niedziela, 31 stycznia 2010

20 kolejka Bundesligi i trochę więcej

Piątek

Spotkanie Hamburga z Wolfsburgiem zapowiadało się bardzo ciekawie. Niestety kompletnie o nim zapomniałem i nie mogę napisać nic więcej niż to, że padł wynik 1:1, a wyrównującą bramkę zdobyli gospodarze w doliczonym czasie gry za sprawą Trochowskiego.

To już 8 spotkanie z kolei, w którym Wilki nie potrafią wygrać! Potwierdza to jedynie tezę, że zdobycie mistrzostwa w poprzednim sezonie było jedynie przypadkiem.

Warto też dodać, że gości poprowadził Lorenz-Gunther Kostner – trener drugiej drużyny VFL - po tym jak Armin Veh został zwolniony w poniedziałek.

Sobota

Rozegranych zostało 6 spotkań.

Mnie najbardziej interesował mecz na Allianz Arena Bayern kontra Mainz.

W 6 minucie po dośrodkowaniu Lahma, Ivica Olic uderzył z głowy, ale świetnie interweniował bramkarz gości. Bayern przeważał cały czas, ale brakowało skutecznego wykończenia - okazje marnowali m.in. Olic (kilkakrotnie), Schweinsteiger, Robben i Gomez. Czas upływał, monachijczycy atakowali, przyjezdni praktycznie nie istnieli, ale nadal utrzymywał się rezultat bezbramkowy.

W końcu nadeszła 31 minuta, w której Robben dograł do Gomeza w pole karne, Niemiec przyjął na klatkę, ale nie zdołał się utrzymać przy piłce, jednak do niej dopadł Muller i był faulowany. Z jedenastu metrów chybił Butt - był to pierwszy przestrzelony karny tego bramkarza w Bundeslidze.

Coraz większy śnieg zaczął padać i w 35 minucie nastąpiła zmiana białej piłki na pomarańczową. W 36 minucie fanstyczną interwencją popisał się golkiper Bawarczyków, broniąc akcję sam na sam. Obraz gry, jak i wynik, do przerwy się nie zmienił.

Od początku drugiej połowy rozgrzewkę rozpoczął Frank Ribery, a śnieg nie przestawał padać. Wicemistrzowie Niemiec nacierali, a Mainz się skutecznie broniło.

Niesamowita okazja nadarzyła się w 56 minucie, jak rajd prawą stroną przeprowadził Muller, dośrodkował, a Ivica Olic dwukrotnie próbował umieścił piłkę w siatcę - niestety nie udało mu się. Jednakże zaledwie minutę później, fatalny błąd popełnił bramkarz Mainz Muller, przepuszczając piłkę między nogami po strzale głową Van Buytena (asystował Robben) i Bayern objął zasłużone prowadzenie.

Sekundy po tym na murowanie pojawił się Ribery, zmieniając Olica. Gra została na parę minut wstrzymana, ponieważ porządkowi musieli usunąć zbyt duże ilości śniegu, które się nagromadziły na boisku, zasłaniając linie.

Gospodarze nie spuścili z tonu i w 66 minucie bliski zdobycia gola był Schwiensteiger, ale trafił z głowy w poprzeczkę. Grające jednym napastnikiem Mainz, nie stwarzało praktycznie żadnego zagrożenia pod bramką Butt'a.

75 minuta przyniosła drugą bramkę dla gospodarzy. Lahm dograł z prawej strony w pole karne po ziemi do Gomeza, a ten dołożył nogę i umieścił piłkę w siatce. Było to pierwsze trafienie najlepszego snajpera Bayernu w rundzie wiosennej i na pewno nie ostatnie. Sekundę po tym Mario zszedł z placu gry, a w jego miejsce pojawił się Miro Klose.

Wicelider Bundesligi atakował, a zwieńczeniem nieustannej ofensywy była piękna bramka z rzutu wolnego w 86 minucie autorstwa Arjena Robbena. Wynik podwyższyć mogli chwilę potem również Holender oraz w 90 minucie Van Bommel, ale ich strzały minęły bramkę strzeżoną przez Heinza Mullera.

Bayern gładko rozprawił się z gośćmi, biorąc udany rewanż za sierpniową porażkę 1:2.


Thomas Schaf przeżywał prawdziwy horror, kiedy jego Werder po 18 minutach przegrywał 0:3 w Moenchengladbach z miejscową Borussią. Był to szalony mecz i ostatecznie skończyło się na 4:3 dla gospodarzy, a Bremeńczycy po raz 7 z rzędu nie są w stanie zgarnąć pełnej puli punktowej i zaliczają już 5 porażkę z rzędu. Ozil, zarówno jak Pizarro, zdobywa już 7 bramkę w lidze i wraz z Claudio staje się najskuteczniejszymi graczam ekipy z Weserstadion.

Frankfurt, mimo nienajgorszej gry, ulega w dość niefortunnych okoliczność FC Koln na oczach 45 tysięcy kibiców, ale zachowuje dobrą 7 pozycję w Bundeslidze. Goście odnoszą już 2 zwycięstwo z rzędu.

W meczu kopciuszków Norymberga odnosi przekonywujące zwycięstwo 3:1 w Hanoverze, a Bunjaku zdobywa przepiękną bramkę z woleja i ogólnie popisuje się skutecznością, strzelając hatricka, ale nie klasycznego. Dzięki tej wygranej ekipę gości dzieli tylko jeden punkt od miejsca barażowego, która właśnie okupuje Hannover.

W innym spotkaniu klubów z dołu tabeli zajmująca ostatnie miejsce Hertha remisuje bezbramkowo przed własną publicznością z Bochum. Łukasz Piszczek grał od pierwszej do ostatniej minuty, natomiast Wichniarek w końcu pojawił się na placu gry, ale dopiero w 77 minucie. Berlińczycy mogli to spotkanie wygrać, ale nie wykorzystali kilku dogodnych sytuacji. W każdym razie ich gra w rundzie rewanżowej jest zdecydowanie lepsza niż w jesiennej i sądzę, że uda im się pozostać w najwyższej klasie rozgrywkowej w Niemczech.

W meczu zamykającym sobotnią serie spotkań Schalke na własnym boisku wygrywa 2:0 z Hoffenheim, które notuje już 4 porażkę z rzędu i obok Werderu oraz Hannoveru jest najgorszym zespołem ligi, biorąc pod uwagę ostatnie 5 kolejek.

Niedziela

O 15:30 odbył się przedostatni mecz 20 kolejki ligi niemieckiej pomiędzy Stuttgartem, a Borussią Dortmund, który miałem przyjemność oglądać.

Do przerwy gospodarze prowadzili po golu Pogrebyaka, który okazał się najsprytniejszy w małym zamieszaniu w polu karnym gości w 14 minucie. Był to mecz walki, ale sytuacji podbramkowych nie brakowało. Bliżsi szczęścia byli podopieczni jednego z najbardziej charyzmatycznych opiekunów w Bundlisdze - Jurgena Kloppa.

VFB mógł podwyższyć prowadzenie na początku 2 połowy, ale Rumun Marica nie wykorzystał jedenastki, trafiając w poprzeczkę. Często mówi się, że niewykorzystane sytuacje się mszczą i nie inaczej było. Dortmundczycy wyrównali za sprawą Lucasa Barriosa około 10 minut później. Zobaczyć reakcję ich trenera – bezcenne.

Jednakże to gospodarze okazali się być lepsi, strzelając bramki w 77 minucie autorstwa wprowadzonego Kuzmanovica na 2:1, w 86 za sprawą Marici na 3:1 po fatalnym błędzie Sahina do spółki z Schmerzelem oraz w 90 autorstwa Trascha na 4:1.

Zawodnicy zostawili sporo zdrowia na murawie. Było to bardzo fizyczne widowisko, w którym ciężko było się doszukać pięknej piłki, ale takie mecze również są potrzebne.

Stuttgart przerywa passę 6 wygranych z rzędu Borussi i wskakuje już na 10 miejsce.

W pojedynku kończącym tę kolejkę lider z Leverkusen bez problemu uporał się z Freiburgiem, zwyciężając 3:1 i zachował 1 miejsce.

Górna część tabeli się prezentuje następująco:

1)Bayer L - 44 punkty
2)Bayern - 42 punkty
3)Schalke - 41 punktów
4)Borussia D - 36 punktów
5)Hamburg - 35 punktów

Małymi krokami pierwsze 3 drużyny oddalają się od Borussi i HSV.

Inne

W środku tygodnia oraz w weekend grała angielska Premiership. Chelsea wygrywa dwukrotnie, pokonując bez problemu w środę 3:0 Birminghan i z kłopotami, po dość szarpanej grze, Burnley w sobotę 2:1. Dzięki tym zwycięstwom zachowują 1 pozycję w lidze, mając punkt przewagi nad ManU oraz jeden mecz zaległy.

Potracił punkty Arsenal, który w środę zremisował na wyjeździe z Aston Villą 0:0, a w niedziele w meczu na szczycie uległ przed własną publicznością 1:3 lepszemu w tym meczu Manchesterowi.

Trochę w cieniu meczu Arsenal – Manchester w niedziele odbył się klasyk w Eredivisie, w którym Feyenoord podejmował Ajax. Mecz zakończył się remisem 1:1. Amsterdamczycy tracą do prowadzących w lidze PSV oraz Twente (jedynych niepokonanych ekip w Holandii) 9 punktów i chyba marzenia o powrocie do Ligi Mistrzów się powoli oddalają.

W Hiszpanii wyjazdowe zwycięstwa odnoszą Barcelona oraz osłabiony przez kontuzje Real Madryt.

W Ligue 1 rewelacyjny beniaminek Montpellier nie spuszcza z tonu, pokonując wicemistrza Francji – Marsylię. Dzięki temu utrzymują pozycję wicelidera.

piątek, 29 stycznia 2010

Eis

Eis czyli Jacek Nalewajko urodził się 7 lutego 1983 roku w Warszawie. Na temat dzieciństwa artysty tak naprawdę niewiele można znaleźć informacji. Wiadomym jest, że raper nie stronił od imprez i alkoholu, często nie wracając do domu nawet na kilka dni, a zaczął już w 6 klasie podstawowej, więc mając jedynie 12 lat. Pierwszy telefon komórkowy, którym była Nokia, kupił 2 lata później.

Z ciekawostek dotyczących jego prywatnego życia należy wspomnieć, iż przez pewien czas (nie wiadomo jednak, kiedy dokładnie, ale prawdopodobnie po wydaniu solówki) był w związku z aktorką Katarzyną Bujakiewicz, która jest starsza od Warszawiaka o prawie 10 lat.

Pewien nieudany związek Eisa z dziewczyną okazał się być punktem zwrotnym w jego karierze, gdyż:
d
z jedną laską mi nie wyszło
i dzięki temu pokochałem hip hop bardziej niż ją
d
W 2000 roku wspólnie z Deną założył zespół o nazwie Elemer. Wydali 2 płyty – „Nadejdzie świt”, która była nielegalem oraz rok później, czyli w 2001, już legalny album „Poszło w biznes”.
d
Płyty różniły się konwencjami. Podczas gdy pierwsza była treściowo zaangażowana, już druga oscylowała tematycznie wokół banalniejszych spraw. „Poszło w biznes” była promowana klipem do numeru „Każdy z nas” - http://www.youtube.com/watch?v=Y0gYsSM6jPQ Fanom nie podeszła do gustu zmiana stylu i dlatego drugi album nie sprzedał się w imponującym nakładzie. Spowodowało to, że artyści skończyli współpracę i zaczęli podążać własnymi drogami.

Jacek nie imponował wielkimi umiejętnościami na krążkach Elemera zarówno jeżeli chodzi o rymy czy flow. Na plus na pewno można było zaliczyć charakterystyczny głos.

W latach 2000-2002 Eis udzielił się gościnnie na płytach Grammatika, soundtracku z Blokersów, Starego Miasta, Reda oraz składance JuNouMi. Szczególnie występ na JuNoiMi w 2002 roku okazał się istotny.

Warszawiak udzielił się w kawałkach „Teraz Albo Nigdy” oraz „Graj Z Nami Rap”, które pokazały, jaki progres zaliczył w przeciągu krótkiego czasu. Przede wszystkim poprawił mu się flow oraz technika składania rymów.

Eis był jednym z pierwszych w Polsce (prawdopodobnie drugi tuż za Pezetem) artystów, którzy składali wersy, używając podwójnych rymów:

jestem po to, żeby grać w to
żeby wypierdolić każdą bladź stąd


oraz holorhymes (nigdzie nie mogłem znaleźć polskiego odpowiednika, a wiele osób traktując je jako podwójne rymy, popełnia po prostu błąd, gdyż nimi nie są):

jaramy skuna
właśnie taki styl tu mam


W końcu nadszedł rok 2003 i Eis wydał swój solowy materiał „Gdzie Jest Eis?”, który miał być początkiem do wielkiej kariery tego nietuzinkowego rapera.

Album trwał nie więcej niż 45 minut, a za produkcję odpowiedzialny był w większości Korzeń, któremu pomogli m.in. O.S.T.R., Noon oraz Kociołek. Gości było zaledwie trzech – Małolat, Pezet oraz Mes. Ostatnia dwójka wypadła naprawdę solidnie, a Małolat słabo, gdyż wersy kończące jego zwrotkę są chyba najsłabszymi w całym polskim rapie

i namawia swoich ziomów na koks, mówi, że stawia koks
a po melanżu dzwoni po hajs to do tych ziomów za koks


Gospodarz na albumie potwierdził klasę. Budząca podziwu technika składania rymów (podwójne, holor), mądre, błyskotliwe i przede wszystkim trafne spostrzeżenia, urozmaicona tematyka utworów (wspomnienia, imprezy, ironia, związki, codziennia egzystancja) połączona z świetnym, nie do podrobienia flow oraz oryginalną barwą głosu, dały niemal idealny krążek. Artysta imponował techniką.

Oprócz tego, reprezentant Warszawy udowodnił, że dobry off-beat w polskim wykonaniu też jest możliwy - http://www.youtube.com/watch?v=K8tf1s6UlfA

,,Gdzie Jest Eis?" wykreowała zdecydowanie największy przebój artystym, jakim jest ,,Najlepsze Dni" - http://www.youtube.com/watch?v=HK_QrBGe7H0

Niestety, ale album nie został należycie doceniony przez środowisko związane z rapem i słabo się sprzedał. Zawiodła również promocja.

Krążek został dopiero w pełni doceniony po latach i wiele osób, słuchając go teraz, dopiero jest w stanie w pełni docenić jego wartość artystyczną. Zdaniem sporej rzeszy ludzi (w tym również moim) stało się tak, gdyż „Gdzie Jest Eis?” najzwyczajniej w świecie mówiąc wyprzedziła epokę. Jacek udzielił się potem gościnnie na płytach „W Pogoni Za Lepszej Jakości Życiem” Małolata & Ajrona, „Autentyk III” Vienia & Pele oraz „W…” Włodiego, dostarczając bardzo dobrych rymów i nawet, zdaniem niektórych, okazując się lepszym od gospodarzy.

Działo się to w 2005 roku i chodziły słuchy o premierze drugiej solowej płyty Eisa, która miała się odbyć pod koniec tamtego roku, ale się nie odbyła. Ślad po Jacku zaginął.
d
Eis zdecydował się odejść z polskiej sceny rapu prawdopodobnie ze względu na to, że nie został wystarczająco doceniony oraz nie zarobił satysfakcjonującej sumy pieniędzy. Nie można mu nic zarzucić, bo wielokrotnie w swojej muzyce wspominał, że zależy mu na zarabianiu banknotów

jestem tu po hajs, nie po drobne
i pierdolę, co jest teraz modne


Chodziły słuchy, że przez pewien czas pracował na Ukrainie. Teraz, co ciągnie się od spokojnie kilkunastu miesięcy (może i nawet 3-4 lat), jest redaktorem naczelnym serwisu plotkarskiego Pudelek.

Eis jest niewątpliwie postacią owianą, jak nie legendą, to niesamowitą otoczką na polskiej scenie. Chciał zmienić grę, jak nawijał na debiucie, a odszedł pozostawiając wielki niedosyt.
d
Album „Gdzie Jest Eis?”(wg mnie najlepszy polski rapowy krązek) zalicza się do klasyki polskich produkcji i z jednej strony może dobrze, że artysta nie zdecydował się nagrywać dalej, co dodaje jeszcze więcej mistycyzmu debiutowi.

Można zarzucić Eisowi, iż upadł nisko, że powinien wrócić do nagrywania muzyki, że wypiął się na polską scenę jak rzucające fochy emo, ale przecież od początku chodziło mu przede wszystkim o:

zarobię milion przed trzydziestką
albo spalę się i zdechnę na pensji w jakimś Tesco z całą resztą

Sądzę, że Pudelek juz na pewno przyniósł Jackowi ten pierwszy milion przed trzydziestką…

czwartek, 28 stycznia 2010

South Park Mexican

Początek
South Park Mexican czyli Carlos Coy przyszedł na świat w 1971 roku w Houston. 3 lata po urodzeniu jego rodzice się rozstali, co mały Carlos bardzo przeżył. Artyście nie udało się ukończyć szkoły średniej, gdyż został z niej wyrzucony w 1987. Wtedy zaczął sprzedawać narkotyki – ‘I’ve been slanging since i got kicked out of Milby’’ – jak rapuje w „In My Hood”.

Latynos nie zrezygnował całkowicie z edukacji i spróbował swoich sił w 2-letnim koledżu San Jacinto, jednakże nie powiodło mu się.
Podjął pracę m.in. jako sprzedawca perfum (tzw domokrążca, ale wynagrodzenie było bardzo niskie) oraz pracownik fabryki chemicznej (wrazliwa skóra i wysypki zmusiły go do rezygnacji) i cały czas ,,rozwijał” swoje zdolności w narkotykowym biznesie.

Przełom

Rok 1992 przyniósł wiele zmian w życiu South Park Mexican’a. Cudem uniknął śmierci z ręki złodziei, którzy okradli go z marihuany o wadze trochę większej niż 2 kilogramy.

Jednakże najważniejsze wydarzenie miało miejsce wieczorem, kiedy Coy modlił się do Boga, prosząc, aby pomógł mu zrobić coś ze swoim życiem, gdyż nie chciał nadalż sprzedawać narkotyków. Szepcząc w głowie modlitwę, usiadł przed telewizorem, włączył kanał i na ekranie zobaczył duży, żółty napis „RAP” – potraktował to jako znak z nieba.

South Park Mexican wcześniej pisał wiersze, więc doszedł do wniosku, że rapowanie, o którym nie miał dotychczas pojęcia, nie będzie trudne. Z uwagi, że Boska interwencja sprawiła, iż zdecydował się na ten krok, uznał, że zostanie raperem chrześcijańskim. Faktycznie, w jego twórczości nie raz znaleźć można odwołania do Boga.

Pierwszy kontakt z mikrofonem Kiedy powiedział swoim znajomym o swojej decyzji, większość go wyśmiała (odnośnie chrześcijańskiego rapu) poza dziewczyną, obecną żoną. Pierwszy kontakt z mikrofonem Carlos miał na imprezie domowej.

Grała muzyka puszczana przez DJ’a, pewien 19-latek fristajlował, a South Park Mexican podszedł do niego i spytał się, czy może być teraz jego kolej. Nie chciał się pojedynkować, po prostu zarymował swoją zwrotkę, którą napisał kilka dni temu, ale publika nie przyjęła jej optymistycznie.

Wtedy ten 19-latek chwycił mikrofon i zaczął dissować Coy’a, ubliżając jego matce w sposób bardzo brawurowy. Widownia była zachwyca, a Latynos przybity. Widząc to, jeden z kolegów Carlosa powiedział, że ten Afro-amerykanin, co dissował jego matkę, to zwykły pozer i aby Coy zarapował o swoim życiu, a nie na tematy religijne.

South Park Mexican chwycił mikrofon i nawinął na temat tego, co znał z własnego doświadczenia – narkotyki, zabójstwa, łatwe kobiety. Publiczność po prostu oszalała szczególnie, że większość osób to byli znajomi, którzy wiedzieli, iż to, o czym rapował było prawdą. To był początek jego kariery.

Droga do sławy
3 lata później wraz z bratem, Arthur’em, założył wytwórnię płytową Dope House Records (która cały czas się prężnie rozwija), w której wydał swój debiutancki album „Hillwood” z m.in. znakomitym kawałkiem „H-Town G-Funk” - http://www.youtube.com/watch?v=P3f5PMFPSng

Przez kolejne lata artysta wydawał nowe płyty, których łącznie, licząc do roku 2002, było 7. Muzyka rapera głównie oscylowała wokół opisywania realiów ulic, dodając do tego hedonistyczne elementy życia oraz poruszające wątki osobiste czy rasowe (tych dwóch ostatnich było jednak znacznie mniej w porównaniu do poprzednich tematów)

W 2000 roku South Park Mexican podpisał umowę pomiędzy Dope House Records, a Universal Music Group, co zapewniło mu pół miliona dolarów i krajową dystrybucję nagrań. Universal zajęło się wydaniem 3 płyt Latynosa: „Time is Money” i „The Purity Album” z 2000 roku oraz „Never Change” z 2001. Krążek „The Purity Album” wykreował największy hit Carlosa – „You Know My Name” - http://www.youtube.com/watch?v=FaCd04UFRyA – osobiście nie uważam go za bardzo dobry utwór.

Jednakże wydawnictwa South Park Mexicana ze względu na ich zbyt ostre i bezpardonowe treści nie skupiły na siebie uwagi szerszej publiczności i współpraca z Universal Music Group skończyła się w 2002 roku. Raper powrócił do wydawania płyt w Dope House Records.

Równia pochyła
Jednakże prawdziwy horror w życiu Latynosa zaczął się rok wcześniej. 25 września 2001 roku został on zatrzymany przez policję pod zarzutem molestowania seksualnego, którego rzekomo dopuścił się na 9-latcę. Po wpłaceniu kaucji o wysokości 30 tysięcy dolarów został zwolniony z więzienia, ale nie oznaczało to koniec jego kłopotów.

W grudniu oskarżenie zostało wznowione, a na dodatek został dodany zarzut molestowania i zapłodnienia 13-letniej dziewczyny w 1993 roku, która zaczęła domagać się alimentów. To nie był koniec, bo w marcu 2002 roku zostały dodane następne oskarżenia o molestowanie – tym razem ofiarami South Park Mexicana były dwie 14-latki.

Latynos zaprzeczył, aby doszło do jakiegokolwiek zbliżenia pomiędzy nim, a tymi 14-latkami (które rzekomo miało miejsce w 1994 roku), ale przyznał się do odbycia stosunku z 13-latka i do ojcostwa. W każdym razie nie udało mu się wyjść za kaucją i proces rozpoczął się 8 maja 2002 roku. -

Proces

Ofiarą w procesie była 9-letnia koleżanka córki South Park Mexicana, która została u niego w domu na noc, aby bawić z Carley (córką rapera). Rodzice dziewczynek znali się już od dłuższego czasu, jednakże matka ofiary nie była zachwycona faktem, iż jej córka zostanie na noc u koleżanki.

Wg zeznań 9-latki, po tym jak poszła spać, Carlos Coy wszedł do pokoju i zaczął ją dotykać w niewłaściwy sposób – macał, a nawet polizał parokrotnie pochwę. Dziewczynka nie ruszała się, udając, że śpi. Następnie, jak artysta wyszedł z pokoju, poszła do jego żony i powiedziała, że się źle czuje i chce jechać do domu.

Odwiózł ją jej rzekomy napastnik, który prosił, aby nic nie mówiła i że ma wobec niej plany – chce zrobić z niej wspaniałą tancerkę, gwiazdę i że kupi jej oraz jej rodzinie, cokolwiek zapragną. Latynos zaprzeczył wszystkiemu.

Zeznania ofiary były niezbyt spójne i tak naprawdę nie była na sto procent pewna, czy to działo się naprawdę, czy też śniła. W każdym razie po rozmowie z oskarżycielem South Park Mexicana stwierdziła, że to jednak nie był sen.

Co najdziwniejsze to fakt, że nie było w sprawie żadnego dowodu fizycznego, który mógłby świadczyć o winie współzałozyciela Dope House Records – śladów naskórka, odcisków palców, czegokolwiek. Nie przeszkadzało to jednak ławie przysięgłych (po 7-godzinnej konsultacji) w wydaniu jednogłośnego wyroku obciążającego i wymierzeniu Latynosowi, który oczywiście nie przyznał się do winy, bardzo surowej kary w wysokości 45 lat pozbawienia wolności i zapłaceniu 10 tysięcy dolarów 30 maja 2002 roku.
d
Sędzia Mark Kent Ellis, czytając werdykt, zwrócił się do rapera, mówiąc: "Wielu oskarzonych o zbrodnie na tle seksualnym, których widziałem w mojej 17-letniej karierzę, łączyła jedna rzecz - wszyscy kłamali. Ty nie jesteś wyjątkiem"
d
Obecnie South Park Mexican odsiaduje wyrok w więzieniu w hrabstwie Anderson w stanie Teksas, które może opuścić z racji zwolnienia warunkowego najwcześniej w 2024 roku.

Więzienie
Pobyt w więzieniu w żadnym wypadku nie zakończył kariery muzycznej Carlosowi. Co więcej, w 2006 roku wydał zdecydowanie najlepszą i najbardziej dojrzałą płytę w swojej dyskografii „When Devils Strike’’.

Wspominałem, że raper pisał wiersze przed tym, jak rozpoczął muzyczną przygodę i na powyższym albumie znajduje się jeden taki, napisany w 2000 roku, który jest wprowadzeniem do krążka - http://www.youtube.com/watch?v=BbcMOEphDWk
,,as I read this letter and as you listen, I know right now I’m either dead or in prison, I’m writing this words as my daughter sleeps, I pray this is something I never have to read”.

Więcej mówić nie trzeba…

Na krążku artysta również ustosunkował się do przegranej sprawy w sądzie ,, I lost the case, but how did I expect to win? When my jury didn't have one Mexican’’

W 2008 roku również zza więziennych krat wyszedł kolejny album “The Last Chair Violinist”. Już nie tak poruszający, jak poprzedni krążek, ale nadal dobry i rzeczowy.

Wiele osób nie może się pogodzić z wyrokiem i uważa, że Carlos siedzi za przestępstwo, którego nie popełnił. Mnóstwo demonstracji miało miejsce oraz sporo petycji zostało napisanych, aby wyciągnąć artystę z więzienia, ale niestety bezskutecznie.
-
Saga, mająca na celu uwolnienie South Park Mexicana, trwa nadal i nigdy nie przestanie… http://www.youtube.com/watch?v=p2nfFdb6XBY

wtorek, 26 stycznia 2010

Compton, Geah!

Kontrastywną mam do przodu, a co ważniejsze zdałem z jebanego niemieckiego za pierwszym podejściem i po 1,5 rocznej męczarni mówię mu VERPISS DICH!
_
Jutro tylko literatura, której się nie boję, bo nawet, jak nie zdam, to poprawię na Sto Procent jak Tour. PNJA powinna pójść gładko.
_
Poza tym to tak, jak w czerwcu - gardzę tymi, którzy zaliczą literaturę, a nie zaliczą gramatyki!
_
_
No, a tak odbijając od szkoły, to zrobiłem sobie od soboty Compton z chaty, gdyż cały czas słucham MC Eiht'a - najlepszy raper z CPT i w ogóle chyba najlepszy gangsterski narrator z West Side.
Jaram się ostro. Ściągnąłem nawet brakujące solówki (około 6) plus 2 płyty Eiht'a z Spice1 (który jest na zdjęciu lekko w tle) i liczę na nie mały rozpierdol. No, ale trochę czasu minie zanim dojdę do nich, bo na razie katuję "Section 8" z 1999 roku.
_

I JUST ATE, IT'S A QUATER TO 8, I'M IN SECTION 8 WITH MC EIHT AND A 38 - słuchać i uczyć sie na pamięć!

Geah!

niedziela, 24 stycznia 2010

19 kolejka Bundesligi i trochę więcej.

19 kolejka Bundesligi zaczęła się jak zwykle w piątek. Stuttgart pokonał na wyjeździe Freiburg, odnosząc 2 zwycięstwo w rundzie rewanżowej. Pierwsza połowa należała dla przyjezdnych, natomiast 2 była wyrównana – pierwsza część dla gospodarzy, a druga dla VFB.

W sobotę miał miejsce pojedynek Werder (słabo spisujący się ostatnio) - Bayern (grający bardzo dobrze), będący hitem tej serii gier. Miałem przyjemność oglądać to spotkanie (propsy dla Chińcoli z CCTV5) i muszę powiedzieć, że mecz był żywy, dynamiczny, emocjonujący i na pewno nie można było się nudzić.

Bawarczycy już na początki mieli dwie stuprocentowe okazje, ale Robben (słupek) oraz Olic (obrona Wiese) nie potrafili umieścić piłki w siatce. Chwile po tym, w 10 minucie gry, Bremeńczycy przeprowadzili akcję, którą golem zwieńczył Hunt i gospodarze objęli prowadzenie.

Jednak Bayern atakował cały czas i już 15 minut później padł gol wyrównujący. Ivica Olic zagrał piłkę wzdłuż, przed linię pola karnego, którą przepuścił Gomez, a dopadł Thomas Muller i pokonał bramkarza ekipy Schafa (imiennika gracza gości).

Monachijczycy cały czas atakowali, ale wysokim brakiem skuteczności „popisał” się Mario Gomez (to już drugi mecz, w którym Niemiec nie potrafi się wstrzelić, ale na początku rundy zimowej było tak samo, a potem wszyscy wiemy, co się stało) i w mniejszym stopniu Arjen Robben. W końcu nadeszła 35 minuta, w której to Lahm, po genialnym podaniu na skrzydło od Van Bommela, dośrodkował w pola karne i z drugiego słupka zamknął akcję Olic, strzelając gola na 2:1 dla wicemistrzów kraju.

W drugiej połowi kontuzjowanego Butta zastąpił między słupkami Rensing. Bawarczycy cały czas atakowali, ale bez skutku – m.in. po raz kolejny Mario Gomez nie był w stanie zamienić na bramkę sytuacji sam na sam, a sekundę potem dobitki.

W 68 minucie, po kilku miesięcznej nieobecności, na boisku pojawił się Frank Ribery, zmieniając Olica, jednak Werder wyrównał 7 minut później za sprawą Almeidy.

W żadnym wypadku nie zraziło to gości, którzy wciąż atakowali i już 2 minuty po straceniu gola Van Buyten zmarnował wyborną sytuację, nie trafiając do pustej bramki. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze i tak też się stało – z rzutu wolnego, lewą nogą, po odbiciu futbolówki o poprzeczkę padła bramka autorstwa nieskutecznego jak do tamtej pory Robbena.
Jeszcze swoje okazje mieli Miro Klose, który pojawił się na placu gry w 81 minucie za Holendra, oraz Ribery.

Wynik meczu nie uległ zmianie i Bayern odniósł już 8 zwycięstwo z rzędu, wliczający wszystkie rozgrywki. Werder notuje 6 spotkanie, także z kolei, bez zdobycia pełnej puli punktowej.


Schalke, remisując pechowo po straceniu 2 bramek w ostatnich minutach w Bochum, zostało wyprzedzone przez Monachijczyków. Hertha (której los mnie bardzo interesuje, bo muszą odbić się od dna, a potencjał na pewno mają), mimo że grała lepiej, jedynie remisuje u siebie z Monchengladbach. Wichniarek znowu poza pierwszym składam, w przeciwieństwie do Piszczka, który rozegrał cały mecz.

W ostatnim sobotnim meczu, świetnie grająca Borussia Dortmund podejmowała u siebie Hamburg. Gospodarze odnieśli skromne zwycięstwo 1:0, wygrywając już 6 spotkanie pod rząd. Tym razem rewelacyjny Barrios gola nie zdobył, a uczynił to Valdes. Był to trudny i trochę szarpany pojedynek. Jakub Błaszczykowski grał praktycznie całe spotkanie, zostając zmieniony w 90 minucie przez Brazylijczyka Dede.

W niedziele miały miejsce 2 starcia. Mistrz Niemiec, kompromitując się po raz kolejny, przegrywa u siebie ze słabo grającym FC Koln 2:3. Natomiast Bayer Leverkusen deklasuje Hoffenheim 3:0 na wyjeździe, udowadniając, że są na razie najlepszą ekipą w lidze, która jako jedyna nie poniosła w tym sezonie porażki na podwórku krajowym.

Tak prezentuje się górna część tabeli:

1)Bayer L - 41 punktów
2)Bayern - 39 punkty
3)Schalke - 38 punktów
4)Borussia D - 36 punktów
5)Hamburg - 34 punktów.

Nie sądzę, aby ktokolwiek zbliżył się tych 5 drużyn, które będą walczyły o mistrza.


Zahaczając pobieżnie o inny ligi, warto dodać, że Juventus przegrał u siebie z Romą 1:2 (Luca Toni grał tylko do 7 minuty, gdyż z powodu urazu łydki musiał zejść), ponosząc 3 porażkę z rzędu. Nie był to zły mecz w wykonaniu Starej Damy, współpraca na linii Del Piero – Amauri wyglądała dobrze, ale brakowała skuteczności. Gospodarze zajmują obecnie dopiero 6 pozycję w Serie A, a Roma, która przez pierwszą część rundy zimowej grała co najwyżej średnio, jest już na 3 miejscu. Rzymianie, licząc wszystkie rozgrywki, nie przegrali od końca października!

W derbach Mediolanu padł wynik 2:0 na korzyść ekipy Jose Mourinho. Trochę dziwny mecz to był. Inter dominował od samego początku czego zwieńczeniem był gol Diego Milito (najlepszego zawodnika Nerazzurich w tym sezonie). Stało się to w 10 minucie, a w 27 miała miejsce komiczna sytuacja. Sędzia uznał, że Lucio, przewracając się, symuluje faul i pokazał mu żółty kartonik. Na to Snejder podszedł do arbitra i zaczął mu w geście ironii bić brawo, co spowodowało, że dostał czerwień. Od tego momentu Milan zyskiwał przewagę, ale do przerwy wynik nie uległ zmianie.
W 2 części meczu Rossoneri dominowali zdecydowanie, ale to Inter zdobył gola. Goran Pandev, nowy nabytek mistrza Włoch, najpierw trafił w słupek, a kilka minut później z rzutu wolnego, pięknym strzałem pokonał Didę. Obraz gry nie uległ zmianie – Milan atakował, a „gospodarze” się bronili. Bardzo dobre spotkanie rozegrał, moim zdaniem, zdecydowanie najlepszy bramkarz we Włoszech – Julio Cesar, który na dodatek w 92 minucie obronił rzut karny wykonywany przez Ronaldinho. Inter kończy mecz w 9, bo Lucio otrzymał drugą żółtą, w konsekwencji czerwoną, kartkę.

FA Cup – te rozgrywki dominowały w Anglii w weekend. Chelsea ograła na wyjeździe Preston 2:0, co daje awans do 4 rundy pucharowej. Odpadł Arsenal, który sensacyjnie uległ Stoke City, pozostawiają The Blues jedyną ekipą z tzw. „Wielkiej Czwórki” w Pucharze Anglii.



PS: Kompletnie w tym roku nie mam zajawki na śledzenie Pucharu Narodów Afryki, a dzisiaj Wybrzeze Kości Słoniowej się pożegnało z turniejem, przegrywając niespodziewanie z Algierą w 1/4. Drogba - wracaj do Chelsea!

sobota, 23 stycznia 2010

Back to oldschool

Wczoraj skurwiłem ryj w klasycznym stylu - browary plus potem zołądkowa miętowa. Oczywiście szczytny rytuał miał miejsce w świątymi -na Zduńskiej. Muszę powiedzieć, że...

Maks udała się najba.

Nikt na skacowany łeb mi się nie wjebie.

http://www.youtube.com/watch?v=BMdbA_R3Yew

środa, 20 stycznia 2010

DO YOU BELIEVE IN TIME TRAVEL?

Wczoraj obejrzałem sobie film, który polecił mi Kjózko - Donnie Darko i moja psychika została oficjalnie rozjebana w pył!Jeszcze takiego genialnego filmu nie widziałem. Bardziej zmusił mnie do myślenia niż Efekt Motyla jak 834.

Motywy, sceny, dialogi, konstrukcja i przedstawienie zdarzeń, kwestie psychologiczne, muzyka no i wreszcie magiczne zdanie z około 40 minuty filmu "Do you believe in time travel?" - wszystko skomulowane sprawiło, że szczytowałem nie raz podczas oglądania, a szczególnie w okolicach 40 minuty.Gardzę negatywnymi opiniami i hejtami jak Mes tymi, którzy kojarzą bylejakiego grafomana z Def Jux, a nie wiedzą, kim jest DJ Quik. Film to pierdolone arcydzieło, które obejrzę jeszcze na pewno nie raz. To po prostu kopie, kopie, kopie i jeszcze raz kopie.

Co więcej, ten film jest w wielkim stopniu ziszczeniem tego, co chciałem ponad 2 lata temu, aby się wydarzyło w mandze Naruto. Podwójny chuj ci w dupę Kishimoto - po pierwsze gardzę twoją mangą, a na dodatek znalazłem moje wymarzone rozwiązanie zupełnie gdzie indziej. To jest mega!Dzisiaj sobie obejrzę S Darko, a więc kontynuację. Nie liczę na równie wybitne dzieło jak Donnie Darko. Po obejrzeniu S Darko pewnie stwierdzę, że Donnie Darko to film, którego nie powinno się robić dalszej części, gdyż nie ma praktycznie szans równać się z pierwszą (jak np. Efekt Motyla), ale to nic.

Ciężko wybrać najlepszą scenę, bo takich mega-ultra jak transformacje Boo (jak kto woli Bubu) jest sporo.

Jednak chyba najbardziej ryje banię (oczywiście po obejrzeniu całego filmu) końcówka - http://www.youtube.com/watch?v=2PUFJmsCZLE
Poza tym zarąbista piosenka leci w tle, a słowa idealnie pasują do tego, co się stało, mając na uwadzę całą fabułę.

The Dreams in which I'm dying are the best I've ever had

_







PS: Film da się interpretować na wiele sposobów. Ja jeszcze swojej teorii nie ułożyłem, bo targają mną ambiwalentne uczucia, czytam opinie innych i ciągle się zastanawiam (co jest tylko plusem dla Donnie Darko). Może kiedyś przedstawię szerzej wnioski, do których doszedłem. O ile oczywiście uda mi się do nich dość, w co wątpię...

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Chi-Ali - The Fabulous Chi-Ali (1992)

Trochę więcej niż godzine temu Maksym pokazał mi jeden kawałek Down To Erf ,,Learn To Earn'', który mi sie bardzo spodobał - http://www.youtube.com/watch?v=224fYc8-hjc Natknął mnie do wrzucenia na playlistę kilkunastku utworów, które klimatem przypominają powyzszą nutę. Głównie mam na myśli grupy i raperów pochodządzych z Nowego Jorku, którzy wydali jedną płytę (ewentualnie tylko epkę czy nawet singiel) w latach 90-tych, no i znikneli kompletnie ze sceny.


Jednym z takich ludzi jest Chi-Ali z albumem "The Fabolous Chi-Ali", który z grubsza przedstawię. Nie będzie to żadna szczegółowa recenzja, jedynie krótki przegląd.

Tracklista:

1)Intro
2)Maniac Psycho
3)Step Up
4)Funky Lemonade
5)In My Room
6)Age Ain't Nothing But A #
7)Shorty Said Nah
8)Let The Horns Blow
9)Roadrunner
10)Fabulous Chi
11)Looped It
12)Check My Record
13)Murder Chi Wrote
14)Chi-Ali Vs. Vanilla Shake
15)Jump To The Rhythm

Chi-Ali miał jedynie 14 lat, kiedy nagrywał ten album, ale pokazał się z dobrej, a nawet bym powiedział bardzo dobrej, strony. Mimo że początkowo płyta nie podeszła mi, to już z kolejnymi przesłuchaniami było zdecydowanie lepiej.

Na krążku znajdziemy m.in. braggadacio (The Fabulous Chi), storytelling (Shorty Said Nah), hołdowanie muzyce rap (Looped It), imprezowanie (Jump To The Rhythm), elementy humoru (Age Ain’t Nothing But A #) oraz gangsterki (Murder Chi Wrote).
Warto również zwrócić uwagę na kawałek "Let the Horns Blow”, w którym udzieliły się takie postaci jak Dres, Dove, Fashion oraz Phife Dawg.

Co do tego, kto zajął się produkcją, dotarłem do trzech źródłem. Jedno mówi, że Mista Lawnge zrobił bity do wszystkich kawałków, a pozostałe dwa, iż zajęli się tym Beatnutsi. W każdym razie, ktokolwiek by to nie był, brzmienie mi się podoba.

Niestety była to jedyna płyta wydana przez Chi-Ali’ego, który 9 lat później został skazany za popełnienie morderstwa. Mówiąc ściślej, zastrzelił brata swojej byłej dziewczyny w 1999 roku, ale skutecznie ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości około 2 lat. Został skazany na 12-14 lat więzienia. Przez pryzmat tego zdarzenia „Murder Chi Wrote” brzmi co najmniej ironicznie…

http://www.youtube.com/watch?v=M0O5RIvSxCI&feature=related – Mój ulubiony kawałek z „The Fabulous Chi-Ali”

niedziela, 17 stycznia 2010

Runda wiosenna ruszyła!

Już na dobre rozpoczęły się rozgrywki ligowe wszystkich najmocniejszych i tych trochę słabszych lig europejskich. Mnie oczywiście najbardziej interesują Bundesliga, ze względu na moją ulubioną druzyne - Bayern Monachium.

Zaszły przede wszystkim zmiany personalne w Bayernie. 4 graczy zostało wypozyczonych do innych klubów: Toni do Romy, Sosa do Estudiantes, Breno oraz Ottl do Norynbergi. Natomiast Baumjohann został sprzedany do Schalke 04 - co najmniej dziwna decyzja, gdyż Alexander to perspektywiczny gracz kupiony na początku sezonu z Borussi Monchengladbach, który nie dostał praktycznie szans na pokazanie tego, co potrafi, dlatego definitywna sprzedaz jest niezbyt mądrą decyzją. Lepiej byłoby go wypozyczyć.
Co do wypozyczenia Luki Toniego, to jest to dobra i rozsądna decyzja. Wątpię, aby Włoch, będąc przy okazji w konflikcie z trenerem, był w stanie przebić się do pierwszego składu (konkurencja bardzo duza), a siedzenie na ławce dla gracza, który zrobił tyle dla klubu (szczególnie w sezonie 2007/2008) nie byłoby zbyt zadowolające.
Pierwszy skład zasilił tylko Diego Contento, który przyszedł z rezerw Bayernu.

Liga niemiecka ruszyła już w piątek meczem Bayern - Hoffenheim, który zakończyłem się zwycięstwem wicemistrzów Niemiec 2:0 (na jesień padł remis 1:1). Niestety nie byłem w stanie obejrzeć tego spotkania, bo żadna normalna stacja sopcastowa go nie transmitowała - trochę żenada, ale cóż, powtarzam sobie, że będzie lepiej jak Tede. Widziałem za to 7-minutowy skrót z którego widać było, że Bayern był lepszą drużyną, bardziej poukładaną, ale wieśniaki też mieli swoje okazje. Na szczęście bardzo dobrze, jak zwykle zresztą, bronił Butt.
Arjen Robben zagrał fanstyczny mecz. Był aktywny, zmieniał strony, dryblował, dogrywał - po prostu cudo. Szkoda tylko kilku dogodnych sytuacji zmarnowanych przez Gomeza, ale jak się wstrzeli, to wróci do formy strzeleckiej na pewno. Cieszy pierwsza bramka w lidze Klose, który może w końcu poważnie zagrozi duetowi Olic - Gomez i włączy się do walki o pierwszy skład.

Odnośnie tego, co zdarzyło się w innych meczach warto zaznaczyć, że Hertha, która po rundzie jesiennej była najsłabszym zespołem Europy (w zimie się wzmocniła m.in. Gekasem i Kobiashvilim), jeżeli chodzi o ilość zdobytych punktów w lidze, odniosła okazałe zwycięstwo 3:0 nad Hannoverem na wyjeździe. Bramki strzelali Łukasz Piszczek, Raffael oraz właśnie jeden z nowych nabytków - Gekas. Tak dygresjynie mówiąc, Artur Wichniarek raczej nie ma już żadnych czas, aby grać w pierwszej jedenastce, skoro nie był w stanie wywalczyć stałego miejsca przed przybyciem greckiego napastnika.

Z uwagi, że zarówno Schalke jak i Bayer Leverkusen wygrały swoje mecze (1:0 oraz 4:2) i zachowały swoje miejsca oraz przewagę nad Bayernem.

Borrusia Dortmund, w składzie naturalnie z Błaszczykowskim oraz jedną z najbardziej wyrózniających się postaci rundy wiosennej - argentyńskim atakujący Barriosem - wygrywa w Kolonii z zespołem Lukasa Podolskiego 3:2 rzutem na taśmie po golu w doliczonym czasie gry. Tym samym ekipa z Dortmundu odnosi 5 zwycięstwo z rzędu i pokazuje, że też ma chrapkę na mistrzowski tytuł.

Werder Brema i obrońca tytułu mistrzowskiego - Wolfsburg - nadal spadają po równi pochyłej, zaliczając kolejno 5 i 6 mecz bez zwycięstwa w Bundeslidze.
Natomiast Stuttgart, wygrywając właśnie 3:1 z Wilkami, pnie się z strefy spadkowej coraz wyżej, jednakze nie sądzę, aby byli w stanie nawiązać walkę o chociażby Ligę Europejską, mimo że skład mają na co najmniej 5 miejsce - Hleb, Pogrebniak, Cacau, Marica czy Hitzlsperger to są nazwiska.

Górna część tabeli wygląda tak:

1)Bayer L - 38 punktów.
2)Schalke - 37 punktów.
3)Bayern - 36 punktów.
4)Hamburg - 34 punkty.
5)Borrusia D - 33 punkty.

Jest wyrównanie i kazda z tych ekip ma szanse na tytuł mistrzowski.


Zostawiając Bundesligę, wspomnę po łebkach o tym, co wydarzyło się w Premiership, która jest w kręgu moich zainteresowań, ale nie tak bardzo, jak Liga niemiecka.

Chelsea urządza (i bardzo dobrze) na Stamford Bridge pogrzeb Sunderlandowi, wygrywając 7:2. Oglądałem ten mecz i mogłoby być jeszcze wyżej, ale stanął na przeszkodzie m.in. słupek. Genialne zawody rozegrał po raz kolejny Ashley Cole (m.in. bramka - to trzeba zobaczyć http://www.youtube.com/watch?v=Vkt_U2FQmwc - i asysta), udowadniając, że jest najlepszym lewym obrońcą na pewno na wyspach, a nawet na świecie.

Z czołówki tabeli wygrywają Manchester (3:0 z Burnley) oraz Arsenal (2:0 z Boltonem na wyjeździe).

Liverpool nadal w kryzysie, bo zaledwie remisują z Stoke City na wyjeździe 1:1, tracąc gola w ostatniej minucie. Jestem ciekawe, kiedy Benitezowi skończy się kredyt zaufania i wyleci.

Sytuacja w szczycie tabeli wygląda tak:

1)Chelsea - 48 punktów.
2)ManU - 47 puntków, ale jeden mecz rozegrany więcej.
3)Arsenal - 45 punktów.

Potem już z wyraźną stratą

4)Tottenham - 38 punktów.
5)Man City - 38 punktów.
6)Aston Villa - 36 punktów.

Gdzie jest Liverpool na, na, na, czy ktoś widział Liverpool?!

PS: YOU WILL NEVER WANK ALONE

Top 3 - Polska 2009

Z uwagi, że nie przesłucham zbyt wielu (mniej więcej 15) polskich produkcji w 2009 roku, nie zrobię listy 10 ani też 5 najlepszych płyt. Nie jest to jednak jedyny powód. Po drugie, niewiele albumów tak naprawdę wywarło na mnie wielkie wrażenie, ale są wyjątki. Właśnie owymi wyjątkami, które sobie ostatnio odświeżyłem, się zajmę.

VNM – Niuskul Mixtape

Fakt, że VNM zdecydował się na wydanie tej płyty był zaskoczeniem, bo sam się zapierał, że odchodzi z rapu - ,,ludzie piją za powroty nie będę tak pił, ja piję za rozstanie jest ekstra, ej ty, do pełna wlej mi z butelki tej J.D., bo nie zapowiada się na comeback jak Jay-Z” oraz ,,rap nie jest fajnym przyjacielem, on tylko bierze dużo, a oddaje niewiele, dla wielu jest festynem dla mnie to sentyment, do przejścia tej granicy dzieli mnie centymetr’’. Na szczęście Tomek nie posunął się o ten centymetr dalej i comeback jak Jay-Z miał miejsce.
Biorąc pod uwagę całą otoczkę związaną z powstawaniem tego wydawnictwa oraz lata, w których wychodziły kawałki znajdującej się na nim, można by rzec, że jest to bardziej kompilacja niż typowa płyta.
Znajdują się na niej 3 single, które wyszło po pierwszej solówce VNM’a, a więc na początku 2008 roku, a kilka utworów wyciekło przed oficjalną premierą wydania albumu. Sumując to wszystko, wychodzi na to, że ponad połowa „Niuskul Mixtape” hulała po internecie przed dniem oficjalnego wydania. Mogło to spowodować wystarczające nasycenie się kawałkami i niezbyt entuzjastyczne przyjęcie płyty, ale nie u mnie!
VNM pod względem flow jest zdecydowanie w czołówce polskich MC’s, a moim zdaniem jest najlepszy. Jak kilka lat temu, za czasów 834, można było mu zarzucić brak wyczucia rytmu, to obecnie jechanie po bicie Tomka jest perfekcyjne. Potrafi się kapitalnie dostosować do każdego podkładu muzycznego bez względu czy jest wolny - „Za Drzwiami”, czy szybszy - „Kambej Jak Dżejzi”. Jest dynamiczny, pewny siebie, energiczny, emanuje emocjami, potrafi świetnie i co najważniejsze umiejętnie nawinąć offbeatem (wersy pod koniec pierwszej zwrotki „Za Drzwiami” - ,,gdy next cash to jest ex-cash, tych problemów bez kres, a tylko chcemy tu przejść przez stres, ale bez łez, nie chcę...’’ to trzeba usłyszeć - http://www.youtube.com/watch?v=lW5kv31LCno)
Teksty to kolejna bardzo mocna strona rapera. W kwestii techniki VNM jest jednym z najlepszych (jak nie najlepszym) polskich artystów. Rym podwójny dla Tomka to jak wieczorne mycie zębów dla każdego, kto dba o swoją higienę (niestety nie wszyscy tego przestrzegają, masakra…). Jednak VNM poszedł o jeden krok dalej i nagrał kawałek „Kambej Jak Dżejzi” (polecam http://www.youtube.com/watch?v=UugkLwVZE2E), w którym używa nawet potrójnych rymów! Wiadomo, że nie można raczej napisać głębokiego utworu z przesłaniem na potrójnych rymach, mając na uwadze, jak słabo rymuje się język polski w porównaniu do np. angielskiego, ale sam fakt stworzenia takiego tracku budzi respekt. Przekaz to oczywiście klasyczne braggadacio, ale podane w „potrójny” sposób: ,,fał wpada na niego, jak flara na niebo’’, „wróciłem jak w tanich scenach z horrorów, czekali na to z paznokciami w zębach na forum’’, ,,kiedy jest dobrze, jak płynie na lód toeloop, wtedy kiedy jest potrójnie, jest cool chuju’’ – to tylko 3 przykłady, a takich wersów jest więcej. Wspominając o technice składania rymów, nie mogę nie napisać o tym, że Tomek świetnie umie bawić się słowem: ,,mówisz może? jakie może, morze to rozstąpił Mojżesz’’ czy ,,nie jestem rasistą, ale jaka równość, nigdy nie miałem sobie równych, ty kurwo’’. Pojawiają się także kondensacje znaczeniowe, ale ich ilość jest mniejsza niż „Na Szlaku Po Czek”: ,,moje serce bije szybko jak Mohammed Ali’’, ,,swoje CD wrzuć do kosza jak Miami Heat”
Tematyka tekstów jest urozmaicona - bragga ,,Zrozum To W Końcu”, picie na osiedlu „Na Bloku, wspomnienia „Za Drzwiami”, ambitna rozkmina „Marzyciele”, rozliczenie z słabymi raperami i popem "Gorzkich Snów", pozytywny przekaz „Mega” (chyba najciekawszy kawałek na płycie - http://www.youtube.com/watch?v=TwTygXS_uP4)
Produkcja to chyba najsłabsza strona „Niuskul Mixtape’’, ale w żadnym wypadku nie jest słaba. Podkłady do utworów „Marzyciele” (remix Denvera o wiele lepszy), „Niskul” oraz „Słodkich Snów” trochę mnie męczą. Nie potrafiłem się do nich przekonać do dziś i wątpię, aby kiedykolwiek to nastąpiło. Podobnie miałem z „Na Bloku”, ale im dłużej słuchałem, tym bit bardziej mi się wkręcał.
Podsumowując, nie mogę powiedzieć nic innego – najlepsza polska płyta 2009.

Rychu Peja SoLUfka – Na Serio.
Ryszard to obok Tedego człowiek, który jest w tym biznesie od samego początku, cały czas nagrywa i nie zamierza rezygnować, jak sam zresztą zapewnia ,,stary wyga rapu wciąż się param tym rzemiosłem’’. Żywa legenda i największy koneser amerykańskiego rapu spośród polskich raperów i zapewne jeden z największych znawców ogólnie, za co mam ogromny szacunek dla niego.
Wcześniej nagrywał pod szyldem Peja(Slums Attack), a pseudonim Rychu Peja SoLUfka przybrał w 2008 roku, kiedy wydał podwójny album „Styl Życia Gnoja”. Mimo że mi się bardzo podobał, nie został ogólnie przyjęty entuzjastycznie. Rysiek wziął chyba sobie to do serca i na początku 2009 roku wszedł do studia, rozpoczynając pracę nad czymś, co ma zaskoczyć polską scenę i mu się udało.
„Na Serio” to najbardziej osobista i dojrzała płyta w dyskografii Pei. Artysta porusza tematy i sprawy, o których nie wspominał nigdy wcześniej, o których zapewne wiele osób nie miało pojęcia m.in. śmierć matki „Kochana Mamo” czy problemy z alkoholem – „Pozwól Żyć”(zdecydowanie najlepsza nuta. Peja wkłada tyle emocji i uczuć w ten kawałek, że nie się wyrazić to słowami http://www.youtube.com/watch?v=5fipltFhtAk), ale również w innych utworach można znaleźć pojedyncze odniesienia do tego. Mamy również utwór „KC”, w którym Peja oświadcza się swojej dziewczynie (już są zaręczeni i mają się pobrać, mam nadzieję, że tym razem jego małżeństwo będzie szczęśliwe do końca) i wyznaje jej bezgraniczną miłość.
Raper poza tym m.in. rozlicza się z życiem („Zbyt Dużo Bólu”), pokazuje, nawijając ironicznie, że nadal wie czego chce w rapie i nie ma zamiaru odkładać mikrofonu tylko dlatego, iż ktoś go krytykuje ,,mnie takiego nie znacie, jak przedstawiacie, to ten niedobry Rysiek, co nie zrobił postępu od Głuchej Nocy, bycie chuj strzelił łajzo, szanowny pan recenzent wciąż smaruje takie brednie, bo na rapie zna się biegle”, raduje się z bycia w szczęśliwym związku („Szczęście”), mówi o przemyśle rapowym i kulturze („Hip Hop” - ,,przesłuchałem wszystkie płyty, mówię tylko o tych w tym tygodniu nabytych’’ – świetny follow-up do Sokoła) oraz nawija o imprezowaniu („Gruba Impra Z Rysiem 2), przy czym zaznacza, że ,,jeszcze trzeźwo, do superalkoholowych burd dziś podchodzę z rezerwą’’, co pokazuje, iż cechuje go dojrzałość i rozsądek.
Peja nigdy nie przykładał wagi do wartości technicznej tekstów, dlatego nie ma podwójnych rymów i niesamowitych zabiegów lirycznych, tylko kładł nacisk na prosty, ale jakże trafny przekaz. Wywiązał się z tego zadania w stu procentach, co nie znaczy, że dominują rymy czasownikowe.
Rychu nie zrobił żadnego progresu, jeżeli chodzi flow, które jednak jest na dobrym poziomie. Potrafi nawinąć spokojnie „Kochana Mamo”, „Na Powierzchni” oraz dynamicznie „Mamy Ten Flow” czy „To Co Robimy” – najlepsze bangiery na płycie, nie licząc „Grubej Impry Z Rychem 2”. W każdym razie tak, jak w przypadku techniki składania rymów, flow nie jest najważniejszym elementem muzyki Poznaniaka.
Muzycznie nie mam nic do zarzucenia płycie. Podkłady trafnie dobrane do poszczególnych tracków. Goście, m.in. Paluch, Pih, Kobra czy Sheller (który w tekście wspomniał o Betraylu!), spisali się co najmniej przyzwoicie. Jedynie Chada odbiegł dość znacznie poziomem. No i jeszcze refren z „KC” jest mankamentem i jakoś nie pasuje mi.
Kończąc, muszę powiedzieć, że Peja jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, a tym razem nawet zaskoczył – 2 najlepsza płyta 2009 w Polsce.

Ten Typ Mes – Zamach Na Przeciętność
Drugie solowe wydawnictwo reprezentanta Warszawy, którego teraz zna chyba każdy słuchacz rapu. Zawieszając bardzo wysoko poprzeczkę po wydaniu debiutu, Mes stanął przed arcytrudnym zadaniem chociażby zbliżenia się poziomem do „Zapisków Typa”, nie mówiąc już o go przewyższeniem.
Pierwszy singiel, który promował płytę, wyszedł pod koniec listopada 2008 roku. Był to kawałek „My”, który wywarł na mnie niesamowite wrażenie i do dziś pozostaje najlepszym kawałkiem nagranym przez Piotrka. Raper świetnie odnalazł się na bicie, a tekst jest klasą sam dla siebie: ,,słyszysz Volt, myślisz piwo może taniec, dla nas to autor płyt, które znamy na pamięć’’. W dodatku do tej nuty został nagrany prosty, ale pomysłowy i ciekawy teledysk, jak Mes stoi oraz rapuje na ulicy (teledysk nagrany za pierwszym razem!) - http://www.youtube.com/watch?v=Tu8l1AoGQZU
Pod względem flow Warszawiak udowodnił na „Zamachu Na Przeciętność”, że obecnie tylko VNM może stanowić dla niego konkurencję. O ile można dyskutować, czy tekstowo Mes zaliczył progres, to kwestia polepszenia flow, które i tak miał bardzo dobre, jest bezsporna. Budzące podziw wyczucie rytmu, elastyczność, swobodna zmiana tempa rymowania czy nagłe przyśpieszenia to największe zalety Tego Typa. Wystarczy posłuchać, jak perfekcyjnie zarymował wersy ,,weź czarną szmatę posprzątaj nią słoty, to nie przypasuje tym typom, którzy wokół nich siedzą, ale szmata się wybieli na wysoki połysk’’ z utworu „Jak To?!” (drugi singiel promujący) i już szczęka opada - kapitalne przyśpieszenie na kilka sekund, przy czym zachowana wyraźna dykcja.
Artysta jest jednym z pierwszych w Polsce, którzy zaczęli pisać teksty, używając podwójnych rymów. Na tym wydawnictwie nie dostrzegłem ich tak wiele, jak miało to miejsce na debiutanckim krążku, ale to nie znaczy, że ich nie ma. Mes ma taki talent, że bez rozmieniania się na drobne potrafi napisać bardzo trafne, inteligentne, bezkompromisowe, czasami jadowite i zdecydowanie przyciągające uwagę wersy, a zarazem zadziwia doborem słów. Oto kilka przykładów: ,,plastikowa bijacz, ja choć czasem nie dojadam, zawsze dopijam’’, ,,nie mam 160 iq, za to mam rację, ta która ponoć tyle miała przeszła operację, sylikon wlali jej do głowy, a po wszystkim, pocięli mózg na półkule i wszczepili cycki’’ z „Welcome Willkommen!”, ,,pierdolę świat, choć mógłbym go posunąć… do odpowiedzialności’’ - cliffhanger z „Co Jest Warte Uwagi” czy chociażby ,,podczas mycia zębów chociażby krew z dziąsła, prowadzi do kolejnych poszlak, smakuje tak jak wtedy, kiedy pierwszy raz, jako szczyl, dostałem w ryj wielce dziwiąc się tym, że jesteśmy tak skonstruowani, by czuć później, adrenalina sprowadza ciosy do muśnięć’’ z „Smak Życia”.
Im dłużej słucham tej płyty, tym więcej wyłapuje świetnych wersów. Mes udowodnił, że oprócz wyżej wymienionych cech, jest bardzo kreatywnym twórcą – „Zamach Na Jana K.”, pomysłowy storytelling tylko to potwierdza - http://www.youtube.com/watch?v=RrZkXhvQy-o Na krążku można odnaleźć także utwór, który zmusza do refleksji „Dwadzieścia Pięć”, odnosi się do przeszłości „Nie Płaczę Za Nimi”, a nawet kawałek, będący kolażem rapu i rocka „OiOM”, który, moim zdaniem, jest kompletnym niewypałem. Nie chodzi o to, że jestem hejterem rocka, ale po prostu nie przypadł mi go gustu.
Produkcyjnie „Zamach Na Przeciętność” jest naprawdę solidnym albumem. Bity są różnorodne, ale z przewagą tych spokojniejszych, co zresztą cechowało Piotrka na „Zapiskach Typa”. Gościnnie udzieli się tacy raperzy jak Ero, Łona, Numer Raz czy Stasiak. Najlepiej wypadł Łona, obdarzony jednym z najbardziej charakterystycznych głosów w Polsce, natomiast Numer Raz został już z góry skazany na porażkę, występując w kawałku „Nie Ten Sam Ziom”, gdzie rapował u boku oczywiście Mesa i Łony. Członek Warszafskiego Deszczu odbiega zdecydowanie umiejętnościowy od pozostałej dwójki.
Ogólnie „Zamach Na Przeciętność” to była praktycznie bez wad, a więc dlaczego nie umieszczam jej na szczycie tej małej listy? Dlatego, że z płytami Mesa mam tak, iż w pełni doceniam je dopiero po czasie i jestem przekonany, że za rok będę uważał ten album za najlepszą polską płytę 2009.


Rok 2009 w rapie z USA (oczywiście relatywnie) był zdecydowanie lepszy niż z Polski. Płyty Tedego, Warszafskiego Deszczu czy też Fu, mimo że nie są tragiczne, nie sprostały moim oczekiwaniom. Onar nie nagrał nic zaskakującego, O.S.T.R. nadal pogrążą się w monotonii i chyba nie zamierza przestać, Małpa, którym jarało się 95% internetu, nagrał dobrą płytę, ale zdecydowanie przecenioną (dwa kawałki są mega, a reszta odbiega). Na plus wypadł Gruby $najper ze swoim „Egoista Mixtape” („Szmira Po Flaszcę”, „Ten Hajs” – idealne kawałki pod gorzką żołądkową, kto ma wiedzieć, to wie!) oraz Paluch z płytą „Pewniak”.

wtorek, 12 stycznia 2010

ROZKMINA

Jest godzina prawie 3 w nocy, jutro (w zasadzie to dzisiaj) muszę wstać najpóźniej o 8:30, bo jadę na 9:40 do szkoły, więc teraz powinienem juz spać, ale tego nie robię, bo mam wyjebane jak Boski Roman.

Słucham sobie C.O.S.'a i naszła mnie rozkmina na temat fenomenu portali społecznościowych typu fotka.pl, nasza-klasa oraz, jakże modny ostatnimi czasy, chłonący to coraz większe rzesze ludzi (szczególnie młodych), facebook.

Nie ogarniam, dlaczego ludzi tak ciągnie do zakładania sobie kont na takich portalach i wklejaniu swoich fotek i dodawaniu 543493219219219 znajomych, z których tak naprawdę znają może 10 %, a reszte to tacy ich znajomi, że jestem ciekawy, co by zrobili, jakby jakiegoś z nich spotkali na schodach jak Eis. Żenia.

Czy naprawdę ludzie są tacy, ze nie potrafią znaleźć sobie czegoś innego do roboty? Czy posiadanie konta na takim portalu czyni ich kimś? Czy zwiększa poczucie własnej wartości? Czy potrzebują lansu internetowego i propsów internetowych?

Nie wiem. Czasami myślę, ze tak. Jednak z drugiej strony wielu ludzi, którzy mają tam konta, znam osobiście i są to normalne oraz inteligentle osoby. Trochę paradoks jak Fu.

Jeszcze chciałbym zaznaczyć, że posiadanie konta na takim portalu trochę "zakrzywia" relacje społeczne. Dajmy na to, że osoba X ma w znajomych osobę Y, ale nie znają się zbytnio, nie rozmawiają i w ogóle nie łączy ich nic poza faktem, że kiedyś tam chodzili do tej samej szkoły. No i osoba X wstawia zdjęcie, natomiast Y dodaje komentarz "wow, fajna bluzka, pozdro". No i co w tym złego? To, kurwa, że w rzeczywistości osoba Y nigdy by nie podeszła do osoby X i jej tego nie powiedziała, bo wtedy byłaby narazona na konfrontację wzrokową i mozliwe, ze byłaby zobligowana (skoro zaczęła gadkę) jakoś pociągnąć i rozwinąć rozmowę.
No, a przed monitorem do takiego czegoś nie dojdzie, więc osoba Y czuje się bezpiecznie.

Generalnie to musiałem o tym napisać, bo mnie wzięło. No, a teraz obejrzę sobie odcinek "Are You Afraid of the Dark?" (kto tego nie zna, niech poderznie sobie gardło tępą łyżką jak Tede w "X"), bo zawsze oglądam przed snem.
Zasnę pewnie po 4, wstanę o 8:30, czyli będę spał krócej niz Lukasyno!

piątek, 8 stycznia 2010

SYNEK, JAK JA CIĘ PIERDOLNĘ, TO CIĘ KREW ZALEJE!

Wkurwia mnie zima, śnieg, zimno, wiatr, stanie na przestankach i czekanie w tym mrozie na autobusy, w których jest syf jak u mnie na górze segmentu albo i jeszcze gorzej. Poza tym muszę wkońcu przestawić się na wstawanie i zasypianie o regularnych porach i to ma nie być 11 rano i 3 w nocy jak się często zdarza. No, ale pewnie tylko tak mówię, że się ogarnę jak Małolat, a i tak będzie jak codzień to samo jak Ascetoholix.

Poza tym zbliża się koniec semestru, więc zaliczenia a potem egzaminy (jebać niemiecki, pozdro dla Helgi).
Muszę przetłumaczyć dwa teksty na tłumaczenie i przekład no i zrobić prezentację na pierdoloną literaturę. Oczywiście będę czytał z kartki, a nie pucował się o wyższą ocenę, mówiąc z pamięci, bo tak robią lamusy morskie. (btw nadal gardzę tymi, którzy zaliczą egzamin z literatury, a nie zaliczą gramatyki!). No, a poza tym z PNJ mam spokój - tak być musiało (bo ja to nie pizda tylko właściwy człowiek na właściwym miejscu!) jak Molesta, a w zasadzie Wilk co z lamusami się nie pieści i jebie leszczy! Czy tam odwrotnie. Nieważne.
Gwoźdź sprawdził mi pierwszy rozdział pracy na dyplom i powiedział, że jest dobrze, ale i tak się trochę motał. W każdym razie myślę, że zrozumiałem OCB jak Ostry.

Nie mam ostatnio zajawki, aby sie czymś jarać. Chciałem ściągnąć sobie płytę Madvillain, ale, kurwa, w tym zasranym internecie nie ma ani jednego działającego linku! To jest skandal i większa żenia niż "Po Robocie" Meza czy Jędker i jego melanż z Zodakiem czy chuj wie, z kim. Jeden ziomek obiecał, że mi wrzuci ją na serwer, więc w tym jedyna nadzieja.
Mam za to inne zajawki - oglądam sobie na youtubie dwa seriale (oczywiście z dubbingiem angielskim, bo musi być Progres jak 1z2), które kojarzą się z moim dorastaniem - Alf oraz Are You Afraid of The Dark?. No i jest fajnie jak po kilku bronksach w doborowym towarzystwie.

No i beka jest niesamowita z "Niezapomnianej Osiemnastki" no i jej miliona przeróbek, które ujrzały światło dziennie.

Dobra.

- Koniec imprezy!
- Ale notka!
- Co, kurwa, notka? Nie ma takiego pisania! Dziękuję, dobranoc.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

3 największe rozczarowania 2009 roku

Mimo że rok 2009 uważam za bardzo udany w rapie zza oceanem, jednak nie obeszło się bez produkcji, w których pokładałem wysokie nadzieje, a nie sprostały im. Takich płyt nie pojawiło się zbyt dużo, dlatego też zestawienie będzie zawierać jedynie 3 pozycje.

1)KRS One & Buckshot - Survival SkillsOgólnie rok 2009 stał się rokiem 3 kolaboracji pomiędzy fundamentalnymi postaciami Wschodniego Wybrzeża - Masta Ace & Edo G (dla mnie zawsze Ed O.G.), OC & AG oraz wspomnianymi powyżej KRS One & Buckshot. Jako że Kris jest jednym z moich ulubionych raperów, którego żadna płyta (a wydał ich, licząc albumy pod szyldem Boogie Down Productions oraz kompilacje, prawie 25) mnie nie zawiodła, zacierałem ręce na samą myśl o wyjściu kolejnej produkcji. Smaczku dodawał chyba jeden z bardziej niedocenianych raperów Nowego Jorku - Buckshot, którego również lubię i cenię (mam nawet "Total Ecplise" Black Moon na oryginale). Spośród tych 3 kolaboracji najbardziej czekałem na "Survival Skills" i niestety zawiodłem się całkowicie. Krążek promowały single "Robot" oraz "Survival Skills", które słyszałem przed wyjściem całego materiału. "Robot" mnie zmiażdżył na całej linii, natomiast "Survival Skills" był po prostu niezły. W każdym razie mój apetyt na album nie zmalał. Byłem głodny rapu KRS One'a tak, jak zawsze. Niestety, rzeczywistość tym razem mnie nie rozpieściła. Pomimo że od strony produkcyjnej "Survival Skills" mają się naprawdę świetnie, bo m.in. Black Milk, 9th Wonder i Marco Polo dostarczyli świeże, starannie wyprodukowane podkłady, to ogólnie nie jest dobrze. Co jest największą wadą, to liczba gości, która jest po prostu za duża, mając na uwadzę, że to projekt dwóch artystów i obecność kolejnego gościa pcha tylko głównych aktorów na dalszy plan. Nie mam w ogóle pretensji, co do doboru jakości gości (Immortal Technique, Slug czy Pharoahe Monch to są sprawdzone i cenione przeze mnie firmy), ale ich liczba mogłaby być mniejsza. Słuchając, odnosiłem wrażenie, że w moich słuchawkach leci kompilacja albo składanka, a nie klasyczna (w znaczeniu typowa, jakby ktoś się czepiał) płyta. Tekstowo "Survival Skills" prezentują się dobrze. Nie dostajemy innowacji i wykraczania poza pewne schematy, ale nie można powiedzieć, że jest nudno, jednakże brakuje mi prawdziwych bomb. Wyjątkiem jest tutaj pierwszy singiel oraz "Think of All the Things", który traktuję, jako najlepszy utwór. Mówi o tym, jaką samotność odczuwają dzieci, kiedy ich rodzice zajęci są swoimi sprawami. http://www.youtube.com/watch?v=j3Wb6vWdWus
Podsumowując, album powinien zadowolić większość słuchaczy, bo tak naprawdę nie ma tutaj niesamowitych mankamentów technicznych w żadnym aspekcie. Jednakże, traktując płytę jako posiłek, moim ulubionym składnikiem miał być KRS One, ale niestety nie nasyciłem się nim wystarczają, bo było go po prostu za mało. Dlatego powyższy album znajduje się na pierwszy miejscu największych rozczarowań zeszłego roku.
2)Murs & Slug - Felt 3 A Tribute To Rosie Perez
No tak... Kto by pomyślał, że trzecie wspólna płyta tych nietuzinkowych zawodników zupełnie nie trafi w moje gusta i okaże się zbyteczna. Ja tak pomyślałem! Kiedy? Wtedy, kiedy dowiedziałem się, że za produkcję odpowiedzialny będzie Aesop Rock (chuj ci w pralkę, frajerze!), ale nie zniechęciło mnie to na tyle, aby nie dać szansy albumowi. Aesop Rock czyli najbardziej przeceniany raper i producent, jaki kiedykolwiek objawił się światu. Nie rozumiem kompletnie jego fenomenu. Zaraz będzie miał 10 milionów odsłuchań na last.fm, podczas gdy Cormega czy Chino Xl nie mają nawet miliona... Żenia. Nie będę tutaj rozwodzić się na temat beznadziejności Aesop'a, bo jak ktoś słuchał (no, no. teksty typu ,,flash that buttery gold, jittery zeitgeist'' naprawdę mega jak VNM, a podkłady to nawet większy wymiar niż trzeci!), to wie, co mam na myśli. Określenie ,,muzyka dla dżdżownic" jest chyba najbardziej trafne w tym przypadku. (ojej, przecież tak nazywa się jedna z płyt Aesopa, co za ironia!). Dobra, zostawny rzucanie obelgami w strone Aesopa, bo jeszcze zamknie się w pralce do końca życia, a poza tym, może napiszę szczegołową notkę, w której szerzej poruszę ten temat (w sensie pojadę po nim, nie zostawiając suchej nitki jak Tede w "D.I.S".) . Wracając do sedna sprawy "Felt 3" jest dla mnie nie strawny pod względem produkcyjnym jak zupa mleczna w przedszkolu (na szczęście nie zmuszali mnie do jej jedzenia). Aesop Rock, aby zrobić bit, jak doszeliśmy do wniosku po jednym melanżu z Lewym i Rafałem, wycina sample z pralki i wydawanych przez nią rozmaitych odgłosów podczas wirowania, płukania oraz innych czynności, które owe urządzenie wykonuje. Czyli wychodzi coś, co jest asłuchalne. Tak było i w tym przypadku. Strasznie szkoda mi warstwy lirycznej, bo Slug i Murs zrównali wszystko z ziemią jak Lider Akatsuki Konohę, ale na próżno... Nie potrafię się delektować wyśmienitym jedzeniem, podanym na obskurnym, brudnym talerzu. Chyba nikt nie umie. Generalnie stawiam tekst ponad bit, ale podkład muzyczny jest równie istotny i nie może ranić uszu (np. nie trawię bitu z "I Got A Story To Tell" Notoriousa, mimo że tekst niszczy). Tutaj wszystkie podkłady są denne. Okej, zgodzę się, ze Aesop Rock ma swoją jazdę (dobze, bo jak mawiał Tede każdy ma jazdę) i wizję tworzenia muzyki, ale niech realizuje ją tylko i wyłącznie na swoich płytach, a na pewno nie na krązkach jednych z moich ulubionych artystów (albo niech zrezygnuje z używania pralki w robieniu podkładów).
Możliwe, że napisałem więcej niedobrego o "Felt 3" niż "Survival Skills", ale jak już wspominałem, byłem przygotowany na coś takiego. W każdym razie i tak jest wielkie rozczarowanie, bo gdyby to Ant (który produkował dwie poprzednie płyty pod szyldem Murs & Slug, w zasadzie to oni razem się nazywają Felt) dostarczył bity byłoby o niebo albo i dwa nieba lepiej.

3)Camp Lo - Stone And Rob Caught On Tape
Zespół pochodzi z Nowego Jorku (dokładnie Bronx) i poza znakomitym debiutem "Uptown Saturday Night" z 1997 roku nie nagrali nic wartego uwagi, a obecnymi produkcjami sprawiają, że tonę w maraźmie. Do rzeczy. Kiedy słuchałem ich albumu z 2007 roku, sądziłem, że niżej już upaść nie można i wiecie co? Na szczęście się nie pomyliłem, ale "Stone And Rob Caught On Tape" to słaba płyta. Nie ma tutaj niczego, co cechowało Camp Lo w latach 90-tych. Świeża, bujająca, dopieszczona, różnoroda produkcja i błyskotliwe, ale trudno przystępne (ze względu na mnogość wyrażeń slangowych, dziwnych wyrażeń slangowych...) teksty - http://www.youtube.com/watch?v=Cb81_uaOKNs
Łza się kręci w oku, jak słucham tego kawałka, mając na uwadzę, co Geechie Suede (głosem przypomina mi Lil Dapa) i Sonny Cheeba (flow przypomina mi Lil Dapa) robią teraz.
Nie będę się rozpisywał nad tym krążkiem, tyle wystarczy. Ktoś mógłbym zadać pytanie, dlaczego w ogóle go słuchałem skoro byłem praktycznie pewny, że wyjdzie żenada? Ze względu na sentyment do ich wybitnego debiutu i z lekką nutką nadziei (chyba chorej nadziei), że może tym razem nagrają coś dobrego, kierując się myślą "Chcemy nagrać dobrą płytę", a nie "Wypadałoby coś nagrać".
Podsumowanie roku 2009, jeżeli chodzi o najlepsze płyty i największe rozczarowania (super, że tych nie było dużo) w USA mam za sobą. Teraz trzeba wrócić z podróży i dokonać podsumowania rodzimego podwórka, więc Stay Tuned jak People Under The Stairs!

niedziela, 3 stycznia 2010

10 najlepszych płyt roku 2009

Rok 2009 w rapie był nadzwyczaj owocny i żniwo zebrane w postaci płyt było obfite, nie zatracając swojej wysokiej jakości. Oczywiście pojawiło się kilka czarnych owiec, ale ich ilość mogę policzyć na palcach jednej ręki (o czym zresztą napiszę, gdzie indziej). Stworzony przeze mnie poniższy ranking 10 najlepszych płyt minionego roku jest czysto subiektywny i bazuje na moich odczuciach no i przede wszystkim guście (co uzasadnia, dlaczego znalazła się tutaj płyta „X”, natomiast „Y” nie). Zaznaczam od razu, że przesłuchałem około 50 produkcji, więc wybór nie był łatwy.

1)Betrayl – The Life N Death of My Hood
To prawdziwe wejście smoka w wykonaniu rapera z Bostonu do rapgry, bo powyższy album jest jego debiutem. Sam tytuł jest wymowny, jak to Betrayl podkreśla już w pierwszym kawałku na płycie, fraza „Death of My Hood” odnosi się do tragicznej śmierci jego kilkuletniego syna, który został zastrzelony. To pokazuje, jaki bagaż doświadczeń niesie ze sobą artysta, co wyraźnie odbija się w tekstach na krążku. Betrayl nie gloryfikuje przemocy, nie ma tutaj bezsensownych opowiastek o przestępstwach. W zamian za to dostajemy dosadne, dające do myślenia i naprawdę trafne obserwacje, które nie rzadko mają charakter niezwykle osobisty – po prostu uliczna poezja. Takie wersy jak „remeniscing my childhood when things were easy, if I could go back and warn myself I probably won’t believe me’’ lub ,,the pen is silencer and my mind is the tec’’ czy chociażby refren z mojej ulubiony nuty “Blunted On A Rainy” (http://www.youtube.com/watch?v=v0S2YtdhkNY ), którzy brzmi ,,I’m getting blunted on a rainy day, rolling l’s up, I need to take pain away, my niggaz dead or in a box, how can I face today, you better analyze everything I came to say’’ świadczą o potędze lirycznej rapera i czynią z niego nie gorszego ulicznego poetę od mistrza fachu – Cormegi. Bity są spokojne, wolne, zmuszające do refleksji i świetnie pasują do warstwy tekstowej.
Może brzmieć to banalnie, bo przecież tematy nie są innowacyjne ani zaskakujące, ale w przypadku Betrayla jest inaczej. Łącznie płytę przesłuchałem prawie 30 razy i jeszcze mi się nie znudziła. Ona jest magiczna i mieści się w pierwszej dwójce najbardziej poruszających albumów, które słyszałem. Zdecydowanie numer 1 jak KRS One (tudzież Nelly) 2009 roku!

2)Cormega – Born and Raised Wspominałem o Cormedze w opisie poprzedniej płyty, jako najlepszym ulicznym poecie. Nie czekałem specjalnie na „Born and Raise”, dlatego też tym milej się zaskoczyłem, kiedy ją posłuchałem. Cory pokazał, że tekstowo nadal jest najlepszym ulicznym poetą i że warto było czekać 4 lata na kolejny (po „The Testament”) album. Mimo że płyta trwa niespełna 45 minut, jest doskonała. Na oficjalnym debiucie, prawie 9 lat temu, Cormega rymował ,, I paint a picture vividly as if Picasso's spirit entered me’’ i nadal się tego trzyma! Może już nie tak imponująco, ale nadal jest świeży, co pokazują wersy ,,crime rate is lower since i started rapping’’, ,,my mental strain helps me to separate pure from infiltrated’’ czy ,,i’m shine, i’m street personafied, niggaz ain’t bulti to see the ill grief and homicide, real recognize real, fake can’t relate to how i feel, i can say names but i’m chill’’, co odbieram jako aluzję w kierunku Nasa, mając na uwadzę ostatnie wydarzenia. Strona muzyczna jest dobra, może nie ma przebłysków jak na „The Realness”, ale słucha się przyjemnie.
Przyznam, że sam jestem zaskoczony obecność Cormegi na drugim miejscu, ale tym lepiej, bo jak Nowy Jork będzie miał żołnierzy strzelających takimi nabojami jak Cory, jego kondycja będzie tylko się polepszała.

3)Jay-Z – Blueprint 3
Jay-Z to nie jest tylko raper – to już prezydent rapu. Czekałem na „Blueprint 3”, pokładałem wysokie nadzieje i się nie zawiodłem w żadnym stopniu. Muszę jednak przyznać, że zanim zabrałem się do słuchania całej płyty, miałem styczność z kawałkiem „Run This Town” z gościnnym udziałem Kanye Westa (który jest słabym raperem) oraz Rihanny. Utwór na początku kompletnie mi nie przypadł do gustu, skrzeczenie Rihanny w refrenie było nie do zniesienia, ale z czasem zmieniłem podejście i stał się jednym z moich ulubionych z albumu. Ktoś mógłby powiedzieć, że jak ten kawałek może być dobry skoro Jay-Z współpracuje z Rihhaną? Zwykły błąd myślowy. DJ Premier współpracował z Christiną Aguilerą i to znaczy, że jest słabym producentem? No właśnie, dlatego takie uwagi można sobie wsadzić wiadomo gdzie. Shawn Carter lirycznie pokazał, że jest w bardzo wysokiej formie. Poza sporą ilością gier słownych np. „i just got 10 number one albums maybe now 11, more hits than 9/11’’ (kondensacja znaczeniowa i kalambur), ,,I'm from the apple which means I'm the Mac, She's a PC’’ (kondensacja znaczeniowa) Jay-Z pokazał, że jest sobą i nie kreuje się na kogoś innego ,,I don't be in the project hallway talkin' bout how I be in the project all day that sounds stupid to me’’. Można też znaleźć wersy pośrednio wycelowane prawdopodobnie w The Game’a ,,I was gonna kill a couple rappers, but they did it to themselves’’ i na pewno Prodigy’ego ,,Mobb Deep shook it, but Prodigy took it, a little too far, can’t fuck with Brooklyn’’. W każdym razie tekstowo płyta jest klasą samą dla siebie. Muzycznie jest już słabiej, nie ma tu raczej żadnej perełki, ale tragedii również, może poza podkładem z kawałka „Hate”, który znacznie odbiega od reszty. W każdym razie ja nigdy nie lubiłem i nie umiałem pisać obszernie na temat bitów.
Podsumowując, mogę tylko dodać, że Jay-Z jest żywym przykładem na to, iż można nagrywać komercyjny rap na wysokim poziomie.

4)Sha Stimuli – My Soul To Keep.
Raper reprezentuje Brooklyn, a wyżej wymieniona płyta to jego debiut. Jest to album, który zawiera świetne teksty, bo poza wszechstronnością tematów i ciekawymi konceptami na kawałki ma w sobie gry słowne. Sha Stimuli ma jeden z najlepszych głosów jakie słyszałem – wyraźny, charakterystyczny i co najważniejsze jego nawijka jest przepełniona emocjami, które udzielają się słuchaczom. Najlepszym kawałkiem jest zdecydowanie „Do It For The Doe”. Niesamowicie życiowy track bez żadnych wyolbrzymień, szczególnie druga zwrotka i jej końcowe wersy są nieprawdopodobnie uderzające oraz zaskakujące, (gdzie występuje gra słów, bo jak pisałem wcześniej Stimuli od nich nie stroni) po prostu zabijają. ,,when she asked me if i need a change, i said we both do’’. Nie będę szczegółowo opisywał, o czym traktuje cała zwrotka, jak ktoś ma ochotę, to powinien posłuchać, bo warto i zobaczy, jaką niesamowitą wartość niosą ze sobą przytoczone przeze mnie wersy - http://www.youtube.com/watch?v=55URHUiHCO8 Wyróżniłbym również utwór „Good Day’’, który jest bardzo smutną, przeszywającą wręcz historią, która uczy, że nie powinniśmy ciągle narzekać tylko cieszyć się z tego, co mamy, bo tak naprawdę żyjemy jak królowie w porównaniu do innych ludzi. Polecam sprawdzić - http://www.youtube.com/watch?v=AzRC9epuuPM
Konkludując, pozostaje mi tylko napisać, że krążek jest świetny i niech teraz mi ktoś powie, że Nowy Jork się skończył, no?

Z wybraniem pierwszej czwórki nie miałem żadnych problemów. Bardzo zaimponowały mi te płyty, dlatego poświęciłem im tyle uwagi, natomiast teraz opisy będą krótsze.

5)Crown City Rockers – The Day After Forever.Jest to trzecia płyta w dorobku formacji i prawdę powiedziawszy jest tak samo dobra, jak dwie poprzednie. Przyjemna produkcja plus pozytywne teksty tworzą ciekawy, spójny i świeży materiał.

6)Brother Ali – Us
Jeden z moich ulubionych i moim zdaniem zdecydowanie najlepszych raperów z Mid-West wydał w 2009 roku materiał, który potwierdził, że albinos nadal ma coś konkretnego do powiedzenia. Od razu zaznaczam, że płyta nie jest tekstowo bardzo przystępna i może zniechęcać za pierwszym podejściem. Najlepsza nuta - http://www.youtube.com/watch?v=Df2BTngNnr8.

7)Mr. Sche – I Am Legend.
Skusiłem się na sprawdzenie jego płyty, będąc zachwycony tytułowym kawałkiem - http://www.youtube.com/watch?v=tmmmjdekPCA Płyta generalnie zawiera utwory poruszające i osobiste, można tutaj dodać np. „My Anger, My Pain”. Nie znam poprzednich dokonań artysty, ale z tego, co słyszałem od ludzi obytych w temacie, poprzednie albumy miały inny charakter.

8)Grand Puba – Retroactive.
Wielki powrót na scenę po 8 latach przerwy w bardzo dobrym stylu. Zawsze ceniłem Grand Pubę (zarówno na płytach Brand Nubian czy solowych projektach) za zachowanie idealnego balansu pomiędzy lżejszymi, a poważniejszymi tematami. Po przesłuchaniu „Retroactive” cenię go jeszcze wyżej. Szkoda, że pojawił się autotune, ale to tylko jedna zdechła ryba w oceanie żywych.

9)Slaughterhouse – Slaughterhouse
Czyli Joell Ortiz, Crooked I, Royce 5’9 oraz Joe Budden. Lirycznie krązek jest nie do zdarcia (,,you can’t hide we everywhere now, picture a grizzly standing next to a teddy bear’’, ,, y'all say that your pockets are big, I'd rather say that I'm Pac mixed with Big’’), jeden z najlepszych, ale niestety nie pasuje mi fakt, że aż czwórka raperów wchodzi w skład zespołu, co powoduje mały tłok.

10)Rakim – Seventh Seal.
Tutaj się wahałem kogo umieścić. Postawiłem na Rakima, gdyż cieszę się, że w końcu udało mu się wydać płytę, co trwało aż 7 lat! Są 4 genialne kawałki, reszta trochę w cieniu, ale jest dobrze. Lyrical God, jak sam siebie określa, nadal zadziwia konstrukcjami słownymi (,,complete my legacy without compromising my artistic integrity’’) i płynnym flow. Najlepszy kawałek to „Won’t Be Long”, który jest, moim zdaniem, najlepszym lirycznym kawałkiem minionego roku. Rakim niesamowicie ekspresywnie i szczerze opisuje uczucia i myśli, jakie nim targały przez długie lata, kiedy próbował wydać album. Nie tylko mówi o tym, a o czym jeszcze? Tu jest odpowiedź - http://www.youtube.com/watch?v=EgdwBqnPJww

Wyszło jeszcze wiele ciekawych i wartościowych płyt np. Guru, Kurious (niespodziewany, ale dobry powrót po 15 latach), Deep Rooted, Chali2Na czy Souls of Mischief, ale nie zmieścili się w moim rankingu nie ze względu, że są wyraźnie słabsze, ale po prostu trzeba było podjąć decyzję i wybrać tylko 10 najlepszych.
To by było na tyle, jeżeli chodzi o podsumowanie roku. Do napisania za rok (o ile ten blog będzie jeszcze istniał, a ja nie zostanę zabity przez Kalekie Oko czy innego ancymonka).

Początek jak O.S.T.R.

Zakładam bloga pod wpływem spontanicznej zajawki, a spontaniczne zajawki powinno się realizować jeżeli nie wykraczają poza rzeczywistość. Poza tym jest nowy rok, więc należy dokonać jakiś zmian w swoim życiu.

Tytuł bloga nie jest jakiś mega wyrafinowany i przeszywający, ale akurat to przyszło mi do głowy. Będę głównie pisał o rapie (moja mania, kurwa!), ale znajdą się też posty na temat mojego życia oraz piłki nożnej. To tyle w ramach wstępu.

Jako że mamy nowy rok, to panuje moda (generalnie nie ulegam trendom i przeważnie jestem w opozycji do mainstreamu jak Guru) na robienie postanowień. Ja również kilka takowych sobie ustaliłem:

1)Mniej nerwów, agresji i bluźnienia.

2)Koniec kariery jako crazy boris. Czyli koniec wchodzenia na serwery Medal of Honor tylko po to, aby jako crazy boris - zarówno skin oraz ksywa - blokować drzwi, ranić graczy własnej drużyny czy też jakkolwiek przeszkadzać w grze. W każdym razie i tak jestem praktycznie pobanowany na wszystkich możliwych serwerach i mogę "grać" tylko wtedy, kiedy adminów czy moderatów nie ma online (trudno to wyczuć czasami, bo te skurwysnynki zmieniają nicki!)

3)Definitywnie skończyć wchodzić (nawet dla czystej beki z jej społeczności, bo w sumie wchodziłem tylko z tego powodu no i jeszcze z nudy) na najwięszką skazę i pomyłkę w dziejach polskiego (nawet i światowego!) internetu. Portal, który, wg statystyk, był w minionym roku najczęściej odwiedzaną stroną (poza google) przez Polaków! Portal, który jest najlepszy synonimem słowa ''żenia''. Portal, którego ambicja jest większa od tempratury Słońca, kiedy za 5-6 miliardów lat stanie się ono Czerwonym Olbrzymem i pochłonie nasz Układ Słoneczny (to taka naukowa dygresja aby członkowie portalu, o którym mówię trochę poszerzyli swoją wiedzę na temat otaczającego ich świata, która nie ogranicza się do tego, jak napisać komentarzyk czy dodać nową fotkę). Oczywiście mam na myśli naszą-klase, pomijając ze tez są tam normalni ludzie, ale generalnie to jest żenia i kraina pokemonów. Nawet fotka.pl > nasza.klasa.

4)Ograniczyć wydawanie hajsu na zbędne produkty np. wszelkiego rodzaju fast foody (lepiej sobie zrobić kanapkę z salami!) czy inne niepotrzebne rzeczy.

5)Zacząć ćwiczyć hantelkami. Ćwiczyć nie przez 2 tygodnie tak, jak to było w wakacje, ale regularnie, codziennie, aby trochę nabrać siły i sprawić, aby moje ramiona nie wyglądały jak sflaczałe kabanosy.

No, to by było na tyle w tej dziewiczej notce. W następnej napisze o 10 najlepszych płytach, które ujrzały światło dzienne w 2009 roku, więc Stay Tuned jak People Under the Stairs!