środa, 13 kwietnia 2011

I’m Leaving...

Zamykam bloga, blogerzy muszą to docenić
Każdy bloger piszący blog musi coś zmienić
Każdy nierzetelny bloger próbujący pisać
Robi krok w tył i spierdala z Internetu dzisiaj
Mam dość tego syfu, blogerzystów kaleczących język
Mam dość grafomanii, wciskania kitu i blogowej nędzy…

Mógłbym dalej tak nawijać, ale wcale tak nie myślę, ponieważ w sieci jest sporo dobrych blogów, a ja sam siebie nie uważam za mistrza. Jaram się po prostu numerem Jimsona ,,Zamykam Grę” i dlatego napisałem te wersy. Nic osobistego i poważnego.

Nie zmienia to faktu, że kończę (zawieszam?) moją karierę jako blogerzysta. Nie mam już zajawki na pisanie. Nie jest to związane z moim prywatnym życiem, ale po prostu nie czuję już chęci. Muszę też powiedzieć, że blog pochłaniał mi sporo czasu. Są dwie strony medalu. Jedna, ta gorsza, to fakt, że pisanie o piłce nożnej w takim jak ja stylu zupełnie nic nie wnosi, bo jest to bierne autoodtwarzanie faktów. Byłem tego świadomy, ale pisałem, bo po prostu chciałem. Druga strona, to lepsza, to fakt, że będąc zmuszonym pisać o albumach, trzeba było się w nie wsłuchiwać. Dzięki temu mogłem sporo płyt dogłębniej zbadać i bardziej docenić.

Problemem jest też to, co nawijał VNM - ,,to prosta ekonomia, potrzeby zaspokojone rosną”. Tak samo jest w moim przypadku. Jak kiedyś na recenzje poświęcałem maksymalnie do 40 linijek na stronie Worda, obecnie jak nie przebije się z tekstem co najmniej na dziesiątą linijkę drugiej strony, to mam niedosyt i nie jestem zadowolony. Napisanie dłuższej recenzji wymaga nie tylko wgłębienia się w album (co jest bardzo pozytywne), ale czasu, aby pomyśleć, jak w najlepszy sposób przelać estetyczne wrażenia na papier. To kradnie sporo czasu, w którym mógłbym zamiast pisania recenzji, wziąć się za kolejną płytę, a wartych do sprawdzenia krążków jest na pewno wiele.

Pisałem przez 16 miesięcy, miło spędzając czas, bo była to bardzo fajna przygoda. Mówiąc szczerze, kiedy po kilku miesiącach ogarnąłem, że jest możliwość sprawdzenia, ile mam wejść na blog, to mnie zszokowało, że aż tak sporo. Dziękuję bardzo wszystkim za wszystkie komentarze, polecone albumy i propsy. Hejty także się zdarzyły, ale to ze strony fanów Gucci Mane’a i Soulja Boya, więc jebać ich. Cieszę się, że coś co robiłem z czystej zajawki, znalazło pewną grupę czytelników, bo nie ma dla mnie większej nagrody niż dobre słowo od drugiego człowieka. Wiem, że pewnie niektórzy będą zawiedzeni, że to już koniec, ale ja po prostu nie czuję już chęci. Zacząłem notkę od follow-upu do Jimmiego, skończę na follow-upie do jego wroga:

Na blogu jest 250 notek, czytaj je i się jaraj
Ja wypierdalam stąd, ej Pein nara.


PS: To jeden z wielu świetnych kawałków, których bym nie poznał, gdyby właśnie nie blog.

wtorek, 12 kwietnia 2011

Zapowiedź Ligi Mistrzów 12 i 13 kwietnia

Wtorek

Manchester - Chelsea

Aż trudno uwierzyć, że jest to jedyne spotkanie, które spośród ćwierćfinałów Ligi Mistrzów może wzbudzać emocje. The Blues przegrali przed tygodniem na Stamford Bridge 0:1, więc obecnie muszą pokonać Czerwone Diabły na ich boisku, aby awansować dalej. Faworytem są gospodarze, którzy nie mogą narzekać na problemy kadrowe. Z ważnych zawodników jedynie Fletcher nie będzie mógł wystąpić. W przypadku gości z tą kwestią jest jeszcze lepiej, ponieważ wszyscy piłkarze są dostępnie poza Davidem Luizem, który już występował w tej edycji Champions League w barwach Benfici. Zapowiada się mecz walki, w którym goście nie są bez szans na awans, ale będą musieli wzbić się na szczyt swoich możliwości.

Szachtar – Barcelona

Katalończycy rozbili Szachtar 5:1 na Camp Nou. Obecnie gospodarze musieliby wygrać 4:0 albo wyżej, by awansować po regulaminowym czasie. To jest niewykonalne dla nich. Oczywiście pewnie podejmą walkę i będą chcieli z honorem pożegnać się z Ligą Mistrzów, pokonując przed własną publicznością Barcelona, w której nie zagrają m.in. Iniesta, Abidal i Puyol. Goście na pewno nie zaangażuje się w stu procentach w to spotkanie, bo już w weekend czeka ich pojedynek z Realem Madryt.

Środa

Tottenham - Real

Koguty tak jak Szachtar – będą chcieli pożegnać się z honorem z rozgrywkami. Mają ku temu większe szanse, bo są lepszą drużyna, a sam Real to jednak trochę słabsza ekipa niż Barcelona. Poza tym Królewscy na pewno nie będą forsować się przed ważnym pojedynkiem z lidze krajowej. Istnieje szansa, że Mourinho nie wystawi najmocniejszego składu. Pepe, Lass, Gago i Pedro Leon na pewno nie wystąpią w tym spotkaniu. Anglicy wystąpią jedynie bez Croucha, który zobaczył czerwoną kartkę w Madrycie.

Schalke – Inter

Obrońca tytułu nie obroni go po raz kolejny. Mediolańczycy dostali pokonani 2:5 na własnym stadionie i aby awansować muszą ograć Niemców czterema golami bądź wygrać trzema, a wynik musi być od 6:3 w górę. Jest to w zasadzie nieosiągalne, dlatego Leonardo i jego piłkarze muszą skupić się na wygraniu w Gelsenkirchen i honorowym pożegnaniu się z Ligą Mistrzów. Sądzę, że goście wygrają spotkanie, ale będzie to maksymalnie dwubramkowe zwycięstwo. W kadrze Interu znalazł się po długiej przerwie Walter Samuel, ale zapewne nie zagra ani minuty. Tak to niedostępny będzie Chivu oraz Pazzini, ale brak Rumuna to raczej nie jest osłabienie.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

czwartek, 7 kwietnia 2011

Podsumowanie Ligi Mistrzów 5 i 6 kwiecień

Wtorek

Real – Tottenham

Jak można było się spodziewać, gospodarze zaatakowali swoich rywali, co przyniosło im szybko bramkę. W 5 minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego skutecznie główkował Adebayor. W 8 i 15 minucie Crouch brutalnie faulował kolejno Sergio Ramosa i Marcelo, bo zaowocowało po żółtej kartce i w konsekwencji Anglik osłabił Tottenham. Królewscy przeważali do przerwy, ale powiększyć prowadzenia im się nie udało. Ze strony przyjezdnych jedynie dobrą okazję miał Bale, ale trafił w boczną siatkę. Druga część meczu to miażdżąca dominacja Realu. Do siatki Spursów trafiali Adebayor w 57 minucie, Di Maria w 72 minucie oraz Ronaldo w 87 minucie po ładnej asyście Kaki. 4:0 to i tak nie jest wielki wymiar kary dla Londyńczyków, ponieważ mogło być wyżej. Piłkarze Mourinho pokazali dobrą piłkę i kwestia awansu do półfinału jest już rozstrzygnięta.

Inter – Schalke

Rangnick zdecydował się na dość eksperymentalne ustawienie swojego zespołu, wystawiając Matipa w roli stopera, Papadopulosa w roli środkowego pomocnika oraz Baumjohanna w roli skrzydłowego. Spotkanie rozpoczęło się wymarzenie dla Interu, ponieważ już w 1 minucie gospodarze objęli prowadzenie po przepięknym golu z połowy boiska Stankovica. Niemcy nie położyli się i dążyli do wyrównania, które nadeszło 16 minut później po bramce Matipa. Na murawie działo się sporo, ale to Mediolańczycy za sprawą Milito w 34 minucie objęli prowadzenie 2:1. Jednakże do remisu w 40 minucie doprowadził Edu. Druga część meczu, mimo dwóch dogodnych sytuacji ze strony gospodarzy w pierwszych fragmentach, była dla nich prawdziwym piekłem. Najpierw w 53 minucie Raul strzelił na 3:2 dla Schalke, następnie 4 minuty później Ranocchia pokonał własnego golkipera i było 4:2 dla Niemców. To nie był koniec, bo w 62 minucie Chivu zobaczył czerwoną kartkę, a w 75 minucie Edu ustalił wynik meczu na 5:2. Wielka niespodzianka, wręcz sensacja miała miejsce tego wieczora w Mediolanie. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że to Schalke zagra w półfinale Ligi Mistrzów. No ale jaka ta Bundesliga przecież jest słaba…

Środa

Chelsea – Manchester

Ancelotti zdecydował desygnować do pierwszego składu Drogbę i Torresa do ataku. The Blues oczywiście prowadzili grę i w pierwszych kilkunastu minutach mieli znaczną przewagę posiadania piłki. Nie było wiele okazji, ale najlepszą zmarnował Drogba. Jednak w 24 minucie Rooney pokonał po ładnej akcji i asyście Giggsa bramkarza Chelsea i Czerwone Diabły objęły prowadzenie. Gospodarze próbowali odrobić stratę i atakowali bramkę Van Der Sara, ale pokonać się Holendra nie udało. Najdogodniejsza szansa ku temu miała miejsce w 45 minucie, ale ani Torresowi ani Lampardowi nie udało się umieścić piłki w siatce. Najpierw na przeszkodzie stanął słupek, a następnie świetnie z linii bramkowej wybił futbolówkę Evra. W drugiej połowie Chelsea starała się, ale nie wychodziło. Szanse mieli m.in. Drogba, Essien, Lampard i Ivanovic. Najlepiej prezentował się Drogba, ale Ancelotti zdecydował się go zmienić, zostawiając na murawie bezproduktywnego Torresa. Manchester grał mądrze i skutecznie w defensywie. Co prawda w 92 minucie Londyńczykom należał się karny, ponieważ Evra faulował Ramiresa, ale nie zmienia to faktu, że Chelsea nie zaprezentowała się zbyt dobrze. Porażka 0:1 nie przekreśla szans na awans, ale będzie o niego bardzo ciężko.

Barcelona – Szachtar

Już 2 minuta przyniosła gospodarzom prowadzenie, bo bramkę zdobył Iniesta, ale Szachtar nie poddał się. Idealną okazje na remis zmarnował Luiz Adriano, który będąc sam na sam z Valdezem nawet nie trafił w bramkę. Katalończycy mieli oczywiście więcej okazji i jedną z nich w 34 minucie wykorzystał Alves i było 2:0. Takim wynikiem zakończyła się pierwsza część spotkania. W 53 minucie bramkę na 3:0 zdobył Pique. 7 minut później Ukraińcy zdołali pokonać bramkarza Barcelony, ale zaledwie 60 sekund potem gospodarze odpowiedzieli za sprawą Keity i było 4:1. Przyjezdni z Doniecka mogli strzelić jeszcze chociaż jedną bramkę, ale Luiz Adriano tamtego wieczora nie miał szczęścia. W 86 minucie Xavi ustawił wynik meczu na 5:1 i zapewnił Katalończykom awans do półfinału, gdzie zmierzą się z Realem.

środa, 6 kwietnia 2011

Pharoahe Monch - W.A.R. (We Are Renegades)

1)The Warning feat. Idris Elba
2)Calculated Amalgamation
3)Evolve
4)W.A.R. feat. Immortal Technique, Vernon Reid
5)Clap (One Day) feat. Showtyme, DJ Boogie Blind
6)Black Hand Side feat. Styles P, Phonte
7)Let My People Go
8)Shine feat. Mela Machinko
9)Haile Selassie Karate feat. Mr. Porter
10)The Hitman
11)Assassins feat. Jean Grae, Royca Da 5’9”
12)The Grand Illusion (Circa 1973) feat. Citizen Cope
13)Still Standing feat. Jill Scott


Po okresie zachwytu nad najnowszą płytą Brotha Lynch Hunga, z której zresztą pojedyncze kawałki będę jeszcze słuchał przez jakiś czas, nadszedł czas na napisanie kilku słów o ostatnim wydawnictwie rapera z zupełnie innej bajki. Pharoahe Monch jest obecny na scenie od początku lat 90-tych, gdzie jako członek Organized Konfusion, wydał z grupą 3 bardzo dobre albumy, imponując fantastyczną techniką składania wersów. Po trzecim krążku wydanym w 1997 roku, ekipa zaprzestała nagrywać i Monch oraz Prince Po (drugi członek zespołu) poszli solo. Pharoahe wydał dwie solówki. Pierwszą w 1999 roku o nazwie ,,Internal Affairs”, a drugą w 2007 o nazwie ,,Desire”. Oba wydawnictwa pod względem wartości artystycznej jak najbardziej zdały u mnie egzamin, ale raper nie prezentował tak wybitnej dyspozycji jak w Organized Konfusion. 2011 rok przyniósł trzecie solo w dorobku Nowojorczyka.

Jeżeli chodzi o to, czym artysta mi zaimponował podczas działania w Organized Kunfusion, a więc technikę składania rymów, nie ma w żadnym wypadku rozczarowania. Nie spodziewałem się takich wyczynów jak te 15-20 lat temu, ale Pharoahe nie zapomniał jak tworzyć budzące respekt wersy. Pod względem tematycznym jest różnorodnie i na nudę raczej narzekać nie powinno się. ,,Black Hand Side” jest ubolewaniem nad ciężką sytuacją na osiedlach. Mowa jest o zgonach, fascynacji gangsterami czy też kłopotach samotnych matek z dziećmi. W ,,W.A.R.” gospodarz krążka wraz z Immortalem i brytyjskim gitarzystom rockowym Vernon Reid’em są bezkompromisowi, wypowiadając wojnę rządom, mass mediom, gdyż nie są zadowoli z obecnej sytuacji. ,,Clap (One Day)” skupia swoją uwagę m.in. na policji, poświęcając stróżom prawo kilka ciepłych słów. ,,Assassins” to konceptowy track, gdzie po kolei rapują Jean Grea, Monch oraz Royce Da 5’9” jako ostatnia trójka, która nie zastała schwyta spośród 100 tytułowych assassins wynajętych przez pewną organizację niezadowoloną z powodu tego, że rząd (generalnie akcja dzieje się w 2013 roku) ograniczył prawo wolnego myślenia, by podporządkować sobie ludzi. Można usłyszeć mocny pokaz rymów na wysokim poziomie. No i wspomnę jeszcze o ostatnim kawałku z materiału, a więc ,,Still Standing”, który jest osobisty. Można dowiedzieć się kilku rzeczy z życia Pharoahe’a. To oczywiście nie koniec kwestii, które są poruszone na albumie.

my hood talkin’ nigga keep it simple and plain
to let me explain the game break it down and cutting the levels like tetris
he shining his skill, a young blood for a necklace
leave slumped over the wheel of you're Lexus
smoke kush, wake up, and eat breakfast
what tha fuck ya expect, a generation overly obsessed with mobsters
I revolutionary swarm grammys and oscars, imposters

Warstwa muzyczna to wspólne dzieło sporej ilości producentów. Coś od siebie dołożyli m.in. Marco Polo, Exile, Diamond D, M-Phazes (autor aż 4 podkładów) oraz sam gospodarz ,,W.A.R. (We Are Renegades)”. Brzmienie jest różnorodne i to mnie cieszy, ponieważ można usłyszeć zarówno mocniejsze bity jak i spokojniejsze. Z kategorii tych spokojniejszych warto wyróżnić ,,Shine” oraz szczególnie ,,Black Hand Side” z motywem skrzypiec. Jeżeli chodzi o potężniejsze w swoim wydźwięku pokłady to ,,Assassins”, ,,Grand Illussion”, mimo że jest wolny, to lekko rockowy, oparty o ten sam sampel co jakiś kawałek z chyba najnowszej płyty The Let Go, ale przypomnieć sobie nie mogę czy ,,W.A.R.”. Generalnie jakość muzyki jest na przyzwoitym poziomie, ale nie mogę powiedzieć, że mnie zmiażdżyła. Monch ma specyficzny sposób rapowania i momentami offbeatuje. Można robić to z klasą jak RZA albo bez klasy jak Żurom. Pharoahe oczywiście robi to z klasą. Flow to na pewno jego mocna strona, chociaż sądzę, że nie każdemu przypadnie ono do gustu. Strasznie wkurzają mnie refreny z ,,Shine” oraz ,,Haile Selassie Karate”. Dla mnie to jest czyste wycie. Z gości najlepiej zaprezentował się Royce. Wersy ,,don’t try to get familiar, if I don’t feel you in person, I’ll flip the script and I’ll accidentally kill you on purpose” są genialne. Także zwrotka Styles P wywarła na mnie pozytywne wrażenie.

Nie mogę powiedzieć, że trzecie solowe dzieło Nowojorczyka jest płytą, która mnie rozczarowała. To ponadprzeciętny, raczej równy album, na którym można znaleźć nie mało wartościowych momentów. Są numery, do których na pewno będę wracał jak ,,Still Standing” czy ,,Black Hand Side”, ale nie sądzę, abym jeszcze kiedyś puścił sobie ten materiał w całości. Tak jak w przypadku ostatniego krążka CunninLynguists, jest solidnie, ale mnie płyta nie porwała.

7/10

wtorek, 5 kwietnia 2011

Zapowiedź Ligi Mistrzów 5 i 6 kwietnia

Wtorek

Real – Tottenham

Mourinho powiedział, że w kontekście dojścia do pełnego zdrowia kontuzjowanych piłkarzy, bezbramkowy remis z Anglikami nie będzie zły. Jednak chyba nikt sobie nie wyobraża, aby Królewscy przed własną publicznością zagrali na remis. Nie ma takiej opcji, bo Real na pewno będzie chciał wygrać i to najlepiej dwoma golami, ponieważ rewanż w Londynie będzie bardzo trudny. Galacticos chyba stracili już szansę na mistrzostwo Hiszpanii po ostatniej porażce z Sportingien Gijon, więc mogą się skupić na Lidze Mistrzów i Pucharze Króla, ale oczywiście priorytetem jest Champions League. Do składu gospodarzy powracają Ronaldo, Marcelo i Di Maria, ale nie wiadomo, czy szczególnie dwaj pierwsi wyjdą od pierwszej minuty. No i Higuain po kilkumiesięcznej przerwie jest już gotowy do gry. Zabraknie jedynie Benzemy. Szkoleniowiec Tottenhamu ma przede wszystkim kłopoty na pozycji środkowego obrońcy. Kontuzjowani są m.in. Gallas, King i Woodgate. Dodatkowo Redknapp nie będzie mógł skorzystać z usług Huttona i Pienaara, ale Bale powinien wybiec od pierwszej minuty. Zapowiada się interesujące spotkanie, bo goście jak się zepną, to będą w stanie wywieźć korzystny rezultat.

Inter – Schalke

Drugie wtorkowe spotkanie nie przyciąga takiego zainteresowaniu jak powyższa rywalizacja, ale na pewno nie można powiedzieć, że jest nudne i wynik jest rozstrzygnięty. Mimo słabej postawy w Bundeslidze Schalke w Lidze Mistrzów gra wyśmienicie. Co prawda ojciec sukcesu Felix Magath już nie pracuje z drużyną, ale nadal to są ci sami zawodnicy, którzy wyszli z grupy i wyeliminowali Valencie w 1/8. Mediolańczycy ostatnio nie popisali się w lidze krajowej, gdzie ulegli w derbach miasta 0:3 Milanowi. W każdym razie piłkarze Leonardo muszą o tym zapomnieć i skupić się na rywalizacji z wicemistrzem Niemiec. W formacji defensywnej klub z Serie A będzie musiał poradzić sobie bez Lucio i kontuzjowanego od dłuższego czasu Samuela. W ekipie Schalke nie wystąpią Huntelaar, Charisteas, Gavranovic i Kluge, a więc głównie osłabiona jest linia ataku, ale Raul jest w takiej formie, że może przynieść więcej pożytku niż inni napastnicy razem wzięci. Faworytem są gospodarze i mimo wszystko sądzę, że poradzą sobie z ekipą przyjezdnych.

Środa

Chelsea – Manchester

No i wstyd w ogóle o tym pisać, ale nasza genialna telewizji Polsat zamiast puścić największy hit ćwierćfinału Ligi Mistrzów, puści spotkanie Barcelony… Żenada, ale ja tą żenadę sobie obejdę w sposób sopcastowy i polecam wszystkim, aby nie oglądali meczu Barcelony, chyba że są jej fanami, to oczywista sprawa. Kwestia mistrzostwa Anglii dla Chelsea jest już jasna – nie ma szans. Ostatni remis z Stoke City i wygrana Czerwonych Diabłów z West Ham United przekreśliła jakieś realne szanse, jednak nadal The Blues mogą wygrać Ligę Mistrzów, a to na pewno jest ich największe pragnienie. Pierwszy pojedynek na Stamford Bridge musi zakończyć się zwycięstwem gospodarzy, aby wykonać krok w przód. W tym sezonie Chelsea już raz pokonała piłkarzy Fergusona na własnym obiekcie i mogą to powtórzyć. Niebiescy nie mają większych problemów kadrowych, ponieważ pod znakiem zapytania stoją jedynie występy Alexa i Benayouna, ale nie są to kluczowi zawodnicy. Goście na pewno zagrają bez Browna, O’Shea i Fletchera. Ferdinand trenował z zespołem, ale raczej nie wystąpi od pierwszej minuty. Zapowiada się bardzo ciekawy bój. Raczej nie będzie to widowiskowe spotkanie, ale jestem pewny, że nie można będzie narzekać na nudy. Zresztą, kiedy grają ze sobą takie marki jak Chelsea i Manchester, to musi się coś dziać.

Barcelona – Szachtar

Tutaj w zasadzie to nie ma o czym pisać. Gra najlepsza drużyna świata z solidnym, ukraińskiej zespołem, który okazał się być jedną z największych niespodzianek w obecnej edycji Ligi Mistrzów. Sen zawodników Szachtara dobiegnie końca na Camp Nou, gdzie zostaną prawdopodobnie wysoko pokonani przez Katalończyków. Gospodarze będą musieli poradzić sobie bez Puyola i Abidala. W ostatnim ligowym meczu z Villareal Guardiola dał odpocząć kilku kluczowym zawodnikom, którzy będą świeżsi na Ligę Mistrzów. Defensywa gospodarzy trochę osłabiona, ale i tak nie ma wielkiego znaczenia, bo kiedy gigant futbolu gra z najlepszą ukraińską drużyną rezultat jest jasny. Mecz transmitowany Polsacie i zapewne ta pała Kowalczyk będzie się spuszczać nad grą Barcelony, ale to wiadome.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

28 kolejka Bundesligi

Piątek

Rywalizacja pomiędzy ST. Pauli, a Schalke została nie dokończona, ponieważ spotkanie zostało przerwane na dwie minuty przed końcem. Goście prowadzili 2:0, a na trybunach doszło do spięć i m.in. liniowy sędzia został uderzony w głowę kubkiem z piwem (co za strata browaru). Nie wiadomo, jaką decyzję podejmie niemiecka federacja, ale sądzę, że przyznają walkowera i piłkarze Ragnicka zainkasują nie tylko 3 punkty, ale także 3 bramki na swoje konto.

Sobota

Bayern podejmował najsłabszy zespół obecnego sezonu, a więc Borussie M’gladbach. Faworyt był tylko jeden i miało się skończyć na pogromie. Niestety pogromu nie było, bo gospodarze zwyciężyli tylko 1:0 i to po słabej grze. Gola na wagę zwycięstwa strzelił niezawodny Arjen Robben i było to już dziewiąte jego trafienie w Bundeslidze, a przypomnę, że dopiero występuje od stycznia, bo wcześniej leczył kontuzje. W każdym razie ważna jest wygrana, mniejsza o styl.

Kaiserslautern po ostatnich dwóch zwycięstwach z rzędu stanęło przed bardzo trudnym zadaniem zmierzenia się z Bayerem Leverkusen. Beniaminek nie sprostał zadaniu i nie był w stanie nawet wywalczyć remisu. Aptekarze odnieśli skromne zwycięstwo 1:0, ale zasłużone, ponieważ stworzyli sobie o wiele więcej sytuacji strzeleckich niż FCK1.

Mainz potrzebowało punktów, aby nie stracić kontaktu z czołówką i aby podjąć kolejny krok w stronę występów w europejskich pucharach w następnym sezonie. Podejmowali Freiburg, który ma fatalną passe porażek w ostatnich tygodniach, więc FSV było faworytem. Mecz zakończył się jednak podziałem punktów i wynikiem 1:1. Dla gospodarzy nie jest to katastrofa, ponieważ utrzymują piąte miejsce, a przyjezdnych punkt na tak trudnym terenie na pewno zadowala.

By Bayern awansował na trzecią lokatę, musiał swoje spotkanie wygrać, co oczywiście się stało i liczyć, że Hannover potknie się w Dortmundzie, co było bardzo prawdopodobne i także stało się faktem. Mimo że podopieczni Slomki prowadzili w drugiej połowie 1:0, ostatecznie przegrali aż 1:4. Bardzo ładny gest wykonał po zdobyciu gola na 1:1 Mario Gotze, który podbiegł do Dede, mając na sobie koszulkę swojego kolegi pod swoją główną. Borussia po ostatnich dwóch kolejkach bez wygranej, w końcu zagrała fantastyczne spotkanie i mistrzostwo kraju jest już na wyciągnięcie ręki.

Claudio Pizarro nie mógł wystąpić w meczu przeciwko Stuttgartowi i pomóc swoim kolegom w wywalczeniu punktów, które oddalą Werder od strefy barażowej. Dla VFB było to także istotne spotkanie, ponieważ są w gorszej sytuacji aniżeli Bremeńczycy. Padł rezultat remisowy. Było 1:1, ale to gospodarze byli lepszym zespołem jednak na przeszkodzie stawał m.in. kapitalnie broniący bramki Stuttgartu Ulreich.

W ostatnim sobotnim pojedynku zmierzyły się ze sobą zespoły Hoffenheim i Hamburga. Goście grają o pierwszą piątkę, gospodarze mają teoretyczne szanse, aby znaleźć się na piątym miejscu na koniec sezonu, ale mając na uwadze ich kadrę i formę, raczej trzeba powiedzieć, że grają o nic. HSV rozczarowało swoją grą, ponieważ byli lekkim faworytem, ale nie pokazali wielkiej piłki i tylko padł bezbramkowy remis.

Niedziela

FC Koln rzutem na taśmę, bo po bramce zdobytej w 92 minucie przez Novakovica, pokonuje 1:0 Norymbergę. Goście byli do niedawna w niesamowitej formie i wygrywali mecz za meczem, co dało im nadzieje na pierwszą piątkę na koniec. Ta porażka oczywiście nie przekreśla ich szans, bo do miejsca piątego tracą tylko 3 punkty, ale zobaczymy jak to wyjdzie.

W spotkaniu zamykającym 28 kolejkę ligi niemieckiej Wolfsburg mierzył się z Eintrachtem. Była to dobra okazja dla Wilków, aby upuścić strefę spadkową, mając na uwadze podział punktów w Bremie, ale piłkarze Magatha musieli wygrać. Ta sztuka się nie udało i musieli zadowolić się jedynie remisem 1:1. Za tydzień Wolfsburg pojedzie zagrać z Schalke, a więc Magath wróci na stare śmieci, ale prawdopodobnie wróci z nich na tarczy.

Tabela. Oczywiście w przypadku równej liczby punktów decyduje różnica bramek.

1)Borussia D. – 65 punktów
2)Bayer – 58 punktów
3)Bayern – 51 punktów
4)Hannover - 50 punktów
5)Mainz – 45 punktów
______________

14)Kaiserslautern – 31 punktów
15)Stuttgart – 30 punktów
16)Wolfsburg – 28 punktów
17)ST. Pauli – 28 punktów
18)Borussia M. – 23 punkty

Liga Mistrzów, Eliminacje Ligi Mistrzów, Liga Europy, Baraże, Spadek

Strzelcy:

Gomez – 19 goli, Bayern
Cisse – 19 goli, Freiburg
Gekas – 16 goli, Eintracht
Barrios – 13 goli, Borussia D.
Podolski – 12 goli, Kolonia
Ya Konan – 12 goli, Hannover
Schurrle – 12 goli, Mainz
Raul – 12 goli, Schalke
Novakovic – 12 goli, Kolonia

niedziela, 3 kwietnia 2011

Brotha Lynch Hung - Coathanga Strangla

1)Working Late (Intro)
2)The Coathanga feat. C.O.S.
3)Mannibalector feat. Crookwood, C.O.S.
4)Look What I Did (Skit) feat. Devious
5)Look It’s A Dead Body
6)Sooner Or Later feat. Mr. Blap
7)Fucc Off Again (Skit)
8)Suicide Watch feat. Devious, Lauren Brinson, First Degree, Don Rob
9)Spit It Out (Skit) feat. C.O.S.
10)Red Dead Bodies feat. G-Macc
11)Blinded By Desire feat. Lauren Brinson
12)Friday Night feat. C.O.S.
13)The Visit (Skit) feat. Lauren Brinson
14)ICU feat. Tech N9ne
15)I’m Not Perfect feat. G-Macc, C.O.S., Crookwood
16)I Don’t Think My Momma Ever Loved Me feat. Mr. Blap
17)Eating Fingers (Skit) feat. Marcell Anders, Brandon Wade
18)Therapy Session feat. Bleezo, Big No Love, Sav Sicc, Brya Akdersen
19)It Happens feat. First Degree, The DE And Tall Cann
20)Takin’ Online Orders feat. Tech N9ne
21)Outro feat. Lauren Brinson


Ten jebany psychopata z Sacramento powrócił! A w zasadzie to uderzył znowu, bo jego słuchacze na pewno pamiętają dobrą płytę sprzed roku. U mnie osobiście ,,Dinner And A Movie” nie znalazła się w gronie 20 najlepszych albumów 2010 roku, ale nie mogę powiedzieć, abym się nią zawiódł. Niektóre kawałki np. ,,Nutt Bagg” czy ,,I Hate When Niggas Get On The Phone When They Around Me” słucham aż do dzisiaj sobie na telefonie czy kompie. Jak nie trudno zauważyć po blogu, gangsta-rapu słucham rzadko, ale są artyści reprezentujący ten nurt, których nowe wydawnictwa muszę sprawdzić. Jednym z nich jest właśnie Brotha Lynch Hung, którego ogólnie uważam za jednego z najlepszych raperów w historii. Oficjalnie debiutował w 1993 roku epką ,,24 Deep” i nagrywa do dnia dzisiejszego, co mnie cieszy.

Nie zastanawiałem się jakiego typu tekstów mam się spodziewać po Lynchu, bo to było oczywiste. Jedyną niewiadomą było dla mnie to, w jakiej formie po naprawdę solidnej płycie sprzed roku, będzie gospodarz krążka. Powiem to od razu - lirycznie jest w wręcz wybornej dyspozycji. Aspekt techniczny zadowoli nawet wybrednych słuchaczy, którzy wielką wagę przykładają do techniki składania rymów. Reprezentant Sacramento doskonale wie, czym jest podwójny rym i jak go użyć. Jednakże dla mnie w przypadku Hunga mogłoby się obejść bez fajerwerków technicznych, ponieważ u niego chodzi przede wszystkim o bezpardonowy wręcz krwawy przekaz. Brotha na ,,Coathanga Strangla” jest bezwzględnym, brawurowym, niebezpiecznym, chorym na umyśle, szalonym psycholem, dla którego kanibalizm, morderstwa, a także połączone te dwie rzeczy w jedną są czymś normalnym - ,,a lot of people have to die that night, I gotta eat so that means you gone fry that night” jak rapuje w ,,Friday Night”. Jest to niesamowicie wymownie zaprezentowane i może teraz przesadzę, ale porównywalne, jeżeli chodzi o siłę rażenia z ,,Season Of The Siccness”. To, o czym rapuje w pierwszej zwrotce ,,ICU” jest przerażająco-obrzydliwe. Jednakże to nie wszystko, co można znaleźć na albumie. Np. numer ,,Sooner Or Later” prezentuje psychologiczne spojrzenie na to, co się dzieje w umyśle Lyncha, ,,Spit It Out” przynosi refleksyjny i depresyjny klimat, a sam tytuł kawałka ,,I Don’t Think My Momma Ever Loved Me” mówi wystarczająco.

the coat, the coathanger, the throat, the throat strangler
banging in GD, online like 3G, I’m coming in 3D
with these bullets and the bullshit
in the back of the van I carry full clips
don’t believe me, watch youtube I pull shit
I cause enough blood that you can fill pools with
you motherfuckers know the name, I’m insane
and I’m still locc 2 da brain, and ain’t nothing to fool with

Nie wiem, kto zajął się warstwą muzyczną, ale podejrzewam, że sam Lynch może za tym stać. W każdym razie brzmienie krążka bardzo mi się podoba. Jest kilka podkładów, które mają w sobie pianino/fortepian. Moimi ulubionymi są ,,Sooner Or Later”, ,,I Don’t Think My Momma Ever Loved Me” oraz ,,Spit It Out (Skit)”. Można odnaleźć także mroczne bity jak ,,ICU” czy w szczególności ,,Mannibalector”. Jako że nie lubię pisać o produkcji, na tym zakończę, mówiąc jeszcze raz – stoi ona na wysokim poziomie. Wspominałem w recenzji najnowszej płyty Reksa, że Bostończyk to ścisła czołówka pod względem flow obecnie. Podtrzymuje to zdanie, ale Brotha Lynch Hung to także ścisła czołówka i co najmniej szczebel wyżej niż Reks. Najlepiej poziom rapera widać, jak nawija szybciej co czyni w ,,Suidice Watch” i ,,Sooner Or Later. Robi to wprost doskonale. Świetnie czuje bit i mistrzowsko płynie. W ,,Mannibalector” także daje popis świetnego flow, zmieniając tempo i genialne akcentując. Jak na tapetę weźmiemy inny numer, a więc ,,Takin’ Online Orders” Lynch w jeszcze inny sposób bawi się wokalem. Podsumowując, jego nawijka jest dopracowana w każdym elemencie. Wspomnę jeszcze o refrenach. Szczególnie świetne, chwytające za serce śpiewane refreny dostarczył Mr. Blap w ,,Sooner Or Later” oraz ,,I Don’t Think My Momma Ever Loved”. Natomiast bardzo wymownie w refrenie ,,Red Dead Bodies” brzmi płacz niemowlaków. Sam gospodarz materiału pokazał, że odnajduje się także w melodyjnych klimatach, co słychać w refrenie ,,The Coathanga”.

Na koniec powiem kilka słów o skitach, których kilka na płycie można znaleźć. Mi one nie przeszkadzają, ponieważ (jak powiedział mój jeden koleżka) budują one klimat. Szczególnie pierwszy, będący intrem, daje mocnego kopa na wejście. Już na sam koniec muszę powiedzieć, że ,,Coathanga Strangla” to kapitalny krążek. Sądzę, że przewyższa ,,Dinner And A Movie”, a także, że jest to najlepsza płyta 2011 roku, jaką miałem okazje do tej pory usłyszeć. Wybitne flow, brutalne teksty z domieszką poruszających plus bardzo dobre brzmienie. Może jedynym minusem jest fakt, że krążek trwa prawie 80 minut, bo to jednak jest długo, ale nie wpływa zbytnio na końcową ocenę.

9/10

sobota, 2 kwietnia 2011

Czy liryka schodzi na drugi plan?

Tak jak w temacie. Tekst został napisany dzisiaj wspólnie z Maccavelim (http://maccaveli.blogspot.com/). To nasz pierwszy wspólny tekst, z którego zarówno on jak i ja jestem zadowolony.

Pein: Liryka to nieodłączny element rapowych kawałków, który był obecny od pierwszego oficjalnego nagrania rapowego w historii, a więc ,,Rapper’s Delight” autorstwa The Sugerhill Gangu z 1979 roku. Były to czasu głębokiego Old Schoolu, gdzie MC tak naprawdę pełnił drugoplanową rolę. Mając to na uwadze, odpowiedź na zadane w temacie pytanie jest oczywista. Jednakże od 1979 roku minęło ponad 30 lat, w przeciągu których rola rapera stała się kluczowa, a liryka ewoluowała – zarówno w kwestii technicznej jak i tematycznej. Kiedy w latach 80-tych za mikrofon chwyciły osobistości pokroju Rakima, Kool G Rapa, Slick Ricka, Big Daddy Kane’a czy Kool Keitha nic już nie było takie same. Mianem rapera, który najbardziej rozwinął lirykę głównie okrzykuje się Rakima, jednakże każdy z wyżej wymienionych artystów dołożył coś od siebie, co wprowadziło teksty na wyższy poziom. Slick Rick genialne storytellingi, Big Daddy Kane wysoce technicznie zaangażowane braggadacio, Kool Keith pełną abstrakcję tematyczną i tak dalej. Oczywiście nikt nikomu nie bronił zachwycania się bitami, ale nie wierzę, że ktokolwiek z niezłą znajomością języka angielskiego będzie bardziej przejęty warstwą muzyczną takich płyt jak ,,Long Live The Kane”, ,,Road To Riches” czy ,,Paid In Full” niż liryczną.

Maccaveli: Masz całkowitą rację. Takie klasyczne płyty jak „Paid In Full” pokazują, że warstwa liryczna powinna pełnić pierwszoplanową rolę w rapie. Ale czasy się zmieniały. O ile jeszcze w latach 90 tacy raperzy jak 2Pac czy Notorious przyciągali uwagę tekstami, to potem już zaczęto zawracać większą niż przedtem uwagę na umiejętności wokalno-techniczne oraz bity. Wątpię, żeby w latach 90, jeszcze za życia 2Paca, patrzyło się na niego przez pryzmat tego, że czasem zdarzy mu się wypaść z bitu. Biggie’ego chyba też nie okrzyknęli „raperem pod którego to bity się dopasowują a nie na odwrót” od razu. Dopiero gdzieś w naszym tysiącleciu ludzie zaczęli zwracać na to uwagę. I dlatego „Candy Shop” 50 Centa stał się większym hitem niż przykładowo bardzo dobry utwór „Power of the Dolar”. Chociaż też trudno mi powiedzieć, jak słuchając Chronica od razu po premierze można było jarać się tekstami.

Pein: Oczywiście są płyty w rapie, które przede wszystkim przyciągają brzmieniem, a dopiero potem tekstami. Po pierwsze, dlatego że to brzmienie jest wyśmienite, a po drugie, że czasami teksty nie są najwyższych lotów, jednak nie każdy raper musi być pod tym względem mistrzem. Idealnym przykładem jest wymieniony przez Ciebie ,,Chronic”. Zarówno ten z 1992 jak i z 1999 roku. Pomijając już kontrowersyjną kwestię o domniemanym złodziejstwie bitów przez Dr. Dre, szczególnie jeżeli chodzi o album z 1992 roku, który jest uważany przez większość za pierwszy w stu procentach G-Funkowym materiał, to brzmienie obu Chroniców jest wybitne. Nasunął nam się temat G-Funku i sądzę, że jest to idealny przykład nurtu, w którym liryka schodzi na drugi plan. Nie jestem zbytnio obeznany w tym gatunku muzyki, ale wręcz pewny, że słuchając płyt typu ,,Vision Of A Dream” Vontela czy ,,Parlayin’” The D.E.E.P. przede wszystkim chodzi o klimatyczne brzmienie.

Maccaveli: No tak, są podgatunki, które stawiają przede wszystkim na brzmienie. Ale trzeba się zastanowić, co tak naprawdę jest najważniejsze. Mam tu wypowiedź mojego ulubionego rapera na postawione mu przez dziennikarza pytanie „co jest ważniejsze, flow czy tekst”:http://www.youtube.com/watch?v=aJ2UwSL0_wk Trudno nie przyznać Royce’owi racji, bo ktoś może być nawet wybitnym lirykiem, ale jego skillsy na majku będą tak przerażające, że aż odechce się tego słuchać. Przykładem takiego rapera może być Proof, który pomimo swoich nieprzeciętnych umiejętności lirycznych, jeszcze przed śmiercią brzmiał jak trup. Natomiast ktoś, kto rapuje ciągle rapuje w temacie „money, hoes, guns”, ale za to z zajebistym flow, może być słuchany przez dużo większą grupę odbiorców. Co o tym sądzisz?

Pein: Racja. Są przypadki raperów, które można zaliczyć do skrajnych. Sądzę, że artystą, który ma świetne teksty, ale nie powalające flow jest Guru. Jednakże trudno jednoznacznie stwierdzić, co jest najważniejsze, ponieważ wiele zależy od różnych czynników. Zależy od tego, czego poszczególny słuchacz szuka w rapie, jaka jest jego znajomość angielskiego (sądzę, że to kluczowy element) oraz od miejsca, w którym się rapu słucha. ,,Dlaczego każdy ma się dołować, rap to też muzyka rozrywkowa” – tak zarapował kiedyś Tede i ja się z tym zgadzam w stu procentach. Poza tym pierwotnym założeniem tej muzyki miała być zabawa. Ja osobiście nie jestem wielkim fanem imprezowych brzmień i nie słucham takiego rapu praktycznie w ogóle, ale nie wyobrażam sobie, aby podczas imprezy czy też picia z koleżkami słuchać kawałków z powalającą liryką, a niezbyt czy w ogóle nie bujającymi bitami. Ważną kwestią jest to, że nie każdy raper jest dla każdego i na każdą okazję. Słuchanie Canibusa, Chino XL’a czy K-Rino, w których to liryka góruje nad innymi elementami rapowego rzemiosła, dla samego słuchania, to jak picie whisky wartej 300 złoty z colą – czysta profanacja.

Maccaveli: Ja w przeciwieństwie do Ciebie lubię rapową rozrywkę, ale zależy też co przez to rozumiemy. Bo takich pajaców jak Gucci Mane czy Łaka Flaka do tej kategorii nigdy bym nie zaliczył. Ale Trick Daddy’ego, Ludacrisa czy T.I’a zawsze chętnie posłucham. Problem leży gdzie indziej moim zdaniem. W stawianiu tego rozrywkowego rapu ponad zaangażowany rap z bardzo dobrą warstwą liryczną. Oczywiście, każdy słucha tego czego chce i jeśli ktoś chce słuchać Soulja Boy’a to nie można mu tego zabronić, tylko teraz pojawia się pytanie. Co jest bardziej wartościowe? Co jest obiektywnie trudniejsze do zrealizowania. Napisanie dobrego, głębokiego tekstu z mnóstwem metafor i porównań, czy zrobienie bujającego bangera, który kiwałby głowami nawet strażników angielskich.


Pein: Dla mnie także Gucci Mane i Łaka Flaka to poziom depresji. Muzyki Trick Daddy’ego ani Ludy w zasadzie nie znam, ale jestem pewny, że mają w repertuarze dobre imprezowe tracki. Z drugiej strony można znaleźć bujające kawałki raperów nie specjalizujących się w takiej stylistyce i nie pochodzących z Południa. ,,Get Stupid” od Mac Dre - http://www.youtube.com/watch?v=VHayYMdDUJY , a nawet tak skrajne rzeczy jak ,,Benzi Box” od DangerDoom - http://www.youtube.com/watch?v=ZM7yVtd32LQ czy ,,Killing Me Inside” od Sina - http://www.youtube.com/watch?v=RWq1dRu7J5U Wracając jednak do setna sprawy, a więc pytania czy zaangażowany numer jest bardziej wartościowy od bujającego? Wg mnie zdecydowanie tak. Nie chcę przez to powiedzieć, że powinno się zakazać nagrywania bangerów ani nie chcę powiedzieć, że bangery są prymitywne, ponieważ stanowią one urozmaicenie tego jakże przecież wszechstronnego gatunku muzycznego jakim jest rap. Jak już słusznie zauważyłeś, stworzenie ciekawego, zaangażowanego kawałka jest trudniejsze niż bujającego.

Maccaveli: Jeśli już jesteśmy w temacie tego, co jest bardziej wartościowe to miałem kiedyś dyskusję z fanami rapu z przekazem, którzy uważali braggadacio za bezwartościowy i do tego nieprawdziwy rap. Nie będę wypowiadał się na temat ilorazu inteligencji tych osobników, bo wystarczy puścić sobie wymienionych Big Daddy Kane’a czy Rakima, żeby zobaczyć czym jest prawdziwy rap. Ale tu nasuwa się inne pytanie, już jakby w wewnętrznej dyskusji na temat tekstów. Czy bragga jest naprawdę bezwartościowa? Jest to raczej pytanie retoryczne, bo wiadomo, że dominuje tam wyłącznie forma, wszystkie dwuznaczności, punche. Treść pozostaje jedna i ta sama: „jestem zajebisty” bądź „jestem lepszy od ciebie”. Ale od tego się zaczęło. Rzperzy w klubach walczyli na rymy, żeby pokazać, że to oni są mistrzami ceremonii. Dodatkowo wystarczy spojrzeć na mistrzów tego rzemiosła takich jak Chino XL, żeby zobaczyć, że to także wymaga niemałych skilli. Tylko, czy bragga stoi na równi z zaangażowanymi, głęboki tekstami, które nie dość że coś przekazują, to jeszcze ubrane są w genialne zabiegi liryczne?

Pein: Myślę, że pod czystym względem wartości artystycznej oraz trudności stworzenia braggadacio i głębokie teksty można postawić prawie na równi. A już na pewno są bliżej siebie niż każde z nich ma do imprezowych tekstów. Niektórzy ludzie mylnie sądzą, że łatwo jest zrobić numer z dobrym bragga. Stworzenie przechwałek także wymaga umiejętności, wiedzy i otwartości umysłu. Bardzo istotne są np. porównania. Jak raper używa bardzo szerokiej gamy porównań, co idealnie robi wspomniany wyżej Chino XL, to świadczy o jego kreatywności i umiejętnościach. Druga sprawa, uważam, że wkomponowanie technicznych zabiegów czy gier słów w braggadacio jest łatwiejsze niż w teksty, które mówią konkretnie o jakimś problemie. Nie chcę przez to dowieść banalności bragga, ale chcę powiedzieć, że ten styl rymowania ma to do siebie, że mimo że nie przekazuje ambitnych treści, łatwiej w niego wkomponować popisy liryczne, które pokazują siłę rapera, niż wkomponować je w zaangażowane treściowo kawałki. Dlatego też zarówno dobre numery bragga jak i dobre zaangażowane treściowo cenie tak samo, chociaż jasnym jest, że bardziej ambitne są te drugie.

Maccaveli: My możemy patrzeć na to tylko oczami ludzi, dla których teksty jednak coś znaczą. Choć ja już odszedłem od takiego ślepego patrzenia (dobry oksymoron) na teksty i zacząłem poznawać uroki innych elementów rapu to dalej uważam umiejętność ich pisania za podstawę dla każdego rapera. Dla mnie raper, który potrafi robić zajebiste bangery, a nie potrafi choć raz napisać tekstu z choćby prostym konceptem, nigdy nie będzie w czołówce. Myślę, że to wszechstronność tworzy najlepszych raperów. Popatrzmy np. na rabkingi ulubionych raperów naszych znajomych. Dominują tam przede wszystkim legendy a zdecydowana większość z nich miała umiejętności liryczne ponadprzeciętne. Czemu nazywa się Notoriousa najlepszym raperem w historii? Bo poza swoim flow potrafił napisać dosłownie wszystko. Oczywiście znajdą się ludzie, u których czołowe miejsca rankingów okupują Łaka Flaka, Guczi czy strażnik Ross, ale to są już chyba mocne odchyły od normy. I właśnie to pozwala nam sądzić, że to teksty są podstawą każdego projektu.

Pein: Zdecydowanie tak. Są jego fundamentem, ponieważ jak już się zna jakoś ten angielski i nawet jak się słucha rapera dla flow (które oczywiście musi posiadać), to nie jest możliwym, aby nie mieć kontaktu z tekstem czy też nie zwracać na niego w jakimś stopniu uwagi. Kiedyś naiwnie przyjmowałem za pewnik, że każdy, kto słucha amerykańskiego rapu zna angielski co najmniej dobrze. Teraz wiem, że tak nie jest. Oni mogą olać lirykę i tylko patrzeć na flow czy bit. Dla ludzi takich jak my, nie jest to do końca możliwe. Sądzę, że ciężko jest zdefiniować ogarniętego słuchacza, ale jestem pewny, że jedną z jego cech byłaby na pewno nie stawianie liryki na drugim planie. Jak już mówiliśmy, jest sporo kawałków czy numerów, gdzie tekst nie gra roli przewodniej, ale sądzę, że jednak jest jeszcze więcej rapu, gdzie liryka gra główną rolę, a już na pewno wśród tego rapu, który uznaje się za kanon. Poza tym, co to za słuchacz, któremu nie zależy chociażby w jakimś stopniu (bariera językowa, którą jednak można przełamywać) zrozumieć, o czym nawijają legendy na swoich klasycznych płytach czy też choćby jego ulubieni raperzy?

Maccaveli: Dokładnie, to chyba odróżnia ogarniętego słuchacza od takiego turysty, mógłbym rzec. Ogarnięty słuchacz zwróci uwagę na tekst choćby nie wiem co, a turysta to taki lamus, który usłyszał w MTV jakiś numer Eminema, 50 Centa (no discrepect to Em and Fifty) i pomyślał sobie „a będę słuchał tego i będę fajny”. I to jest kolejny problem, którego raczej nie będę opisywał, bo tu byłby potrzebny socjolog a nie felietonista. Pamiętasz naszą ostatnia rozkminę nad pewnym wersem? Jak próbowaliśmy spisać tekst ze słuchu? Jak myślisz ile osób teraz tak naprawdę wgłębia się w teksty, żeby rozszyfrować gry słowne, czy znakomite punche?

Pein: Pamiętam. Takie przypadki wśród słuchaczy zdarzają się bardzo rzadko. Ktoś mógłbym rzec, że takie rozkminianie i dochodzenie podchodzi pod obsesję, jednak to byłaby bzdura. To tylko świadczy, jak słuchaczowi zależy na zrozumieniu tekstu i jak bardzo interesuje go to, o czym raper zarapował, co konsekwentnie prowadzi do tego, że stawia sobie lirykę na piedestale. Sądzę, że zdecydowana większość nie zadaje sobie takiego trudu i słuchają na zasadzie ,,co wyłapię, to moje”. Jak znają dobrze angielski, to na pewno są w stanie zrozumieć mniej więcej o czym jest kawałek i są spełnieni. Ja, powiedzmy te 5 lat temu, kiedy nie mogę powiedzieć, że źle znałem angielski, ale na pewno gorzej niż teraz, nie czułem się spełniony na zasadzie słuchania ,,co wyłapię, to moje”. W 2006 roku praktycznie każdą płytę, której miałem okazję słuchać, słuchałem za pierwszym razem, mając teksty przed oczyma. Z uwagi, że wtedy wkraczałem pełną parą w amerykański rap i poznawałem kanon (chociaż nie powiem, bo kilku nołnejmów [oczywiście nie w znaczeniu obraźliwym] także zdarzało mi się słuchać typu C.O.S. czy Big Tone), nie miałem problemów, aby odnaleźć teksty w internecie i je śledzić.

Maccaveli: Ja wypełniam to o czym ty teraz mówisz w połowie. Płyty moich ulubionych raperów studiuję z tekstami przed oczami bardzo wnikliwie je analizując. Jak mi się jakiś numer spodoba potrafię katować go kilkanaście razy tylko po to, żeby usłyszeć jeszcze raz jedną genialną linijkę. Przyznaję, że innych raperów traktuję na zasadzie ,,co wyłapię, to moje”. Jak mi się płyta spodoba, to przechodzę do pełnej analizy. No i oczywiście, płyty które recenzuję też muszę wnikliwie analizować, bo wtedy bym się zbłaźnił przed samym sobą. Wielu jest takich, którzy uważają, że znają płytę na pamięć a tylko po kontekście płyty łapią o co chodzi w danych utworach. Chciałbym zauważyć jeszcze kolejną, chyba już ostatnią sprawę z mojej strony. Tak porównywaliśmy raperów lirycznych do tych, powiedzmy sobie, imprezowych. Tymi imprezowymi można się o wiele szybciej znudzić. Bo dobra, masz trzy zajebiste bangery, cztery, cały album, dwa. Ale jak ktoś całą karierę będzie robił praktycznie to samo, to może to przecież cholernie znużyć. Za to jeśli artysta tworzy ciągle coś nowego, nowe teksty, które trzeba rozkminić, będzie na pewno bardziej interesujący na przestrzeni całej kariery niż ten pierwszy.

Pein: Jednak, aby było jasne do końca, nie chciałem w żadnym stopniu skrytykować ludzi, którzy słuchają na zasadzie ,,co wyłapię, to moje”, bo sam przecież nie raz tak robiłem. W każdym razie staram się każdą płytę chociaż raz posłuchać w skupieniu, co oczywiście nie zawsze się udaje, ale to już inna kwestia. Wracając do tego o czym pisałeś, to jak najbardziej, dlatego jest dokładnie tak jak wspomniałeś wcześniej – wszechstronność jest niezwykle ważna. No ja będę już pomału zbliżał się do podsumowania tego, o czym pisaliśmy. Zacznę od odpowiedzi na pytanie zadane w temacie. Nie, liryka, biorąc pod uwagę wszystkie aspekty, nie schodzi na drugi plan. W muzyce jaką jest rap, a więc w muzyce, która jest zdecydowanie najbardziej bogata w treść liryczną ze wszystkich innych gatunków muzycznych, ta treść nie może być traktowana jako element drugoplanowy. O ile muzycznie rap czerpie z innych gatunków, to lirycznie jest to unikalny gatunek. Raperzy tworzą niesamowite koncepty, składają bardzo zaangażowane technicznie wersy, serwują przekaz chwytający za serce, co świadczy o sile rapu. Sądzę, że głównej sile, a bez liryki to nie byłoby możliwe, dlatego też jest aż tak ważna.

Maccaveli: Zgadzam się z ostateczną oceną, chociaż nie do końca. Wśród ogarniętych słuchaczy, zawsze, powtarzam zawsze liryka będzie na pierwszym planie, bo to fundament tej muzyki. Jest wiele podgatunków rapu po to, by każdy znalazł coś dla siebie. Mamy coś takiego w popie? Nie. No chyba, że dysonans między Michaelem Jacksonem a Lady Gagą jest różnicą podgatunkową. Ale wśród muzycznych turystów teksty nigdy nie będą takim czymś czym są dla nas. Żeby było jasne, nie chcę nazywać muzycznymi turystami ludzi, którzy słuchają rapu dla bitów, czy dla flow. Chociaż nie. Jeśli słuchasz rapu dla bitów to wypierdalaj słuchać instrumentali. Zrobisz sobie i nam ogromną przysługę.