Wtorek
Barcelona – Arsenal
Zgodnie z przewidywaniami gospodarze zaczęli od ataków na bramkę Szczęsnego, chcąc szybko wyjść na prowadzenie. W okolicach 20 minut polski bramkarz doznał kontuzji i zastąpił go Manuel Almunia. Barcelona nie miała wielu super dogodnych sytuacji, ale zdecydowanie przeważała pod względem posiadania piłki, a Arsenal był bezradny w konstruowaniu akcji. Mistrzowie Hiszpanii mieli trzy świetne okazje do końca połowy. Przy pierwszej słupek stanął na przeszkodzie, przy drugiej Almunii sam na sam nie zdołał pokonać Messi, natomiast przy ostatniej w doliczonym czasie Argentyńczyk nie zawiódł i pokonał golkipera Kanonierów. W 53 minucie było jednak 1:1, bo samobójczą bramkę strzelił Busquets. 3 minuty później Van Persie zobaczył drugą żółtą kartkę i musiał opuścić plac gry. Od tamtego momentu Barcelona cisnęła niemiłosiernie Anglików, czego konsekwencją były trafienia Xaviego w 69 minucie i ponownie Messiego w 71 z karnego. Podopieczni Arsene Wengera mogli zdobyć gola na wagę awansu w końcówce spotkania, ale świetną sytuację zmarnował Bendther. Nie jestem zadowolony z awansu Barcelony, ale należał im się, bo jak się oddaje zero strzałów na bramkę (co uczynił Arsenal), to jak można osiągnąć dobry rezultat?
Szachtar – Roma
Może i Montella sprawi, że Roma nie zaliczy sezonu 2010/2011 w Serie A do straconych, natomiast nie udało mi się sprawić, aby awansowali dalej w Lidze Mistrzów. Mało tego, nie pożegnali się nawet z honorem, ponieważ ekipa włoska zaprezentowała się beznadziejnie w każdym aspekcie gry. W 18 minucie po fatalnym błędzie defensywy i nienajlepszej postawie Doniego, Hubschman trafił na 1:0. 41 minuta przyniosła drugą żółtą kartkę dla Mexesa i goście musieli radzić sobie w 10, a zostały im 3 bramki do strzelenia w kwestii awansu. Nie udało im się zdobyć ani jednej, za to Szachtar dołożył w 58 i 87 minucie po dwa trafienia. Strzelali kolejno Willian (piękny gol) oraz Eduardo. Drużyna z Doniecka zasłużenie awansowała do 1/4 Ligi Mistrzów, co jest największym osiągnięciem w historii klubu.
Środa
Schalke – Valencia
Ekipa przyjezdnych, wiedząc, że musi zaatakować, aby wywieźć korzystny wynik, nie patyczkowała się i atakowała bramkę Schalke. Doprowadziło to do zasłużonej bramki w 17 minucie autorstwa Ricardo Costy. Po tym trafieniu przewaga Nietoperzy opadła i piłkarze Magatha próbowali dość do głosu, ale próby ataków nie były skuteczne. 40 minuta jednakże przyniosła bramkę dla Niemców po fantastycznym uderzeniu z rzutu wolnego Farfana. Zawodnicy obu zespołów schodzili na przerwę przy wyniku 1:1, który oznaczał dogrywkę. Schalke od początku drugiej połowy grało lepiej niż Valencia i w 52 minucie w lekkim zamieszaniu w polu karnym najsprytniejszy okazał się Gavranovic, którego strzał po odbiciu od dwóch słupków wszedł do bramki. Było wiadomym, że już dogrywki na pewno nie będzie. Tempo meczu było szybkie i nie można było się nudzić. Hiszpanie musieli zaatakować z całych sił, co dawało okazje gospodarzom do kontr. W 93 minucie piłkarze Schalke wychodzili w 3 na 1 obrońcę, ale Gavranovic zamiast podawać zdecydował się na strzał z dystansu, który trafił w poprzeczkę. Co się odwlecze, to nie uciecze, bo minutę później dzieła zniszczenia dokonał Farfan, wychodząc sam na sam z bramkarzem rywali. Niemcy zasłużenie awansowali do ćwierćfinału.
Tottenham – Milan
Trener gości postawił na ofensywę i do pierwszego składu desygnował Pato, Robinho, Ibrahimovica, a także ofensywnie usposobionych Seedorfa oraz Boatenga. Trzeba przyznać, że w pierwszej połowie Włosi mieli więcej dobrych sytuacji niż Tottenham, który tak naprawdę nie stworzył sobie żadnej czystej okazji. W ekipie Milanu bardzo dobre sytuacji zmarnowali m.in. Robinho i Pato. Należy także podkreślić solidną postawę Gomesa w bramce Kogutów. W drugiej połowie obrazy gry nie zmienił się znacznie. Nadal goście atakowali, a Tottenham bardziej skupiał się na obronie i nielicznych atakach. W 66 minucie na boisku pojawił się Bale, ale nie wyróżnił się żadną akcją. Ze strony Włochów próbowali między innymi po dwa razy Robinho i Pato, ale tamtego wieczora Gomes nie wpuścił ani jednej bramki. Padł bezbramkowy remis, który dla Tottenhamu oznaczał ćwierćfinał Ligi Mistrzów, a więc historyczne osiągnięcie tak jak w przypadku Szachtara. Kto wie, może te ekipy trafią na siebie i któraś z nich dojdzie do półfinału.
czwartek, 10 marca 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz