewny, że ma rap-scenie, której notabene nie potępia, sporo do zaoferowania. Na krążku jest poruszonych więcej różnych kwestii i można znaleźć kilka innych równie ciekawych kawałków, ale na tym poprzestanę.

I’ve been judged all my life
critized about decisions I made
working non-stop with limited breaks
giving six-figure, earning minimum wage
I can’t sleep, for every blink there’s a cent to be made
I won’t rest until the day of my death
the day they lat me in grave
and I can say that I gave it my best
nothing less or I made a mistake
I was lying when I said I was ready to be taken away
not until the clouds are gone long away from grey
knowing it won’t rain where my babies stay
sunshine over my wife, watering my seeds
to raise the plants I laid to make a legacy

Jak widać, warstwa liryczna uderzyła we mnie mocno jak prawy sierpowy. Warstwa muzyczna dołożyła lewy sierpowy i znokautowała mnie totalnie. Raper nawijał, że jest powiewem świeżego powietrza i to ma także przełożenie w brzmieniu, które jest żywe, pięknie skomponowane, dopracowane i rozmaite. Muszę powiedzieć, że bardzo zaskoczony byłem, jak w takie kawałki jak ,,Yesterday” czy ,,She Loves Me Not” zostały wkomponowane elementy rocka. Konkretnie jest to bodajże gitara elektryczna. Wszystko brzmi doskonale, wręcz idealne połączenie styli. W ,,She Loves Me Not” podkład kapitalnie buduje napięcie, a w ,,Yesterday” zaczyna się łagodnie, aby przy końcu zostać przywitanym mocnym uderzeniem gitary. Nie brakuje jednak klasycznych rapowych bitów. Zwróciłbym uwagę na ,,Nobody’s Somebody”, w którym wychodzącym na pierwszy plan elementem są wyraziste bębny i basy, ,,One Day In Heaven”, który można uznać za bardzo kojący i uspakajający czy ,,Suicide Edicius” z szybką perkusją i pięknym, przeszywającym mnie motywem skrzypiec. Za warstwę muzyczną głównie odpowiedzialny był YZ, ale swoje 3 grosze dorzucili także Dub B & The JYG, 88Keys, Nottz oraz Needlz. Nie są to znani mi producenci, ale odwalili kawał solidnej roboty. Bity są fantastyczne. Takiego czegoś nie chcę się tylko słuchać, ale wręcz wielbić. Teraz kwestie wokalne. Przede wszystkim moją uwagę przykuła bardzo miła, czysta i barwna barwa głosu gospodarza ,,Sorry I’m Late”. Uważam, że najlepiej odnajduje się on w uczuciowych numerach, których na albumie na szczęście nie brakuje. Nie mogę nie wspomnieć o wyraźnej dykcji, która ułatwia rozumienie wartościowych linijek serwowanych przez Regan’a. Ogólnie raper na bitach radzi sobie zdecydowanie powyżej przeciętnej. Nie mam pod tym względem żadnych zastrzeżeń. Jego nawijki słucha mi się z przyjemnością. Poza tym fajnie akcentuje.

Podsumowując, jest to kapitalny rapowy album. Właśnie takiego typu płyty będą na zawsze w mojej pamięci i będę po latach do nich wracał. Może nie do całych, ale do tych paru genialnych numerów bez wątpienia. Nie mówię tego pod wpływem chwili, bo krążkiem jarałem się już na początku stycznia i minęło kilka tygodni zanim postanowiłem napisać o nim kilka dłuższych zdań. Teraz go słucham i jaram się równie mocno, co na początku. Po prostu piękne dzieło. Miałem mały problem z oceną, bo jakbym miał rozpatrywać go w kategorii albumów z 2010 roku, dostałby bez wahania 10/10, ponieważ to zdecydowanie jedno z dziesięciu (pewnie byłaby nawet pierwsza piątka) najlepszych wydawnictw ubiegłego roku. Mamy rok 2011, więc muszę ocenić go w kategorii ogólnej. Będzie wysoko, bo ,,Sorry I’m Late” to 55 minut rapu bez jakichkolwiek wad. Jest tu wszystko, co powinno być.

9/10

PS: Gawi, obczaiłem płytę ,,Duże Rzeczy" już kilka razy. Zajarałem się, dobry rap! Elhuana ,,Snow'' także było grane. Świetne bity.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dobra recenzja, dobrze wiedzieć to czego dokładnie nie nie wyłapałam..
Słyszałam jeszcze że Regan ma jakaś epkę lecz jak dotąd jej nie znalazłam. Hmm ?! "I Used To Love H.E.R.” tego truskolowego śmiecia Commona"
nie pozdrawiam
M

Pein pisze...

To była ironia. :)

gawi pisze...

No recka jak zwykle dobra, album też sprawdziłem kiedy koleżanka M zapodała go w komentarzach i również mi się spodobał, może nie dał bym mu 9/10 , ale mocne 7+ by dostał :).

Jak "Duże Rzeczy" Ci się spodobały to jeszcze "Dobra Muzyka, Ładne Życie" polecam sprawdzić. Album bez Weny, kiedy chłopaki nie byli jeszcze kompletnie znani.

Mogę polecić Ci jeszcze EPkę kolesia o ksywie Trzy-Sześć - Las Vegas Po Awarii Prądu. Leci głównie na nie swoich bitach (a m.in. Anta, albo Kno). Chociażby
Ninja Please z Ensonem albo kawałek Tylko Lub Aż (tekst i podkład to kopia Brothera Ali - Forest Whitaker, ciekawy zabieg :)), ale bardzo podobają mi się jego teksty, mimo, że jakimś mistrzem flow nie jest.