czwartek, 31 marca 2011

abide.n. - abide.n.

1)In My Senses
2)Wherever You Go
3)There You Go (Believe)
4)Be The Type To Care


abide.n. To nie jest żart, bo tak właśnie brzmi ksywka rapera, o którego epce mam zamiar napisać parę słów. Przede wszystkim rzuca się w oczy brak dużej litery na początku pseudonimu Kanadyjczyka. Właśnie abide.n pochodzi z Kanady, a konkretnie Kolumbii Brytyjskiej. Umieszczam go pod etykietę związaną z USA, bo nie ma potrzeby tworzyć nowej specjalnie dla rapu z Kanady, którego i tak prawie w ogóle nie słucham. Jak już coś obczaję, to są to płyty polecone przez innych i tak właśnie sytuacja wygląda z tym materiałem. Słuchałem go jakiś miesiąc temu, ale dopiero teraz postanowiłem wgłębić się w niego i o nim wspomnieć na blogu.

Liryka to typowe food for thought, ale podane w bardzo kunsztowny i poruszający sposób. Wspomnę szerzej o dwóch pierwszych kawałkach. ,,In My Senses” opiewa jakąś osobę albo zjawisko, nie mówiąc bezpośrednio o tym. Coś na podobieństwo Eldo w ,,Nie Pytaj O Nią”. Mistrz fristajlu mówił o Polsce, natomiast sądzę, że abide.n ma na myśli Boga. ,,Wherever You Are” jest podobny do pierwszego numeru. Artysta również mówi o jakieś osobie. Na myśl przyszły mi trzy możliwości: matka, dziewczyna i rap. Pierwszą z nich odrzuciłem po czasie, gdyż nie sądzę, aby do matki zwrócił się per ,,soulmate”. Zostają więc (które nie jest pytaniem!) dwie ostatnie opcje. Mówiąc szczerze nie wiem, co do końca Kanadyjczyk miał na myśli, ale może to i lepiej, ponieważ zarówno pierwszy jak i drugi track dają słuchaczom możliwość własnych interpretacji. Ostatnie dwie nuty na epce tematycznie są inne, dlatego też nie ma mowy o powielaniu konwencji.

time to lace up those shoes
everyday you gotta choose not to snooze or lose
but use the tools that God is giving you
and don’t be intimidated like the first job interview

Znalazłem info, że materiał został wyprodukowany przez Nikoh Es i Soulsrest. Mówiąc ściślej, pierwszy to kanadyjski producent, a druga nazwa jest nazwą duetu także pochodzącego z Kanady. Nie wiem, czy obydwaj członkowie Soulsrest zrobili bity dla abide.n., czy był to tylko DJ. Nie wnikam. W każdym razie chłopaki odwalili kawał solidnej roboty. Jak ktoś lubi refleksyjne brzmienie, to będzie w stu procentach usatysfakcjonowany. Muzyka jest idealna do rozmyślania, a mając na uwadze treści poszczególnych kawałków, jest o czym myśleć. Piękna, spokojna, dopracowana – taki jest właśnie warstwa muzyczna na ,,abide.n”. Raper ma bardzo przyjemny głos i miękkie, łagodne, płynne flow. Nie dostarcza technicznych popisów typu zmiana tempa, ale słucha się dobrze. Idealnie wkomponował się w spokojne brzmienie. Bardzo ładnie wyszedł mu śpiewany refren w ,,Wherever You Are” oraz ,,There You Go (Believe)”.

Jest to pierwsza epka, jaką miałem okazję słuchać w 2011 roku i muszę powiedzieć, że było to mocne wejście. abide.n. to na pewno ciekawy raper, który w bieżącym roku ma wydać pełny materiał, który prawdopodobnie będzie jego debiutem scenicznym. Chętnie po niego sięgnę, bo zapowiada się solidnie. Myślę, że ten materiał ma bardzo duże szanse znaleźć się w TOP 3 epek 2011 roku z uwagi nie tylko na to, że jest na wysokim poziomie, ale także, że tych epek przesłucham pewnie niewiele ponad 5. Zastanawiam się nad oceną, ponieważ intryguje mnie ta produkcja, ale z drugiej strony to tylko cztery kawałki. W każdym razie tak równej i mimo że krótkiej epce, muszę dać potężną (oczywiście w odniesieniu do epek) notę.

9/10

środa, 30 marca 2011

Cunninlynguists - Oinerology

1)Predormitum (Prologue)
2)Darkness (Dream On) feat. Anna Wise Of Sonnymoon
3)Phantasmata
4)Hard As They Come (Act I) feat. Freddie Gibas
5)Murder (Act II) feat. Big Krit
6)My Habit (I Haven’t Changed)
7)Get Ignorant
8)Shattered Dreams
9)Stars Shine Brightest (In The Darkest Of Night) feat. Rick Warren
10)So As Not To Wake You (Interlude)
11)Enemies With Benefits feat. Tonedeff
12)Looking Back feat. Anna Wise Of Sonnymoon
13)Dreams feat. Tunji, BJ. The Chicago Kid
14)Hypnopomp (Epilogu) feat. Bianca Spriggs
15)Embers


Miałem ostatnio spory zastój na blogu i było to spowodowane brakiem weny i chęci. Czas nie jest problemem, ponieważ go mam i to nawet sporo. Miałem zamiar nie pisać już, bo po co się zmuszać. Szczególnie, że jakoś wielkiego problemu z faktem braku pisanych notek nie miałem. Jednak przemyślałem sobie to wszystko i doszedłem do pewnego wniosku… Kurwa mać, ponad rok czasu i ponad 200 wpisów ma iść się jebać? Nie ma opcji. Poza tym zamierzam napisać w niedługim czasie wspólny tekst z moim koleżką Makavelim, więc szykujcie się na rozpierdol <śmiech Słonia>. Wracając do spraw obecnych, to uderzam z recenzją najnowszego krążka CunninLynguists o nazwie ,,Oneirology”, który jest ich piątym w dorobku. Lubię ten zespół i wg mnie są najlepszą i najbardziej wartościową ekipą z Dirty South, dlatego też oczekiwałem co najmniej dobrego materiału.

Liryka na albumie ma oczywiście charakter refleksyjny. Kno, Deacon i Natti dostarczyli osobiste, głębokie, przemyślane, czasami wręcz bardzo piękne i poetyckie linijki na temat życia. W pewnych momentach można wyczuć zagubienie i bezradność np. w ,,Darkness (Dream On)”. Bardzo dużo emocji i zaangażowania chłopaki włożyli w teksty, co bardzo ładnie słychać i czuć. Udowodnili, że tracki o miłości można tworzyć w sposób powalający. Idealnie obrazuje to ,,Looking Back”. Jak ktoś lubi innowacyjne tracki konceptowe nie będzie zawiedziony, ponieważ chociażby ,,Hard As They Come (Act I)” robi wrażenie. W każdym razie muszę przyznać, że zajęło mi trochę czasu, aby rozkminić o czym jest każda zwrotka, ale było warto. Zdecydowanie łatwiej było w równie oryginalnym ,,Murder (Act II)”.. Należy zwrócić uwagę na motyw snu, który na ,, Oneirology” jest, jakby nie patrzeć, przewodni. Zresztą sama nazwa płyty odnosi się do nauki zajmującej się badaniem codziennego, ale jakże niesamowitego zjawiska jakim jest sen. Takim zwieńczeniem tego, o czym pisałem jest ostatni numer z krążka ,,Embers”. Przytoczę kilka wersów z niego:

everything ain't what it seems
I wake up to find I'm inside of a dream this side of a dream
see buried deep inside the seams of my screams
are beings and other-worldly things rarely seen
might be psychosis or maybe I chose this
the night approaches every time the eye closes

Tekstowo krążek jest bardzo dobry. Produkcyjnie sytuacja wygląda tak samo. Autorem warstwy muzycznej jest Kno, który od dobrych kilku lat jest w czołówce najlepszych producentów w całym tym rapie. Po solowym dziele artysty sprzed roku - ,,Death Is Silence” - byłem niemal pewny w stu procentach, że najnowsza płyta CunninLynguists będzie co najmniej poprawna muzycznie. Konwencja brzmienia jest zbliżona do tego, co Kno zaprezentował na swojej solówce. Można usłyszeć spokojną, dopracowaną, delikatną, idealną na długie wieczory i noce muzykę. Brzmienie jest przede wszystkim spójne i równe. Nie ma słabych momentów ani średnich momentów, ponieważ wszystko jest na świetnym poziomie. Trzeba po prostu lubić takie bity. Jak się wsłucham w nie, to po części odpływam do świata snów. Właśnie taka muzyka jest na ,,Oneirology” i chciałbym, aby można było dostać instrumentalną wersję albumu. Z trzech członków ekipy najbardziej charakterystyczny jest oczywiście Kno, którego głos zapada w pamięć najgłębiej. Chłopaki dobrze odnajdują się na tych dość wolnych i spokojnych podkładach. Dobrze się słucha jak rapują, ale spośród trzech elementów krążka, a więc tekstów, muzyki i flow, ten ostatni zdecydowanie odbiega od dwóch pierwszych.

Podsumowując, przytoczę jeden cytat, aby określić ,,Oneirology” – dobra płyta na dobrych, kurwa, bitach. Jednakże nie jestem do końca z niej zadowolony. No i mimo że ciężko mi się przyczepić do jakiegokolwiek elementu, to całościowo krążek mi się nie wkręcił. Nie wiem, co jest tego powodem, ponieważ bardzo przypomina on ,,Death Is Silence”, którym się jarałem, jak wyszło. Pewnie do ,,Oneirology” jako całości już nie wrócę i raczej do poszczególnych numerów także, ale sądzę, że jest to wartościowa i przede wszystkim klimatyczny pozycja. Na pewno takie płyty nie sprawiają, że rap się toczy po równi pochyłej.

7/10

poniedziałek, 21 marca 2011

27 kolejka Bundesligi

Piątek

Pojedynek pomiędzy zespołami broniącymi się przed spadkiem, a więc Borussią M’gladbach a Kaiserslautern nie był zbyt porywającym widowiskiem. Lekkim faworytem byli tutaj gospodarze, ale zawiedli na całej linii, ponieważ nie tylko nie wygrali, ale ulegli Czerwonym Diabłom 0:1. FCK1 odnosi drugie zwycięstwo z rzędu, awansując na 13 pozycję, natomiast Borussia nie zwiększa dorobku punktowego i chyba tylko naprawdę nieoczekiwany obrót spraw mógłby uratować ją przed spadkiem.

Sobota

Bayern, który teraz może w stu procentach skupić się na Bundeslidze, pojechał w sobotnie popołudnie do Freiburga, gdzie był zdecydowanym faworytem. Bawarczycy objęli prowadzenie dość szybko po trafieniu Gomeza, a potem na domiar złego dla gospodarzy, Cisse nie wykorzystał rzutu karnego. Pozostała część pierwszej połowy przebiegła pod dyktando Freiburga, a Cisse zrehabilitował się za chybioną jedenastkę golem. Kontuzji w ekipie Van Gaala doznał Arjen Robben i w 30 minucie musiał opuścić plac gry. Drugie 45 minut to przewaga Bayernu, ale przez długi czas nie udało się jej udokumentować trafieniem. Uczynił to dopiero w 88 minucie Ribery i Monachijczycy wywieźli cenne, wymęczone trzy punkty.

Dla Eintrachtu mecz z ST. Pauli był idealną okazją na przełamanie się i zwycięstwo. No i faktycznie tak się stało, ponieważ Frankfurtczycy wygrali 2:1. Co prawda powinni już w pierwszej połowie prowadzić 2:0, ale sędzia nie uznał prawidłowo zdobytego gola, dopatrując się spalonego. Odblokował się także Gekas, strzelając swoją 15 i 16 bramkę w sezonie. Beniaminek z Hamburga ponosi już 5 porażkę z rzędu i jego sytuacja robi się coraz bardziej nieciekawa.

Werder nie ma łatwo w tym sezonie i miał nie mieć łatwo, jadąc do Norymbergii, by zmierzyć się z bardzo dobrze spisującą się rewelacją rundy rewanżowej. Piłkarze Thomasa Schaafa udowodnili, że do drugiej Bundesligi się na pewno nie chcą się wybrać i pokonali swoich rywali 3:1. Mają w tej chwili 4 punkty przewagi nad miejscem barażowym i jeszcze nie mogą czuć się bezpieczni, ale są na dobrej drodze, by w sezonie 2011/2012 grać również w najwyższej klasie rozgrywkowej w Niemczech.

Po kilku tygodniach przerwy do składu Hannoveru powrócił Ya Konan i pomógł swojemu zespołowi pokonać przed własną publicznością Hoffenheim 2:0, ponieważ zdobył pierwszego gola. Ogólnie gracze Mikro Slomki zagrali bardzo dobre zawody i zasłużenie zdobyli 3 punkty, które pozwalają im pozostać na trzecim miejscu, mając 2 punkty przewagi nad Bayernem. Co do Wieśniaków to są raczej pewni pozostania w lidze chyba że by się wydarzała katastrofa, ale bardziej chcę wspomnieć o postawie kupionego z Liverpoolu Ryana Babela. Holender na razie rozczarowuje na całej linii.

Zarząd HSV po ostatniej deklasacji na 0:6 na Allianz Arena, pożegnał się z Veh’em. Jego miejsce zajął dotychczas drugi trener Hamburga, a więc Michael Oenning i to przyniosło efekty. Gospodarze powtórzyli wyczyn swoich oprawców sprzed tygodnia i strzelili obecnym rywalom - zespołowi FC Koln – sześć bramek. Co prawda stracili dwie, ale był to zdecydowanie najlepszy mecz HSV w rundzie wiosennej. Hamburg ma szanse na pierwszą piątkę na koniec rozgrywek, ale ich największym problemem jest systematyczność wygrywania. Dobre mecze przeplatają z fatalnymi.

Sobotę zamykało spotkanie Borussi Dortmund z Mainz. Faworyt był tylko jeden i gospodarze prowadzili do 8 do 89 minuty, w której to goście wyrównali. Piłkarze Kloppa są jednak sami sobie winni, ponieważ w 19 minucie karnego nie wykorzystał Sahin. Była to już bodajże czwarta jedenastka przestrzelona przez Turka w tym sezonie i nie mam pojęcia, czemu on nadal je egzekwuje. Teraz przerwa na reprezentacyjne spotkanie i dopiero lider Bundesligi będzie mógł się zrehabilitować swoim kibicom za ostatnie słabsze występy 2 kwietnia w Dortmundzie w pojedynku z Hannoverem.

Niedziela

Bayer mierzył się z Schalke i był to największy hit 27 serii spotkań w Niemczech. Goście, już bez Felixa Magatha, nie byli faworytem tego pojedynku, ale nikt nie odbierał im szans urwania punktów rywalom. Aptekarze jednakże szybko rozwiali te nadzieje, prezentując się lepiej w każdym aspekcie gry, wygrywając 2:0 do przerwy jak i cały mecz. Gol Derdiyoka na 1:0 przepięknej urody. Zdecydowanie najładniejsze trafienie tej kolejki. Neuer po raz kolejny pokazał klasę światową i sądzę, że to obecnie najlepszy golkiper globu. Leverkusen umacnia się na pozycji wicelidera i mając na uwadze ostatnie potknięcia Borussi, pojawia się niewielka szansa na mistrza.

Jak była mowa o zwolnieniu Magatha, to wypadałoby powiedzieć o jego dalszych losach, bo nie został na mieliźnie, ponieważ powrócił do Wolfsburga, z którym w sezonie 2008/2009 zdobył mistrza kraju. Tym razem jego cel był o 180 stopni inny, gdyż chodzi o uratowanie Wilków przed spadkiem. Pierwszy mały krok ku temu został wykonany, gdyż WFL pojechał na Mercedez Benz Arena grać z będącym na fali Stuttgartem i pechowo zremisował 1:1, tracąc gola w 94 minucie. Goście byli zespołem lepszym, ale należy wspomnieć, że fantastycznie w bramce VFB spisywał się Ulreich.

Tabela. Oczywiście w przypadku równej liczby punktów decyduje różnica bramek

1)Borussia D. – 62 punkty
2)Bayer – 55 punktów
3)Hannover – 50 punktów
4)Bayern – 48 punktów
5)Mainz – 44 punkty
_______

14)Eintracht – 31 punktów
15)Stuttgart – 29 punktów
16)ST. Pauli – 28 punktów
17)Wolfsburg – 27 punktów
18)Borussia M. – 23 punkty

Liga Mistrzów, Eliminacje Ligi Mistrzów, Liga Europy, Baraże, Spadek

Strzelcy

Gomez – 19 goli, Bayern
Cisse – 18 goli, Freiburg
Gekas – 16 goli, Eintracht
Podolski – 12 goli, Kolonia
Ya Konan – 12 goli, Hannover
Schurrle – 12 goli, Mainz
Barrios – 11 goli, Borussia D.
Lakic – 11 goli, Kaiserslautern
Petric – 11 goli, Hamburg
Raul – 11 goli, Schalke
Novakovic – 11 goli, Kolonia

niedziela, 20 marca 2011

Bugsy Da God - The Terrorist Advocate

1)Army Drills feat. PR Terrorist
2)My Point Of View
3)The Sound Of Gunz feat. PR Terrorist, Shyheim
4)Beautiful Explosives
5)Firestorm Rush
6)Terrorist Advocate
7)Raging Guns
8)Dogs In Heat feat. PR Terrorist, Chapelz
9)Guillotine Friends feat. PR Terrorist, Chapelz
10)Cell Diaries
11)Bloody Medallions feat. Lethafase, PR Terrorist
12)Epiphany Of Love
13)Outlandish feat. Trigga Clip
14)Guns Roses And Caskets feat. PR Terrorist
15)Salute The General (Bonus Track)


Staram się na ogół sprawdzać produkcje, które polecają mi inni, ponieważ najważniejsze jest się dzielić dobrą muzyką oraz nie mam w naturze palenia jana i olewania rekomendacji, chociaż czasami naprawdę ciężko przesłuchać wszystkie polecone płyty. ,,The Terrorist Advocate” jest oczywiście jednym z krążków, który w ostatnim czasie został mi polecony tym razem przez mojego koleżkę z kraju Albionu. Bugsy Da God, artysta o dość buńczucznej ksywie, reprezentuje New Jersey i jest podopiecznym Dom Pacino, który ma także inny pseudonim, a mianowicie PR Terrorist. Jak widać po trackliście oraz samym tytule krążka, członek Killarmy odgrywa dość istotną rolę na albumie. Sam gospodarz prezentowanego materiału debiutuje w tym roku, a jak ważne jest mocne wejście do rapgry, to chyba nie muszę nikomu tłumaczyć.

Koleżka, który mi polecił wydawnictwo, napisał o nim krótko ,,uliczny, klasyczny rap”. Co do warstwy lirycznej oraz (uprzedzając już fakty) muzycznej, podzielam jego pogląd w stu procentach. Bugsy Da God na swoim debiucie porusza wątki związane z ulicą. Przedstawia siebie jako twardego, szanowanego i niebezpiecznego człowieka, z którym nie warto zadzierać, bo może wyrządzić krzywdę. Nie skupia się tylko na sobie i na ulicznym bragga, które oczywiście nie ma żadnego podjazdu do tego, co prezentował Big L (ale to raczej było jasne), ale również występuje w roli narratora. Wspomina o zasadach panujących na ulicach, o zabójstwa, o tym, co się dzieje z kapusiami, o narkotykach czy policjantach. Można usłyszeć także kilka ciekawych porównań. Ogólnie reprezentant New Jersey od nich nie stroni, a ładnie widać to chociażby w ,,Beautiful Exlposives” czy ,,Firestorm Rush”.

Zwróciłbym uwagę na dwa kawałki, które wyróżniają się konceptami na tle pozostałych. Pierwszy to ,,Cell Diaries”, który jest poruszającą, uderzającą, ale zarazem prawdziwą relacją z perspektywy więźnia. Raper opowiada o uczuciach odsiadujących wyrok oraz o więziennym otoczeniu. Numer jest dedykacją dla kolegów Bugsy’ego, którzy są w areszcie. Druga nuta to ,,Epiphany Of Love”. Jest to oczywiście track miłosny, gdzie artysta mówi o swoim związku z dziewczyną, który niestety się rozpadł. Morałem tego kawałka jest to, że nigdy nie doceniamy, tego co posiadamy, dopóki tego nie stracimy. Uniwersalna prawda. Pod względem techniki składania rymów gospodarz ,,The Terrorist Advocate”, mówiąc łagodnie, nie jest mocarzem. W każdym razie od ludzi takich jak on, którzy określają siebie ,,underground villains responsible for killings”, jak nawija na płycie Bugsy, oczekuje się nie pięknie złożonych rymów, ale przede wszystkim ulicznego przekazu, a raper taki dostarcza.

wound so deep that they unable to close with stitches

so many casualties you can’t supply enough coffins
gun shots shatter your face to pieces like puzzles
if your jaw ‘s made of glass, it gets cracked motherfucker

Wspomniałem już wcześniej, że pod względem brzmienia krążek idealnie wpasowuje się w uliczne klimaty i to jest prawda. Mówiąc szczerze, nie mam pojęcia, kto zajął się produkcją, ale wyszła przede wszystkim klimatycznie. Sądzę, że nie jeden album, który wyszedł w latach 90-tych, nie powstydziłby się takich bitów. Muzyka na ogół brudnawa i piwniczna. Można usłyszeć żywsze i mocniejsze podkłady jak ,,Terrorist Advocate” oraz spokojniejsze i stonowane jak ,,Raging Guns” czy ,,The Sound Of Gunz”, które występują w zdecydowanej przewadze. Na początku brzmienie niezbyt mi przypadło do gustu, ale jak się w nie wczułem, to w połączeniu z linijkami serwowanymi przez Bugsy Da Goda i innych, stanowi idealne połączenie i fantastycznie oddaje atmosferę, przenosząc słuchacza w czasie o spokojnie 15 lat. Flow gospodarza materiału nie robi sieczki z mózgu, ale dobrze pasuje do klimatu płyty. Jest raczej powolne i lekko ociężałe. Można odnieść wrażenie, że w niektórych momentach artysta lekko sepleni, ale w żaden sposób nie jest to wadą. Nie zakłóca rozumienia linijek, a podbudowuje klimat.

Słucham albumu teraz po raz piąty i bardzo mi się podoba. Mimo że taki typ rapu nie jest tym, czym obecnie jaram się najbardziej, to miło jest usłyszeć uliczną produkcję na wysokim poziomie, nawiązującą do lat 90-tych Nowego Jorku. Raper dla mnie zaliczył dobre wejście do rapgry. Oczywiście jego debiut nie ma szans zrobić rewolucji, ale zapadł mi w pamięć i na pewno za parę miesięcy nie zapomnę, że ktoś taki jak Bugsy Da God istnieje.

8/10

sobota, 19 marca 2011

HaLo - Heat Writer II

1)Topic Of Conversation
2)Mr. Ben Ready feat. Remo
3)Jammin’ On The One
4)Boom Bap For The Radio
5)White Girl
6)87 Lakers Magic
7)The Real feat. Sean Boog
8)Misunderstand feat. Khrysis
9)Oh Really
10)Cold Chillin’
11)Follow Me feat. GQ
12)2Ways (Not A Damn Hing)
13)The Jungle feat. Rapsody
14)Hearing Aid feat. Thee Tom Hardy
15)NeverMind
16)So Vibrat feat. Sundown, E. Jones
17)Shining (You Are Here)
18)Plan B. feat TP, Skyzoo


Gospodarz przedstawianego materiału to osoba kompletnie mi nieznana. Album jakiś czas temu polecił mi Gawi, a więc wypadałoby obadać go w końcu. Z tego, co zdołałem wyczytać o HaLo, to ,,Heat Writer II” na pewno nie jest jego debiutem scenicznym, MC pochodzi z Północnej Karoliny, a więc kolejny alternatywny artysta z Dirty South oraz że należy do stajni It's A Wonderful World Music Group stworzonej przez 9th Wondera i podlega pod JAMLE (jeden z dwóch, obok The Academy, odłamów wytwórni). Muszę przyznać, że spodziewałem się co najmniej przyzwoitej płyty, ponieważ wielokrotnie takiego typu nołnejmy (bez negatywnego wydźwięku naturalnie) okazywały się być świetnymi raperami. Poza tym tutaj miałem jeszcze gwarancje rekomendatora.

Powiem od razu – tekstowo HaLo rozczarował mnie na całej linii. Nie chodzi mi tutaj w żadnym wypadku o spektrum tematów, które porusza, ponieważ rapuje trochę na temat samego siebie, o życiu rapera, o miłości i oddaniu tej muzyce. Znajdzie się także akcent humorystyczny (,,White Girl”), wersy, w których artysta się przechwala, ale nie jest to żadne mocne, uderzające i budzące respekt bragga. Można usłyszeć również pewne refleksje, luźniejsze wersy, coś o dziewczynach czy pozytywne przesłanie. Ogólnie pod względem tematycznym jest to perfidnie truskulowy materiał. Jednakże siły liryczny ja tutaj nie dostrzegam. Wersy w żaden sposób nie były w stanie mnie pochłonąć ani wywrzeć pozytywnego wrażenia. Muszę powiedzieć, że mnie zanudzały, ale na tę kwestie składają się jeszcze dwa czynniki, o których wspomnę za moment. Raper nawinął ,,you can’t get on my level”, ale nie sądzę, że ktoś by chciał wejść na jego poziom, który jest po prostu mizerny. By nie było, że tylko krytykuję, wspomnę o pozytywnym aspekcie czyli o pierwszej zwrotce z ,,The Real” podanej w bardzo dobry technicznie sposób, będącą najlepszą na płycie.

Przechodząc do warstwy brzmieniowej, nie będzie zaskoczeniem, jak powiem, że to jeden z dwóch czynników, które sprawiają, że nie za ciekawych tekstów słuchało mi się jeszcze bardziej nie za ciekawie. Za brzmienie odpowiedzialni są m.in. 9th Wonder, Ka$h oraz Khrysis. Nie znam się zbytnio na producentach i jakoś nigdy się nimi zbytnio nie interesowałem, dlatego też jedynie pierwsza ksywa jest mi znajoma. Są tylko cztery bity na albumie, które mogę uznać za dobre. Bardzo łagodny, wręcz kojący ,,Boom Bap For The Radio”, dość bujający i na tle innych podkładów bardzo żywy ,,The Jungle”, spokojny ,,So Vibrat” i wyróżniający się ,,Plan B”. Reszta kompletnie nie trafiła w mój gust. Muzyka okazała się być dla mnie nudna i usypiająca. Większość podkładów zlewa się w jedną całość i momentami nie wiedziałem, że jeden się skończył i zaczął kolejny. Pod względem flow HaLo także kuleje. Już nie chodzi mi o fakt, że ma wolną nawijkę, bo są raperzy z niezbyt szybkim flow, a nawet powolnym (jak Sha Stimuli), których mi się bardzo dobrze słuchało. U prezentowanego artysty nie dostrzegam w zasadzie żadnej techniki w pływaniu po bitach.

Mówiąc krótko, rozczarowałem się pod każdym względem tym materiałem. ,,Heat Writer II” nie ma w sobie nic, co by mnie nawet zainteresowało, nie mówiąc o przyciągnięciu na chociaż krótką chwilę. HaLo zapadnie mi w pamięć jako słaby raper na nudnych bitach. W każdym razie nie płaczę z tego powodu i świat się nie kończy, bo przecież to niemożliwe, aby wszystko mi się podobało. Żadnego fragmentu tekstu nie zapodałem, bo zamierzałem rzucić linkiem do kawałka z najlepszą zwrotką na krążku, a więc ,,The Real”, ale tego także nie uczynię, bo nie ma go na youtubie. Zapodam za to numer wyprodukowany przez 9th Wondera z bitem, który jako jeden z nielicznych mi się podoba.

2/10

piątek, 18 marca 2011

Pary 1/4 Ligi Mistrzów 2010/2011

Dzisiaj o 12:00 tradycyjnie w szwajcarskim Nyonie odbyło się losowanie par ćwierćfinałowych oraz półfinałowych najsilniejszej ligi świata. Wśród ośmiu zespołów nie znalazł się oczywiście Bayern Monachium, które przegrał z Interem. Dlatego też jedyną ekipą, której mocno kibicuje jest Chelsea, a także dobrze życzę Schalke.

Real - Tottenham

Królewscy zostali wylosowani jako pierwsi i można było liczyć na hit, gdyż przeciwnikiem Jose Mourinho mogła okazał się np. Barcelona czy Chelsea. Los chciał inaczej i wicelider ligi hiszpańskiej trafił na Tottenham, rozgrywający swój najlepszy sezon w historii. Rywal na pewno wymagający i także nieprzewidywalny, który niejednemu utarł nosa. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że Anglicy nie grają w drugiej części sezonu w Lidze Mistrzów z takim polotem jak w pierwszej. Co prawda wyeliminowali Milan, ale nie zrobili tego w wielkim stylu. Dla Realu Madryt odpadnięcie w 1/4 będzie porażką, ponieważ jest to spokojnie ekipa na miarę finału. Nie sądzę, aby Królewscy pod egidą obecnie najlepszego trenera świata zawiedli.

Chelsea - Manchester

No i mamy tutaj hit. Pojedynek angielsko-angielski. Tego typu rywalizacje w Lidze Mistrzów w ostatnich latach zdarzyły się bardzo często. Wystarczy przypomnieć sobie już klasyczne boje Chelsea z Liverpoolem. Teraz The Blues stają przed piekielnie trudnym zadaniem zmierzenia się z Czerwonymi Diabłami. Tutaj nie ma faworyta i wszystko może się zdarzyć. Podopieczni Carlo Ancelottiego pragną zatriumfować w Lidze Mistrzów jak niczego innego. Najbliżej byli w sezonie 2007/2008, kiedy w finale przegrali właśnie z Manchesterem United, więc ten dwumecz będzie niejako odwetem. Czy będzie to skuteczna zemsta, to się okaże. Obie drużyny mają potencjał i doskonałych zawodników. Problemem Londyńczyków jest jednakże linia ataku i pomocy, które nie grają tragedii, ale w porównaniu do defensywy pozostawiają sporo do życzenia. Jednak mam nadzieję, że to się zmieni na bój z ekipą Fergusona wszystko będzie w normie.

Barcelona - Szachtar

Katalończykom z trudnych rywali został do wylosowania jedynie Inter, na który jednakże nie trafili. W ćwierćfinale przyjdzie zmierzyć im się z Szachtarem, który jest jedną z kilku rewelacji obecnej edycji Champions League. Naprawdę nie wyobrażam sobie, aby piłkarze Pepa Guardioli nie znaleźli się w półfinale, bo trafili chyba najlepiej jak mogli. Lekceważyć rywali nigdy nie można, ale Ukraińcy to nie jest zespół, który może mierzyć się z Barceloną. Jedynie będą w stanie, moim zdaniem, jakkolwiek zagrozić Katalończykom w Doniecku. Należy jednak pamiętać, że pierwszy mecz rozegrany będzie na Camp Nou, gdzie gospodarze zapewne zdemolują swoich rywali i do Doniecka będą równie dobrze mogli pojechać rezerwowym składem.

Inter - Schalke

Czy Schalke 04 Gelsenkirchen, z którego ostatnio zwolniony został Felix Magath i zastąpił go Ralf Rangnick, pomści Bayern Monachium i wyeliminuje Inter Mediolan? Na pewno Niemcy nie są w tym dwumeczu bez szans, ale będą musieli wznieść się na wyżyny swoich możliwości. Podopieczni Leonardo są kadrowo zespołem lepszym od Schalke i także bardziej doświadczonym. Poza tym to obrońcy tytułu i mając za rywala Schalke, nie ujmując oczywiście nic gościom pierwszego meczu, nie wypada im odpaść. Ja po cichu liczę, że Niemcy sprężą się na tą rywalizacje i będą w stanie sprawić niespodziankę.

Ewentualne pary 1/2 Ligi Mistrzów:

Real/Tottenham - Barcelona/Szachtar
Chelsea/Manchester - Inter/Schalke

czwartek, 17 marca 2011

Podsumowanie Ligi Mistrzów 15 i 16 marzec

Wtorek

Bayern – Inter

Goście objęli szybko prowadzenie, bo w 4 minucie Eto’o pokonał Krafta i nie było mowy o spalonym, ponieważ Van Buyten zostawił nogę. Bayern nie miał zbytnio pomysłu na grę na początku, ale nadeszła 20 minuta, kiedy Robben przeprowadził akcje w swoim stylu, schodząc do środka z prawej strony, uderzył z lewej nogi, a Julio Cesar popełni ten tam fatalny błąd co w pierwszym spotkaniu i Gomez dobił. Było 1:1. 10 minut później na 2:0 podwyższył Muller i Mediolańczycy znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji. Do przerwy idealne szanse zmarnowali jeszcze Ribery, Gomez i Robben. Wydawało się, że nic nie może odebrać Bawarczykom awansu, bo Włosi na boisku nie istnieli. W 63 minucie Sneijder ładnym strzałem z dystansu doprowadził do remisu i dał nadzieje kibicom Interu na awans. Mimo że to gospodarze mieli więcej sytuacji, to gola strzelił Inter, a konkretnie Pandev w 88 minucie, którego chęć o zdobyciu bramki na wagę awansu stała się faktem. Leonardo triumfował, ponieważ wynik spotkania nie uległ zmianie i Mediolańczycy awansowali.

To, co zaprezentował Bayern woła o pomstę do nieba. Mieli na tacy swoich rywali, powinni wygrywać do przerwy co najmniej dwoma golami, a nie dość, że nie strzelili już nic, to w drugiej połowie stracili dwie bramki. To nie pierwszy mecz Monachijczyków w tym sezonie, gdzie nie potrafią dobić ledwo co pełzającego rywala, ale pierwszy, gdzie tak bardzo to boli. Słowa uznania należą się Interowi Mediolan, który dokonał czegoś wielkiego.

Manchester – Marsylia

Czerwone Diabły bardzo dobrze rozpoczęły spotkanie, bo już w 5 minucie po akcji Giggs-Ronney-Hernandez padła bramka na 1:0, która na pewno wprowadziła spokój w szeregi gospodarzy. To jednak nie sprawiło, że goście wyłożyli się, bo próbowali atakować i swoje szanse mieli Diawara, Cheyrou i Remy. Ze strony Manchesteru okazje miał Rooney i Smalling. Wynik do przerwy nie uległ zmianie, a w 61 minucie na murawie pojawił się w końcu Valencia. 15 minut później Ekwadorczyk rozpoczął akcję, która zakończyła się trafieniem Hernandeza na 2:0 i wydawało się, że końcówka spotkania będzie spokojniejsza dla Anglików. Goście musieli zdobyć 2 bramki, aby awansować i w tej sztuce pomógł im trochę Brown, który w 83 minucie pokonał własnego bramkarza. Ostatnie fragmenty spotkania były nerwowe, bo Marsylczykom wystarczyła jeszcze jedna bramka, ale ona nie padła i Manchester United awansował do ćwierćfinału

Środa

Chelsea – Kopenhaga

Tym razem Fernando Torres rozpoczął mecz na ławce rezerwowych, a niespodziewanie w pierwszej jedenastce znalazł się Zhirkov. Między innymi on i Anelka mieli w pierwszej połowie doskonałe okazje, aby dać Chelsea prowadzenie, ale w pierwszym przypadku zabrakło centymetrów, a w drugim lepszy okazał się bramkarz gości Wiland. Kopenhaga odpowiedziała strzałem w słupek z rzutu wolnego. W drugich 45 minutach Mikel trafił z główki w poprzeczkę, dobrą okazję miał także wprowadzony Torres, ale wynik meczu nie uległ zmianie. The Blues rozczarowali, bo bezbramkowy remis po słabym meczu z Kopenhagą na pewno nie był tym, czego każdy się spodziewał. Daje im to oczywiście awans, ale z taką grą moja ostania nadzieja w Lidze Mistrzów daleko nie zajdzie

Real – Lyon

Królewscy bardzo dobrze weszli w mecz i stworzyli sobie kilka świetnych sytuacji, ale szybko zdobyć gola się nie udało. Do mniej więcej 20 minuty zespół Lyonu pokazał się z dobrej strony, ale później już tylko grał Real Madryt. Szanse mieli m.in. Ronaldo (który tego wieczora miał strasznie śmieszą fryzurę) i Marcelo. Ten drugi przeprowadził fantastyczną akcję i ładnie zatańczył z obrońcami Lyonu w polu karnym i w 37 minucie gospodarze wyszli na zasłużone prowadzenie. Podopieczni Mourinho mogli podwyższyć wynik do przerwy, ale dobrą okazję zmarnował Benzema. Trzeba podkreślić jednak bardzo dobrą dyspozycję w bramce gości Llorisa. Druga połowa meczu przebiegła pod przewagą Realu Madryt, czego konsekwencją były bramki Benzemy i Di Marii strzelane kolejno w 66 i 76 minucie. Oczywiście wynik mógł być wyższy, ponieważ m.in. Ozil miał dwie dogodne sytuacje. Gospodarze zasłużenie zwyciężyli 3:0 i w końcu po 7 latach posuchy awansowali do 1/4 Ligi Mistrzów.

wtorek, 15 marca 2011

Zapowiedź Ligi Mistrzów 15 i 16 marzec

Wtorek

Bayern – Inter

Zdecydowanie najbardziej ciekawy pojedynek ze wszystkich, które odbędą się w tym tygodniu. Faworytem do awansu są naturalnie Bawarczycy, którzy wywieźli z Mediolanu bardzo korzystny wynik, gdyż zwyciężyli 1:0. Nie można jednak przekreślać szans podopiecznych Leonardo, ponieważ Inter to zespół zdolny do wielu rzeczy, natomiast Bayern potrafi zagrać beznadziejne spotkanie, co chociażby udowodnili w meczach z Hannoverem czy Borussią Dortmund. W kadrze gości znaleźli się wszyscy zawodnicy z wyjątkiem oczywiście kontuzjowanych Suazo oraz Samuela. Nawet Diego Milito pojechał do Monachium, ale nie sądzę, abyśmy Argentyńczyka zobaczyli od pierwszej minuty. Luis Van Gaal także nie może narzekać na problemy personalne, ponieważ jedynie będzie mógł skorzystać z usług kontuzjowanego od prawie początku sezonu Olica. Nie zmienia to faktu, że para stoperów w ekipie gospodarzy pozostawia wiele do życzenia. W każdym razie Inter będzie musiał zaatakować, a Bayern będzie miał szanse na kontry, a mając na skrzydłach Robbena i Riberiego (pod warunkiem, że zagra co najmniej jak z HSV), można zdziałać cuda.

Manchester – Marsylia

Chyba nikt sobie nie wyobraża, że Czerwone Diabły odpadną już w 1/8 Ligi Mistrzów. Ja tak samo, a poza tym mam zamiar postawić na ich zwycięstwo, bo zaczynam znowu grać w STSach. Bezbramkowy remis w Marsylii stawia w sumie nienajgorszej sytuacji Francuzów, ponieważ aby awansować będą musieli zremisować od 1:1 w górę na Old Trafford. To tylko teoria, gdyż osiągnięcie takiego rezultatu z Manchesterem w Teatrze Marzeń jest bardzo trudne. Opiekun gości Didier Deschamps powiedział, że wierzy w awans swoich zawodników, ale co miał mówić innego? Olimpique na pewno nie stoi na przegranej pozycji, ale faworyt jest tylko jeden. Ferguson będzie musiał obejść się brakiem Parka, Andersona, Ferdinanda, Evansa i możliwe, że Vidicia. Do składu ma powrócić Nani, a na ławce rezerwowych zasiądzie powracający po kilkumiesięcznej przerwie Antonio Valencia. Goście będą musieli zagrać bez m.in. Brandao. Co tu dużo mówić, Manchester United jest zespołem lepszym i powinien bez problemu ograć Marsylczyków.

Środa

Chelsea – Kopenhaga

Tutaj na 99 procent jest wszystko jasne. Londyńczycy wygrali w Kopenhadze w pierwszym spotkaniu 2:0, więc na Stamford Bridge musieliby przegrać dwoma bramkami, co wydaje się być nierealne. Kryzys w ekipie The Blues wydaje się, że chyba już przeminął, bo grają coraz lepiej, a cieszy przede wszystkim coraz lepsza postawa Fernando Torresa, który nadal czeka na swoje pierwsze trafienie w barwach Chelsea. Ancelotti na pewno nie będzie chciał forsować swojej drużyny, mając na uwadze, że w niedziele zmierzą się w lidze angielskiej z Manchesterem City. Przyjezdni będą za wszelką cenę chcieli się pożegnać z honorem z Ligi Mistrzów, w której i tak osiągnęli wiele. Nie sądzę jednak, aby Duńczycy byli w stanie w Londynie nawet zremisować.

Real – Lyon

Now or never, panie Jose Mourinho. Jak nie Ty, to kto pokona z Realem tę magiczną, oczywiście w sposób negatywny, barierę 1/8 Champions Leauge? Królewscy po ostatnim remisie w lidze krajowej FC Barcelony i swoim zwycięstwie nad Herculesem, tracą tylko 5 punktów do Katalończyków, co przywraca wiarę w potrójną koronę na koniec sezonu. Najpierw jednak trzeba będzie poradzić sobie z Lyonem, z którymi w ostatnich latach Realowi grało się ciężko. W pierwszym spotkaniu padł remis 1:1, a więc jest to wynik lepszy niż uzyskany sezon temu na tym samym etapie rozgrywek, kiedy najlepszy klub świata przegrał 0:1. W każdym razie na Santiago Bernabeu Mourinho na bank nie będzie bawił się w granie na bezbramkowy remis, tylko będzie chciał wygrać pewnie i wysoko. Co prawda Ronaldo nie jest jeszcze gotowy na sto procent, ale powinien wybiec od pierwszej minuty. Real wyjdzie w najmocniejszym składzie, pomijając naturalnie kontuzjowanego od długiego czasu Higuaina, ale Benzema ostatnio strzela bramki. W Lyonie wielkich problemów kadrowych także nie ma, ale potencjał piłkarski oby klubów jest nieporównywalny, dlatego też inny wynik niż zwycięstwo gospodarzy będzie wielką niespodzianką.

poniedziałek, 14 marca 2011

26 kolejka Bundesligi

Piątek

Rywalizacja w Kolonii pomiędzy zespołem gospodarzy i Hannoverem inaugurowała 26 serie spotkań ligi niemieckiej. Było to ciekawe spotkanie, ponieważ oba zespoły w tej rundzie grają dobrą piłkę. Lekkim faworytem była ekipa gości, która przed tygodniem ograła Bayern 3:1 przed własną publicznością. Tym razem to Mirko Slomka kończył mecz w roli przegranego, a raczej wypadałoby powiedzieć rozgromionego, gdyż FC Koln wygrało 4:0. Dobry występ zaliczył Peszko i po raz kolejny doskonale spisał się w bramce Rensing. Koziołki są na dobrej drodze, aby utrzymać się w Bundeslidzie, natomiast Hannover nie traci nadal szansy na wicemistrzostwo kraju.

Sobota

Największym hitem tej serii spotkań był niewątpliwie pojedynek na Alianz Arena, gdzie Bayern podejmował Hamburg. Tak naprawdę nie wiadomo było czego można się spodziewać po Bawarczykach, mając na uwadze ich katastrofalną formę. Mimo tego gospodarze zrehabilitowali się kibicom za ostatnie beznadziejne wyniki, deklasując HSV aż 6:0, a trzy gole zdobył Robben. Monachijczycy grali fantastyczną piłkę i wreszcie Frank Ribery zagrał na miarę swoich możliwości. Asystował, strzelał, był nie do zatrzymania. To najwyższe zwycięstwo w sezonie 2010/2011 odniesione przez Bayern. Porażka Hannoveru jest Bawarczykom na rękę, ponieważ odrabiają 3 punkty do graczy Slomki.

Lider z Dortmundu pojechał zmierzyć się z Hoffenheim na ich teren. Trener reprezentacji Niemiec Joachim Low także wybrał się na to spotkanie, ale nie mógł być w stu procentach zadowolony, gdyż piłkarze, których szczególnie obserwował, a więc Gotze i Schmerzel, jak na samych siebie, zagrali bardzo średnio. Ogólnie był to chyba najsłabszy mecz Borussi w tym sezonie w Bundeslidze. Polegli 0:1, mimo że remis nie byłby niesprawiedliwym wynikiem. W każdym razie ich pozycja w tabeli pozostaje nadal niezagrożona.

Kaiserslautern odnosi bardzo cenne w kontekście utrzymania zwycięstwo nad Freiburgiem. Bramki w tym meczu strzelali tylko zawodnicy Czerwonych Diabłów, mimo że padł wynik 2:1, ale pierwsze trafienie było samobójcze i gospodarze musieli gonić wynik. Co prawda zwycięska bramka padła w samej końcówce spotkania, ale beniaminkowi się należało.

Schalke 2:1 Eintracht. Wynik, który zdarza się w futbolu często, ale samo widowisko obfitowało w wiele ciekawych sytuacji. Bardzo sprytne zachowanie Raula w końcówce pierwszej połowy wymusiło głupi faul Fahrmanna, po którym karnego wykorzystał Jurando i było 1:0. Fatalny błąd Neuera w 70 minucie doprowadził do wyrównania stanu meczu, w 84 minuta przyniosła zwycięskiego gola dla Schalke, przy którym Neuer asystował. Podopieczni Magatha w końcu po trzech tygodnia posuchy wygrywają, a Frankfurtczycy mogę się cieszyć z pierwszej zdobytej bramki w rundzie rewanżowej… Sytuacja ekipy Skibbe jest wręcz katastrofalna. Mieli szanse, aby walczyć o pierwszą piątkę, a teraz pozostaje im walka o utrzymanie.

Wilki staczają się po równi pochyłej. Tym razem nie dali rady przed własną publicznością Norymberdze i przegrali 1:2. Wolfsburg wcale nie grał gorzej od gości, ale nie potrafił wykorzystać kilku sytuacji. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia, ponieważ kandydat na pierwszą piątkę Bundesligi, obecnie spada na przedostatnie miejsce. Za tydzień Littbarski będzie musiał szukać punktów na Mercedez Benz Arena przeciwko Stuttgartowi, co będzie niezwykle trudne.

Kilka bramek w 26 kolejce Bundesligi padło po 90 minucie i w spotkaniu zamykającym sobotę także taka sytuacja miała miejsce. Tym razem cieszyli się piłkarze Borussi M’gladbach, którzy rzutem na taśmie wywieźli z Bremy remis 1:1. Mimo że Werder jest na 12 pozycji, ma jedynie punkt przewagi nad miejscem barażowym. Walka o utrzymanie potrwa zapewne do ostatniej kolejki.

Niedziela

W pojedynku drużyn zajmujących wysokie lokaty Mainz uległo Bayerowi 0:1. Oznacza to nie mniej ni więcej, że Leverkusen umacnia się na drugiej pozycji, minimalizując stratę do lidera i powiększając przewagę nad trzecim zespołem Bundesligi, natomiast FSV spada na piątą pozycję.

Cenne zwycięstwo odnosi Stuttgart, który pokonuje w Hamburgu ST. Pauli 2:1. Jest to już trzecia wygrana z rzędu zespołu VFB i mimo że wskakują na 13 lokatę, mają tyle samo punktów, co właśnie ich rywal, który zajmuje pozycje barażową.

Tabela. Oczywiście w przypadku równej liczby punktów decyduje różnica bramek

1)Borussia D. – 61 punktów
2)Bayer – 52 punkty
3)Hannover – 47 punktów
4)Bayern – 45 punktów
5)Mainz – 43 punkty
____________

14)Kaiserslautern – 28 punktów
15)Eintracht – 28 punktów
16)ST. Pauli – 28 punktów
17)Wolfsburg – 26 punktów
18)Borussia M. – 23 punkty

Liga Mistrzów, Eliminacje Ligi Mistrzów, Liga Europy, Baraże, Spadek

Strzelcy

Gomez – 18 goli, Bayern
Cisse – 17 goli, Freiburg
Gekas – 14 goli, Eintracht
Schurrle – 12 goli, Mainz
Barrios – 11 goli, Borussia D.
Lakic – 11 goli, Kaiserslautern
Podolski – 11 goli, Kolonia
Ya Konan – 11 goli, Hannover
Raul – 11 goli, Schalke
Novakovic – 11 goli, Kolonia

piątek, 11 marca 2011

Reks - Rhythmatic Eternal King Supreme

1)25th Hour
2)Thin Line
3)Limelight
4)Kill Em
5)This Or That
6)Why Cry feat. Styles P
7)Face Off feat. Termanology
8)Ten Wonder Years
9)This Is Me feat. DJ Corbet
10)Nr. Nobody
11)The Underdog
12)U Know feat. Freeway
13)Cigarettes feat. Lil Fame, Atticabarz
14)Mascara (The Ugly Truth)
15)Like A Star
16)Self Titled


Reks – czy ta nazwa nie kojarzy się na pierwszy rzut oka z psem? Jak najbardziej i zapewne, jak przeciętny człowiek (w sensie nie będący wiernym słuchaczem rapu, starającym się cały czas poznawać coś nowego) słyszy to słowo, myśli o psie. Zapewne o jakimś potężnym np. o owczarku niemieckiej. Ja przeciętnym człowiekiem w tym kontekście nie jestem i Reks kojarzy mi się z raperem z Bostonu. Z twórczością artysty pierwszy kontakt miałem na wiosnę 2009 roku, kiedy mój jeden internetowy ziomek (pozdro Sznupi), polecił mi album ,,Grey Hairs”. Materiał mnie wręcz zmiażdżył. Była to płyta nagrana w 2008 roku i naturalnie zachęciła mnie do sprawdzenia pozostałych dokonań Bostończyka. Tak więc przesłuchałem ,,Along Came The Chosen” z 2001 będący debiutem, ,,Rekless” z 2003, który był drugim albumem Reksa oraz pochodzący z 2009 ,,More Grey Hairs”, który zbierał odrzuty z ,,Grey Hairs”. Ponad pewnego poziomu wydawnictwa rapera nie schodziły (nawet te odrzuty), a co najważniejsze notował progres z krążku na krążek. Miałem tak więc nadzieje, że najnowsze dzieło Reksa będzie kontynuacją postępu.

Jeżeli chodzi o technikę składania rymów, artysta wypada dobrze. Jego wersy w tej kwestii nie zrobiły mi sieczki z mózgu, ponieważ znajdą się raperzy, którzy go przewyższają, ale nie rozczarowałem się w żadnym stopniu. Jak mowa o tematyce, to wyróżniłbym tutaj trzy wymiary. Pierwszy to bragga i rzeczy z tym związane, drugi to refleksje i rzeczy z tym związane, natomiast ostatnim są wątki uliczne i rzeczy z tym związane. Przy czym Trzeci Wymiar jak ta grupa z Wałbrzycha, jest niezbyt obszerny. Numer otwierający płytę, a więc ,,25th Hour” jest dobrą zapowiedzią dalszej części, bo Reks dostarczył porządne i mocne wersy. Jak mówimy o przechwałkach, to nie można nie zahaczyć o ,,Face Off” z gościnnym udziałem Terminology, gdzie gospodarz krążka określa siebie i swojego kolegę nowymi królami Wschodu. Nie jest to bezpodstawne patrząc na ich umiejętności, a najlepsze bragga, moim zdaniem, które jest tego potwierdzeniem, Bostończyk dostarczył na ,,This Or That”. Grzechem byłoby zapomnieć o konceptowym kawałku w tej konwencji, a więc ,,Kill Em”, którym artysta udowodnił, że nie brak mu kreatywności.

Zanim przejdę do wymiaru, w którym znajdują się refleksje, czas na małą odskocznie, a więc ,,Limelight”. Nuta traktuje w sposób ironiczny o byciu sławnym i zdobywaniu sławy. Teraz drugi wymiar tematyki czyli refleksje. Trzeba przyznać, że dużo linijek Reks poświęca na wspomnienia. Może wydać się męczące po kilku przesłuchaniach, ale ja osobiście nie traktuję tego jako wadę. Wspomnę w tym wypadku o trzech trackach. Pierwszy to ,,Ten Wonder Years”, gdzie ciekawostką może być fakt, że nawija o tym, iż pierwszy raz spróbował alkohol w wieku 11 lat i był czas, że nie miał domu. Drugi to ,,This Is Me”. Jest on bardziej refleksyjny i przepełniony smutnymi wersami (wyjętymi z życia) niż wyżej wspomniany kawałek. No i ostatni to ,,Mr. Nobody”, gdzie Reks zwierza się słuchaczom z niełatwego dzieciństwa. Mówi głównie o rodzinie. Porusza kwestie śmierci wujka, kwestie matki mającej problemy z narkotykami, ojca, który się nad nią znęcał i sam umarł młodo na AIDS. Dotarłem więc do ostatniego wymiaru tematycznego płyty, a więc wątków ulicznych. Nie jest ich dużo, jak już wspominałem, ale można je odnaleźć w ,,Why Cry” i ,,U Know”. Zawierają one także treści, które można podpiąć pod refleksyjne, ale postanowiłem wyodrębnić osobną kategorię dla nich.

you are now in tuned to the facts
the innovations in a state of lax
my lick clack tongie attack tracks
like Rihanna spreads gonorrhea
Chris Brown beats the blacks on her peeper
give freedom of speech to speak ether
that’ll send these MC’s meet Aaliyah
free my flow fever soul seeker
little more then T-Pain and Wayne in my speaker

Produkcyjnie ,,Rhythmatic Eternal King Supreme” prezentuje się bardzo ładnie. Reks zgromadził wielu uznanych producentów. Zarówno ze starego pokolenia jak DJ Premier i Pete Rock, oraz z tego nowszego jak Statik Selektah, Hi-Tek czy The Alchemist. Bitmejkerzy nie zawiedli i dostarczyli naprawdę porządną warstwę muzyczną, która powinna zadowolić nawet wybrednego słuchacza. Ważne, że muzyka jest różnorodna. Można usłyszeć mocny ,,Ten Wonder Years”, bardzo spokojny z pianinkiem idealny na chill przy marihuanie ,,This Is Me” czy także spokojny, ale raczej nie tak dobry na chill ,,Like A Star”, pobudzający, skoczny, ale raczej nie robiący furory na imprezie ,,U Know” czy po prostu soczyste i tłuste ,,Face Off”, ,,This Or That”, ,,25th Hour” itd. Jedyny problem stanowi podkład do ,,Limelight”. Jest to czarna owca płyty, jedyne muzyczne nieporozumienie. Nottz, który jest autorem tego czegoś, powinien się wstydzić, bo ten bit jest hańbą.

Ostatnia kwestia z rzeczy ściśle rapowych czyli flow. Powiem może bardzo odważne stwierdzenie, ale dla mnie sposób, w jaki Reks pływa po bitach, jest największą zaletą tego materiału. Powiem może jeszcze odważniejszą rzecz, ale po tym, co tutaj usłyszałem, reprezentant Bostonu wskakuje do ścisłej czołówki obecnych raperów pod względem flow. Top 3 gwarantowane. Zostawmy jednak kwestię mojego ewentualnego magicznego trio, tylko kilka słów, dlaczego flow rapera mnie niszczy. Jest fantastyczne, ma wszystko, co powinno cechować geniusza. Niesamowita plastyczność i elastyczność, niebywała kontrola oddechu (szczególnie widać to w niektórych momentach ,,25th Hour”), w której czasami przypomina mi nawet Big Puna, wręcz wrodzona łatwość zmiany tempa i rapowania wolno jak w ,,This Is Me”, z pewnością siebie w ,,Kill Em” czy z energią w ,,Face Off” (refren to kwintesencja). Mógłbym pisać więcej, ale to po prostu trzeba usłyszeć. Dodam jeszcze, że w nawijce przypomina mi Royca.

Jak komuś udało się przebrnąć do ostatniego akapitu, to mógłby sobie pomyśleć, że album jest dla mnie zdecydowanie najlepszą płytą, jaką miałem okazję jak na razie słuchać w 2011 roku. No i tutaj niespodzianka, bo nie całkiem. Mimo że praktycznie wszystko jest tutaj na wysokim poziomie, a przede wszystkim krążek jest równy i poza ,,Limelight” nie ma słabych momentów, to brakuje mi czegoś, abym mógł się nim w pełni jarać. Tu nie chodzi, że potrzebuje więcej przesłuchań, ponieważ sprawdzałem go już spokojnie pięciokrotnie i to dwukrotnie w wielkim skupieniu. ,,Rhythmatic Eternal King Supreme” to po prostu dobra płyta i niestety nic więcej.

8/10

czwartek, 10 marca 2011

Podsumowanie Ligi Mistrzów 7 i 8 marzec

Wtorek

Barcelona – Arsenal

Zgodnie z przewidywaniami gospodarze zaczęli od ataków na bramkę Szczęsnego, chcąc szybko wyjść na prowadzenie. W okolicach 20 minut polski bramkarz doznał kontuzji i zastąpił go Manuel Almunia. Barcelona nie miała wielu super dogodnych sytuacji, ale zdecydowanie przeważała pod względem posiadania piłki, a Arsenal był bezradny w konstruowaniu akcji. Mistrzowie Hiszpanii mieli trzy świetne okazje do końca połowy. Przy pierwszej słupek stanął na przeszkodzie, przy drugiej Almunii sam na sam nie zdołał pokonać Messi, natomiast przy ostatniej w doliczonym czasie Argentyńczyk nie zawiódł i pokonał golkipera Kanonierów. W 53 minucie było jednak 1:1, bo samobójczą bramkę strzelił Busquets. 3 minuty później Van Persie zobaczył drugą żółtą kartkę i musiał opuścić plac gry. Od tamtego momentu Barcelona cisnęła niemiłosiernie Anglików, czego konsekwencją były trafienia Xaviego w 69 minucie i ponownie Messiego w 71 z karnego. Podopieczni Arsene Wengera mogli zdobyć gola na wagę awansu w końcówce spotkania, ale świetną sytuację zmarnował Bendther. Nie jestem zadowolony z awansu Barcelony, ale należał im się, bo jak się oddaje zero strzałów na bramkę (co uczynił Arsenal), to jak można osiągnąć dobry rezultat?

Szachtar – Roma

Może i Montella sprawi, że Roma nie zaliczy sezonu 2010/2011 w Serie A do straconych, natomiast nie udało mi się sprawić, aby awansowali dalej w Lidze Mistrzów. Mało tego, nie pożegnali się nawet z honorem, ponieważ ekipa włoska zaprezentowała się beznadziejnie w każdym aspekcie gry. W 18 minucie po fatalnym błędzie defensywy i nienajlepszej postawie Doniego, Hubschman trafił na 1:0. 41 minuta przyniosła drugą żółtą kartkę dla Mexesa i goście musieli radzić sobie w 10, a zostały im 3 bramki do strzelenia w kwestii awansu. Nie udało im się zdobyć ani jednej, za to Szachtar dołożył w 58 i 87 minucie po dwa trafienia. Strzelali kolejno Willian (piękny gol) oraz Eduardo. Drużyna z Doniecka zasłużenie awansowała do 1/4 Ligi Mistrzów, co jest największym osiągnięciem w historii klubu.

Środa

Schalke – Valencia

Ekipa przyjezdnych, wiedząc, że musi zaatakować, aby wywieźć korzystny wynik, nie patyczkowała się i atakowała bramkę Schalke. Doprowadziło to do zasłużonej bramki w 17 minucie autorstwa Ricardo Costy. Po tym trafieniu przewaga Nietoperzy opadła i piłkarze Magatha próbowali dość do głosu, ale próby ataków nie były skuteczne. 40 minuta jednakże przyniosła bramkę dla Niemców po fantastycznym uderzeniu z rzutu wolnego Farfana. Zawodnicy obu zespołów schodzili na przerwę przy wyniku 1:1, który oznaczał dogrywkę. Schalke od początku drugiej połowy grało lepiej niż Valencia i w 52 minucie w lekkim zamieszaniu w polu karnym najsprytniejszy okazał się Gavranovic, którego strzał po odbiciu od dwóch słupków wszedł do bramki. Było wiadomym, że już dogrywki na pewno nie będzie. Tempo meczu było szybkie i nie można było się nudzić. Hiszpanie musieli zaatakować z całych sił, co dawało okazje gospodarzom do kontr. W 93 minucie piłkarze Schalke wychodzili w 3 na 1 obrońcę, ale Gavranovic zamiast podawać zdecydował się na strzał z dystansu, który trafił w poprzeczkę. Co się odwlecze, to nie uciecze, bo minutę później dzieła zniszczenia dokonał Farfan, wychodząc sam na sam z bramkarzem rywali. Niemcy zasłużenie awansowali do ćwierćfinału.

Tottenham – Milan

Trener gości postawił na ofensywę i do pierwszego składu desygnował Pato, Robinho, Ibrahimovica, a także ofensywnie usposobionych Seedorfa oraz Boatenga. Trzeba przyznać, że w pierwszej połowie Włosi mieli więcej dobrych sytuacji niż Tottenham, który tak naprawdę nie stworzył sobie żadnej czystej okazji. W ekipie Milanu bardzo dobre sytuacji zmarnowali m.in. Robinho i Pato. Należy także podkreślić solidną postawę Gomesa w bramce Kogutów. W drugiej połowie obrazy gry nie zmienił się znacznie. Nadal goście atakowali, a Tottenham bardziej skupiał się na obronie i nielicznych atakach. W 66 minucie na boisku pojawił się Bale, ale nie wyróżnił się żadną akcją. Ze strony Włochów próbowali między innymi po dwa razy Robinho i Pato, ale tamtego wieczora Gomes nie wpuścił ani jednej bramki. Padł bezbramkowy remis, który dla Tottenhamu oznaczał ćwierćfinał Ligi Mistrzów, a więc historyczne osiągnięcie tak jak w przypadku Szachtara. Kto wie, może te ekipy trafią na siebie i któraś z nich dojdzie do półfinału.

wtorek, 8 marca 2011

Zapowiedź Ligi Mistrzów 8 i 9 marzec

Wtorek

Barcelona – Arsenal

Jest to najbardziej interesujące spotkanie w tym tygodniu jeżeli chodzi o Ligę Mistrzów. Oczy całego piłkarskiego świata będą zwrócone na Camp Nou, gdzie Katalończycy będą musieli odrobić jednobramkową stratę z Londynu, w którym ulegli Arsenalowi 1:2. Zdecydowanym faworytem są oczywiście gospodarze, którzy posiadają lepszych piłkarzy i ostatnio lepiej prezentują się niż Kanonierzy. Co do osłabień kadrowych, to w ekipie hiszpańskiej nie zagra podstawowa para stoperów Pique – Puyol. Jest to duża strata i Guardiola będzie zmuszony na środek defensywy ustawić Abidala i Milito lub Busquetsa. Arsene Wegner także nie będzie mógł skorzystać z usług wszystkich swoich zawodników. Na pewno na murawie nie zobaczymy Walcotta oraz Songa, pomijając wiecznie kontuzjowanego Vermaela. Występ Van Persiego także stoi pod znakiem zapytania, ale Holender poleciał do Barcelony i nie jest wykluczone, że pojawi się nawet w pierwszej jedenastce. Będąc realistą, sądzę, że Anglicy mają za słabą defensywę, aby przeciwstawić się Barcelonie, ale liczę, że stanie się inaczej i… ,,Niech nas pożegnają zraszaczami”. Tyle w temacie.

Szachtar – Roma

Naprawdę ciężko mi sobie wyobrazić, aby AS Roma dała radę awansować do ćwierćfinału. Nowy opiekun Rzymian – Vincenzo Montella – staje przez prawie niewykonalnym zadaniem. W pierwszym spotkaniu Włosi ulegli na własnym obiekcie 2:3, więc teraz na zimnej Ukrainie będą musieli wygrać dwoma bramkami lub jedną bramką wynikiem większym niż 3:2. Oczywiście Roma posiada w swoim składzie bardzo dobrych zawodników, którzy potrafią grać w piłkę, ale także Szachtar nie jest zespołem amatorów. Co do osłabień to trener Rzymian nie będzie mógł skorzystać z usług Adriano, Meneza i Cassettiego, natomiast opiekun Ukraińców z Kuchera i Fernandinho, ale nie są to poważne straty. Osobiście nie chcę mi się wierzyć, że gospodarze dadzą sobie wyrwać z rąk awans do 1/4 Ligi Mistrzów. To dla nich wielka szansa, ponieważ może to być historyczny awans.

Środa

Schalke – Valencia

W Gelserkinchen rozstrzygnie się rywalizacja pomiędzy Schalka, a Valencia. Tak naprawdę ciężko jest tutaj wskazać faworyta, bo żaden wynik nie powinien zdziwić, gdyż są to mniej więcej wyrównane ekipy, może z leciutkim wskazaniem na Hiszpanów, ale atut własnego boiska dla Niemców to wskazanie niweluje do zera. Na Mestalla padł remis 1:1, a więc rezultat, który w lepszej sytuacji stawia gospodarzy. Dla piłkarzy Magatha sezon w Bundeslidze w zasadzie się skończył, więc czeka ich walka Pucharze Niemiec (już są w finale) oraz właśnie Lidze Mistrzów. Valencia w lidze krajowej nie ma szans na więcej niż miejsce numer 3 i raczej na mniej niż miejsce numer 4. Opiekun Schalke nie będzie mógł skorzystać z usług Huntelaara, ale to nie jest osłabienie, biorąc pod uwagę fatalną dyspozycje Holendra w ostatnich meczach. W ekipie gości nie wystąpi Topal, więc jest to osłabienie środka pola. Z racji mojej piłkarskiej ,,orientacji” idę za Niemcami, ale wszystko się może zdarzyć w ten wieczór na Veltins Arena.

Tottenham – Milan

Ekipa Milanu także stoi przed bardzo trudnym zadaniem. Podobnie jak inny włoska drużyna, a więc Roma, Milaniści muszą wygrać na wyjeździe. Nie musi być to koniecznie zwycięstwo dwoma bramkami, ponieważ na San Siro ulegli 0:1, ale trzeba pokonać Koguty wynikiem od 1:2 w górę, aby cieszyć się z awansu. Jednak klasa piłkarska Tottenhamu jest wyższa niż Szachtaru, więc niekoniecznie prawdziwym będzie twierdzenie, że lider Serie A ma łatwiejsze zadanie. Przechodząc jednak do konkretów, to Massimillano Allegrii będzie musiał poradzić sobie bez Van Bommela, Cassano, Emanuelsona, Pirlo, Gattusso, Ambrosiniego, Inzaghiego i prawdopodobnie Boatenga. Osłabienia spore, ale nawet bez tych piłkarzy kadra Milanu prezentuje się groźnie. Do składu Tottenhamu powraca Bale, co jest bardzo dobrą wiadomością dla kibiców, trenera jak i piłkarzy. Rywalizacja zapowiada się ciekawie i mimo wszystko nie można skreślać Milanu, bo na pewno jest w stanie wywalczyć awans.

poniedziałek, 7 marca 2011

25 kolejka Bundesligi

Piątek

Lider z Dortmundu podejmował na Signal Iduna Park FC Koln. Faworyt mógł być tylko jeden czyli gospodarze i faworyt nie zawiódł, ponieważ zwyciężył 1:0. Wynik co prawda niewielki, ale to Borussia dominowała przez całe spotkanie, stwarzając sobie sytuacje bramkowe, a ekipa gości w zasadzie nie miała nic do powiedzenia. Gdyby nie fantastyczna postawa w bramce Koziołków Rensinga, piłkarze Jurgena Kloppa zapewne wygrywaliby wyżej. Jedyną bramkę dla lidera Bundesligi zdobył Robert Lewandowski. To jego szóste trafienie w obecnym sezonie i mając na uwadze, że będzie prawdopodobnie wystawiany jeszcze przez długi czas w pierwszej jedenastce, bilans strzelecki się pewnie zwiększy.

Sobota

Bayern przeżywa ostatnio ciężkie chwile. Wydawałoby się, że po wygranej z Interem w Mediolanie będzie cały czas dobrze szło. W ostatnich dwóch spotkaniach Bawarczycy ulegli przed własną publicznością kolejno Borussii Dortmund w lidze i Schalke w półfinale Pucharu Niemiec, z którego odpadli. Wyjazd do Hannoveru na pewno nie zaliczał się do serii łatwych, ale większość sądziła, że mistrz kraju przerwie czarną serię. Niestety, ale tak się nie stało, ponieważ goście przegrali trzeci raz z rzędu. Byli słabsi w przekroju całego spotkania i nie można zarzucić, że wygrana Hannoveru 3:1 była dziełem przypadku. Seria trzech porażek z rzędu, biorąc pod uwagę wszystkie fronty nie zdarzyła się Monachijczykom od 11 lat. Sytuacja zaczyna się komplikować, bo do końca sezonu coraz mniej kolejek, a perspektywa zajęcia chociażby trzeciego miejsca się powoli oddala.

W składzie Schalke tym razem zabrakło Huntelaara, ale nie pomogło to graczom Magatha w zdobyciu nawet punktu w Stuttgarcie. Gospodarze pokonali Schalke 1:0 po golu z rzutu karnego w 15 minucie. Od tego momentu przyjezdni grali w osłabieniu, bo właśnie za sprokurowanie jedenastki (poprzez obronę piłki ręką) czerwoną kartkę obejrzał Howedes. To już drugie zwycięstwo z rzędu VFB i bardzo cenne, bo walczą o utrzymanie. Dla Schalke obecny sezon na ligowym podwórku chyba już definitywnie stracony i powinni się skupić na walce w Lidze Mistrzów, która już w środę.

Także niezwykle wartościowe zwycięstwo odnosi inny zespół, którego byt w pierwszej Bundeslidze stoi pod dużym znakiem zapytania, a więc Borussia M’gladbach. Gracze Lucien’a Favre pokonali 2:0 przed własną publicznością Hoffenheim, które w ostatnich pięciu kolejkach, wliczając również obecną, zdobyło tylko 4 punkty. Borussia mimo zdobyciu 3 punktów nadal pozostaje na ostatniej pozycji w tabeli, ale traci tylko 4 oczka do miejsca dającego utrzymanie.

Norymberga to bez wątpienia największa rewelacja rundy wiosennej. Ekipa, która zajmowała miejsce w środku tabeli, będąc raczej bezpieczną pozostania, włącza się do walki o europejskie puchary. Tym razem ofiarą gospodarzy był beniaminek z Hamburga, a więc ST. Pauli. Norymberga zdeklasowała swoich rywali aż 5:0, a 4 gole zdobył Eigler. Mając na uwadze powyższe, gospodarze tracą jedynie 3 punkty do piątego miejsca. Zobaczymy, ile jeszcze potrwa ta doskonała passa Norymbergi. W ostatnich 5 meczach wygrywali czterokrotne i tylko raz remisowali. Imponujące.

Eintracht to natomiast przeciwieństwo Norymbergi czyli największe rozczarowanie rundy rewanżowej. Piłkarze Skibbe jeszcze nie wygrali spotkania i chyba teraz nadeszła najlepsza ku temu okazja, ponieważ w Frankfurcie podejmowali będące w słabej formie Kaiserslautern. Gospodarze przerwali czarną serię trzech porażek z rzędu, ale nie uczcili jej zwycięstwem, ponieważ rywalizacja zakończyła się bezbramkowym remisem. Bliżsi zwycięstwa byli przyjezdni, ale w drugiej połowie Lakic fatalnie skiksował, mając przed sobą pustą bramkę i stojącego w niej obrońcę Eintrachtu.

Wolfsburg po ostatniej wygranej nad Borussią M’gladbach jechał w nienajgorszych nastrojach na Bay Arena, gdzie mimo że nie był faworytem, bo tym był oczywiście Leverkusen, mógł mieć nadzieje na zdobycie punktu. Jednakże Wilki zostały bardzo szybko sprowadzone na ziemię, gdyż po pierwszych 45 minutach Aptekarze prowadzili 3:0. Wynik meczu ostatecznie nie uległ zmianie i Bayer Leverkusen pozostał na pozycji wicelidera, a Wolfsburg ma tylko punkt przewagi nad drugim i trzecim od końca zespołem. KieSling zdobył bramkę na 3:0, tym samym rehabilitując się za samobójcze trafienie sprzed tygodnia w Bremie.

Niedziela

Jak już mowa o Bremie, to Werder wreszcie po sześciu kolejkach bez wygranej zdobywa pełną pulę punktów. Piłkarze Schaafa pokonali na wyjeździe 3:1 Freiburg. Gospodarze, którzy jeszcze parę tygodni temu byli w pucharowej części tabeli lub tuż przy niej, obecnie spadają na 8 miejsce, tracąc 5 oczek do miejsca premiowanego startem w Lidze Europy. Ciężko będzie im się znaleźć tam na koniec rozgrywek, ponieważ mają przed sobą trudny terminarz i m.in. potyczki z Mainz, Bayernem i Borussią Dortmund.

Bardzo ciekawie zapowiadał się mecz w Hamburgu pomiędzy HSV, a Mainz. Gospodarze byli faworytem tej potyczki i potrzebowali zwycięstwa, aby zbliżyć się do pierwszej piątki ligowej. Biorąc pod uwagę sobotnią porażkę Bayernu, apetyty Hamburczyków na wygraną były na pewno jeszcze większe. Jednakże potknięcie Bawarczyków to też była szansa dla FSV, aby ich przeskoczyć w tabeli. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem goście 4:2, mimo dwukrotnego prowadzanie gospodarzy. Trzeba powiedzieć otwarcie, że Hamburg rozczarował, a kibice mają powoli dosyć Armin Veh’a, czego dowodem był mini transparent z napisem ,,Van Gaal Zum Hamburg”, co po sezonie może stać się rzeczywistość, bo Holender po zakończenie rozgrywek żegna się z Bayernem.

Tabela. Oczywiście w przypadku równej liczby punktów decyduje różnica bramek

1)Borussia D. – 61 punktów
2)Bayer – 49 punktów
3)Hannover – 47 punktów
4)Mainz – 43 punkty
5)Bayern – 42 punkty
__________

14)Werder – 28 punktów
15)Wolfsburg – 26 punktów
16)Stuttgart – 25 punktów
17)Kaiserslautern – 25 punktów
18)Borussia M. – 22 punkty

Liga Mistrzów, Eliminacje Ligi Mistrzów, Liga Europy, Baraże, Spadek.

Strzelcy:

Gomez – 18 goli, Bayern
Cisse – 17 goli, Fryburg
Gekas – 14 goli, Eintracht
Schurrle – 12 goli, Mainz
Raul – 11 goli, Schalke
Ya Konan – 11 goli, Hannover
Lakic – 11 goli, Kaiserslautern

sobota, 5 marca 2011

Saigon - The Greatest Story Never Told

1)Station Identification (Intro) feat. Fatman Scoop
2)The Invitation feat. Q-Tip
3)Come On Baby feat. Swizz Beatz, Jay-Z
4)War
5)Bring Me Down Pt 2
6)Enemies
7)Friends
8)The Greatest Story Never Told
9)Clap feat. Faith Evans
10)Preacher
11)It’s Alright feat. Marsha Ambrosius
12)Believe It
13)Give It To Me feat. Raheem Devaugn
14)What The Lovers Do feat. Devin The Dude
15)Better Way feat. Layzie Bone
16)Oh Yeah
17)The Winner Is feat. Bun B
18)Too Long feat. Black Thought


Mamy 2011, a bohater notki w bieżącym roku wkracza w 33 rok swojego życia i dopiero teraz wydaje oficjalny krążek. To relatywnie późno, ponieważ od wielu lat Saigon był uważany za wielką nadzieję Nowego Jorku i sporo osób oczekiwało na moment, w którym w końcu nagra debiut. Artysta wcześniej wydał kilka mikstejpów oraz tzw. street albumów, ale żadnego nie słuchałem i nawet nie byłem zainteresowany. Tak samo nie byłem zainteresowany sprawdzeniem ,,The Greatest Story Never Told”, mimo że polecał mi Gawi. Jednakże ostatecznie zdecydowałem się to zrobić po tym, jak jeden kolega podczas wspólnego picia browarów, pokazał mi 2 kawałki z płyty, które mi się bardzo spodobały.

Przechodząc do warstwy tekstowej, powiem od razu, że jest dobra, a jej największą zaletą jest różnorodność. ,,Come On Baby” to numer w stylistyce bragga, gdzie lepiej wypadł Jay-Z, ale gospodarz płyty także pokazał się z ponad przeciętnej strony. ,,Bring Me Down Part 2” to kawałek, w którym raper manifestuje swoją determinacje w dążeniu do celu, wspomina również o momentach w życiu, w których wszyscy źle Ci życzą i musisz samemu sobie radzić. Jeżeli chodzi o ,,Enemies”, to na początku sądziłem, że jest bardzo pouczającą nutą, której morałem jest to, że w życiu nie można ufać nikomu, bo nawet najbliżsi Tobie ludzie mogą okazać się wrogami. Był to błąd, bo tematyką tracku jest przedstawienie złych strony ulicy. Ciekawy koncept, bo jak się nie wsłucha, to można mylnie zrozumieć przesłanie. W ,,The Greates Story Never Told” Nowojorczyk chce powiedzieć mniej więcej takie coś ,,wreszcie jestem i mam zamiar zrobić to i to, a poza tym otaczająca nas sytuacja nie jest kolorowa, na świecie nie dzieje się za ciekawie”.

Można odnaleźć pozytywny, motywujący i optymistyczny klimat, którym wypełniony w pełni jest ,,Clap”, a także warto nadmienić ,,Believe It”, który mówi, że w życiu nie jest łatwo, ale wiara w siebie może zdziałać cuda. ,,Preacher” na dłuższą metę ja interpretuję jako atak w ludzi, którzy mówią co innego, a robią co innego, a więc hipokrytów, których w Twoim, mój/moja drogi/droga czytelniku/czytelniczko, jak i moim otoczeniu, na pewno nie brakuje. Artysta osobiście poświęcił kilka ,,ciepłych” słów politykom i księżom. Refleksji nad różnymi tematami na albumie nie brakuje. Wystarczy wspomnieć chociażby ,,It’s Alright” (ogólna refleksja) czy ,,Better Way” (osobista refleksja), a to tylko przykłady, ponieważ raper dostarczył sporo własnych przemyśleń na albumie. ,,Give It To Me” to numer na temat dziewczyn, ale bardziej w konwencji hedonistycznej niż uczuciowej. Jak widać, jest tego sporo.

either I hit the street to do some pitching
knowing these dudes is snitching
or die trying to make it as a musician
my living condition is not in the greatest position
and nah, I ain’t bitching, I just gotta make a decision
should I breeze past hop out in a ski mask
rob everything moving and cruise in a G-class

Za warstwę muzyczną w większości odpowiedzialny jest Just Blaze, jednakże swoją cegiełkę dołożyli m.in. Kanye West oraz Buckwild. Co można usłyszeć? Mianowicie ,,Come On Baby”, gdzie bit jest żywy, można powiedzieć, że w trochę południowym stylu, naładowany energią i nie pozwalający zasnąć. Numerem, który daje jeszcze więcej mocy jest ,,Bring Me Down Pt 2”. Szczególnie podczas refrenu czuć siłę wydźwięku podkładu, która niemal przeszywa uszy. Jednak skoro pisałem, że na materiale jest kilka refleksyjnych kawałków, spokojniejsze i wolniejsze bity także musiały się znaleźć. Wyróżniłbym ,,Enemies” z partią pianina i ładnym, świetnie pasującym tutaj basem, dodając do tego ,,Better Way”, który chyba jest najbardziej uderzającym podkładem, wręcz idealnym pod rozkminkowe wersy. Warto zwrócić uwagę także na tytułowy track, który nie zawiera ani bujającego, ani mogącego wyciskać łzy z oczu swoim wydźwiękiem bitu, ale ma coś w sobie. Jest to podkład w średnim tempie, którego po prostu słucha mi się dobrze i czuć w nim solidność. Ciepło i pozytywna energia emanują z ,,Clap”. Produkcja jest tak jak warstwa liryczna - zróżnicowana i dopracowana.

Pod względem flow Saigon spisuje się zdecydowanie powyżej przeciętnej. Odnajduje się zarówno na tych mocniejszych bitach, jak i spokojniejszych. Świetnie pasuje mi szczególnie do refleksyjnych kawałków, gdzie musi podzielić się ze słuchaczami emocjami, a to mu wychodzi. Jego nawijkę cechuje także płynność, ale jestem przekonany, że to taki nieoszlifowany diament i ta płynność może być jeszcze lepsza. Raper jest w stanie zmienić tempo rapowania i przyśpieszyć na jakiś czas, co udowadnia w ,,Come On Baby”. Jeżeli chodzi o sam głos, to nie wiem czemu, ale pasuje mi do brudnego nowojorskiego klimatu lat 90-tych. Jakby ktoś z takim głosem wydał uliczną płytę w latach 90-tych, na bank by mi się podobała. Co oczywiście nie znaczy, że mam do niego jakieś zarzutu, jeżeli chodzi o stylistykę ,,The Greatest Story Never Told”. Dodam jeszcze, że podobają mi się śpiewane/podśpiewywane refreny wykonane m.in. przez Faith Evans, Layzie Bone’a i Devin’a, natomiast Q-Tip jest (co mnie zdziwiło) totalnie asłuchalny.

Absolutnie nie żałuję, że zdecydowałem się sięgnąć po ten materiał. Wiedziałem, że raczej się nie rozczaruje, bo nie śledziłem badawczo kariery (chociaż może to złe słowo, bo prawdziwą karierę, to on może dopiero zrobić) Saigona w całym tym rapie i nie miałem wielkich oczekiwań, co do debiutu. Mogłem tylko się zaskoczyć pozytywnie i tak właśnie było. Cieszę się, że album jest daleki od ulicznych klimatów. Dostałem krążek w takiej stylistyce jaką lubię. Jest to bez wątpienia dobry album z porządną liryką, muzyką oraz flow. Wad nie dostrzegam. Jako że z każdym następnym przesłuchaniem (teraz jest piąte) krążek wchodzi mi coraz lepiej, niewykluczone jest, że podwyższę ocenę w swoim czasie. Może się to zdarzyć nawet jutro.

8,5/10

piątek, 4 marca 2011

Tusz Na Rękach I Voskovy - Get Fejm Or Die Tryin' (2010)

1)Krejzi
2)Jestem Słaby
3)Cudowne Lata 90’te
4)Blask
5)Przystanek Ziemia
6)Wstyd
7)Notorycznie feat. Shaw
8)Nasze Sny feat. Manolis Manoli
9)Przez Ciernie Do Gwiazd feat. Touch Of Cas
10)Chcę Być Wolny
11)Tusz Na Wosku
12)Podróż Do Wnętrza Siebie feat. Manolis Manoli
13)Get Fejm Or Die Tryin’


Tusz Na Rękach I Voskovy. Na pierwszy rzut oka jest to duet oparty na klasycznej zasadzie – raper plus producent jak Gangstarr. Sytuacja w rzeczywistości jest inna. Faktycznie, Tusz Na Rękach to jedna osoba, a konkretnie raper pochodzący z Kielc, natomiast Voskovy to zespół dwóch producentów z Bolesławca. Ekipa (w sensie cała trójka) z nazwy była mi znana od momentu, kiedy zobaczyłem o niej temat na forum Ślizgu, a więc od lipca. Muszę powiedzieć, że większość opinii na forum była pozytywna, ale nie byłem, szczerze mówiąc, w najmniejszym stopniu zainteresowany, aby sprawdzić jakiś numer, a tym bardziej płytę, która później wyszła. Do zapoznania się z materiałem całkiem niedawno zachęcił mnie jeden z czytelników bloga (Gawi) i jestem mu wdzięczny za to, bo krążek bardzo mi się spodobał.

Z początku Tusz Na Rękach nie wydał mi się zbyt interesujący artystą, jeżeli chodzi o teksty. Potrzebowałem trzech przesłuchań, aby zacząć dostrzegać w jego rymach wartość. Jak już jestem przy rymach, to napiszę co nieco na temat ich walorów technicznych. Sądzę, że każdy, kto ceni sobie coś więcej niż pojedyncze i proste rymy, powinien być usatysfakcjonowany. Kuba Witek (tak brzmi prawdziwe imię i nazwiska rapera, o czym zresztą wspomina na albumie) stosuje rymy wewnętrzne, stara się, aby wyrazy, które się rymują, nie były dokładne (o tych dwóch rzeczach można przekonać się już przy pierwszej zwrotce na płycie) i pojawiają się rymy podwójne. Co prawda nie strzela podwójnymi jak z karabinu, ale da się usłyszeć ich kilka i co najważniejsze nie odczułem wrażenia, że są złożone na siłę, a to chyba jest najważniejsze. Tematyka na ,,Get Fejm Or Die Tryin’” jest daleka od ulicy. Przede wszystkim Tusz Na Rękach dostarcza porcje osobistego i przemyślanego rapu. Trzeźwość myślenia rapera idealnie widać w takich trackach jak ,,Jestem Słaby”, który jest przepełniony ironią, czy ,,Przystanek Ziemia” przedstawiający m.in. życiowe cele artysty i wartościowe porady, które może ktoś weźmie sobie na serca. Dla tych, co cenią sobie opowieści o przeszłości (w tym mnie) także coś się znajdzie, a konkretnie np. ,,Cudowne Lata 90’te” czy też szczery, ale niezbyt napawający dumą ,,Wstyd”. Kawałkami, w których czuć miłość do muzyki i głęboką zajawkę tym, co się robi, są np. ,,Blask” i ,,Get Fejm Or Die Tryin’”. To prawie połowa numerów na krążku, które niosą coś ze sobą. O reszcie wspominać nie będę. Dodam tylko, że są równie konkretne jak te sześć wymienionych i w ramach ciekawostki powiem, iż w ,,Chcę Być Wolny” Tusz Na Rękach nawiązuje do beefu Peja kontra Tede.

przecież niedawno wstałem, patrzę dochodzi szesnasta
znów kolejny dzień spędziłem, siedząc przy szesnastkach
nie goliłem się już tydzień pieprzę, że zarastam
ale pasja w nas wzrasta jak noc w światła miasta
znów świt nas zastał, odgrzewana pasta
biorę kilka gryzów resztę połknie ubikacja
ziom, mówi się trudno per aspera ad astra
dziś musi mi wystarczyć śniadanio-kolacja
ale wracam do kartki, bo to już ostatnia szansa
szara rzeczywistość konsekwentnie nas wykańcza
ale może tym razem ziom dostrzeże nas branża
może naszą płytę zachce wydać Asfalt

Warstwa muzyczna na materiale jest wprost fantastyczna. Całkowicie nieznani na polskiej scenie producenci stworzyli brzmienie, które mnie powaliło. Jednakże muszę zaznaczyć, że bity doceniłem dopiero po chyba trzecim przesłuchaniu, bo na początku wydawały się mi być bez polotu i zlewające się ze sobą. Przede wszystkim muzyka na albumie jest równa, wyważona, świeża, spokojna i ciepła. To ostatnie słowo chyba najlepiej oddaje klimat, w jakim utrzymany jest krążek. Może właśnie to zbytnie ciepło emanujące z podkładów okaże się być dla niektórych nie do przyjęcia. W każdym razie ja na pewno się do tej grupy osób nie zaliczam. Ciężko byłoby mi wybrać ulubiony bit. Prawie każdy ma w sobie coś, co mnie fascynuje i przyciąga. Jest tylko jeden mały wyjątek, a konkretnie ,,Krejzi”. Nie jestem w stanie przekonać się do tego pokładu i mnie lekko denerwuje. Dodam jeszcze, że powala mnie ułożenie basów. W każdej nucie brzmią porażająco. Pod względem flow Tusz Na Rękach spisuje się dobrze. Nie jest to na pewno czołówka polska, bo do Mesa czy VNM’a chłopakowi trochę brakuje, ale mi się go dobrze słucha. Ładnie umie odnaleźć się na ciepłych bitach i podzielić się ze słuchaczami swoimi emocjami. Inaczej płynie chociażby w ,,Wstyd” oraz ,,Blask” numerami posiadającymi zgoła odmienną tematykę. Bardzo podoba mi się głos rapera, który jest dla mnie oryginalny i niezwykle charakterystyczny. Co do dykcji to niezwykle jaram się, jak artysta wymawia słowo ,,ziom”, które na płycie pojawia się dość regularnie.

Podsumowując, jestem zachwycony albumem. Słuchałem go już wiele razy i jak słucham teraz czuję taką samą przyjemność jak wcześniej. Co prawda dopiero tak po trzecim podejściu w pełni doceniłem krążek i zacząłem się jarać na dobre. Krążą opinie, że ,,Get Fejm Or Die Tryin’” to ,,Kilka Numerów O Czymś” 2010, że Tusz Na Rękach I Voskovy, to Małpa 2010 i ja się z tym muszę zgodzić. Oczywiście nie chodzi mi o jakieś kopiowanie czy powielenie materiału Małpy. Mam na myśli analogię polegającą na dwóch elementach. Pierwszy z nich to fakt, że są to debiuty, a drugi, że owe debiuty są świetne. Ciężko mi będzie wystawić ocenę. W odniesieniu do projektów, które wyszły rok temu, byłoby 10/10. W obecnej sytuacji muszę ocenić płytę w perspektywie całego polskiego rapu, co nie jest łatwe. Nie dam maksimum na pewno, bo nie wiadomo, czy album przejdzie u mnie dłuższą próbę czasu.

9/10

środa, 2 marca 2011

24 kolejka Bundesligi

Piątek

Borussia M’gladbach skazywana na spadek do drugiej ligi po ostatniej niespodziewanej wygranej nad ekipą Schalke jechała do Wolfsburga, który ostatnio notuje porażkę za porażką, w bojowych nastrojach. Dla piłkarzy gości była to szansa na kolejny ligowe punkty, ale tym razem Wilki zagrały bardzo dobre spotkanie i zasłużenie zwyciężyły 2:1. Należy zaznaczyć, że Littbarski zdecydował się na eksperymentalne ustawienie, desygnując w roli wysuniętego napastnika Mkobiego, a w roli cofniętego Diego. Ten drugi rozegrał fantastyczne zawody, strzelając 2 bramki. Jest to niezwykle cenne zwycięstwo WFL, bo ich potencjał kadrowy to zdecydowanie coś więcej niż dolna część tabeli.

Sobota

HSV wybrał się do Kaiserslautern w roli faworyta. Przyjezdni walczą o miejsce w pierwszej piątce na koniec rozgrywek, natomiast Czerwone Diabły jak na razie o ucieczkę ze strefy barażowej. Hamburg jednakże nie dał rady wywieźć kompletu punktów i musiał zadowolić się remisem 1:1. Ten rezultat oczywiście bardziej satysfakcjonuje beniaminka, aczkolwiek nie sprawia, że opuszcza strefę barażową.

Hoffenhaim i Mainz w ostatnich dwóch kolejkach łącznie zdobyły tylko jeden punkt, który jest zasługą Wieśniaków. Rywalizacja między tymi drużynami mogła w końcu dać którejś z nich pełną pulę. Sądziłem, że gospodarze postawią większy opór gościom i będą w stanie wygrać. Okazało się inaczej, gdyż to FSV zdobyło 3 punkty, pokonując swoich rywali 2:1. Jednak było to zasłużone zwycięstwo gości, które pozwala im nie stracić kontaktu z drużynami walczącymi o trzecie miejsce.

Norymberga to najlepiej spisujący się zespół w lidze w ostatnich 4 kolejkach i utrzymali tą tendencję, ponieważ nie przegrali w Gelserkinchen. Padł remis 1:1, ale to Schalke stworzyło sobie więcej dogodnych sytuacji. Szczególnie w ostatnich minutach meczu, ale bardzo dobrze w bramce gości spisywał się Schafer, który zalicza się do czołówki bramkarzy Bundesligi w tym sezonie. Należy także wspomnieć o poprzeczce dla Norymbergi. Dla graczy Felixa Magatha, którzy co ciekawe mogą poszczycić się najlepszą defensywą w lidze (29 goli straconych), nie licząc Borussi Dortmund, chyba szanse na pierwszą piątkę powoli stają się być mało realnymi marzeniami. W innej sytuacji jest Norymberga, która do piątego miejsca traci zaledwie 4 punkty.

Kolonia ciągle w gazie. Tym razem Koziołki pokonały na własnym obiekcie Freiburg 1:0, a bramkę zdobył Podolski. To już 10 trafienie Niemca w tym sezonie, a dla porównania w poprzednich rozgrywkach, zdobył łącznie jedynie 2 gole. FC Koln stworzyło sobie bardzo dużo sytuacji strzeleckich i aż dziw bierze, że wykorzystali tylko jedną. W każdym razie gol Podolskiego był przecudnej urody. Fantastyczny lob z lewej nogi.

Beniaminek ST. Pauli po trzech zwycięstwach z rzędu teraz ponosi drugą porażkę z rzędu. Do Hamburga przyjechał Hannover, który cały czas ma realne szanse nawet na wicemistrzostwo kraju i nie zawiódł. Co prawda gracze Mirko Slomki wygrali skromnie 1:0, to jednak trzy punkty to trzy punkty.

W ostatnim sobotnim spotkaniu Bayern podejmował Borussie Dortmund. Był to niekwestionowany hit tej kolejki w lidze niemieckiej. Gospodarze mogli być lekko zmęczeni po ostatnim spotkaniu w Lidze mistrzów, w którym pokonali Inter na wyjeździe 1:0, ale i tak stawiani byli w roli faworyta. Był to bardzo ciekawy i żywy mecz, bo już po 18 minutach padły 3 gole. Dwa autorstwa zawodników Kloppa i jeden graczy Van Gaala. Ostatecznie mecz zakończył się zasłużonym zwycięstwem lidera Bundesligi 3:1. Borussia grała bardzo mądrze, kontrolowała spotkania, świetnie radziła sobie z zatrzymywaniem ataków Bayernu. Bastian Schweinsteiger zagrał zdecydowanie najsłabszy mecz w tym sezonie, po prostu nie poznawałem tego zawodnika. Kwestia mistrzostwa Niemiec już jest rozstrzygnięta, bo nie ma żadnych szans, aby Bawarczycy odrobili 16 punktową stratę w 10 kolejek.

Niedziela

Eintracht gra fatalnie i pomału zbliża się do strefy spadkowej. W 24 kolejce przyszło spotkać im się z Stuttgartem, który także nie prezentuje się ciekawie. Wielu sądziło, że dla Frankfurtczyków ten mecz będzie przełomowym i po raz pierwszy w rundzie rewanżowej zwyciężą. Gospodarze przeważali praktycznie przez cały mecz, a od 16 minuty grali w przewadze jednego zawodnika. VFB czasem groźne kontratakowało, ale raczej było wiadomym, że nie będą prowadzić gry, grając w 10. Świetnie w bramce gości spisywał się Urleich. Piłka bywa niesprawiedliwa i przekonali się o tym tamtego popołudnia zawodnicy Eintrachtu, którzy stracili w drugiej połowie 2 bramki. Stuttgart wygrywa, ale nadal przed nim pozostaje dużo do zrobienia, jeżeli chodzi o utrzymanie się.

Werder nadal pozostaje bez zwycięstwa, biorąc pod uwagę ostatnie 6 kolejek, ale tym razem kibice mogą być dumni ze swoich zawodników, ponieważ mimo że przegrywali w Bremie już 0:2 z Leverkusen, zdołali doprowadzić do remisu. Przycisnęli w końcówce spotkania czego konsekwencją były 2 bramki. KieSling, który rozpoczął ten mecz na ławce rezerwowych, nie będzie go miło wspominał, ponieważ to on strzelił pierwszego gola dla Werderu, niefortunnie interweniując we własnym polu karnym. Podział punktów nie zmienia zbytnio sytuacji żadnej ze stron.

Tabela. Oczywiście w przypadku równej liczby punktów decyduje różnica bramek

1)Borussia D. – 58 punktów
2)Bayer – 46 punktów
3)Hannover – 44 punkty
4)Bayern – 42 punkty
5)Mainz – 40 punktów
__________

14)Wolfsburg – 26 punktów
15)Werder – 25 punktów
16)Kaiserslautern – 24 punkty
17)Stuttgart – 22 punkty
18)Borussia M. – 19 punktów

Liga Mistrzów, Eliminacje Ligi Mistrzów, Liga Europy, Baraże, Spadek.

Strzelcy

Gomez – 18 goli, Bayern
Cisse – 16 goli, Freiburg
Gekas – 14 goli, Eintracht
Ya Konan – 11 goli, Hannover
Lakic – 11 goli, Kaiserslautern
Raul – 11 goli, Schalke
Barrios – 11 goli, Borussia D.