piątek, 8 października 2010

C.O.S. - A Novel By Me

Kiedy 4 lata temu ja i kilku pewnych ziomów z pewnego forum internetowego o rapie mieliśmy pierwszy kontakt z muzyką C.O.S’a, był to raper w zasadzie nieznany w Polsce z genialnym debiutem na koncie. Obecnie mamy 2010 rok i Christopher, żeby nie powiedzieć, że jest znany przez każdego przeciętnego słuchacza rapu, to jest na pewno postacią rozpoznawalną o wiele bardziej niż kiedyś. Sam fakt, że na last.fm jest jego biografia dodana po polsku przez jednego z tych ziomów z tego forum, o którym pisałem (dzięki któremu zresztą zdobyłem link do ,,Novel By Me” oraz hasło, którego pozdrawiam, chociaż pewnie i tak tego nie przeczyta) świadczy o tym, że C.O.S. to już nie jest człowiek zagadka. Dobra, inna kwestia. Nie znam osoby, która podzielałaby moją opinię, że ,,The Whole Truth” wydany w 2007 roku jest lepszym albumem niż ,,Siccmade Rituals”. Zmierzam do tego, że zastanawiałem się, czy ,,A Novel By Me” przebije poziomem ostatni krążek reprezentanta Sacramento, co byłoby chyba naprawdę dużym szokiem dla mnie.

Każdy, kto miał wcześniej kontakt z muzyką Criminal’a Of Sac doskonale sobie zdaje sobie sprawę, jakiego typu tekstów może się spodziewać na materiale. Latynos to jeden z najlepszych raperów pod względem przekazu. Składa się na to kilka elementów, o których napiszę później, bo teraz należy skupić się na najważniejszym – liryki. Jakby ktoś chciał, abym znalazł słowo klucz, co do wersów tego artysty nie zastanawiałbym się długo – EMOCJE. Potrafi doskonale je oddać i to szeroką gamę od smutku przez tęsknotę po złość, ale głównie skupia się na smutku i jego pochodnych. Zarazem jednak jego treści nie tracą w żadnym wypadku powiewu ulicy, a wręcz gangsterki. Nie tylko potrafi świetnie balansować pomiędzy dwoma światami, ale kapitalnie spajać je ze sobą. Mało jest tego typu żołnierzy w rapgrze, którzy robią to tak genialnie. Wokół poziomu C.O.S.’a oscylują moim zdaniem jedynie Sir Dyno i South Park Mexican (nie zapomniałem o Cormedze i Betraylu, ale dla mnie to trochę inna kategoria). Historie serwowane na ,,A Novel By Me” mają także charakter osobisty, w końcu tytuł zobowiązuje do czegoś. Artysta zabiera słuchaczy w podróż po swoim życiu, zestawia ze sobą przeszłość i teraźniejszość, mówi szczerze, otwarcie i bez ogródek o swoich problemach, snuje refleksję nad egzystencją. Kurwa, mógłbym o tym pisać o wiele dłużej i tak naprawdę nic by to nie dało moje słowa na necie są niczym w porównaniu z linijkami C.O.S’a, które można posłuchać w słuchawkach. Dlatego też dzisiaj wyjątkowo, a nie zamierzam przytaczać żadnych fragmentów, bo po prostu nie czuję się godnym, aby robić z tekstów, które w ustach Latynosa brzmią powalająco, szarej papki, będącej w zasadzie jedynie zwykłym zestawieniem słów dla każdego, kto to przeczyta.

Teraz o elemencie, który ktoś mógłby uznać za zupełnie nieistotny dla kwestii, o której wspomnę, ale dla mnie gra ważną rolę. Element to brzmienie, a rola to przekaz. Chodzi mi o to, że o wiele inaczej słucha się przecież poruszającego tekstu na spokojnym bicie z sekwencją pianina niż na ciężkim, gitarowym rockowym podkładzie. Na płycie nie ma oczywiście ciężkich brzmień, ale muszę powiedzieć, że po pierwszym przesłuchaniu 2 tracki uderzyły mnie nieciekawym, powiedziałbym że wręcz plastikowym brzmieniem. Były to ,, What They Want” i ,,Showstoppa’Z”. Było to jednak pierwsze wrażenie i za drugim podejściem mi się spodobały. W każdym razie czym byłyby 2 zdechłe ryby w oceanie żywych? No Właśnie. Kapitalnych i świetnie pasujących do atmosfery panującej na albumie bitów jest mnóstwo. Są spokojniejsze i wolne jak ,,My Time” czy ,,Based Upon” (tutaj zostałem rozwalony, bo został wykorzystany sampel z numeru ,,Deceased Thugz” Betrayla) , a także dynamiczniejsze i mocniejsze jak ,,Dirty Game” czy ,,Nightmare”. Ogólnie produkcja w porównaniu chociażby do chyba najlepiej wyprodukowanego krążka w 2010, a więc ,,How I Got Over” może się wydać dla kogoś dziwna i niezbyt godna uwagi. Nie jest dziwna. Różni się od niej zdecydowanie, ale to dlatego, że jest po prostu specyficzna. Nikt o zdrowych zmysłach chyba nie wyobraża sobie C.O.S’a na podkładach The Roots.

Kolejnym i zarazem ostatnim elementem wpływającym na przekaz jest oczywiście nawijka. Flow, głos, dykcja. Muszę przyznać, że gracz z Sacramento nawija inaczej niż 8 lat temu. Na ,,The Whole Truth” zarapował ,,i ain’t sad now, my sadness turned to anger” i czuć to ewidentnie w jego melodeklamacji. Rapuje z chrypką, która wprowadza nutę złości. Świetne wokalne umiejętności nie pozwalają, aby słuchacz został pochłonięty całkowicie przez tę chrypkę i nie został poruszony podczas słuchania. Pokrótce chodzi o to, że C.O.S. po raz kolejny pokazuje, że umie łączyć ze sobą dwa przeciwne bieguny i potęgować ich moc. Dobiegam już pomału do końca tej recenzji, która objętościowo relatywnie jest duża, ale musiałem tyle napisać, bo materiał mnie zmiażdżył. Nawet spora ilość śpiewanych refrenów nie jest minusem. Doskonale pamiętam, jak równe 3 lata temu, kiedy zaczynałem studia licencjackie zostałem zmieciony z powierzchni ziemi przez ,,The Whole Truth”. Historia lubi się powtarzać. Zaczynam magistra (którego chyba nie skończę, ale to temat na zupełnie inną rozmowę) i zostałem zdeklasowany przez ,,A Novel By Me”. Jestem fanem Christophera i nic dziwnego, że moja recenzja może się wydać przesłodzona, ale jak coś dla mnie jest zajebiste, to o tym piszę. Nie ma zasady, że jak kogoś uwielbiam, to będę się jarał wszystkim co wypuści. Wystarczy tylko spojrzeć na to, co pisałem o ostatnich wydawnictwach KRS One’a. W każdym razie C.O.S. odwalił kawał dobrej roboty i zarzucenie jego najnowszej płyty na słuchawki czy głośniki to lekko ponad godzina odpłynięcia do innego świata.

10/10

2 komentarze:

gawi pisze...

mógłbyś rzucić linkiem, bo nigdzie nie mogę znaleźć tego albumu

gawi pisze...

Zobaczymy, może mi się spodoba ;), daję szansę każdej płycie którą recenzujesz.

Odnośnie Nightmare On Wax to zacznij od In A Space Outta Sound, to najnowszy album, podobno najbardziej hip-hopowy. Resztę albumów sam dopiero zaczynam sprawdzać, więc chyba najlepiej zacząć po kolei, o ile spodoba Ci się wspomniany "In A Space..."